Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Tammy wybuchła głośnym, histerycznym śmiechem, kiedy wsiadłyśmy do taksówki, zapakowanej moimi bagażami. Postanowiłam zachować się jak typowa, rozwydrzona księżniczka i skoro ojciec, kazał mi się z powrotem do niego wprowadzić, nie pozwoliłam sobie w tym pomóc. Uparłam się, że zajmę się tym sama. Jasne, że nie było w tym żadnego sensu ani logiki, ale pozwalało mi się łudzić, że miałam jeszcze trochę kontroli nad własnym życiem.

Po ostatniej rozmowie z ojcem, nasza relacja nieco się polepszyła, ale nadal stąpaliśmy po niepewnym gruncie. On był zbyt ostrożny, a ja nie miałam pojęcia jak go traktować. Nie chciałam być wkurzoną, rozwydrzoną szesnastolatką, ale nie potrafiłam pozbyć się jakiejś dziwnej urazy, schowanej na dnie serca.

Tammy śmiała się tak bardzo, że z jej zielonych oczu pociekły łzy, a zdezorientowany taksówkarz, obrócił się przez ramię, posyłając nam zaniepokojone spojrzenie.

— Nie powinnam ci nic mówić — fuknęłam, krzyżując ramiona na piersi. Taksówka ruszyła powoli, kiedy podałam adres. Za nami rozległ się ryk motocyklowych silników i przewróciłam oczami. Jasne, że jechałyśmy z obstawą. Jakżeby inaczej. Podejrzewałam, że teraz tak to będzie wyglądać. Stałam się cholernym więźniem.

— Oj przepraszam — Trzymała się za brzuch. — Ale to kurewsko zabawne. Boże, to takie do ciebie podobne. Chcesz zaszaleć chociaż raz w życiu i pieprzysz się z jakimś bikerem na totalnym pustkowiu i jesteś tak pijana, że nawet nie patrzysz na jego barwy, a potem... — Znowu wybuchła śmiechem. Czułam na sobie spojrzenie taksówkarza i z trudem powstrzymałam się, żeby nie pokazać mu środkowego palca. —... on się okazuje jednym z chłopców twojego ojca! — Kończy, ocierając łzy.

— Spieprzaj, Tammy — rzuciłam, zaczynają czuć, że mnie wkurza. — To w ogóle nie jest śmieszne.

— Trochę jest. — Wzruszyła ramieniem. — Przynajmniej dla mnie. Jeśli twój ojciec się dowie zamknie cię w klasztorze, a jemu odrąbie jaja tępą siekierką i nakarmi nimi psy.

Rzuciłam jej pochmurne spojrzenie. Było w tym zbyt dużo prawdy.

— Powiedz mi, błagam, który to? — Złożyła ręce jak do modlitwy. — Przysięgam, muszę wiedzieć. Jeśli mi nie powiesz, zeżre mnie to od środka i eksploduję!

— Nic ci nie powiem, Tam. Już za dużo powiedziałam. A ty masz niewyparzoną gębę i zanim się obejrzę wszyscy będą wiedzieć.

— Ejże kurwa, wypraszam sobie! — Uderzyła mnie w ramię. — Jestem twoją najlepszą przyjaciółką i nawet po dwóch flaszkach wódki bym się nie wygadała! Nawet gdyby sam Houston mi groził!

Westchnęła ciężko.

— Każdy by się wygadał przed Houstonem — rzuciłam. — Ja bym mu wyśpiewała dosłownie wszystko, gdyby tylko popatrzył na mnie tym swoim martwym wzrokiem.

Udałam, że się w wzdrygam, a Tammy machnęła na mnie ręką.

— Czy to Rope? — zapytała. — O kurwa nie mów, że to Billy Kid?! — Znowu się roześmiała. Miała z tego zdecydowanie za duży ubaw. — Santa, zlituj się nade mną! Wiem, Rabbit! Niektórych pewnie kręcą te jego zęby!

— Zęby? — Uniosłam w górę brwi. — A mój brat całe życie mi wmawiał, że dostał tę ksywkę, bo pieprzy wszystko jak królik.

Tammy znowu wybuchła głośnym śmiechem. Taksówkarz naprawdę musiał uważać, że było z nami coś ostro nie tak.

— Dobra, a teraz na poważnie, Santa. Który to?

Westchnęłam, dając za wygraną. Wiedziałam, ze będzie mnie maglować dopóki nie pęknę.

— Rush — wymamrotałam.

— O kurwa — szepnęła, a uśmiech zniknął jej z twarzy. — Rush?

— Co ja poradzę? — pisnęłam. — Wygląda, jak...

— Jakby od samego patrzenia można było dostać orgazmu, wiem — Przytaknęła mi skinieniem głowy i westchnęła rozmarzona. — Trochę ci zazdroszczę. Też bym chciała ujeżdżać jego fiuta. Boże, pieprz mnie, ale Rush to absolutne dziesięć na dziesięć. — Zamyśliła się na chwilę. — Choć czasem miałabym też ochotę na Sunny'ego albo na Houstona, ale ten chyba za bardzo mnie przeraża. Wiesz o czym mówię? To jego puste spojrzenie...Brrr. — Zamyśliła się na moment. — Chociaż musi być dobry w wiązaniu. A to działa na jego korzyść.

— Jezu, czy ty czasem nie jesteś z Key'em? — zapytałam.

— Jasne, kocham go jak cholera, jestem jego suką — Wzruszyła ramionami. — Ale jakby Rush mnie chciał, rzuciłabym Key'a w cholerę nawet się nie zastanawiając.

— Boże, Tammy faktycznie jesteś suką.

Wywróciła wymownie oczami.

— Wiesz, że twój ojciec go zastrzeli jeśli się dowie?

— Daj spokój, Rush nie jest głupi. Nie będzie tego rozpowiadać, a to się już nie powtórzy.

— Jesteś pewna? — Uniosła w górę brew.

— Jasne, nie mam skłonności samobójczych.

— Ale byś chciała? — Szturchnęła mnie ramieniem.

— Boże, Tammy! — krzyknęłam.

Roześmiała się głośno.

— Więc mieszkasz u tatusia — zaczęła znowu mnie wkurzając. — Prawie jakbyś znowu miała szesnaście lat. Zdajesz sobie sprawę z tego, że twoje życie oficjalnie się skończyło? Równie dobrze mógłby ci założyć majtki cnoty.

— Boże, nie ma czegoś takiego. Jeśli już to pas. Pas cnoty, Tammy.

— Jest i właśnie masz je założone. Mentalne majtki cnoty — nawijała dalej, a taksówkarz patrzył na nas jak na wariatki. — Prospekci będą za tobą wszędzie jeździć. Na zajęcia, na imprezy... Co ja mówię, Big Jim nie puści cię na żadną imprezę.

— Nie pomagasz Tammy — syknęłam.

— Daj spokój, za dzieciaka jakoś się wymykałyśmy z tej pieprzonej twierdzy, więc teraz też ci pomogę.

Uniosłam w górę brew, po czym westchnęłam głośno.

— Chciałam się od tego wszystkiego odciąć, a teraz wdepnęłam w gówno po same uszy.

Tammy rzuciła mi uważne spojrzenie.

— Może to nie takie złe.

— Co? — zapytałam ze zdziwieniem.

— Mówiłaś, że ojciec chce dla ciebie kogoś z jajami. Nie pieprzonego tchórza Connora — mówiła, a ja zaczynałam żałować że jej o wszystkim opowiedziałam. — Rush zdecydowanie nie jest tchórzliwym chłopcem. Ha, właściwie Rush niewiele ma z chłopca. Ile może mieć lat? Coś koło trzydziestki, nie? — Przechyliła głowę. — Mam ochotę polizać go po jego trzydziestoletniej klacie.

Wywróciłam oczami.

— Rush mnie nie chce, Tammy — syknęłam wściekła. — I ja nie chcę Rusha. Niech mnie piekło pochłonie, jeśli jeszcze raz się z nim prześpię. Zresztą, właśnie o to chodzi. O seks. Rush jest Hellhoundersem, znasz ich równie dobrze jak ja. Obie wychowałyśmy się w tym szambie i można o nich wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że to grzeczni i wierni chłopcy. Rush i ja mieliśmy przygodę na jedną noc. Fantastyczną, ale tylko przygodę. Nie liczę na powtórkę.

Taksówka zatrzymała się gwałtownie przed domem mojego ojca, sprawiając że zaklęłam cicho, lecąc do przodu.

— Oho, dawca orgazmów tu jest — powiedziała głośno Tammy. Wszyscy w taksówce spojrzeliśmy w stronę werandy. Tak, nawet taksówkarz. Znowu wywróciłam oczami.

— Myślę, że on też chciałby powtórki — szepnęła do mnie i puściła oczko, zanim wyszła na zewnątrz.

Jezu, kurwa ja pierdole, w co ja się wpakowałam. To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, kiedy zobaczyłam go stojącego na werandzie. Opierał umięśnione ręce na białej drewnianej barierce i patrzył na nas wszystkich z góry, wyglądając przy tym jak pieprzony władca świata. Było w nim coś śliskiego. Coś co sprawiało, że moje majtki stawały w płomieniach. Tak, z tego też nie byłam dumna.

Przełknęłam głośno ślinę, bo Tammy miała rację. Chciałam jeszcze raz. Jak cholerne dziecko na kolejce górskiej.

Miał na sobie najzwyklejszą w świecie szarą koszulkę z obciętymi, postrzępionymi rękawami, na którą zarzucił oczywiście skórzaną kutę. Jego czarne dżinsy wisiały nisko na wąskich biodrach. Boże, miałam ochotę podbiec do niego i go polizać.

A potem na mnie spojrzał i wszystko szlag trafił. Wyglądał na cholernie wkurzonego. Krzyknął do prospektów, że mają zanieść wszystko na górę i tyle. Nawet nie skinął mi głową. Nic. Zero. Nada...

Przesunął po mnie wzorkiem, jakbym była krzakiem hortensji, które kwitły obok. Cholernym elementem tła.

Zacisnęłam zęby i odwróciłam się do niego tyłem, żeby zapłacić taksówkarzowi. Odjechał bez słowa pożegnania, najwyraźniej ciesząc się, że już się nas pozbył. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na werandę.

Tammy już zniknęła wewnątrz salonu, wcześniej pokazując na Rusha za jego plecami i wachlując się ręką, jak totalna wariatka. Miałam ochotę pokazać jej środkowy palec, ale zamiast tego jedynie zmrużyłam oczy.

Zatrzymałam się niepewnie na werandzie, zerkając na Rusha. Odwrócił w moją stronę głowę, a mi serce zabiło mocniej, a podbrzusze zacisnęło się z podniecenia. Cholera, to nie mogło przecież tak działać. Nie mogłam być aż tak łatwa, prawda? Byłam na niego wściekła. Cholernie wściekła za to co powiedział wcześniej i ta to, że uderzył Camerona. Moja cipka powinna być solidarna!

— Cześć — wymamrotałam cicho, walcząc sama ze sobą.

— Musimy pogadać — warknął nieprzyjemnie, na co zmarszczyłam brwi i opanowałam odruch, żeby do niego podejść i kopnąć go w kostkę jak rozwydrzona pięciolatka.

— Możesz poprosić o rozmowę, a ja nie muszę się na nią zgadzać — odpowiedziałam butnie, krzyżując ramiona na piersi.

Rush spojrzał na mnie spod łba.

— Santana... — rzucił ostrzegawczo, a dźwięk mojego imienia wypowiedzianego tym ochrypłym, wściekłym głosem, sprawił że mój pas cnoty rąbnął o podłogę z głośnym hukiem. Miałam wrażenie, że ten dźwięk uderzył w każde zakończenie nerwowe, sprawiając że serce zaczęło mi bić szybciej.

Miałam kłopoty. Musiałam uciekać gdzie pieprz rośnie.

— Wybacz, Rush. Tak to działa — syknęłam. Złość była bezpieczniejsza niż ta dziwna fascynacja jego sześciopakiem. — Nie dam się traktować jak głupią sukę.

Gdyby spojrzenie mogło zabijać, zapewne leżałabym martwa na werandzie.

— Kiedy skończą wnosić twoje graty, porozmawiamy. — Zacisnął dłonie w pięści, a jego głos był na granicy wściekłości.

— Oznajmiasz czy pytasz?

— Oznajmiam — warknął.

Uśmiechnęłam się do niego słodko.

— Zastanowię się — rzuciłam, zanim weszłam do domu.

*

— Matko boska — szepnęła do mnie Tammy jakieś dwadzieścia minut później, kiedy stałyśmy na środku salonu, patrząc jak chłopaki wnoszą moje pudła na górę. Tak, tutaj mój upór i feminizm się kończyły. — Rush wygląda jakby mu ktoś wcisnął kij w dupę. Musisz rozładować napięcie i go przelecieć.

Spojrzałam na nią spod łba.

— Zawsze byłaś taka wulgarna?

Wzruszyła ramieniem.

— Odezwała się dziwka, która pieprzyła się z Rushem na pustyni.

Chciałam się odgryźć, ale właśnie wtedy sam zainteresowany wszedł do salon, a chłopaki zbiegli ze schodów i oświadczyli, że skończyli.

— Spadajcie — rzucił do nich, ale to cholerne beznamiętne spojrzenie miał utkwione we mnie. Boże, wyglądał na naprawdę wkurzonego, co w dziwny sposób mnie kręciło.

— Hej, czekajcie! — krzyknęła Tammy, wybiegając na zewnątrz. — Który mnie odwiezie?!

Zdradziecka suka.

Trzasnęła głośno drzwiami i zostaliśmy sami. Pięknie, zaklęłam pod nosem.

Rush parzył na mnie spod rzęs, kiedy ruszyłam w stronę kuchni i podeszłam do koszyka na owoce. Wzięłam jabłko i zaczęłam obracać je w dłoni, starając się ukryć moje zdenerwowanie.

— Możesz już iść — powiedziałam beznamiętnie, ledwo na niego zerkając. Też chciałam być na niego zła, za to co zrobił moim znajomym. Kiedy weszłam do pokoju w akademiku, żeby się spakować Alexis nawet na mnie nie spojrzała. Wymamrotała coś, kiedy próbowałam ją przeprosić i uciekła z pokoju.

— Poczekam na Big Jima — rzucił identycznym tonem. Przez chwilę obserwowałam jak jego mocna, kwadratowa szczęka zaciska się i rozluźnia. Ciekawe. Może nie tylko ja miałam problem?

— Co tu w ogóle robisz? — zapytałam, udając że czuję się całkiem swobodnie. Odłożyłam jabłko, dłonie mi się przy tym trochę trzęsły.

Rush skrzyżował ręce i oparł się o ścianę, po przeciwnej stronie pomieszczenia. Cholera, wyglądał naprawdę dobrze. Czarne włosy opadły mu na czoło, kiedy znowu rzucił mi spojrzenie spod byka. Przenajświętsza panienko, miałam ochotę zedrzeć z niego spodnie.

— Twój brat miał cię pilnować, ale stwierdził, że pieprzenie jakiej laski jest ważniejsze, więc zostałem twoją jebaną opiekunką.

Uniosłam w górę brwi i otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale jednak się rozmyśliłam. Nie miałam na to odpowiedzi.

— Santa — zaczął powoli, a jego głos był ochrypły i wściekły. — Mamy tu mały problem.

Przełykam głośno, ślinę widząc że się do mnie zbliża. Czułam się jak mała myszka ścigana przez tygrysa. Stałam przy blacie i za cholerę nie miałam gdzie uciec. Wiedziałam jak powinna przebiegać ta rozmowa. W moich wyobrażeniach byłam pewna siebie i jasno stawiałam granicę. Taką Santanę lubiłam.

— Problem? — rzuciłam słabym tonem. Cholera, był coraz bliżej.

— Tak, właściwie wielki, pierdolony problem...

Jego ręce znalazły się po obu stronach moich bioder i jednym, szybkim ruchem podniósł mnie i posadził na kuchennym blacie. Pisnęłam zaskoczona i automatycznie położyłam dłonie na jego ramionach, żeby zachować równowagę. Nie dobrze.

— Nie wiem kto jest większym idiotą ty czy ja... — powiedział cicho, przejeżdżając nosem po mojej szyi. Wciągnęłam ze świstem powietrze, kiedy pocałował mnie w wrażliwe miejsce tuż pod uchem. Moja cipka zaczęła żyć własnym życiem. Rozkoszny dreszcz podniecenia przebiegł po całym moim ciele, żeby skumulować się między moimi nogami.

— Ja pierdole, jesteś córką mojego prezydenta — kontynuował, zaciskając mocniej dłonie na moich biodrach. — Jesteś cholernym dzieciakiem.

Przysunął mnie do siebie gwałtownym ruchem, a ja poczułam jak jego erekcja ociera się o wrażliwe miejsce między moimi nogami. Słodki Jezu. Miałam na sobie tylko rozkloszowaną różową spódnice, którą podciągnął go góry, więc dzieliły nas tylko jego dżinsy i moje mokre majtki. Siedziałam na samym końcu blatu i gdyby nie jego ręce, jak nic wylądowałabym na podłodze.

Chciałam się odgryźć i powiedzieć, że ostatnim razem nie przeszkadzało mu to, że byłam dzieciakiem, ale głos uwziął mi w gardle. Zmieniałam się w cholerną tępą dzidę.

— Chyba mnie popierdoliło do reszty, ale oszaleję, jeśli mój kutas nie znajdzie się znowu w twojej cipce.

Powinnam być oburzona. Nie powinien mi się podobać jego wulgarny język i to, że zakładał że cokolwiek z tego może się wydarzyć naprawdę. Bo cholera jasna, przecież nie byłam łatwa, prawda? Nie byłam laską, która rozkładała nogi przed nieznajomym kolesiem tylko dlatego, że ten miał sześciopak i idealne kości policzkowe.

Prawda?

Prawda?!

Jęknęłam głośno, czując jak jego ręka wsuwa się pod mój stanik. Moje sutki były twarde jak skała. Boże, jego ręce idealnie wpasowywały się w moje piersi.

— Czemu nie spojrzałaś na jebaną naszywkę? — zapytał z nosem przy mojej szyi, ale nie byłam w stanie odpowiedzieć, zmieniając się w pieprzoną galaretkę w jego dłoniach. Na chwilę podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Był w nich głód, pożądanie i cholera przepadłam. Złapałam jego głowę obiema rękami i go pocałowałam. Nie był to delikatny, słodki pocałunek. Boże, nie był to nawet pocałunek pełen pożądania. To była czysta, dzika żądza. Czułam się, jak pieprzona kotka w rui. Wiedziałam, że jeśli mnie nie weźmie, umrę. Cholera umrę. Jego język badał odważnie moje usta, miażdżył mnie, przejmując nade mną całkowitą kontrolę.

Oderwał ode mnie usta i warknął jak wściekłe zwierzę. Rzucił mi szybkie spojrzenie, a kiedy otworzyłam usta jak wyłowiona z wody rybka, zwinnym ruchem pozbawił mnie majtek.

Rzucił je za siebie i nie czekając na zgodę wbij się we mnie płynnym ruchem. Ból pojawił się tylko na sekundę. Byłam tak cholernie mokra, że nie potrzebowałam żadnej gry wstępnej. Jęknęłam głośno, wbijając mu paznokcie w ramiona.

Jego usta znowu odnalazły moje. Jego język smakował dziwnym połączeniem papierosów i gumy miętowej.

— Kurwa — sapnął, wchodząc we mnie mocniej. To było dobre słowo. Kurwa. Jęknęłam zawstydzająco głośno. Rush nie zwolnił ani na sekundę. Napięcie budowało się w moim ciele z każdym kolejnym pchnięciem. Byłam gotowa, żeby eksplodować. Wchodził we mnie i wysuwał się w szaleńczym rytmie. Objęłam nogami jego biodra, wysuwając mu się naprzeciw.

— Rush — jęknęłam, wbijając paznokcie głębiej w jego ramiona. — Boże, Rush...

To była szybka rozgrywka mająca prowadzić do spełnienia. Szorstki, ostry seks. Nie było czasu na delikatność, na dotyk... Liczyło się tylko szybkie dotarcie na metę.

Pchnął po raz kolejny, a ja zadrżałam, rozpadając się na kawałki. Doszłam mocno i szybko, jak jeszcze nigdy w całym cholernym życiu. Rush jęknął cicho w moje ramię i wszedł we mnie jeszcze raz, tak głęboko że straciłam oddech. Potem znieruchomiał.

Dyszeliśmy ciężko, starając się uspokoić oddechy. Moje serce biło w piersi tak szybko, ze byłam pewna że zaraz wyskoczy przez gardło. Co tu się do cholery wydarzyło?

Rush odsunął się ode mnie, a ja omal nie zleciałam z blatu. Opuściłam na podłogę drżące nogi. Trzęsły się tak bardzo, że ledwo mogłam na nich ustać.

A potem przeczesał ręką włosy, wymamrotał niewyraźne „kurwa" i wyszedł z domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro