Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

RUSH

Aniołek był Księżniczką, a Księżniczka była córką mojego szefa. Pięknie. Byłoby to nawet zabawne, gdybym nie był tak wkurwiony. Nie miałem ochoty na dodatkowe komplikację. Santana miała być tylko przygodą na jedną noc. Całkiem słodką i cholernie przyjemną, ale mimo to przygodą, która miała zniknąć z nadejściem poranka. Nie potrzebowałem nieporozumień z Big Jimem. A coś mi mówiło, że nie byłby zachwycony tym, że mój fiut był w jego córce.

— Ruszysz w końcu dupę? — zapytał JJ, kiedy kończyłem palić fajkę na podjeździe domu klubowego. Kilka minut wcześniej dostałem telefon, że jeden z naszych znowu wpakował się w problemy z policją. Od czterech lat, czyli od momentu, jak dostałem pełne klubowe barwy, działałem z jako prawnik Hellhoundersów.

Uniosłem w górę brew, patrząc na niego pytająco.

— Coś cię ugryzło w twoją?

— Spierdalaj.

Wzruszyłem ramieniem, wyrzucając peta na żwir i przydeptując go czubkiem buta.

— Wsadzą go, prawda? — zapytał po chwili, stając obok mnie z założonymi na torsie rękami. Czarny wąż oplatał jego przedramię, zawijając się tuż przed nadgarstkiem i pożerając swój ogon.

— Roostera?

— Nie, pieprzonego papieża — sarknął, na co znowu uniosłem brew. Sukinsyn zdecydowanie miał zły humor. Nie lubiłem wkurzonego JJ, psuł atmosferę. Czasem zachowywał się jak rozwydrzony dzieciak.

— Prawdopodobnie. Złapali go z niezarejestrowaną trzydziestką ósemką. Ma już trochę na sumieniu, tym razem go nie wypuszczą. Wsadzą go na minimum pół roku.

Jakoś nawet mi nie było go szkoda. Rooster był wiecznie pakującym się w kłopoty idiotą, który zdecydowanie za często wsadzał fiuta nie tam gdzie trzeba. Jeśli trochę posiedzi, wszyscy będziemy mieć święty spokój.

— Kurwa, teraz kiedy potrzebujemy każdego. — Spojrzał na mnie uważnie. — Nic nie wskórasz?

— Spróbuję go wyciągnąć za kaucją, ale jeśli trafimy na pieprzonego Hastingsa, to wątpię, że to się uda. Ostatnio jest na nas cięty. — Wzruszyłem ramionami. — Tak czy siak pójdzie siedzieć.

JJ skinął głową. Przyjrzałem mu się uważnie. Miał cienie pod ciemnobrązowymi oczami i najwyraźniej nie golił się od kilku dni. Mimowolnie zacząłem szukać podobieństwa między im a jego siostrą. Santana zdecydowanie miała subtelniejszy typ urody. Jej twarz była bledsza, ale oczy mieli takie same. Właściwie gdybym nie wiedział, że byli spokrewnieni, w życiu nie doszukałbym się podobieństwa. Kurwa, do zeszłego czwartku nawet nie wiedziałem, że miał siostrę.

— Coś cię gryzie — Stwierdziłem.

Prychnął głośno, wyciągając z kieszeni paczkę fajek. Patrzyłem bez słowa jak odpalił jedną i wypuścił w moją stronę kłąb szarego dymu.

— A my to co, pierdolone nastoletnie dziewczynki? Mam teraz zacząć ci się zwierzać, a ty kupisz mi paczkę lodów, zapleciesz warkocze i pozwolisz się wypłakać na twoim wielkim ramieniu?

— Uważasz, że mam wielkie ramiona? — Wyszczerzyłem się do niego, na co pokazał mi środkowy palec. — Ale serio o chuj chodzi? Pytam czysto z prawniczego powodu. Kiedy masz chujowy humor pakujesz się w jakieś bezsensowne bójki, a nie mam zamiaru wyciągać twojej dupy z paki. Mamy poważniejsze problemy.

Pokręcił zrezygnowany głową.

— Młoda sprawi nam problemy — rzucił.

Zmarszczyłem brwi, nie bardzo wiedząc o co mu chodziło. Dopiero po chwili domyśliłem się, że chodzi o jego siostrę. Seksowną siostrę, z długimi nogami i obłędnymi krwistoczerwonymi ustami. Nawet trochę żałowałem, że ślad jej szminki zniknął z mojej dłoni. Mimowolnie na nią spojrzałem.

— Santana? — zapytałem, znając już odpowiedź. JJ przymknął na chwilę powieki, wypuszczając dym nosem. — Co masz na myśli? Wyglądała na... — zawahałem się na moment. — Słodką dziewczynę.

Tak, właśnie takie sprawiała wrażenie. Była cholernie seksowna, ale mimo to była w niej jakaś duża doza niewinności. Jak słodki cukierek, którego zakazano mi zjeść. A wiadomo, że takie smakują najlepiej.

JJ roześmiał się głośno, jakbym właśnie powiedział wyjątkowo śmieszny dowcip.

— Oh, tak. I zdecydowanie zdaje sobie z tego sprawę. Nie chcesz wiedzieć, co się działo, kiedy tu mieszkała. Młoda żmijka, wie jak owinąć sobie tatusia wokół małego paluszka. Mówię ci, że narobi niezłego burdelu. Każdy facet w klubie je jej z ręki jak wierny piesek. A ja muszę jej, kurwa, pilnować. — Skrzywił się, jakby polizał kawałek cytryny. — Według ojca tylko do tego się, kurwa, nadaję.

Ok, czyli mała Santana Mason to suka. Uśmiechnąłem się kącikiem ust. Całkiem mi się to podobało. Nie mogłem jednak pozwolić, żeby dziewczyna wygadała się tatusiowi. Nie potrzebowałem komplikacji. I nie chciałem popsuć sobie relacji z Big Jimem. Tak, musiałem się szybko zająć tą sprawą.

Zacząłem się zastanawiać czy zrobiła to specjalnie. Przecież stałem przy motocyklu, miałem na sobie kutę, a ona zdecydowanie wiedziała jak wyglądają barwy Hellhoundersów. Jakim cudem mogła to przeoczyć?

Wydawało się więc, że Santana Mason stwarzała jedynie pozory słodkiej i niewinnej. Przeleciała mnie, żeby odegrać się na tatusiu. Mały aniołek najzwyczajniej w świecie mnie wykorzystał i nie miałem pojęcia jak się z tym czułem.

Dobra, co ja pierdoliłem. Gdyby nie to, że była córką Big Jima, jak nic pozwoliłbym się wykorzystać jeszcze raz. I jeszcze. Właściwie nie miałem nic przeciwko jakimkolwiek wykorzystywaniom z jej udziałem.

SANTANA

— Ty musisz być Santana Mason.

Rudowłosa dziewczyna ze zdjęć wiszących nad przeciwległą ścianą, stanęła nad moim łóżkiem, podpierając biodra rękami. Wymamrotałam coś niewyraźnie, nie do końca obudzona. Rzuciłam okiem na zegarek. Wskazywał siódmą rano.

— Ładna jesteś — kontynuowała. — Szkoda, że nie pojawiłaś się na początku roku, mogłabyś wstąpić do Gamma Phi Beta.

Ziewnęłam głośno, nie trudząc się zamknięciem ust.

— Chyba nie jestem typem ze stowarzyszenia — wymamrotałam w odpowiedzi ignorując pierwszą część jej wypowiedzi, po czym odrzuciłam kołdrę.

— Jestem Alexis Benett — Wyciągnęła w moim kierunku rękę. Potrząsnęłam nią krótko. — Ale możesz mi mówić Lex.

— Miło cię poznać, Lex — Wysiliłam się na uśmiech.

Po wczorajszym wieczorze nadal bolała mnie głowa, chociaż wyszłam zaskakująco trzeźwa. Powrót do Teksasu nie był jednak szczytem moich marzeń i powoli zjadał mnie stres. Nie dość, że musiałam się zmierzyć z moim nowym uniwersyteckim życiem, to jeszcze czekała mnie rozmowa z moim ojcem, który wczorajszego wieczoru zdążył zadzwonić już dwa razy. Pierwsze połączenie odrzuciłam z naiwną nadzieją, że zrozumie aluzje, jednak nie mogłam już ignorować drugiego. Oczywiście nie był zbyt zadowolony, że nie przyjechałam prosto do niego, ale wykręciłam się zmęczeniem po podróży.

Rushem postanowiłam się nie przejmować. Koniec końców był tylko nieznajomym, z którym przespałam się na jakimś zadupiu w Teksasie. Nikt nie musiał o tym wiedzieć, a dopóki miałam pewność, że jedynie my o tym wiemy, nie było powodów do niepokoju. Po drugie nie miałam zamiaru kręcić się przy motocyklistach, a dom klubowy był ostatnim jestem do jakiego miałam zamiar zajrzeć. To, że wróciłam do miasta nie znaczyło, że wróciłam do dawnego życia. Z dawnego życia potrzebna mi była tylko Tammy i ojciec. Cała reszta mogła iść się pieprzyć. Nie mogłam znowu utonąć w tym bagnie.

Dwie godziny później Alexis znowu mnie dopadła. Skończyłam właśnie moje pierwsze zajęcia, kiedy zauważyłam ją na kampusie, machającą do mnie, jakby od tego zależało jej życie. Stała w otoczeniu pokaźnej grupki osób, a każda z nich wyglądała jak wyjęta z magazynu o modzie. Kilka dziewczyn miało na sobie żółte bluzeczki GPB i pasujące do nich szorty. Dwóch wysokich, wysportowanych facetów nosiło białe koszulki męskiego bractwa.

— Hej, Santana! — wykrzyknęła Alexis, przytulając się do mnie, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami. Skrzywiłam się nieznacznie, starając się ukryć to za uśmiechem. To nie tak, że nie byłam przyjacielska. Po prostu takie coś nieco mnie krępowało.

— Cześć, co tam? — rzuciłam, przygryzając wargę. Alexis nadal obejmowała mnie ramieniem, przedstawiając swoich przyjaciół. — To jest Annie, jest moją big sis — Wskazała na niziutką, czarnowłosą dziewczynę, która uśmiechała się do mnie z rezerwą. — To Trisha — Wysoka, seksowna blondynka zmierzyła mnie uważnym wzrokiem, unosząc w górę idealnie wyregulowane brwi. — Patrick, Johnny, Camille, Gabe i Cameron.

Kiwałam głową, starając się zapamiętać wszystkie imiona, ale nigdy nie byłam w tym dobra, więc już połowę z nich zapomniałam. Wiedziałam jednak, że ostatni z przedstawionych uśmiechał się do mnie szeroko, patrząc tak jakby podobało mu się to co widzi. Cameron. Był wysokim blondynem o roześmianych, sympatycznych oczach w kolorze świeżej trawy. Nie sposób było nie odpowiedzieć uśmiechem.

— Santana jest moją nową współlokatorką — oznajmiła Alexis.

— Omega Chi organizuje imprezę w piątek, powinnaś wpaść — powiedział Cameron, nie przestając się uśmiechać. Miał naprawdę ładny uśmiech. W jego lewym policzku pokazał się uroczy dołeczek.

Zanim miałam szansę odpowiedzieć, gorące powietrze przeszył głośny dźwięk motocyklowego silnika. Na moich nagich rękach od razu pojawiła się gęsia skóra, a serce zabiło nieco mocniej. Tęskniłam za tym.

Moi nowi znajomi odwrócili się w stronę dźwięku. Z przerażeniem patrzyłam, jak motocykl zatrzymuje się na parkingu z ostrym piskiem. Kierowca ściągnął z głowy kask, pozwalając czarnym włosom opaść na opalone czoło. Rzucił kask na skórzane siedzenie harleya i spojrzał prosto na mnie. Serce mi zamarło, tylko po to, żeby zaraz potem zacząć bić ze zdwojoną siłą. Przeszywająco niebieskie spojrzenie ciskało piorunami. Przystojna twarz wykrzywiona była z gniewu.

Ruszył szybkim krokiem w kierunku naszej grupki, a jakaś myśląca część mojej świadomości zarejestrowała, że chłopcy się spięli, a blondynka i Lex wciągnęły równocześnie głośno powietrze.

— Kto to? — zapytała Lex. — Co się dzieje, czemu tu idzie? — Złapała za ramię swoją przyjaciółkę.

— Czy to Hellhounders? — pisnęła dziewczyna, która chyba miała na imię Trish. — Ten gang?

Rush w tym czasie zdążył dojść do naszej grupy. Złapał mnie mocno za ramię i z furią odciągnął na bok. Nie na tyle daleko, żeby nas nie słyszeli.

Syknęłam głośno, boleśnie czując na nagim ramieniu jego wielkie, zaciskające się palce. Byłam przerażona. Rush wyglądał na naprawdę wściekłego i nie miałam pojęcia do czego był zdolny.

— Co do kurwy, Santana?! — wrzasnął, sprawiając że niemal wszystkie spojrzenia obecnych na dziedzińcu skierowały się w naszą stronę.

— Jesteś córką Big Jima! — krzyczał dalej, szarpiąc mnie za ramię. — Big Jima! Nie uważałaś za stosowne mi o tym powiedzieć, zanim zaczęliśmy się pieprzyć?!

Teraz przegiął. Strach zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i jego miejsce zastąpiła wściekłość. Swędziała pod skórą jak stado czerwonych, kąsających mrówek.

— Ty tak na serio?! — wykrzyknęłam, nie mogąc uwierzyć, że miał do mnie pretensje.

Rush wyglądał jak uosobienie samej furii.

— Bo pierwsze co robię, zanim prześpię się z facetem, to wykład na temat genealogii mojej rodziny! — syknęłam wściekle. Tyle jeśli chodzi o dyskrecję.

— Santana, wszystko w porządku? — zapytał Cameron, jednak nie podszedł w naszą stronę. Stał w grupce znajomych, patrząc z niepokojem to na mnie to na Rusha. Zresztą jak wszyscy.

— Odpierdol się, dzieciaku — powiedział Rush, nie spuszczając przy tym ze mnie spojrzenia. Czy można być na kogoś tak niewyobrażalnie wściekłym, a jednocześnie chcieć zerwać z niego ubrania?

— Nie mówiłem do ciebie — odezwał się Cameron. Rzuciłam mu szybkie spojrzenie, a serce zaczynało mi być coraz szybciej. Zastanawiałam się co powinnam zrobić. Zanim jednak miałam okazję coś wymyślić, Cameron podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu. To najwyraźniej przesądziło sprawę.

Rush sapnął wściekle i odsunął mnie na bok gwałtownym ruchem, zasłaniając mnie własnym ciałem, jakbym była jego pieprzoną własnością. Stanął naprzeciw Camerona, drżąc z wściekłości.

— Rush, na miłość boską! — wrzasnęłam. Facet zdecydowanie miał problem z kontrolowaniem agresji.

— Powiedziałem, żebyś się odpierdolił. — Powtórzył Rush. Pomimo tego, że Cameron był dość rosłym młodym mężczyzną, przy Rushu wyglądał jak mały chłopiec. I nie miało to nic wspólnego z tym, że dzieliło ich jakieś osiem lat różnicy.

— Rush! — krzyknęłam ponownie. Wyszłam zza jego pleców i z całej siły uderzyłam go w klatkę piersiową. Boże, nawet nie drgnął. Pieprzony idiota.

— Rush, do cholery jasnej!

— A ja nie mówiłem do ciebie — odpowiedział Cameron, starając się być opanowanym. Nie wyglądał jednak na zbyt pewnego siebie. Nie dziwiłam się. I tak cholernie zyskał w moich oczach. Nie każdy facet broniłby nieznajomej przed kimś takim jak Rush. — Zaczepiasz moją koleżankę, wydzierasz się po niej i oczekujesz, że będę się bezczynnie gapić?

— Cameron, wszystko w porządku, naprawdę. — Obróciłam się do mojego nowego znajomego, nie chcąc go w ciągać w mojej gówniane sprawy. I nie chciałam, żeby stała mu się krzywda. — Odpuść, proszę.

— Zaczepia cię i szarpie.

— Nie mam czasu się z tobą użerać, człowieku — syknął Rush i zanim się obejrzałam, uderzył Camerona pięścią w nos. Rozległo się głośne chrupnięcie i zbiorowy pisk dziewcząt, do którego niestety się przyłączyłam. Nie byłam z siebie zbyt dumna.

— Popieprzyło cię?! — krzyknęłam, chcąc podbiec do Camerona, ale Rush złapał mnie w tali. — Puszczaj!

— Wsiadaj, Santana — powiedział, wskazując ruchem głowy na motocykl.

— Chyba cię popierdoliło — warknęłam, szarpiąc się. — Nigdzie z tobą nie pojadę.

Przybliżył swoją twarz do mojej.

— Albo wsiądziesz po dobroci, albo zaciągnę cię tam siłą.

Rush rzucił mi wściekłe spojrzenie, zanim wsiadł na motocykl. Sapnęłam głośno, doskonale wiedząc, że sobie nie żartuje.

— Twój ojciec chce cię widzieć — mruknął, podając mi kask. Obejrzałam się na Camerona i resztę. Patrzyli na mnie z przerażeniem, podnosząc chłopaka z ziemi. Wywołaliśmy niezłe zamieszanie na dziedzińcu. Większość osób stała w bezpiecznej odległości, przyglądając nam się ze strachem i ciekowością.

— Może ja nie chcę widzieć jego — syknęłam, nadal czując jak wściekłość buzuje mi we krwi.

Rush zacisnął mocno szczęki.

— Nic mnie to kurwa nie obchodzi — powiedział. — Wsiadaj na ten pieprzony motocykl.

Odwrócił się do mnie tyłem, więc odważyłam się pokazać mu środkowy palec, jak pięciolatka i posłusznie zrobiłam to co kazał. Miałam nadzieję, że moi nowi znajomi mnie nie znienawidzą. Cholera, kogo ja chciałam oszukać. Sama na ich miejscu bym się unikała.

Jeszcze nigdy nie byłam tak wściekła, kiedy wsiadałam na motocykl. Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe i chociaż zrobiłam kilkanaście uspakajających wdechów, nie działało.

Ku mojej jeszcze większej irytacje, serce zatrzepotało mocniej, kiedy objęłam Rusha ramionami. A moje podbrzusze zacisnęło się z podniecenia. Kurwa. Głupia cipka. Głupia, głupia cipka. Byłam wściekła, bo chciałam go objąć, chciałam poczuć pod palcami jego twarde mięśnie brzucha. Wciągnęłam mocno powietrze, kiedy dodał gazu i motocykl zaryczał jak wściekłe zwierzę.

Rush ruszył z piskiem opon, pozostawiając na szkolnym parkingu jedynie dym i zapach spalin. Siedziałam jakbym połknęła kij, kiedy wyjechaliśmy na główną drogę i włączyliśmy się do ruchu. Rush nie zaprzątał sobie głowy czymś tak trywialnym jak ograniczenie prędkości. Pruł przed siebie z prędkością rakiety, powodując tym samym, że objęłam go jeszcze mocniej. Pachniał znajomo, jak każdy mężczyzna pojawiający się w moim życiu, oprócz Matta – papierosy i skóra. Rush pachniał jednak jeszcze czymś innym, czymś zmysłowym i męskim. Odważyłam się oprzeć policzek o jego plecy, odziane w skórzaną kurtę i zamknąć oczy.

Motocykl falował na zakrętach, wiat smagał moje ciało, a krew szumiała w uszach. Mimo prędkości, czułam się nad wyraz bezpiecznie.

Oczy otworzyłam dopiero, kiedy zatrzymaliśmy się przed domem mojego ojca. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro