Rozdział 20
RUSH
Pomoc drogowa przyjechała ponad godzinę później, tuż przed tym zanim trafił mnie szlag. Santana obserwowała mnie uważnie, kiedy stukałem nerwowo dłonią o udo. Cholernie nie podobało mi się spotkanie z Dust Devils. Byli odległym klubem, z którym nigdy nie mieliśmy na pieńku. Trzymali się swoich granic i nigdy nie widziałem ich poza pieprzoną Luizjaną. Nie wyciągnęli nawet cholernej broni, ale mimo to miałem jakieś dziwne przeczucie. Byli zbyt spokojni, zbyt opanowani. To nigdy nie zwiastowało niczego dobrego.
Kiedy jednak facet w pieprzonym, szarym kombinezonie roboczym, poinformował mnie, że odzyskam samochód najwcześniej następnego dnia wieczorem, sam miałem wyciągnąć spluwę i przystawić mu do głowy. Zazgrzytałem ze złości zębami, zaciskając dłonie w pieści, gdy powiedział, że mogę się zatrzymać w motelu, znajdującym się niecałe piętnaście minut drogi skąd. Wziąłem głęboki oddech, wdzięczny, że wreszcie odjechał. Do tej pory udało mi się mieć czystą kartotekę i chciałbym, żeby zostało tak jak najdłużej. Prawnik z wyrokiem, nie brzmiał zbyt dobrze.
Nie czułem się zbyt dobrze stojąc z Santaną na widoku, więc złapałem ją szybko za rękę i ruszyłem pośpiesznie w stronę pieprzonego motelu. Stamtąd miałem zamiar zadzwonić do Big Jima, poinformować go o tym co się stało i poprosić, żeby kogoś po nas przysłał. Nie miałem zamiaru spędzić nocy w motelu. Z cholerną Santaną Mason przy boku. Doskonale wiedziałem, jakby się to skończyło. A ona zasługiwała na coś więcej niż szybkie numerki na poboczu drogi. Zasługiwała na dobrego faceta. Kogoś kto mógł jej oddać siebie całego, nie pieprzone resztki.
Zameldowałem nas, czując coraz większą wściekłość. Otyły facet za ladą ruszał się, jakby był pieprzonym leniwcem. Rzucał obleśne spojrzenia w kierunku cycków Santany i sekundy dzieliły mnie od złapaniem go za łeb i uderzeniem nim o brudną ladę.
Cały hotel wyglądał nieciekawie, czyli niemal dokładnie tak jak każda przydrożna speluna, których w przeciągu pięciu lat w drodze, odwiedziłem zbyt dużo.
Oddał mi dowód i jeszcze raz spojrzał na Santanę. Trzymała się blisko mnie i nawet nie próbowała wyrwać nadgarstka w uścisku moich dłoni. Stała posłusznie, co całkowicie do niej nie pasowało.
— Spójrz na jej cycki jeszcze raz, a jak Boga kurwa kocham, wydłubię ci oczy — warknąłem do faceta, a ten pośpiesznie odwrócił spojrzenie. Patrzył na mnie z jawnym przerażeniem. — I zrobię to wyjątkowo powoli, jasne?
Skinął głową, przełykając głośno ślinę.
Policzki Santany poróżowiały delikatnie, ale nic nie powiedziała. Dała się zaprowadzić do pokoju. Byłem jej wdzięczny za milczenie, bo byłem na granicy pieprzonego wybuchu. Usiadła niepewnie na łóżku rozglądając się dookoła. Pokój wyłożony był drewnianą boazerią, a na podłodze znajdowała się wykładzina. Oprócz łóżka, dwóch drewnianych nakastlików i telewizora wiszące na ścianie nie było tu nic.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i wybrałem numer do Big Jima. Zakląłem szpetnie pod nosem, kiedy złapała mnie poczta. Wybrałem, więc numer do JJ'a. Odebrał po piątym sygnale.
— Co jest? — zapytał, a jego głos był zdyszany. Znając jego mógł robić tylko jedno. W tle rozbrzmiał kobiecy chichot.
— Potrzebuję transportu — powiedziałem, przeczesując włosy. — Motel Cedar przy Roadstreet 21544.
— Dobra, dobra będę.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, JJ się rozłączył. Pokręciłem głową, będąc świecie przekonany, że nie miał się tu zjawić zbyt prędko.
Spojrzałem na Santanę. Zagryzała dolną wargę, patrząc na mnie uważnie. Jej piersi unosiły się rytmicznie w górę i z dół, a różowe sutki odznaczały się pod tą cholerną białą bluzką. Miała rozczochrane włosy, nadające jej wygląd kogoś kto dopiero co wstał z łóżka i to zdecydowanie nie swojego. Była jak mokry sen każdego faceta i nic nie mogłem poradzić na to, że mimo całej irytacji, poczułem wzbierające się we mnie napięcie.
Wstała nieśpiesznie, nie odrywając spojrzenia od mojej twarzy. Złapała dół bluzki ściągnęła ją szybkim ruchem, powodując, że na moment przestałem oddychać. Jej cycki były kurewsko idealne. Miałem ochotę wziąć je w usta i ssać, dopóki nie rozbiłyby się czerwone i mokre od mojej śliny. Zamiast tego stałem w miejscu, obserwując jak przechyliła głowę, a jej jasne włosy rozsypały się na jej plecach. Przez chwilę po prostu na mnie patrzyła, a ja czułem jak mój kutas powoli twardnieje w spodniach.
Santana sięgnęła do guzika swoich króciutki szortów i odpięła go. Jej wzrok nadal był utkwiony we mnie, kiedy zsunęła je razem z majtkami. Zdjęła swoje czarne trampki i oblizała kusząco dolną wargę. Ruszyła w moim kierunku powolnym krokiem. Jej ciało było istną perfekcją. Kurewsko nieskazitelne. Miała wąskie wcięcie w talii, przez co jej piersi i tyłek wydawały się idealnie kształtne.
Nie odezwała się ani słowem, ściągając mi z ramion kutę. Pozwoliłem jej na to, mimo że kilka godzin temu obiecałem sobie, że to skończę. Nic z tego nie było dobrym pomysłem, ale miałem wrażenie, że styki w moim mózgu się przepaliły i jedyne o czym mogłem myśleć to o tym, żeby wylizać jej cipkę, a potem wetknąć w nią kutasa.
Santana zagryzła dolną wargę, robiąc mały kroczek w tył, gdy ściągnąłem koszulkę. Spojrzała na mnie z takim ogniem w oczach, że omal się na nią rzuciłem jak prawdziwy jaskiniowiec. Zamiast tego zmusiłem się, żeby stać w miejscu i pozwolić jej poprowadzić tę rozgrywkę. Podeszła do mnie tak blisko, że jej piersi rozpłaszczyły się na mojej klacie. Powstrzymałem warknięcie, które chciało wyrwać się z mojego gardła. Przejechała ostrym paznokciem po moim policzku
— Co ty wyprawiasz, dziecinko? — zapytałem, sabotując sam siebie. Chciałem, żeby się opamiętała, bo ja nie potrafiłem tego zrobić. Byłem tylko facetem. Santana dobrze wiedziała, że to nie miało trwać. Nie chciałem z nią być. Nie mogłem z nią być. Nie miałem serca, które mógłbym jej oddać. Byłem pieprzonym wybrakowany egzemplarzem. A ona nie była pierwszą lepszą laską, która rozkładała nogi. Nie rozumiałem z tego kompletnie nic.
Przejechałem szorstkimi palcami po jej nagim ramieniu, obserwując jak wraz z ruchem moich palców pojawiała się gęsia skórka.
Nie chciałem myśleć o tym nagłym przerażeniu, które zalało mnie jak lodowaty prysznic, gdy Dust Devils pojawili się w barze. Na myśl, że mogło jej się coś stać, że jakaś zbłąkana kula miała dosięgnąć jej ciała, coś dziwnego łapało mnie za gardło. Zdławiona, pieprzona panika. Nie chciałem jej już nigdy czuć.
— Nie myśl za dużo, Rush — szepnęła, całując moją szyję.
Jak miałem nie myśleć, skoro to było coś całkiem innego. Miałem wrażenie, że robiłem coś złego. Że zdradzałem Celeste. Nie miałem pojęcia skąd to się brało, bo przecież po jej śmierci pieprzyłem się z całym tabunem chętnych kobiet. Tyle, że po wszystkim każda znikała. Nigdy wcześniej ani później z nimi nie rozmawiałem. Santana była inna. To było coś innego.
Santana całowała moją szyję, przenosząc pocałunki coraz niżej. Zjechała gorącymi ustami na moje obojczyki i znaczyła drogę po klatce piersiowej i brzuchu. Uklęknęła przede mną całkiem naga i oblizałem usta, czując jak kutas pulsował mi w spodniach. Wciągnąłem ze świstem powietrze, gdy spojrzała na mnie z dołu. Jak Boga kochałem nigdy nie widziałem niczego seksowniejszego.
— Powinniśmy przestać — powiedziałem resztkami silnej woli. Walczył z tym, aby nie złapać jej za włosy i nie przysunąć jej do siebie bliżej. Kurwa, chciałem zerznąć te jej idealne, pełne usta. Tyle razy wyobrażałem sobie, jak obejmowała nimi mojego kutasa, a teraz mówiłem, żeby przestała. Coś było ze mną kurewsko nie tak. Ale cholera, to było złe. To co jej robiłem było złe. Miała zaledwie dwadzieścia jeden lat, to ja powinienem wykazać się tu zdrowym rozsądkiem.
Santana całkowicie mnie zignorowała, posyłając mi jedynie mały, kuszący uśmieszek. Nie odrywając ode mnie spojrzenia, odpięła pasek moich spodni i wyjęła z nich mojego fiuta. Na moment przestałem oddychać, obserwując jak przejechała gorącym językiem po całej jego długości. Zlizała zebraną na czubku wilgoć, na co zacisnąłem szczęki, nie mogąc oderwać od niej wzroku. Mała cholera pieprzyła mnie wzrokiem, liżąc mojego kutasa jak lizaka. Całą siłą woli powstrzymywałem się, żeby nie pchnąć bioder w jej kierunku, bo cholera jasna to ona rozdawała teraz karty.
Zassała główkę z zawodową wprawą, niemal pozbawiając mnie oddechu.
— Ja pierdole — wyjąkałem, kiedy wsadziła go całego do ust. Wiedziałem, że była w tym cholernie dobra, udowodniła mi to kilka godzin wcześniej na przyjęciu weselnym mojej siostry. Nie chciałem myśleć, gdzie do kurwy nędzy się tego nauczyła.
Santana zassała mnie mocniej, a jej ruchy przyśpieszyły. Byłem kurewsko twardy i gotowy do wystrzały. To było niesamowite co potrafiła zrobić z językiem.
Zebrałem całą siłę woli, żeby złapać jej głowę i ją od siebie odsunąć. Spojrzała na mnie szczerze zdziwiona, a jej nabrzmiałe usta otworzyły się formując w idealne „o".
— Wskakuj na łóżko — powiedziałem z szybko bijącym sercem. Nie miałem zamiaru tego kończyć, dopóki nie znajdę się w niej. Posłała mi w odpowiedzi seksowny uśmiech. — Wypnij się dla mnie, dziecinko.
Santana podniosła się z klęczek i przeczesała rękami rozczochrane blond włosy. Zarzuciła je na plecy i posłała mi przez ramię zachęcające spojrzenie, zanim uklękła na materacu i pochyliła się wypinając w moją stronę kształtny tyłek.
Kutas drgnął mi na ten widok i przejechałem językiem po dolnej wardze. Przejechałem kutasem między jej pośladkami, rozprowadzając wilgoć. Jej cipka lśniła od soków. Naprałem na nią mocniej, a z gardła Santany wydobył się cholernie seksowy jęk. Wbiłem się w nią jednym, płynnym ruchem, zaciskając mocniej palce na jej bladych biodrach. Na moment znieruchomiałem, zamroczony intensywnością tego doznania, a potem zacząłem pompować ją od tyłu. Z każdym pchnięciem jęczała coraz głośniej. Jedną ręką podpierała się, druga powędrowała między nogi. Zaczęła pocierać łechtaczkę, co jeszcze bardziej mnie nakręciło. Jej cipka coraz mocniej zaciskała się na moim kutasie. Wiedziałem, że długo nie wytrzymam, widząc jej tyłek obijający się o mnie. Wyszedłem z niej i pchnąłem ją na materac. Pisnęła z zaskoczenia, ale zanim miała szansę zorientować się co się dzieje, obróciłem ją i złapałem za kostki. Przyciągnąłem ją na skraj materaca i zarzuciłem jej nogi na swoje ramiona.
— Ręka na cipkę — rozkazałem. Jej ręka przesunęła się po cyckach, zjeżdżając w dół brzucha, aż w końcu dotarła między nogi. Przymknęła oczy i zaczęła się dotykać. Przez myśl przeszło mi, żeby jej pomoc i ją wylizać, ale chęć zerżnięcia większa. Wszedłem w nią szybkim ruchem, nie odrywając wzroku od jej poruszających się na cipce, palców.
— Obliż je.
Posłusznie spełniła polecenie i ponownie zaczęła się dotykać. Gardłowy jęk wyrwał się z mojego gardła. Obserwowałem jej podrygujące w rytm moich szybkich ruchów cycki.
— Rush... — jęknęła, wyginając plecy. Palce na moment znieruchomiały.
— Nie przestawaj, dziecinko — warknąłem. — Chcę zobaczyć, jak dochodzisz.
Zagryzła mocno dolną wargę, a słodkie pojękiwania unosiły się w pachnącym seksem powietrzu.
— Rush — wyjąkała po raz kolejny, a ja pchnąłem biodrami jeszcze mocniej. Głośny okrzyk opuścił jej wargi, omal nie popychając mnie z krawędzi. Zacisnąłem szczęki i zacząłem pieprzyć ją jeszcze mocniej. Odchyliła do tyłu głowę, a cipka zacisnęła się na moim kutasie. — Jezu, kurwa, Rush... dochodzę.
Doszedłem niemal w tym samym czasie, tak mocno, że przed oczami niemal zobaczyłem mroczki. Na moment znieruchomiałem, czując jak jej cipka nadal zaciskała się spazmatycznie na moim nadal twardym kutasie. W końcu Santana otworzyła oczy i spojrzała prosto na mnie. Uśmiechnęła się lekko, a ja z niej wyszedłem. Przez chwilę obserwowałem, jak moja sperma wylewa się z jej cipki, zanim odwróciła się na bok i zasłoniła mi widok.
Usatysfakcjonowany opadłem na poduszkę obok niej. Przylgnęła do mnie, opierając głowę na moim szybko bijącym sercu. I przez myśl mi przeszło, że to właśnie tu było jej miejsce. Szybko jednak wyrzuciłem te myśli z głowy.
*
Telefon rozdzwonił się, kiedy moje serce jeszcze nie wróciło do swojego normalnego rytmu. Głowa Santany leżała do mojej nagiej piersi, a moje palce automatycznie, zupełnie jakby bez udziału mojej woli, bawiły się jej jasnymi włosami. Wydawało mi się to całkiem naturalne.
Sięgnąłem dłonią na brudną wykładzinę, gdzie nadal w kieszeni moich dżinsów znajdował się mój telefon. Biały napis „Big Jim", sprawił, że żołądek podszedł mi do gardła. Przez chwilę rozważałem zignorowanie połączenia, bo leżenie nago z jego córką na mojej piersi, wydawało mi się kurewsko niewłaściwe. Zwłaszcza zważywszy na fakt, że jeszcze niedawno leżałem z głową między jej udami.
— Mów — rzuciłem do słuchawki, czując na sobie uważne spojrzenie Santany. Wsparła się na łokciu i patrzyła na mnie z pytaniem w brązowych oczach. Unikałem jej spojrzenia, czując jak wyrzuty sumienia paliły mnie w gardle.
— Jesteś nadal w Dallas? Potrzebuję, żebyś podjechał do starego Vintera — odpowiedział, również nie przejmując się czymś tak trywialnym jak powitanie. Zmarszczyłem brwi, podnosząc się do pozycji siedzącej.
— Do Vintera?
Po drugiej stronie linii coś trzasnęło głośno i zaraz potem usłyszałem stłumione przekleństwo.
— Dzwonił do mnie kilka minut temu — kontynuował Big Jim. — Nadal jesteś w okolicy prawda?
— Skoro dzwonił to nie mógł ci tego powiedzieć przez telefon?
Big Jim parsknął głośno.
— Znasz tego sukinsyna. Wydaje mu się, że jest na podsłuchu. — Westchnął. — Nie mam pojęcia czy znowu sprzeda nam te gówniane teorie spiskowe czy coś faktycznie jest na rzeczy, ale nie powie nic przez telefon. W grę wchodzi jedynie rozmowa w cztery oczy.
Przejechałem dłonią po twarzy, czując się nagle potwornie zmęczony. Vinter od dłuższego czasu nie należał do klubu, a przynajmniej nie oficjalnie. Był za stary żeby jeździć, a patrzenie na to jak młodzi potrafią to robić i żyją jego dawnym życiem, sprawiała mu zbyt duży ból, dlatego przeniósł się na odludzie jeszcze zanim dołączyłem do klubu i tam zdziczał do reszty.
— Dobra, sprawdzę to — powiedziałem, pomijając fakt, że byłem bez czterech kółek. To zdecydowanie utrudniało zadanie, ale Big Jim nie musiał tego wiedzieć. Był szefem, wymagał, aby zadanie było zrobione, nie chciał wymówek i w pełni to rozumiałem.
— Jak Santana? — zapytał, kiedy chciałem już się rozłączyć. Spojrzałem na nią szybko. Posłała mi ten swój nieśmiały uśmiech, który kłócił się z jej osobowością. Niewiele w niej było nieśmiałości. Jej policzki nadal były lekko zarumienione, a włosy skołtunione przez moje dłonie.
— Bezpieczna — rzuciłem sucho, z trudem przełykając ślinę. Zdawałem sobie sprawę, że nawaliłem. Znowu. Santana nie była kobietą dla mnie. Żadna nie była dla mnie. — Tak jak obiecałem zwrócę ją całą i zdrową.
— Oby — odpowiedział Big Jim i rozłączył się, nie oddając już nic więcej. Dałem sobie trzy ciągnące się w nieskończoność sekundy na opanowanie. Potem spojrzałem na Santanę. Przygryzła lekko dolną wargę i patrzyła na mnie z oczekiwaniem. Cholera, wyglądała zdecydowanie zbyt dobrze.
Przejechałem ręką po włosach.
— Muszę coś załatwić, dziecinko.
Zagryzła lekko dolną wargę i skinęła głową.
— Ok, daj mi chwilę, żeby się ogarnąć.
Złapałem ją za dłoń.
— Ty zostajesz tutaj — powiedziałem, czując jak coś ciężkiego złapało mnie za gardło. Nie chciałem jej zostawiać bez ochrony, ale odwiedziny Vintera nie były czymś na co chciałem ją narażać. Był zdrowo popieprzony. Nie mogłem mieć pewności, że będzie bezpieczna. Rozsądniejszym wyjście wydawało się zamknąć ją w motelowym pokoju.
Uniosła w górę idealnie wyregulowaną brew, a w jej brązowych oczach zalśnił gniew.
— JJ zapewne ruszył już w drogę. Zaraz powinien tu być — dodałem. — Zamkniesz się tutaj i nikomu, kurwa, nie otworzysz.
Spojrzała mi prosto w oczy, jakby chciała ze mnie coś wyczytać.
— Nic więcej mi nie powiesz, prawda?
Santana żyła w tym świecie wystarczająco długo, żeby znać jego zasady. Dlatego kiedy skinąłem głową, po prostu westchnęła i wyszła z łóżka, nie przejmując się tym, że była naga. Nawet nie próbowała się zasłonić, co i tak byłoby całkiem bez sensu po wszystkich tych rzeczach, które dopiero co robiliśmy. Miała naprawdę idealne ciało z wąską talią i szerokimi biodrami. Miałem wrażenie, że była dla mnie zbyt idealna. Że moje szorstkie, brudne ręce mogły ją jedynie zniszczyć. A potem patrzyła na mnie z tym wyzwaniem w oczach i wiedziałem, że nie była taka krucha jak wyglądała.
Ubrała na tyłek majtki i założyła bluzkę, nawet na mnie nie patrząc. Schyliła się, żeby podnieść spodenki, a ja nie mogłem nic poradzić na to, że mój kutas znowu drgnął na widok jej apetycznego tyłeczka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro