Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6

- Dlaczego musiałeś mnie tak wcześnie obudzić? - narzekałam na Toma, gdy ten kwadrans po szóstej pakował moje walizki do swojego samochodu.
On tylko westchnął i zamknął bagażnik.
- Daj już spokój - poprosił. - Wsiadaj. Wyśpisz się w samolocie - otworzył i przytrzymał drzwi od strony pasażera.
Już po chwili znalazłam się w środku czarnego BMW. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było włączenie radia. Następnie zapięłam pasy. Wnętrze auta wypełnił głos Adama Levine, lidera zespołu Maroon 5, śpiewającego jeden ze swoich hitów, a mianowicie "Sugar". Uwielbiałam tą piosenkę, w przeciwieństwie do skoczka.
- Znowu słuchasz tego wycia? On śpiewa jak baba - skomentował odpalając silnik. Podkręciłam głośność, żeby go zdenerwować. - Bębenki pękają... - westchnął i wyjechał na ulice.
Po 10 minutach jazdy otworzyłam oczy i spojrzałam na swojego towarzysza.
- Tom, co chciałeś mi wczoraj powiedzieć? - spytałam cicho. - No wiesz... U mnie w pokoju.
Zacisnął ręce na kierownicy i zaczął uważnie wpatrywać się w drogę.
- To nic ważnego. Zapomnij - odparł.
Widziałam ile kosztowało go wypowiedzenie tych słów. Nie chciałam odpuścić.
- To nie mogło być "nic" skoro tak się denerwujesz - stwierdziłam dobitnie.
- Jennie, proszę cię. Zapomnij o tym - powiedział, tym razem spokojniej.
Niezadowolona skrzyżowałam ręce na piersi i odwróciłam głowę w stronę okna. Nie mogłam jednak znieść tej ciszy, więc po chwili spytałam:
- Powiesz mi kiedyś?
- Może - uciął.
Reszta drogi upłynęła nam w krępującym milczeniu. Jeszcze nigdy między nami nie było tak niezręcznie. Zawsze mogliśmy rozmawiać o wszystkim, a w przeciągu tych dwóch dni wiele się zmieniło. Czułam, że powoli tracę przyjaciela.

***

Na lotnisko dotarliśmy jako ostatni. Na szczęście się nie spóźniliśmy. Jeszcze przed wejściem do samolotu odciągnęłam Therese na bok.
- Musisz mi pomóc - zaczęłam. - Chodzi o Toma - dodałam.
- Wyjaśnisz mi o co chodzi? - streściłam jej szybko wszystkie te niezręczne sytuacje.
- On nigdy się tak nie zachowywał... - westchnęłam.
- Jennie, porozmawiamy w hotelu, okay? Teraz chodź, bo nas tu zostawią - uśmiechnęła się i pociągnęła mnie do samolotu.
Szybko weszłyśmy na pokład i zajęłyśmy swoje miejsca. Chcąc nie chcąc usiadłam obok Toma.
- Obiecałeś, że tu się wyśpię, więc Będziesz robił za moją poduszkę - zaśmiałam się.
Wyjęłam słuchawki oraz telefon z torebki i oparłam głowę o umięśnione ramię szatyna. Przymknęłam oczy, ale spokój chyba nie był mi dany. Poczułam jak ktoś szturcha mnie w bark. Myślałam, że to Hilde, ale nie.
- Szczęścia na nowej drodze życia, Jennie - usłyszałam dochodzący z tyłu głos Bardala.
Wiedziałam o co mu chodzi. Zapewne czytał ten sam artykuł co Therese.
Westchnęłam głośno i odwróciłam się w stronę mężczyzny. Jego błękitne tęczówki wręcz mnie przeszywały.
- O czym nie wiem? - wtrącił się Hilde czym zbił bruneta z tropu.
- Anders, ja i Tom nie jesteśmy razem. Jestem singielką, wolna, bez faceta - odparłam i włożyłam słuchawki do uszu nie chcąc słuchać dalszych komentarzy.
Przytuliłam się do Norwega siedzącego obok i zamknęłam oczy. W słuchawkach leciała ballada Bryana Adamsa, co pozwoliło mi się zrelaksować. Niemal natychmiast zasnęłam. Poczułam tylko jak Tom mnie obejmuje.

***

Która wyrwał mi słuchawki z uszu. Tak jak się spodziewałam tą osobą był Hilde.
- Zapnij pasy. Lądujemy - powiedział i uśmiechnął się.
Szybko spełniłam jego prośbę. Samolotem zaczęło lekko trząść. Położyłam dłoń na dłoni sportowca, a on uspokajająco splótł swoje palce z moimi. To nie był mój pierwszy lot, ale za każdym razem bałam się katastrofy lotniczej i nawet najmniejsze wstrząsy mnie przerażały. Skoczek dobrze o tym wiedział i zawsze starał się mnie pocieszać i odciągać uwagę od tego typu zdarzeń. Po chwili jednak turbulencje ustały i wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia. Na zewnątrz przywitała nas typowa dla Hiszpanii letnia, słoneczna pogoda. Po odbiorze bagaży wsiedliśmy do busa, który miał zawieźć nas do hotelu. Niecały kwadrans później byliśmy na miejscu. Trener zebrał wszystkich w recepcji chcąc przedstawić plany na dziś.
- Więc tak - zaczął Stöckl spoglądając na zegarek. - Do końca dnia macie wolne - wszyscy odetchnęli. - Ale bez przesady. Jutro punktualnie i dziewiątej oczekuję was na śniadaniu. Później zaczniemy treningi na plaży. Teraz bierzcie klucze i miłego dnia życzę.
Na szczęście mieliśmy pokoje na jednym piętrze. Dobrze, że winda działała, bo nie uśmiechało mi się wnosić walizek aż na czwarte piętro.
- To jak, mała? Co zwiedzamy najpierw? - zaczepił mnie Tom.
- Nie wiem. Możemy iść na plażę, na zakupy... - wzruszyłam ramionami. - Zdam się na ciebie.
- Zakupy odpadają. Ale nauczę cię grać w golfa, potem możemy się przejść. Od 20 niedaleko stąd będzie impreza - przerwał monolog i spojrzał na mnie.
- Może być. Ale teraz spadaj. Muszę pogadać z Therese. Za godzinę przy recepcji - zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
- To naprawdę jest tak ważne, że wyrzucasz swojego faceta? - spytała rozbawiona przyjaciółka.
Zrezygnowana opadłam na łóżko.
- Po pierwsze to nie jest mój facet - powiedziałam stanowczo. - Po drugie jeśli chcę porozmawiać i nim to chyba nie powinien tego słyszeć - zaśmiałam się. - Do rzeczy. Może ty mi powiesz co mogło go tak nagle zmienić? Oddaliliśmy się od siebie...
Szatynka oparła się o parapet i spojrzała na mnie.
- Jennie, wiesz, że chcę ci pomóc, ale ja mam tylko jeden pomysł, który zresztą chyba niezbyt ci się spodoba... - powiedziała ciszej. - Myślę, że Tom po prostu się w tobie zakochał - dodała szybko.
Gwałtownie się podniosłam i usiadłam na łóżku. Słowa Therese dotarły do mnie, ale nie mogłam, raczej nie chciałam w nie uwierzyć. Tom, mój najlepszy przyjaciel... Czy on naprawdę mógłby się we mnie zakochać? Wprawdzie przez ostatnie dni zachowywał się dziwnie, ale czy aż tak? W sumie coraz częściej łapałam się na myśleniu o nas jaki o parze, lecz zawsze błyskawicznie sama siebie upominałam.
- Hej, Jen - przyjaciółka pomachała mi ręką przed twarzą i usiadła obok. - Słuchaj, dla mnie to wszystko jest logiczne, wszystko do siebie pasuje - chciałam zaprotestować, ale uciszyła mnie gestem. - Szuka twojej bliskości, wręcz za każdym razem pożera cię wzrokiem, chce spędzać z tobą każdą sekundę. Możesz sobie zaprzeczać, ale z miłością nie wygrasz - uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie porozumiewawczo. - A jak dla mnie to on cię kocha. Poza tym bardzo do siebie pasujecie - zakończyła i czekała na moją reakcję.
Uderzyłam ją poduszką i zaczęłyśmy się śmiać. Chciałam choć na chwilę pozbyć się skoczka z głowy jednak przyjaciółka nie była skora do pomocy. Znowu podjęła temat.
- Więc... Co o tym myślisz?
- Therese, Tom to mój przyjaciel. Nikt więcej.
- Jen, jestem pewna, że on cię kocha. Albo przynajmniej się mu podobasz - przerwała na chwilę. - A co z tobą? Może on jest kimś więcej niż przyjacielem?

Więc jest kolejny :D Dodaję teraz, bo później bym zapomniała, a obiecałam, że jeszcze jeden będzie :D *.*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro