Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#2

- Długo ci to jeszcze zajmie? - usłyszałam lekko zdenerwowany głos sportowca z dołu.
- Minuta! - krzyknęłam i pociągnęłam usta błyszczykiem po czym ostatni raz przeczesałam palcami włosy. - Idę! - szybko zgarnęłam torebkę i zaczęłam schodzić po schodach.
- No wreszcie. Ile można? Przez ciebie się... - nie dokończył zdania. Tylko się gapił. - Wyglądasz... Wyglądasz cudownie - wykrztusił w końcu, a ja stanęłam naprzeciwko.
   Dzięki szpilkom nie musiałam już tak bardzo zadzierać głowy, chociaż nadal byłam nieznacznie niższa.
- Miło to słyszeć - ubrałam skórzaną kurtkę, która dobrze kontrastowała z sukienką w kolorze pudrowego różu. - Idziemy?

***

   Do klubu gdzie miał się odbyć koncert dotarliśmy kwadrans później, czyli praktycznie pół godziny przed czasem. Wciąż jednak nie mogłam uwierzyć w to, że tu jestem. Spełniło się jedno z moich marzeń. Poczułam dłoń Toma na swoich plecach. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Nigdy jeszcze nie czułam się tak "dziwnie" w jego obecności. Jeszcze nigdy jego dotyk nie sprawiał mi takiej przyjemności.
- Zadowolona, księżniczko? - mówił tak do mnie już wiele razy, ale wtedy trochę inaczej to odbierałam. Teraz poczułam się kochana, chociaż tego uczucia między nami nie było. Chyba nie było... Coraz częściej łapałam się na tym, że chciałabym, aby doszło do czegoś więcej. Nie mogłam jednak zniszczyć naszej przyjaźni przez miłość.
- Sam sobie odpowiedz - złapałam go za rękę i pociągnęłam pod niewielką scenę, gdzie zapewne miał grac zespół. - Mówiłam ci już, że jesteś najlepszy? Jak w ogóle wpadłeś na ten pomysł?
- To był impuls - zaczął. - W internecie była informacja, że będą tu grać 27 czerwca. Pomyślałem, że to najlepszy prezent - pocałował mnie w czoło. - Mamy jeszcze chwilę. Może siądziemy i się napijemy? - nie czekając na odpowiedź poprowadził mnie do baru i zamówił małe piwo.
   Siedzieliśmy i sączyliśmy zimny napój przez dobru kwadrans. Dopiero po takim czasie klub zaczął napełniać się gośćmi. Niedługo później staliśmy pod sceną, na którą właśnie wchodzili członkowie One Republic. Od razu zaczęli mocno, bo od piosenki "Love Runs Out". Tekst znałam na pamięć i razem ze wszystkimi zaczęłam śpiewać.

***

   Po półgodzinie muzycy zmienili repertuar i zwolnili odrobinę. Usłyszałam głos Ryana Teddera, który śpiewał "Come Home". To był jeden z moich ulubionych utworów. Hilde wyczuł zmianę mojego nastroju, bo objął mnie w talii i przyciągnął do siebie. Poczułam ciepły oddech chłopaka we włosach. Jego silne dłonie dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Oparłam głowę na ramieniu sportowca i przymknęłam oczy. Mogłabym trwać tak wiecznie, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Po tej i kolejnej wolnej piosence zespoł wykonał jeden ze swoich największych przebojów, a mianowicie "Counting Stars". Do końca koncertu bawiłam się wspaniale. Tom nie opuszczał mnie nawet na sekundę, co chwilę szukał kontaktu. Niby przypadkiem się o mnie ocierał, wpadał na mnie. Przy każdym następnym wolnym kawałku tańczył ze mną, nie oglądając się na inne dziewczyny. To było nietypowe zachowanie. Zwykle schlebiały mu te wszystkie pożądliwe spojrzenia, często się z tego razem śmialiśmy. Teraz było inaczej, zupełnie inaczej. Nie wiedziałam o co chodzi, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Przynajmniej na razie.
- Jak wrażenia? - spytał skoczek po koncercie.
- A jak myślisz? To najlepsze urodziny jakie kiedykolwiek miałam! - po wyjściu z klubu rzuciłam mu się na szyję. Po raz kolejny tego dnia.
- To jeszcze nie koniec, mała - postawił mnie na ziemi i złapał za dłoń. - Idziemy do mnie - zarządził.
- Ale po co? - nie wiedziałam co mu teraz przyszło do głowy, lecz nie protestowałam gdy zaczął iść w stronę naszej ulicy.
- Może się napijemy, obejrzymy coś? - pozostawiłam to bez odpowiedzi i tylko uśmiechnęłam się pod nosem.
   Szliśmy powoli i rozmawialiśmy kiedy nagle zawiał mocniejszy wiatr. Wzdrygnęłam się odrobinę co nie umknęło uwadze mojego towarzysza.
- Zimno ci - bardziej stwierdził niż zapytał i natychmiast zdjął z siebie czerwoną kurtkę z logo reprezentacji.
- Tom, naprawdę nie...
- Nie pozwolę, żeby moja księżniczka przeziębiła się tuż przed wyjazdem - potrzebowałam chwili, aby przyswoić tę myśl i dopiero wtedy mnie olśniło.
   Pojutrze kadrą wyjeżdżała na dwutygodniowe zgrupowanie do Tarragony. Jako asystentka trenera miałam obowiązek jechać z nimi. Cieszyłam się, że parę dni temu udało mi się przekonać szkoleniowca, aby Therese wybrała się z nami.
- Dobra, wygrałeś - mruknęłam cicho. - Więc co będziemy oglądać? - zmieniłam temat.
   Poczułam jak skoczek obejmuje mnie ramieniem.
- Może jakiś horror? - zaśmiał się. Doskonale wiedział, że nie lubię tego gatunku. Wprawdzie nie miałam nic przeciwko "Krzykowi" czy "Kronice opętania", ale filmy takie jak " Ludzka stonoga", którą kiedyś oglądaliśmy, naprawdę mnie przerażały. - Może "Sawney: Flesh of Men"? - zapytał po chwili.
   Zgromiłam go wzrokiem. Wiedziałam, że ekranizacja ta opowiada o szkockich kanibalach i niezbyt mnie to interesowało.
- Wiesz, w razie czego możesz się przytulić - wiedziałam, że tylko on może wpaść na również głupi pomysł.
- Może pójdę do domu? - akurat doszliśmy pod nasze miejsca zamieszkania. Teraz po prawej miałam swój dom, a po lewej jego.
- Jennie... - spojrzał na mnie tymi pięknymi oczami.
- Niech ci będzie. Ale na chwilę, bo... - zerknęłam na zegarek - jest po dziesiątej.
   Nie czekał na więcej, tylko pociągnął mnie w stronę swojego mieszkania. Jak na dżentelmena przystało przepuścił mnie w drzwiach i zaświecił światło. Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam całą kadrę oraz Therese. Pomieszczenie było jasno oświetlone, a na stole stało mnóstwo butelek alkoholu.
- Wszystkiego najlepszego! - przyjaciółka mocno mnie przytuliła, a już po chwili tonęłam w objęciach wszystkich obecnych.
   Później włączono muzykę, a w ruch poszło piwo i wódka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro