On....
Wyszłam i zobaczyłam go... Moje dawnego szefa. Byłam cała zdenerwowana że aż się trzęsłam.
-Witam, witam.
Wyjął pudełko które żuciło łańcuch na mą szyje. On był magikiem. Prubowałam krzyczeć lecz na nic.
-Choć mała. Znów będziesz występować.
Zaczełam się szarpać, lecz to wywołało tylko ból.
-Nie!
-Idziesz!
Pociągnął mnie i poszłam z nim do małego cyrku. Choć było tam ładnie, z oczu leciały mi łzy. Żucił mną o podłogę.
-Teraz zmień się w swojego potwora.
Zrobiłam co mi kazał. Zmieniłam się. Miałam różowe włosy, rogi i piękną suknie, lecz rozmazany makijarz.
-Idź się ogarnij do łaźenki.
I pokazał mi drzwi do łazienki. Biegłam choć mało co się nie wywróciłam. Przed luserkiem straciłam przytomność. Ubudziłam się a kolo mnie stała jakaś dziewczyna.
-Hej jestem Sandra.
-Hej jestem Adrianna.
Była podobna do mnie. Miała niebieskie włosy i ktyształowe oczy.
-Przepraszam,chciałam cie bronić.
-Przed nim?
-Tak, chciał cie zaszczepić, żebyś była jego.
-Dziękuje.
-Wiesz, razem będziemy śpiewać.
-To fajnie.
-Choć, musimy iść.
-Ok.
Szliśmy korytarzem i staliśmy za kurtyną. Zainformowali widzów o naszym występie i weszliśmy. Śpiewałyśmy piosenki. Po występie zrobiłam się głodna i zjedliśmy tort jubilatów. Dwaj to bracia. Jeden blondyn drugi brunet. Blondyn miałna imie Borys, a brunet Damian. Dosyć ładni. Zawołali nas. Podeszłyśmy i powiedzeli.
-Hej dziewczyny. Ja jestem Borys, a to mój starszy brat Damian.
-Cześć
-Hej.
Razem odpowiedzałyśmy. Nagle zapadła wolna nuta.
-Hej Adranna, zarańczysz.
-O-ok.
Zaczeliśmy tańczyć przytuleni. Rumieniłam się. Gdy skończeliśmy poszliśmy do klatki (oczywiście Adranna i Sandra) i tam zasneliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro