Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3


Wstałam o 10 przypominając sobie wydarzenie sprzed paru godzin.
Przeszły mnie dreszcze.
Dlaczego on zawsze potrafi mnie tak przestraszyć?!
Nie dowiary, że trwa to już dwa lata...
Pare razy miałam ochotę popełnić samobójstwo, ale wiem, że dzięki temu Brian byłby najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, a tego bym nie chciała.
Nie mogę doczekać się moich osiemnastu urodzin, ponieważ będę mogła się w końcu wyprowadzić z tego przeklętego domu.
Wstałam i podeszłam do szafy wyjmując czarne spodnie ze stanem, czarną bluzkę w koronki oraz czarny, mój ulubiony sweter.
Lubię ubierać się na czarno.
Poszłam do łazienki wykonując poranną rutynę zeszłam na dół do kuchni.
Przez mojego brata zaczęłam się bać kuchni...
Podeszłam do lodówki i zauważyłam na niej kartkę od rodziców z taką treścią :

Alice, ja z tatą musieliśmy natychmiast wyjechać w delegacje.
Wrócimy za tydzień. Przez ten czas Brian się tobą zaopiekuję.
Bawcie się dobrze.
Całuski
Mama i tata.

No nie... znowu będę musiała przeżywać koszmar...
W nocy nie będę mogła zasnąć, ponieważ za bardzo będę się bać tego, że mojemu bratu znowu odbiję i będzie próbował mnie znowu przestraszyć.
Dobrze, że on narazie śpi.
Pójdę się przejść do lasu, aby odetchnąć.
Chwyciłam słuchawki i telefon i włączyłam sobie muzykę.
Do lasu miałam nie daleko, więc szybko tam doszłam.
Pochodziłem sobie dobre pół godziny po czym wróciłam do domu bo zrobiłam się głodna.
Mój ,,kochany" braciszek już wstał.
Weszłam do kuchni gdzie teraz znajdował się Brian.
Robił sobie kanapkę.
Chociaż coś potrafi.
- I jak się spało? - uśmiechnął się łobuzersko.
- I ty się jeszcze pytasz?! - powiedziałam w myślach.
Postanowiłam, że się do niego nie odezwę.
Koniec! Od teraz nie będę się go bać! Przynajmniej mam taką nadzieję...
- Oooo... obraziłaś się? - spytał i popatrzył na mnie.
Nie zwracając na niego uwagi robiłam sobie kanapki.
Nie odezwał się już do mnie do końca dnia.
Było to trochę, nawet trochę bardzo dziwne.
Około 19:00 postanowiłam, że pójdę się znowu przejść do lasu.
Brian spał.
Wyszłam tym razem bez słuchawek.
Szłam tak przez 10 minut.
Nagle usłyszałam szelest liści.
Przestraszyłam się, ale dalej szłam przed siebie.
Znowu usłyszałam szelest...
Przystanęłam i się rozejrzałam jednak dalej szłam.
Strasznie szybko biło mi serce i nie wiedzieć czemu nie zawróciłam.
Usłyszałam kroki i szelest.
Przystanęłam.
Było ciemno, drogę oświetlała mi teraz jedna latarnia.
Cała się trzęsłam ze strachu jak i z zimna.
- Łubudubudu! - wykrzyknęła osoba, która przede mną wyskoczyła.
Ze strachu przewróciłam się, ale szybko wstałam.
Z całej siły uderzyłam te osobę pięścią w twarz i pobiegłam szybko do domu.
Zauważyłam, że nie ma już mojego brata na kanapie, który ,,śpi".
Jak mogłam być tak głupia!
Mogłam się domyślić, że to on!...
Byłam na siebie wściekła...
Po raz kolejny dałam mu się przestraszyć.
Jestem żałosna...
Poszłam do kuchni i usiadłam przy stole.
Nagle ktoś wszedł i trzasnął drzwiami.
Tym kimś oczywiście był Brian.
Wszedł wkurzony do kuchni.
- Jak mogłaś mnie uderzyć!? - wskazał na swój nos, który prawdopodobnie był złamany.
No, no... nieźle go walnęłam - pomyślałam.
- Było trzeba mnie nie straszyć ! - wykrztusiłam po chwili.
- Nie moja wina, że jesteś taka strachliwa ! - wykrzyknął i wyszedł.
- Nie jego wina... ja chyba zwariuje. Nie przepraszam... ja już zwariowałam.
Oczywiście nie jego wina. A kto mnie straszył przez te dwa lata ?! - pomyślałam.
Boże... jak ja go nienawidzę... zaczęłam łkać.

******
Hej 😘
Mam nadzieję, że Wam się spodobał ten rozdział.
Chciałabym abyście w komentarzach napisali swoją opinię na temat tej książki i napisali czy są jakieś błędy ortograficzne itp.
Jeśli się podoba zostaw proszę Cię gwiazdkę ⭐️ lub komentarz 📝

Do zobaczenia 😍

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro