Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. My przeciwko światu

[A/N, PART 1: Znowu miała być drama i znów uznałam, że czasami to ja chyba wolę bardziej komediowe klimaty w konwencji AU, gdzie Kazui jako lovechild IchiRuki orżniewa w szachy rodziców. Zwłaszcza że „my przeciwko światu" to wręcz kwintesencja poniedziałku!]

__________________________________


Ten dzień od samego początku aspirował do miana miniaturowego armagedonu.

Zaraz po wejściu na oddział rzucił swoim standardowym „yo", po czym zerknął koleżance pielęgniarce anestezjologicznej przez ramię, żeby zobaczyć, co tam ciekawego mają w planach na dziś.

- Zasłaniasz mi, ruda fujaro – burknęła do niego znad papierów, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.

- Przecież masz światło centralnie nad sobą – odparł, układając sobie po kieszeniach wszystkie te rzeczy, które powinien mieć przy sobie na dyżurze. Poprawił sobie plakietkę w kieszonce na piersi.

- Nie powiedziałam, że światło.

- A co?

- Chęci do życia.

Kurosaki opadł na krzesło obok niej. Widział, że coś jest nie tak. Okej, często robili sobie głupie żarty w oddziale czy wymieniali specyficzne uprzejmości, ale zachowanie dobrej koleżanki nie dawało mu spokoju.

- Wyglądasz jak debil – spojrzała wreszcie na niego, wzdychając i zakładając ręce na piersiach. Ciemnoszare bluza i spodnie medyczne do kompletu z białym T-shirtem wystającym spod bluzy wyglądały dość... osobliwie.

- Żadna nowość. Coś się stało?

- U nas póki co cisza, ale przecież dziś obstawiasz oba bloki operacyjne i trochę się martwię, czy nam się nie wysypie zabiegów. Czekaj, zapomniałeś?!

Rudzielec podrapał się po karku, zastanawiając się, skąd takie wieści.

- Chwila moment! – żachnął się Ichigo. – Ja rozumiem, że Ishida to przy mnie miękka fujara, ale żeby mnie tam do niego posyłać?...

- No przecież Ishidy nie ma dzisiaj w pracy!

- Jak to, kurwa, nie ma go w pracy? – brew anestezjologa drgnęła niebezpiecznie.

- Nie umawialiście się tak przypadkiem? Dzwonił przed siódmą i...

Nie dokończyła. Po Kurosakim zostało tylko kilka rzuconych w powietrze kurew, chujów i zamykające się powoli drzwi do śluzy.


Jeden sygnał. Drugi sygnał. Mężczyzna przestępował z nogi na nogę, mając ochotę na odległość zasadzić swemu przyjacielowi soczystego kopa w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę.

Wreszcie. Ktoś odebrał telefon. Tylko głos taki niezbyt... męski.

- Wujek?

- Yo, młoda – usłyszawszy w słuchawce znajomy głosik córki przyjaciela, westchnął ciężko. Nie o taką rozmowę z Ishidą mu chodziło! – Co ty robisz z telefonem ojca o siódmej nad ranem?

- Odbieram od ciebie, wujku!

- Zauważyłem. Dasz mi tatę do telefonu?

- Tato jest zajęty.

- A mama?

- Mama też jest zajęta.

- Co oni, do cholery, robią o tej porze, kiedy twój ojciec powinien być na swoim bloku operacyjnym, no?!

Gdzieś w tle usłyszał dźwięk, który co prawda dobitnie mu odpowiedział, ale wolałby go zdecydowanie nie słyszeć.


Zrezygnowany Kurosaki wrócił na chwilę na swój oddział, po czym zastał chichoczącą koleżankę, która właśnie zaparzała sobie herbatę.

- Hej, Ichigo, nie streamuj nam RedTube'a w dyżurce! – spojrzała na jego zniesmaczoną minę i nie mogła powstrzymać się od dalszego nabijania się z kolegi.

- Jebany Ishida.

- No, dosłownie.

Kurosaki parsknął śmiechem. Szybko przejrzał papiery leżące na biurku, żeby upewnić się, czy może na spokojnie iść na drugi blok operacyjny.

- W razie czego dzwoń, okej? Może nie będzie dziś specjalnego młynu.

- W porządku. Przynajmniej za ciebie nie odbierze Kazui – puściła mu oczko.

- A wiesz co? Mam ochotę to pierdolnąć i zrobić to, co Ishida.

- Dobra, dobra. Nie pierdol, bo rodzinę powiększysz.

Rudzielec odchrząknął znacząco, zaś pielęgniarka, jak chciała upić łyk herbaty, musiała szybko odsunąć twarz od kubka, byleby nie parsknąć prosto w gorący napar na widok miny kolegi.


Tamtego dnia Ishida miał dyżurować na bloku operacyjnym przynależącym do oddział ginekologicznego. Kiedy więc Kurosaki zawędrował do tamtejszej dyżurki i zastał kilka znajomych pielęgniarek, zastanawiał się, dlaczego tak dziwnie na niego patrzą.

- Doktor nie na porodówce? – zapytała jedna z nich, widząc zastępstwo za urzędującego tu czasami Ishidę.

- Na jakiej porodówce?

- Doktor Ishida miał dziś doglądać też bloku porodowego. Nie przekazywał doktorowi? – druga pielęgniarka uniosła brew, obserwując, jak twarz Ichigo przybiera barwę dość dorodnej truskawki, którą czerwcowe słońce dość solidnie spiekło.


Jeden sygnał. Dwa sygnały. Trzy sygnały. U Ishidów nawet córeczka tego nieodpowiedzialnego, czterookiego imbecyla i rudowłosego beztalencia kulinarnego nie odbierała, więc Kurosaki postanowił w inny sposób skontaktować się z przyjacielem.

- Usługi pogrzebowe „Game Over", w czym mogę pomóc?

- Cześć, Kazui – westchnął mężczyzna, słysząc w słuchawce głos syna. – Kto cię tego nauczył?!

- Wujek Keigo!

No tak, kolejny debil. Nie chciało mu się już nawet pomstować na kolegę z ogólniaka.

- Mogłem się domyślić. Ty też już nie śpisz?

- Nie, tato! Pilnuję domu!

To nie tak, że nie czuł dumy z syna. No i pewnej satysfakcji, jak bardzo mały rudzielec wdał się w niego, chcąc chronić wszystko to, co dla niego ważne i czego obrona była w zasięgu jego możliwości i niewielkiego jeszcze Zabójcy Dusz. Zabierali go czasem na małe potyczki z Pustymi i pozwalali mu przeciąć maskę unieruchomionego delikwenta, uczyli go odprawiać pogrzeby dusz. No i teraz młody poczuwał się do obowiązku czuwania nad mamą i nienarodzoną siostrzyczką, kiedy taty nie było w domu. Było to na swój sposób urocze, lecz Ichigo martwił się, co mogłoby się stać, gdyby nie mógł wyrwać się ze szpitala do walki w chwili zagrożenia dla jego rodziny.

- Możesz mi dać mamę do telefonu?

Chwila ciszy.

- Kazui?

- No wiesz, tato...

- Właśnie nie wiem.

- Tato... no bo mama...


Obskoczył ginekologię, blok porodowy i upewniwszy się, że na chwilę obecną może wymknąć się ze swego ciała i pozostawić je Konowi, który w takich chwilach towarzyszył mu na dyżurach, namierzył energię duchową swej żony i w formie Boga Śmierci mknął przez Karakurę.

Klął pod nosem, mając wrażenie, jakby świat sprzysiągł się przeciwko niemu w ten poniedziałkowy, upalny poranek.

Całkiem urocze stadko Gillianów psuło mu krajobraz. Wyciągnął miecz i posłał w ich kierunku Getsugę. Został jeszcze przywódca tego zamieszania.

Adjuchas odwrócił się w jego stronę, gdy wyczuł jego obecność. Nie nacieszył się jednak zbyt długo chrapką na rudowłosego, zostając przeciętym przez Zangetsu.

Kurosaki puścił się pędem ku żonie, która już wcześniej wyruszyła, by rozprawić się z niespodziewanym nalotem Pustych. Przytulił ją mocno do siebie, nie mogąc przez chwilę wydusić z siebie ani słowa. Czuł tak wielką ulgę, że nic im nie jest!

- Ichigo! – zaskoczona niespodziewanym rudzielcem objęła go w pasie. Była lekko rozbawiona i zła, bo przecież dałaby sobie radę, a jego nadopiekuńczość bywała naprawdę urocza. – Nie powinieneś być na dyżurze?

- Może i powinienem – odparł, prostując się i zakładając ręce na piersi. Widząc, że jego własna żona się z niego nabija, naburmuszony uciekł wzrokiem gdzieś w bok. – A ty nie powinnaś być tutaj i walczyć z Pustymi! Nie w twoim stanie!

- Na miłość boską, Ichigo – westchnęła Rukia, uśmiechając się ciepło do zmartwionego męża. Co prawda trochę przez przygryzioną wargę, bo dopóki mamusia walczyła, to córze miło kołysało, a teraz przestało, jeszcze gdzieś zamajaczył głos tatusia, więc najwyraźniej chciała mu przybić piątkę na powitanie. Tyle że kopniakiem pod matczyne żebra. – Przecież w ciąży z Kazuim też walczyłam z Pustymi i nic się nie stało.

- Martwiłem się.

- Ja też, dlatego nie dałam sobie nic zrobić. W przeciwieństwie do ciebie.

- Czepiasz się szczegółów!

Usłyszeli za sobą ryk kolejnych Gillianów i Adjuchasów. Spojrzeli na siebie, potem w rozwierające się wrota do Hueco Mundo. Postanowili przełożyć ciąg dalszy sprzeczki na później, najlepiej w domu na łóżku i z okrzykami z innych powodów, a tymczasem trzeba było zająć się tym bałaganem.

Bo choćby cały świat sprzysiągł się przeciwko nim – czy to pod postacią kolegi zrzucającego dwa dodatkowe oddziały na barki, bo ma niedopieszczoną kobietę w domu, czy to pod postacią tony Pustych i wyrywającej się do walki z nimi ciężarnej żony – byli w tym razem.

__________________________________

[A/N, PART 2: Trochę to bardziej może pasuje pod "nadopiekuńczość", ale nie miałam ochoty robić dramy też pasującej do promptu. Mi takie sprzysięganie się świata przeciwko mnie kojarzy się jednoznacznie z dyżurami i wszystkim pierdolącym się (ekhem) po drodze.

No i mam jeszcze coś!

Jakiś czas temu mój mózg poczynił rzecz okrutną, z frazy "IchiRuki Month" ucinając "n". W mej spaczonej głowie pojawił się pomysł i na samą myśl o nim prawie poryczałam się ze śmiechu. Niezawodna Senmarii (www.facebook.com/senmarii | www.senmarii.tumblr.com) z tej okazji popełniła arta, a ja tylko podpowiedziałam, jak to wyglądało w moich myślach.

Także, Kochane Osoby - Happy IchiRuki Mo(n)th!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro