5. Zdrada
Szczęk klucza w zamku. Skrzypnięcie powoli otwierających się drzwi wejściowych. A skrzypiały, bo przecież prosiła go, żeby je przesmarował, zrobił z nimi porządek, a temu znowu z tej durnej, rudej łepetyny wyleciało. Zmęczone „tadaima", zamykanie drzwi. Radosny głosik syna witającego tatę, za którym tak bardzo się stęsknił.
Ona też tęskniła. Miał wrócić wczoraj, ale z dwunastogodzinnego dyżuru zrobiła się doba. Przecież rudowłosy, może i gburowaty anestezjolog nie odmówiłby małej przysługi koledze z pracy, nie? Zwłaszcza że szło o sprawy rodzinne.
Słyszała szybki tupot nóg synka pędzącego do taty i głos męża, który chciał się przywitać z chłopcem, ale przypomniał mu, że najpierw musi umyć ręce, bo przyszedł z zewnątrz. Szum wody puszczanej z kranu po chwili ustał i za chwilę mogła usłyszeć stęsknionych za sobą dwóch najważniejszych w jej życiu mężczyzn. Na dodatek obu rudych.
Przeciągnęła się leniwie, po czym powoli wstała od stołu, na którym wciąż stała rozłożona szachownica. Białe dostały łomot od czarnych, a matka przegrała z kilkuletnim synem. Mały rudzielec odgrzebał skądś starą książkę dotyczącą szachów i wciągnął się w temat. Ojciec nauczył go grać, a jak znikał na dyżurach, to mama – choć rzadko grywała w szachy i nie była w tym najlepsza – siadała z synkiem (i książką z regułami gry, bo już im się zdarzały takie głupoty jak bicie króla) i wieczorami rozgrywali kilka partyjek.
Zobaczyła przed sobą męża z synkiem na ręku. Uśmiechnęła się, widząc ten cudowny obrazek. Oparła głowę o tors starszego Kurosakiego i objęła go rękoma w pasie. Ona też tęskniła. Martwiła się, gdy dostała smsa, że nie wróci do domu na czas. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że Ichigo musiał napisać wiadomość gdzieś pomiędzy jednym a drugim zabiegiem i toną dokumentacji, stąd pewna szorstkość i zdawkowość, ale i tak się martwiła. A stres wyjątkowo jej nie pomagał, bo i córa wyczuwała, że coś jest nie tak i Rukia odnosiła wrażenie, że ta zwiększona częstotliwość kopniaków pod żebra to dopytywanie, gdzie jest tata.
- Przepraszam – westchnął, obejmując ją ramieniem, nachylając się do niej i obdarzając ją długim, czułym pocałunkiem. – Ishida musiał pilnie wrócić do domu. Może Inoue znowu zostawiła czajnik na gazie i poszła spać? Cholera wie.
- Wciąż nie możesz przywyknąć, że zmieniła nazwisko, sklerotyku? – podniosła na niego wzrok, widząc te błyszczące, kasztanowe oczy, od razu czuła się lepiej. Bezpieczniej. Wreszcie wrócił i był z nimi.
- Rukia, już jeden Ishida w zdaniu to tłok, a co dopiero dwoje.
- A czterech Kurosakich?
- Sama się skarżyłaś, jak Tōshirō wiecznie mówił „Kuchiki i Kuchiki".
- Wygrałem z mamą! Za trzecim razem! – pochwalił się mały rudzielec, postawiony przez ojca na ziemię. Jedną rączką trzymał fałd matczynej sukienki, drugą zaś ściskał dużą, ciepłą dłoń taty.
- Za trzecim? No i pięknie! – Ichigo ostrożnie przeczochrał go po rudej, bujnej czuprynie, puszczając do niego oczko. – Czyli jest remis, bo one są dwie, a ty jeden.
- Ichigo!
- No a nie?
Kiedy tak stali przytuleni, świat zdawał się być znów choć trochę lepszym miejscem.
- Pewnie jesteś zmęczony, co? – spytała, z lekkim rumieńcem na twarzy obserwując, jak przyklęka na jedno kolano. Przywoływało to same dobre wspomnienia. Tym razem jednak nie klękał przed najważniejszą kobietą w jego życiu, a przed dwoma; przecież z córą też wypadałoby się przywitać, nie?
- Może trochę – odparł i uśmiechnął się rozczulony, gdy na policzku wtulonym w brzuch żony poczuł delikatnego kopniaka od drugiej stęsknionej damy. – W nocy udało mi się przespać, do rana był względny spokój, żadnych nagłych przypadków.
- A nie chciałbyś wziąć ciepłej kąpieli po dyżurze?
Podniósł na nią wzrok. Rukia zaśmiała się, widząc te ożywione ogniki w jego brązowych oczach. Znała słabość męża do wylegiwania się w wannie po całym dniu w szpitalu.
- Leć, bo woda ci wystygnie – poklepała go po ramieniu, przywołując go na ziemię, bo jak tak na niego patrzyła, to myślami już był w wannie, tylko ciało tak jakoś odmawiało posłuszeństwa.
Poderwał się z podłogi, podziękował żonie, cmoknął ją w policzek i pobiegł w stronę łazienki, rozochocony wizją wygrzania ścioranych gnatów w rozkosznie ciepłej wodzie.
Kazui i Rukia patrzyli na siebie porozumiewawczo. Wrócili do szachownicy, ustawiając figury od nowa na kolejną partię i czekali.
Trzy... dwa... jeden...
- RUKIAAAAAA!
Spojrzenia dwóch par ciemnoniebieskich oczu spotkały się; matka i syn wybuchnęli gromkim śmiechem. Rechotali jeszcze głośniej, gdy po chwili ociekający wodą i owinięty w ręcznik Ichigo przyczłapał do nich, patrząc na ukochaną z miną zbitego Kurosakiego.
- Zdrada! – jęknął, dygocząc z zimna.
- Mówiłam: leć, bo ci woda wystygnie.
- Czuję się oszukany.
- Ichigo, na dworze jest ponad trzydzieści stopni! A ja nie lubię rozgotowanych, rozmiękłych marchewek.
- Zboczona baba.
- Stary sklerotyk.
- Że ja?!
- A przesmarujesz te przeklęte drzwi?
- No nie mów, że to jest za te drzwi...
- Nie. Za całokształt.
- Kocham cię, wiesz?
- Ja ciebie też, Ichi.
Nawet taki dygoczący z nagłego oziębienia był całkiem... gorący.
____________________________________
[A/N] PLOT TWIST! Możecie potraktować tego oneshota jako swego rodzaju ciąg dalszy „Gwiazd w twych oczach". A już jutro coś, na co czekałam; uchylę rąbka tajemnicy i zdradzę (ekhem!) Wam, że szósta część będzie osadzona w realiach po 686. rozdziale Bleacha (:
Przyznaję - mam ogromną słabość do rodzinnych scenek IchiRuki :'D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro