Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Złączone ostrza, złączone serca

Siedziała na jednym ze wzniesień wzgórza Koifushi i obserwowała treningowy pojedynek czerwonowłosego i rudzielca. Ogrzewała się w ciepłych promieniach letniego słońca i pozwalała wspomnieniom płynąć przez jej umysł niczym rzeka przecinająca tę malowniczą dolinę w jednym z dystryktów Rukongai.

Niegdyś zastanawiała się, czy tak jak dwie dusze mogą być związane czerwoną nicią przeznaczenia, tak dwa ostrza mogą być ze sobą złączone.

Widząc, jak kolejna Getsuga ze świstem przecina powietrze, uderzając prosto w Abaraia, który zlekceważył przeciwnika, nie miała wątpliwości.


Nie miała bladego pojęcia, kiedy ten czas zleciał, że słoneczna poświata zaczęła czerwienieć, zaś tam, gdzie przecież wciąż patrzyła, nie było już walczących mężczyzn. Wstała powoli, otrzepując białe kimono i już odwracała się w stronę ścieżki, by udać się w drogę powrotną do siedziby XIII Dywizji, gdy ujrzała przed sobą uśmiechniętego rudzielca w stroju Boga Śmierci.

Odwzajemniła mu pogodny, może trochę zawadiacki uśmieszek. Mężczyzna górował nad nią wzrostem, ręce trzymał założone na piersiach, zaś na plecach – przytwierdzony czerwonym, różańcowatym pasem – nosił Zangetsu.

Czas płynie, lecz pewne rzeczy pozostają niezmienne.

Widząc błysk w jego oczach, westchnęła cicho.


Ich znajomość zaczęła się od walki. Najpierw pomiędzy sobą. Potem z Pustym. Z kolejnymi Pustymi. A potem on stanął do walki przeciwko całej Społeczności Dusz, by ocalić ją przed egzekucją na wzgórzu Sōkyoku.

Wielokrotnie stawali do walki ramię w ramię. Ostrze przy ostrzu. Serce obok serca. I szli tak przez życie. Przez kolejne potyczki. Przez walkę z wojskami Aizena. Przez zgliszcza budynków zniszczonych zarówno w Seireitei, jak i w Rukongai.

Szli ramię w ramię. Ostrze przy ostrzu. Serce obok serca. Przez życie. Przed ołtarz.

I tak samo szli na kolejną niełatwą misję przeciwko kolejnemu wrogowi ładu i spokoju, którego przerost ambicji zagrażał równowadze świata.


Wiatr mierzwił łagodnymi, delikatnymi i ciepłymi podmuchami zarówno długie kosmyki jej kruczoczarnych włosów, jak i jego bujną, rudą, rozczochraną czuprynę, która w świetle zachodzącego słońca zdawała się nieomal płonąć.


- ICHIGO!

Wciąż pamiętała ten widok. Ziemia przesiąknięta krwią. Jej, jego, wrogów. Jego ruda czupryna zniknęła za plecami kolejnego potężnego przeciwnika. Nie mógł się bronić. Zangetsu, wytrącony mu z rąk, upadł na skalisty grunt pod jej nogami.

Sode no Shirayuki była wycieńczona długą, wręcz syzyfową walką. Rukia drżącymi rękami chwyciła miecz męża; był w jej rękach lżejszy, niż na to wyglądał. Uniosła go ku górze; widziała, jak jej szafirowe oczy odbijają się w jego błyszczącym ostrzu.

- Proszę, Zangetsu... użycz mi swej siły.


Patrzyła w przymrużone oczy rudzielca. Przymrużone, bo i słońce świeciło mu w twarz, i przydługie kosmyki włosów wpadały do nich. Zaśmiała się cicho, słysząc „cholera!" z jego ust i widząc gorączkowe próby okiełznania tego rudego bałaganu ku lepszej widoczności tego, co przed nim.


Potężna, lodowa Getsuga Tenshō ze świstem przecięła powietrze, rozszarpując ciała przeciwników. Ich ciała powoli zdematerializowały się, ujawniając to, czego tak bardzo nie chciała zobaczyć.

Podbiegła do męża, biorąc go w ramiona; jej szaty przesiąkały jego krwią.

- Rukia...

Uśmiechnęła się przez łzy, widząc błysk w jego oczach. Szli przez życie razem, ramię w ramię, aż do tego momentu. Za nimi łopotały wstęgi ich Zabójców Dusz, splątując się na wietrze, zaś ich serc, złączonych na wieki, nic nie było w stanie rozdzielić.


Okiełznawszy bajzel we włosach, odchrząknął znacząco, czym jeszcze bardziej rozbawił Rukię. Był na swój sposób rozbrajający, kiedy tak próbował okazywać, może ciut teatralnie, powagę. Wzrok jej szafirowych oczu napotkał znów jego oczy. Błyszczące. Pogodne.

Szafirowe.


Nikt nie wymagał od niej cudów. Po pogrzebie męża dni i noce spędzała samotnie. Odnalazła azyl w klinice Kurosakich. Spędzili tam tyle czasu razem, więc nie dziwota, że w tak trudnych chwilach ukojenie przemieszane z goryczą nadpełzających zewsząd wspomnień dawał jej ten pokój, te wszystkie znajome kąty, obecność teścia i szwagierek.

I nikt nie dziwił się jej fatalnemu samopoczuciu. Temu, że straciła apetyt, była senna, rozkojarzona, zapominała, po co przyszła. Dopiero Isshin nabrał podejrzeń.

Oboje mieli łzy w oczach, gdy na ekranie ultrasonografu, gdzieś pomiędzy tymi wszystkimi szarymi maziajami, ujrzeli mały cud, którego bicie serca można było już usłyszeć.

Choć odszedł, wciąż szedł z nią przez życie. Serce przy sercu.


- Wszystko w porządku, mamo? – zapytał, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Przecież widział, że znów się z niego bezczelnie nabijała. Co prawda wujek Renji wspominał, że z taty też nieraz się śmiała, ale to było co innego! On tu próbuje być poważny, do cholery!

- Chyba lepiej nie pytać o to wujka Renjiego, co nie, Mamoru? – westchnęła, podchodząc do syna. Widziała na jego twarzy kilka zadraśnięć.

- Jest bardzo lekkomyślny podczas walki. Zero strategii. Już zapowiedział rewanż.

- Cały Renji – uśmiechnęła się, mijając chłopaka, który podążył zaraz za nią. Tyle lat, a tymczasem Abarai wciąż zbiera cięgi od jakiegoś rudego Kurosakiego dzierżącego Zangetsu.

Rukia nieraz zastanawiała się, jak to jest, że ich syn przyszedł na świat – choć rzecz jasna spodziewała się, że z mocami Boga Śmierci – i gdy podrósł, ujawnił nie bezimienne ostrze, lecz miecz swego ojca, Zangetsu. Ten sam, którym on ochraniał ją. Ten sam, który użyczył jej swej mocy, by raz jeszcze ochronić jego gasnące życie.

Czas płynie, lecz pewne rzeczy pozostają niezmienne. Na przykład odwaga. Miłość. I ochrona tego, co kochamy. Syn otrzymał imię o znaczeniu tym samym, co imię ojca – chronić.

Bo choć odszedł, wciąż szli razem przez życie. Ostrze przy ostrzu. Serce przy sercu.

_______________________________

[A/N] No i poniesło mnie - powstrzymałam się od angstu w poprzednim oneshocie, a tutaj aż samo się prosiło, no ¯\_(ツ)_/¯

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro