Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

- Jestem w ciąży. To dziecko Owen'a, ale odkryłam ciążę dopiero po jego śmierci. Cieszę się, że będę miała jakąś część jego. - odparłam, a Alan próbował analizować wszystko co powiedziałam. Był zdziwiony tą wieścią. - Najgorsze jest to, że nie będzie miało ojca.

Alan patrzył na mnie, a ja ignorowałam to, wgapiając się w moją chusteczkę.
Chyba nie wiedział co ma powiedzieć, ale po chwili otrzeźwiał i odparł:

- Może powinnaś znaleźć sobie kogoś nowego, zakochać się od nowa. Napewno nie będziesz tak bardzo samotna i może pokochasz kogoś.

Chciałam jemu powiedzieć, że oszalał. Ale co miałam do stracenia? Dziecko musi mieć ojca.

- Może i masz rację - spojrzałam na blondyna, a on zapatrzony był w moje oczy.
Mimowolnie spłynęła mi pojedyncza łza, a Alan starł ją z mojego policzka. Byłam trochę zaskoczona, tym co zrobił. Uśmiechnął się lekko. Nic nie mówiliśmy, Alan był bardzo cichy, jak dotąd pierwszy raz.
Nagle zbliżył się do mnie powoli i złączył nasze usta. Nasze usta toczyły ze sobą walkę, namiętną bitwę. Położył jedną rękę na mojej talii. Wtedy otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę z tego co my robimy.
Dotknęłam jego klatki piersiowej, żeby go od siebie odsunąć.

Alan spojrzał na mnie  szerokimi oczami.

- Ja...ja przepraszam cię - powiedział, drapiąc się po karku. - Nie mogłem się powstrzymać.

Znaliśmy się tylko miesiąc*, a spotkaliśmy się z 15 razy. Był we mnie zakochany?

- Nic nie szkodzi, to też i moja wina. - odpowiedziałam, uśmiechając się, aby trochę rozluźnić atmoswerę.

Alan był przystojny, piękne brązowe oczy i blond włosy, ideał dziewczyn. Ale dla mnie moim ideałem był OWEN. Choć był atrakcyjny, nie mógł "pobić" mojego ukochanego.

- Może ja już pójdę. - powiedziałam. Alan pokiwał tylko smutnie głową. - Hej, nie przejmuj się tym pocałunkiem. Było przyjemnie, ale to wszystko.

- Po prostu... Powinienem ci pomagać, a wzamian cię całuje. Nie powieniem, jeszcze raz przepraszam. - tłumaczył się, a ja lekko uderzył go pięścią w ramię, aby nie był taki przejęty. On tylko uśmiechnął się i otworzył przede mną drzwi.

- Do zobaczenia w czwartek, jeśli przyjdziesz - powiedział, a ja pomachałam mu.

Schodząc po schodach myślałam o tym, co wydarzyło się przed chwilą. Trochę rozśmieszyła mnie ta sytuacja. Zastanawiałam się, czy przy najbliższym spotkaniu będzie skrępowany.

***
Soffie:

Ja i Luis chcieliśmy spędzić cały dzień tylko we dwójkę. No i z Toby'im, naszym przeuroczym pieskiem, który jest już dość spory. Specjalnie zwolniliśmy się z pracy, mówiąc, że mamy coś bardzo ważnego i nie będzięmy w stanie stawić się.
Ranek spędziliśmy w łóżku, rozmawiając i śmiejąc się z różnych sytuacji.

- Przestań już! - krzyknęłam, gdy zaczął mnie gilgotać po brzuchu. Cały czas się śmiałam aż do łez. - Dosyć już! - krzyknęłam poważnie, a Luis spoważniał jak ja.
Nie mogłam wytrzymać i zaciskając usta, prychnęłam śmiechem. Luis rozumiejąc to za żart, rzucił się do całowania mnie. Darzył moje usta i szyję mokrymi pocałunkami.

- Mam pomysł - powiedziałam i odepchnęłam go lekko, żeby wstać z łóżka.

- Jaki? - powiedział, zczerząc zęby. Już wiedziałam co chodzi mu po głowie.

Wzięłam swoje ubrania z krzesła i uciekłam do łazienki.

- Hej! - krzyknął, pukając do drzwi. - To taki miałaś pomysł?

- Nie dałbyś mi wstać z łóżka, ale mam inny plan. - odparłam, myjąc twarz, a potem zęby.

- Będziesz tego żałować - powiedział żartobliwie i już tylko słyszałam jak odchodzi.

Gdy już się ubrałam i umalowałam wyszłam z łazienki, rozglądając się po kuchni. Wpadłam na to, aby upiec ulubione ciastko Luis'a. Wyjęłam jajka, mąkę i resztę składników.

Już miałam sypać mąkę do miski, gdy poczułam ręce na talii.

- Hej, co robisz? - zapytał zwyczajnie, ale wiedziałam, że zaraz coś zrobi.

- Twoje ulubione ciasto - powiedziałam z uśmiechem. On tylko mruknął coś pod nosem, a ja nagle poczułam coś mokrego na głowie.
Luis zaczął się śmiać, a ja zaczęłam zbierać skurupkę od jajka z włosów. Tak, to wszystko brzmi śmiesznie.

- Luis! - krzyknęłam i też chwyciłam za jajko i rzuciłam w jego klatkę. Luis zrobił się zły, a ja zaczęłam się śmiać, trzymając się na brzuch.
Nie mógł mi tego podarować i zakopał rękę w mące, po czym pchnął we mnie. Luis śmiał się do upadłego. Byłam cała biała, na szczęście nie dostałam w twarz. Ale on dostanie... I zrobiłam to samo, tym razem celując w jego twarz. Teraz już nie było mu do śmiechu.

Miałam pecha, bo na stole stała cała butelka bitej śmietany. Luis spojrzał na nią i uśmiechnął się złowrogo.
Zaczęłam piszczeć i biegać po domie, aby nie dostać śmietaną.
Ale to nic nie dało, bo Luis mnie dopadł.

- Nie! Luis! Tylko nie to! - piszczałam, ale on trzymał mnie w talii i nie umiałam się wydostać. Chłopak "wlał" mi bitą śmietanę za koszulkę, a ja znów pisnęłam.

- Teraz twoja kolej. Nie dasz rady? - podjudzał mnie mój mężczyzna, śmiejąc się.
Złapałam się za kolana, udając, że się zmęczyłam. Wtedy Luis do mnie podszedł, a ja szybko zgarnęłam jajko z blatu i roztrzaskałam mu na głowie, podobnie jak on.

- Dobrze, niech ci będzie, moja księżniczko - odparł, zbierając pozostałości z jajka ze swojej czupryny. - Wygrałaś.

Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek, gdzie nie miał mąki.
Dokończyliśmy robić ciasto i włożyliśmy blachę do piekarnika. Poszliśmy pod prysznic Najpierw umyłam się ja, a gdy wyszłam umył się Luis.

Przebrałam się w czyste ubrania, a mokre włosy zaczęłam suszyć ręcznikiem, bo ja strasznie nie cierpię suszarek.

Gdy już ciasto było gotowe zabraliśmy się za delektowaniem się nim.

- Pyszny - powiedział Luis, wkładając kolejny kawałek ciasta.

- Yhm - mruknęłam, z pełną buzią.

- Gdy zjemy, zabieram cię w pewno miejsce. - odparł Luis.

- Gdzie?

- Niespodzianka...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro