Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Strych się bać

To jest one shot na konkurs @Llaazy. Tu miało być zupełnie coś innego, ale mam zamiar wygrać, więc niestety, ludzie którzy wiedzą co tu miało być i czekają na to od dwóch miesięcy, muszą jeszcze poczekać. 

Bardzo was przepraszam. 

1650 słów 

___________________________

- Dzieci, wychodzę. Muszę na chwile wyjść do sklepu, bo w domu nie ma nic do jedzenia prócz konserw i zupek chińskich. Tata jest u wujka, więc zostaniecie przez chwilę sami. Bądźcie grzeczne, postaram się wrócić jak najszybciej. To cześć 

- Cześć, mamo - krzyknęła Nya, nie odrywając się od swojej kolorowanki. 

Kai tylko mruknął zajęty ostrzeniem plastikowej broni. 

Mama wyszła, trzaskając delikatnie drzwiami. W domu zapadła zupełna cisza. Słuchać było tylko ciche szukanie kredki i dźwięk kamyka przesuwanego miarowo po ostrzu plastikowego miecza. Pluszowy smok siedział spokojnie obok dziewczynki obserwując zapełniającą się kolorami kartkę. 

Kai skończył bawić się w ostrzenie katany i zaczęło mu się nudzić. Spojrzał na swoją siostrę pochłoniętą kolorowaniem i aż oczy mu błysnęły z radości, gdy wpadł na znakomity pomysł. Dobył miecza i doskoczył do siostry kierując czubek broni w jej stronę. 

- Broń się, kryształowa wojowniczko! - krzyknął. 

- Po co? Byś pobiegł z płaczem poskarżyć się mamie? - spytała, nie odrywając się od kolorowanki. 

- No dawaj, siostra, pobaw się ze mną - jęknął. 

- No dobrze - odwróciła się do smoka. - Spyke, bierz go. 

Dzielny pluszak wysilił wszystkie swoje siły by rzucić się na Kaia, ale zamiast tego tylko upadł na swój puchaty pyszczek. 

- Widzisz? Nawet jemu się nie chce - powiedziała, wracając do kolorowanki. 

Kai zrezygnowany usiadł na podłodze. 

- Nudzi mi się - burknął. 

- To weź kredkę i koloruj ze mną - zaproponowała Nya.

- Proszę, powalcz ze mną.... 

- Jak skończę. 

Kai wbił wzrok w siostrę i zamarł w oczekiwaniu. Nya szurała dalej kredką jakby nigdy nic. Cisza potęgowała ten dźwięk. Nya, czując na sobie uporczywe spojrzenie brata, westchnęła i zerknęła na niego znad kartki. 

- No dobra, daj mi broń. 

Kai wstał z podekscytowaniem i podbiegł do skrzynki z zabawkami. Nya w tym czasie schowała kredki i pomogła wstać swojemu pluszowemu obrońcy. 

- Łap - krzyknął Kai, rzucając Nyi dwa drewniane patyki z przywiązanymi sznurkiem na krzyż krótszymi patykami. 

Nya złapała je, ułożyła sobie w ręku i ustawiła się w pozycji gotowa do walki.

- Gotuj się, blaszany rycerzu, twój koniec jest bliski. 

- Tylko jeśli zdołasz być szybsza niż klinga mojego miecza - odparł Kai. - O ile w ogóle ją zobaczysz. 

- To się jeszcze okaże... 

Nagle powietrze z pokoju przeszył przeraźliwy jęk. 

Dzieci zamarły.

- Co to było? - pisnęła Nya.

Nagle to coś zajęczało znowu. 

Kai głośno przełknął ślinę. 

- Nie wiem, ale chyba pochodzi ze strychu...

Dzieci uniosły wzrok ku sufitowi. 

Gdy jęk się powtórzył, lampa aż zadrżała. 

- To jakieś duchy - szepnął Kai.

- Chodźmy to sprawdzić - powiedziała Nya, ruszając zdecydowanym krokiem ku drzwiom w pokoju. 

- Co?! Chcesz pójść na strych?! Oszalałaś?! A jak to coś jest.... - nabrał powietrza w usta z przejęcia. -...niebezpieczne? 

- Chce zobaczyć, co to - stwierdziła Nya, tonem nie przyjmującym sprzeciwu. - Jeśli nie chcesz iść ze mną, to tu zostań. Chodź Spyke. 

Wzięła pluszaka za rękę i wyszła z nim z pokoju. 

Kai przez chwilę stał bezradnie, nie wiedząc co robić. Usłyszał pisk rozkładanym schodów na strych.

- Nya, zaczekaj!

Zastał ją tuż na korytarzu, tuż pod schodami. Właśnie odkładała kijek, którym sięgnęła do klapy w suficie. 

- Weź latarkę, tam jest strasznie ciemno - rzekła na jego widok. 

Weszli razem na strych. Stopnie skrzypiały pod ich ciężarem. Gdy byli już na górze, zastała ich nieprzenikliwa ciemność.

Kai włączył latarkę. W strumieniem jej światła ujawniły dzieciom swe istnienie niezliczone przedmioty, wszystkie przykryte puszystą warstwą kurzu. Uderzyła ich też gama zapachów, stęchlizna i wilgość.

Kai jeszcze raz przełknął ślinę, a Nyi ten dźwięk wydawał się tutaj niesamowicie głośny. Aż podskoczyła ze strachu. 

- Możesz przełykać odrobinę ciszej? - szepnęła. 

W odpowiedzi odezwał się jęk, jeszcze głośniejszy i bardziej przerażający niż przedtem. Był świszczący i szorstki, jakby chór duchów wył gdzieś z podziemi. 

- Lepiej już stąd chodźmy - szepnął Kai, czując jak drży mu dłoń, w której ściskał latarkę.

- Jeszcze nie -upierała się Nya. - Chcę zobaczyć tego ducha. 

- Ty zawsze musisz być taka uparta - jęknął Kai. 

Szli powoli przedzierając się przez zakurzone gratowisko, oświetlając sobie drogę. Gdy dotarli wreszcie na drugi koniec strychu, znaleźli się pod wyblakłą ścianą przy której stał zniszczony zegar z wahadłem mocno nadgryziony zębem czasu. Otaczały go równie stare i zniszczone firanki, nadając mu dziwnie mroczny wygląd.

Kai nakierował na niego latarkę. 

- On nie ma wskazówek... - szepnął.

Nya podeszła do zegara, niosąc Spyke'a pod pachą.

- Myślisz, że jest opętany przez duchy? 

Kai przyglądał się mu w skupieniu, oświetlając zegar latarką. 

- Nie wygląda strasznie - przyznał. 

- No widzisz? A ty się bałeś. 

Nagle światło latarki zamigotało i zgasło. Kai uderzył nią kilka razy o dłoń. 

- No pięknie... 

Coś zaszeleściło. Dzieci nieufnie spojrzały na zegar. Firanki falowały w upiornym tańcu. Wahadło zaczęło delikatnie się przesuwać. Dzieci patrzyły na to z przerażeniem. Wahadło szybko się rozbujało. Firanki łomotały rzucając się na wszystkie strony. 

I nagle jakby zza zegara rozległo się przeciągłe, donośne wycie...

Nya pisnęła. Odwróciła się, by uciec, ale potknąła się o coś i przewróciła. Kai krzycząc, podbiegając, by jej pomóc. 

I w tym momencie stary, zniszczony zegar bez wskazówek zaczął wybijać dwunastą...

Nya szybko wstała i podniosła Spyke'a. Dzieci w panice zaczęły uciekać, przedzierając się przez graty. Przenikliwe wycie i bicie zegara towarzyszyło im aż do schodów. 

***

- Jesteś pewny, że tu jesteśmy bezpieczni? - wymamrotała Nya, wtulając się w Spyke'a. 

- Raczej tak. Jesteśmy poza ich zasięgiem - mruknął Kai, spoglądając nieufnie przez okienko w domku na drzewie. - Poczekamy tu, aż mama nie wróci. 

- Jak myślisz, czego chcą od nas te duchy? - spytała, już trochę spokojniejsza.

- Nie wiem. Mam nadzieję, że są tu tylko przejazdem. 

- Myślisz, że można się z nimi jakoś dogadać? 

- Oszalałaś?! Zaprzyjaźnić się z duchem? Co za kosmos! Jak można przyjaźnić się z jakimkolwiek duchem! 

- Racja. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na mamę. Lubię nasz domek na drzewie, ale wolałabym spać w moim łóżku. 

Kai skinął głową w zamyśleniu. 

- Dobrze, że wziąłeś coś do jedzenia - rzekła Nya, głaszcząc delikatny pluszaka. - Przynajmniej nie umrzemy tu z głodu. 

- No nie wiem, w domu nic było nic do jedzenia - powiedział, przyciągając do siebie czarny plecak z białym napisem Adidas. - Po za tym brałem pierwsze lepsze co mi wpadło do ręki...

Rozsunął suwak, chwilę pogrzebał w plecaku, po czym pojedynczo zaczął wyciągać z niego rzeczy. 

- Mamy tu kukurydzę w puszce, tuńczyka i...

Odwrócił otwarty plecak wysypując jego zawartość na drewnianą podłogę domku.

- Zupki chińskie. 

- Nie mamy wody - zauważyła Nya. - A nawet gdybyśmy mieli nie byłoby jak ją podgrzać. 

- Woda - mruknął Kai. - O tym nie pomyślałem... 

- I co teraz? - spytała. - Co będziemy pić? 

Kai spojrzał na drabinkę. 

- Trzeba będzie tam wrócić... 

- O nie! Ja nigdzie nie wracam!

- Przed chwilą sama się tam pchałaś!

- Dzieci! - krzyknął głos z dołu. - Co wy tam robicie? 

Kai i Nya wychilili się by zajrzeć przez dziurę w środku domku. 

- Mama! - wykrzyknęli razem.

- Owszem, ja - uśmiechnęła się. - W co się bawicie?

- Nie bawimy się tylko chowamy się przed duchem! - tłumaczyła Nya.

Mama uniosła brew. 

- Z duchem?

- Tak! Jest na strychu i opętał stary zegar! - mówił Kai, gestykulując z przejęciem. - I przeraźliwie wyje! On jest tak straszny, że nawet Spyke się go boi!

Smok uśmiechał się jak zwykle, ale jego szklane oczy mówiły, że zgadza się ze słowami chłopca.

- Wyje, mówisz? - odparła mama.

- Tak! - przytaknęła z zapałem Nya. - I to strasznie! 

- Hm... No dobrze, odstawię do kuchni zakupy i pokażecie mi tego ducha, dobrze? 

Kai i Nya zgodnie kiwnęli głową. 

- To teraz zejdźcie i pomóżcie mi z tymi zakupami, bo są straaasznie ciężkie. 

Dzieci zbiegły na dół i pomogły mamie z siatkami. 

Gdy już wszystkie zakupione rzeczy były na swoim miejscu, mama odetchnęła z ulgą.

- No dobrze. Pokażcie mi tego ducha. 

- Jest na strychu! - krzyknęła Nya, podbiegając do rozkładanych schodów na korytarzu.

- Ale uważaj mamo, on jest niebezpieczny!  - ostrzegł ją Kai.

- I nie mamy latarki - dodała Nya. 

- Zgubiłem ją uciekając przed duchem - Kai spuścił głowę. 

- Uciekaliście przed nim? - mama tym razem się zaśmiała. - Cóż, myślę, że latarka nie będzie nam potrzebna - powiedziała, wchodząc na strych.

Dzieci ostrożnie wspieły się za nią. 

Mama, gdy była już na strychu, zaczęła macać ręką ścianę, aż dało się słyszeć ciche "pstryk!" i cały strych zalało nieśmiałe światło żarówki. 

Kai i Nya schowali się za mamą, zerkając bojaźliwie w stronę przeciwległej ściany. 

- On jest tam - szepnął Kai, wskakując palcem stary zegar.

Mama podeszła do niego spokojnie.

Nagle, tak jak wcześniej, firanki zaczęły się poruszać, a zza zegara dało się słyszeć upiorny dźwięk. 

Mama podeszła bliżej do zegara. 

- Mamo, nie idź tam! To niebezpieczne! - krzyknął Kai. 

- On może ci coś zrobić, wracaj! - dodała Nya.

A Spyke tylko się uśmiechał. 

- Mówisz, że to okno mi coś zrobi, Kai? - spytała mama.

Chłopiec zamrugał, nie rozumiejąc. 

- Okno?

- Tak, okno.

Odsunęła ręką firanki i ich oczom ukazała się framuga okna.

- Otworzyłam je wczoraj, żeby tu trochę przewietrzyć, ale nie mogłam go otworzyć dość szeroko,  bo zegar mi przeszkadzał, a był za ciężki, by go przesunąć. Chciałam poprosić dzisiaj tatę, żeby mi pomógł. Ogólnie trzeba tu porządnie posprzątać. 

- Ale... - Kai nadal nie do końca rozumiał. - Czemu to okno jęczało?

- I czemu zegar zaczął sam bić? 

- Ten zegar jest popsuje i zdarza mu się samemu uruchomić. To się już zdarzało. A to wycie to tylko wiatr, nic więcej - tłumaczyła mama.

- To tylko wiatr? - upewniła się Nya.

- Tak, to tylko wiatr - uśmiechnęła się mama. - Ale was nastraszył, co?

- Ja się nie byłem - zapewnił dumnie Kai.

- Ta, jasne, krzyczałeś jak baba! - zaprotestowała Nya.

- No już, spokój! Pewnie jesteście głodni? 

- Tak! - krzyknęło rodzeństwo. 

- To chodźmy już na dół do kuchni. Mam dla was wasz ulubiony obiad.

Kai i Nya spojrzeli po sobie z przejęciem. 

- Tacos! Hurra! - krzyknęli zbiegając po schodach.

- Tylko się nie przewroćcie! - wołała za nimi mama, śmiejąc się. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro