Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jay x Nya

Baaaaaaardzo spóźniona nagroda dla NinjaMari i zamówienie kilku osób.

Pisała to na lekcjach historii XD

Coś, w co jak na razie najbardziej się wczułam.

Póki co niedokończone, wszystko jeszcze przed nami

A więc, bez dalszych wstępów

Zaczynamy!

_________________________________________________________

Pamiętnik Nyi (fragmenty)

Ostatnio dzieje się ze mną coś dziwnego. Nie mam komu o tym opowiedzieć - nie mam przyjaciółek,a bratu nie będę się zwierzać, wykluczone. Pomyślałam więc, że napiszę ten pamiętnik. To idiotyczne - tak pisać sama do siebie? Ale muszę komuś o tym powiedzieć,choćby zwykłej kartce, bo inaczej zwariuję.

A więc wracając - coś dziwnego się ze mną dzieje. I nawet wiem, przez kogo: przez jednego z tych nowych kumpli Kaia. On ma na imię Jay, z tego co pamiętam - Walker. Szczerze powiedziawszy jest całkiem sympatyczny. Nie rozumiem tylko, czemu mam dreszcze, gdy do mnie podchodzi i serce bije mi szybciej, gdy słyszę jego głos. Ja się go boję czy co? Przecież on nie jest straszny. Jest miły, zabawny i czarujący. I ma takie duże, ciemne, głębokie oczy, po za tym ubiera się na niebiesko, a to mój ulubiony kolor i ma taki rozbrajający śmiech i...

Boże, ja się chyba zakochałam...

**************************

Przejdźmy od razu do sedna: chyba mu się podobam... Wolałabym nie robić sobie fałszywych nadziei, ale to po prostu widać: zawsze siada koło mnie, uśmiecha się często, zerka na mnie przy pracy, zagaduje, a dziś gdy odwiedzili go jego rodzice i powiedzieli o nas jak o parze zrobił się cały czerwony (ja też się zarumieniłam, ale cii, nikt nie widział). A potem jak miał iść w odwiedziny do rodziców, to podszedł do mnie zarumieniony i uśmiechnięty i oczy mu tak magicznie błyszczały i chciał mnie spytać czy z nim pójdę, ale chłopcy się wtrącili...

Stop. Właśnie przeczytałam to co napisałam i stwierdziłam, że zachowuje się jak te nastoletnie idiotki z seriali, z których śmialiśmy się z Kaiem w wolnym czasie. Czy ja go obserwuje? Przyglądam mu się? Co ja nie chcę co robić, tylko mu się przyglądać? Matko, jak by się Kai uśmiał, gdyby to przeczytał...

Nikt nie może tego zobaczyć.

*****************************

Mam już dość chłopięcej tyranii! Dlaczego oni sobie chodzą na te swoje "misje", a ja nie? Też chcę coś robić!

Nie będę siedzieć w domu, pilnować Lloyda i parzyć Senseiowi herbatkę! Ja też mam swoje ambicje! Nie mogę być ninja? Okej! Będę Samurajem X!

Sama to wymyśliłam. Nieźle brzmi, co? Mam aż nadto wolnego czasu, zbudowałam więc sobie własnego mecha i kilka wypasionych gadżetów. Na początku wszystko było niebieskie - to mój ulubiony kolor - ale stwierdziłam, że chłopcy prędzej czy później odkryją moją małą anarchię, a wtedy ten kolor będzie dla nich jak wielki transparent z napisem: KOCHAM JAYA! Przemalowałam więc wszystko na czerwono. Też ładny kolor.

Myślałam na początku, że właściwie nie będę miała co robić. Polecę tu, tam, taka niewinna samowolka. Ale szybko się okazało, że chłopcy są tak zajęci walką z wężonami, że przestępczość w mieście po prostu kwitnie. Wiem, to nie moralne, ale dzięki temu mam jakieś zajęcie, więc niech rozkwita! Po za tym nareszcie czuję się potrzebna. Trochę mnie gryzie, że muszę to ukrywać nawet przed Kaiem, ale w końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal...

*****************************

Zauważyli mnie. Nie, to mało powiedziane. Uratowałam chłopakom życie. I teraz założyli się, że kto mnie zdemaskuje jest tym całym "zielonym". Do tego Sensei wie. Oj.

Właściwie, to temu staruszkowi można ufać. Bardziej boję się chłopców. Wymyślają coraz to nowe sztuczki, by mnie złapać.

Rozwalił mnie Jay. Położył się na torach w różowej sukience i blond peruce. Miałam ochotę wyjść z mecha, zdjąć hełm i zawołać "Hej, Jay, co ty robisz? " Ja sobie wyobraziłam jego minę, przyspieszyłam przemieszczanie torów i jak najszybciej odleciałam, żeby nie usłyszał mojego śmiechu. W ostatniej chwili... Gdyby nie hałas przejeżdżającego pociągu, usłyszałby ten paniczny śmiech.

******************************

Dzień pełen wrażeń... Lloyd został porwany. Ja zostałam porwana. Przez Pythora. Zmusił mnie do walki z ninja. Bałam się ich skrzywdzić, to był jakiś horror, musiałam zachować pozory, walcząc z nimi, ale nie chciałam... Uratowałam ich. Drugi raz. Ich i ich bronie. I Lloyda. A Kai wie już o wszystkim... O mało mnie nie wygadał, kochany braciszek, języka nie potrafi utrzymać za zębami przez chociaż dobę...

Żeby tylko Jay się nie dowiedział. Co on o mnie pomyśli? Buntownicza nastolatka, musiała uprzeć się na swoim, nie umie usiedzieć w jednym miejscu...

Co ja piszę? Przecież on też nie potrafi! Non stop musi coś robić albo mówić. Może jak się dowie nie pomyśli o mnie źle... Nie znielubi mnie...

Wolę nie ryzykować.

********************************

Zane jest robotem! Osiągnął pełnię możliwości! Jest robotem! Jego moc lodu jest niesamowita! Zane jest robotem! I jego sokół też! Jakiś facet ich zbudował!

Boże, Zane jest robotem... Nindroidem znaczy. Tak mówił Jay. Nindroid. Sam to wymyślił. Heh...

Nie wiem co o tym myśleć... On jest robotem. Muszę się z tym przespać.

********************************

To był zdecydowanie dziwny dzień. Najdziwniejszy w moim życiu. Odkąd Kai wstąpił do drużyny, każdy mój dzień jest dziwny, ale ten był... Wyjątkowy. Z jakiegoś powodu mam ochotę przeżyć go jeszcze raz.

Po kolei. Zaczęło się od tego, że nie mogłam zasnąć. Jakoś trudno mi było przyjąć do wiadomości, że Zane, najbardziej ludzki człowiek jakiego dane mi było poznać, jest Nindroidem. Czyli... Nie jest człowiekiem. Ale on nim przecież jest. No, w każdym razie te właśnie przemyślenia nie dawały mi spać. Darowałam więc sobie sen i zaczęłam czytać co miałam pod ręką. Znalazłam całkiem ciekawy zwój o wężonach i wyszukałam podobne artykuły w samurajowym kompie. Przestudiowałam chyba pół internetu. Gdy powiedziałam o tym Wu, zaproponował, żebym opowiedziała o tym chłopakom. Stwierdziłam, że okej i tak nie mam nic lepszego do roboty, po za tym zatrzymam przy sobie na trochę Jaya, lubię jego towarzystwo, zawsze coś doda i jest śmiesznie. Z drugiej strony czuję się przy nim taka sztywna i oschła. I wyprana z poczucia humoru. Jak próbuję go naśladować nikt się nie śmieje. Najwyżej on. Miło z jego strony, ale mam wrażenie, że on to robi tylko dlatego, że mnie lubi, a nie że naprawdę wyszedł mi dowcip. To trochę dołujące. Choć nie potrafię o tym myśleć gdy się uśmiecha. Ma baaardzo zaraźliwy uśmiech. Mam wrażenie, że bez niego drużyna byłaby strasznie sztywna. Jak ja.

Ale na moim małym wykładzie Jay w ogóle się nie odzywał. Myślałam, że doczekam się chociaż jakiegoś niewyrafinowanego komentarza na temat szkieletu wężona, którego znalazłam niedaleko jaskini Samuraja X, ale ten nigdy nie wyżyty gaduła uparcie siedział cicho caluśki wykład. Mimo, że nie był zbyt porywający.

Nie mogłam się jednak skupić na tym, co robią chłopacy. Cole coś robił w zeszycie, ale po za tym nie byłam wstanie zarejestrować niczego, co działo się w okół mnie, bo miałam załzawione oczy i przytkany nos. Do tego powieki mnie nieprzyjemnie piekły. Tak reaguje zwykle na mocne męskie perfumy. Na damskie też, ale nie na wszystkie. Chodzi o taki konkretny składnik, który jest w każdej wodzie kolońskiej i tego typu rzeczach. Mam silne uczulenie na nie. Dlatego Kai się nigdy nie perfumuje i nawet męskich dezodorantów używa ostrożnie, bo się o mnie boi. Gdybym spsikała się czymś takim, na bank trafiłabym do szpitala. Na sygnale. A któryś z chłopców z premedytacją wyperfumował się końską dawką tego świństwa. Miałam ochotę zatłuc gościa. Cały wysiłek włożyłam w słowa, które wręcz wypluwałam, nie chcąc przerwać wykładu i pokazać słabości. Nie lubię być gorsza. Słabsza.

Ale ostatecznie musiałam zgrabnie skrócić wykład, bo bym się tam udusiła. Już czułam, jak źródło moich cierpień wychodzi, gdy nagle wróciło i podeszło do mnie dramatycznie blisko. Przetarłam oczy. To był Jay! Stwierdziłam, że go nie ochrzanie, bo w sumie nie wiedział o mojej alergii. Czułam się paskudnie brzydka z czerwonymi policzkami i załzawionymi oczami, chciałam wiec jak najszybciej skończyć rozmowę z nim. A on się zaczął jąkać... Rany, musiał akurat teraz? Gdy zaczęłam go pośpieszać, powiedział... Powiedział, że... Nie mogę, on powiedział... Zaprosił mnie na randkę! I powiedział, że jestem ładna. Nie, dokładnie użył słowa: fantastyczna. Wyglądam fantastycznie! Ja? Fantastyczna? Boże, jak tylko dostałam się do mojego pokoju, rzuciłam się na lustro. Po raz pierwszy w życiu stwierdziła, że się sobie nawet podobam. Że nie jestem taka paskudna, jak zawsze o sobie myślałam. Ze nawet jest całkiem ładna. "Fantastyczna" to gruba przesada. Ale i tak...

Właśnie sobie uświadomiłam, jak bardzo jestem zakompleksiona.

Gdy tylko poczułam się dobrze, a przy najmniej na tyle dobrze, by móc normalnie funkcjonować w mojej zakompleksionej rzeczywistości, jak na złość włączył się alarm Samuraja X. Normalnie rzuciłabym się z podnieceniem na zbroję i w tempie strażaka byłabym na miejscu w pełni uzbrojona i gotowa do walki. Ale dziś... Po raz pierwszy w życiu miałam ochotę olać to wszystko. Pójść zrobić sobie herbatę, pogawędzić z Jayem albo Kaiem i na spokojnie przygotować się do randki.

Ta ochota... Chciałabym napisać, że zawładnęła mną doszczędnie, więc tak też zrobiłam, ale prawda jest taka, że to ją zignorowałam, a nie alarm i rzuciłam się na zbroję, jak zwykle zresztą. Co ja poradzę - kocham być Samurajem X. Nie wiem co by musiało się stać, żebym zrezygnowałam z bycia nim.

Gdy wróciłam... Cóż, było późno, Jay dobijał się do drzwi, a moja bransoletka znowu mrygała. Ja nie wiem co jest nie tak z tymi wężonami. Myślałam, że już bardziej niż ja nie można się nudzić.

W każdym razie Jay dobijał się do drzwi, alarm Samuraja znowu wył jak szalony, a ja nie byłam gotowa ani na jedno, ani na drugie. Zdecydowałam, że Jay jest tym razem ważniejszy. Ogarnęłam się jakoś i go wpuściłam, chowając się za parawan. Miałam tylko jedną bluzkę dostatecznie ładną i dostatecznie niepogiętą, więc wybór ubrania nie zajął mi dużo czasu. Gdy wyszłam się pokazać, zobaczyłam, że Jay wygląda jakoś... Inaczej. Miał dziwnie ułożone włosy. Czarny garnitur. Rękawiczki na rękach. I ten szalik... Po co to wszystko?

Oczami wyobraźni zdjęłam mu szalik i rękawiczki, ubrałam w jego niebieski strój ninja i porządnie go poczochrałam. I stwierdziłam, że właśnie takiego go lubię. Pełnego energii, rozgadanego i podnieconego czekającą go misją.

On też mi się przyglądał. Wstrzymywał oddech skanując mnie lśniącymi, czekoladowymi oczami. Poczułam, że jeszcze chwila i rumieńce przejmą całą powierzchnię moich bezbronnych policzków. Nie poddam się bez walki! Nie mogę pozwolić, by wróg przejął nade mną kontrolę! Muszę szybko coś zrobić...

Heh, sięgnęłam po torebkę i wzięłam Jaya pod rękę. Strzeliłam coś w stylu: Jestem teraz cała twoja; jak w tych serialach telewizyjnych. Muszę przyznać, że nawet nie starał się próbować udawać, że ukrywa jak bardzo mu się spodobały moje słowa. Dopiero jak zobaczyłam jego szczery podekscytowany wyszczerz, zaczęłam się zastanawiać nad tym, co powiedziałam.

Pojechaliśmy do wesołego miasteczka. Zapomniałam napisać, że wtedy w pokoju umówiliśmy się właśnie w wesołym miasteczku. Mało romantyczne, ale tam kierował mnie sygnał Samuraja. Aż mi wstyd, że nie potrafię ani na chwilę oderwać się od pracy, nawet dla Jaya.

Gdy byliśmy już na miejscu zdałam sobie sprawę, że nigdy nie byłam w podobnym miejscu. Rodzice zaginęli gdy miałam 3 lata, nie miał mnie kto zabrać w takie odlotowe miejsca. Po za tym, w domu pełniłam funkcję zastępczej matki, a Kai ojca, za szybko musieliśmy stać się dorosłymi, by nacieszyć się beztroską dzieciństwa. Dzisiaj mogła znowu poczuć się jak dziecko. Przy Jayu nie wstyd mi było biegać po tych wszystkich atrakcjach ciesząc się ze wszystkiego. Ale Jay był jakiś sztywny. Zaciągnął mnie do jakiegoś fast fooda i zamówił największe hamburgery, prosząc o dodatkowe warstwy sera i mięsa.

Muszę się do czegoś przyznać - uwielbiam śmieciowe żarcie. Ale wtedy akurat wolałabym spędzić ten czas z Jayem, a nie z hamburgerem. Jay jakoś dziwnie się zachowywał. Nawijał coś o tym czego to on nie zrobił... Jestem pewna, że zmyślił to wszystko, ale nie wiem, nie umiem mu nie zaufać czy nie uwierzysz. Czuję, że ta słabość kiedyś da mi ostro w kość.

Nagle przerwał i wybiegł do toalety. Z pół godziny tam siedział, a bransoletka migała i migała... Przepraszam was, moja miłość do Samuraja X zwyciężyła miłości do Jaya. Tak, wiem co napisałam. Nie chce mu o tym mówić, ale od początku go kochałam i jest to coś tak naturalnego, jakby żyło we mnie od zawsze, ale dopiero teraz nazwałam to po imieniu. A dokładniej kilka godzin temu, w wagoniku kolejki górskiej...

Ale po kolei. Po chwili zabawy w Samuraja i wężony zostałam złapana. Tak po prostu! Nadal nie wierzę, że dałam się tak szybko złapać. Tak więc oto nieuchwytny Samuraj X, który przez tydzień wyślizgiwał się z rąk ninja, dał się złapać w niecałą godzinę przez bandę oślizgłych gadów. Odkrywszy moją tożsamość, stwierdzili, że nie uśmierca mnie na miejscu, bo to mało zabawne, tylko przywiążą łańcuchami do kolejki górskiej i zniszczą jej wcześniej trochę torów, przymontowując ogniste hula-hop. Jakże to zabawne, hłeh, śmiechłam.

Jadąc wagonikiem stwierdziłam, że może jednak lepiej by było, gdyby grzecznie poczekała na jaya w lokalu. Zaczynałam żałować, że nie powiedziałam mu tego, co właściwie powinien wiedzieć...

Jak na zawołanie przyszedł Jay. Kto by się spodziewał! Co za dramatyczny zwrot akcji! Heh, dobra, a tak na serio, pierwsze co pomyślałam to "Hurra, Jay! Uratujesz nas wszystkich!"a potem "Cholerna, Jay, teraz obydwoje debilu zginiemy! Wszędzie musisz się pchać, co? Nie wytrzymasz bez zgrywania bohatera, co?" później "Jay,ponieważ zaraz zginiemy, muszę ci coś powiedzieć..." i ostatnie "Jay, co ty masz z twarzą?"

Był cały w łuskach, a z ust wystawały mu kły. Przestraszyłam się, że chrzęstokobry go pogryzły i pewnie ledwo żyje, ale nie, pewnie gapa nadział się na szkielet w pracowni na którym było jeszcze trochę jadu. Ale nadal miał te czekoladowe oczy.... Gdy wrzasnął: "Nie patrz na mnie! Jestem ohydny!" Iks de, miałam ochotę zaśmiać się i powiedzieć, że wcale nie, jest całkiem przystojny, ale nie było czasu. Pod pływem chwili, w głowie mając jeszcze wspomnienie dzisiejszej nieudanej randki, powiedziałam, co akurat myślałam. Że to ja jestem Samurajem (bo ten geniusz zaczął go wołać) lubię go takim jakim jest, nie musi nikogo udawać, najlepiej gdy jest pop prostu sobą. I pocałowałam go w policzek (cisza, chciałam w usta, ale bałam się nadziać na jego kły. Nie wspominać mu o tym, niepotrzebnie się będzie podniecał). Nie wiem, co mnie naszło, żeby to zrobić. Ale nie żałuję. Chciałam spojrzeć na niego i uśmiechnąć się, by dodać mu trochę otuchy ( coś w stylu "Zaraz zginiemy, ale nie bój się, wszystko będzie dobrze, bo jestem przy tobie"). Ale odruchowo odwróciłam się mrugając i rumieniąc się uśmiechałam się pod nosem. Gdy pierwsza fala emocji minęła, odwróciłam się znów do niego, a on był... znów normalny! Potem wstał, zaczął się świecić na niebiesko (matko, kocham ten kolor) i trzaskać błyskawicami. Nie wiem jak, przeteleportował się przed wagon i zaczął go pchać. Zatrzymał go w ostatniej chwili! Mój bohater <3 (tego też mu nie powtarzajcie).

Jedyny minus tego dnia to ujawnienie się jako Samuraj. Choć szczerze jeśli Jay wie i mnie nie znielubił, to wszyscy w sumie mogą wiedzieć. 

Jeszcze jedno: po wszystkim zapytał mnie, czy chcę z nim chodzić. Zgodziłam się po chwili wahania (nie, wcale nie rzuciłam mu się na szyję, odskakując potem zawstydzona. Nie, wcale tak nie było)

Ktoś puka... To pewnie Jay, ale czego on chce ode mnie o drugiej w nocy? Idę sprawdzić...

Heh, pytał czemu nie śpię. Kazał mi się kłaść spać, przykrzył mnie kołdrą jak małe dziecko i ucałował na dobranoc. Oczywiście buntowałam się, nie poszło mu tak łatwo. Dostaliśmy oboje takiej głupawki, że chyba nie zaśniemy... A przynajmniej ja. Ludzie, ale dziwnie jest mieć drugą połówkę....


CIĄG DALSZY NASTĄPI

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro