Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9.


Łzy płyną mi nieprzerwanie po policzkach a z ust wydobywają się ciche jęki. Ciało drga tak silnie, że trudno mi podnieść się z łóżka. Oczy pieką mnie tak jakby chciały mnie tak zmusić do zamknięcia ich i snu, którego nie zaznałam od mniej więcej 48h.
-Kochanie...- Ciepły głos rodzicielki rozszedł się po pokoju.
- Wyjdź-To była Jedyna odpowiedź jaką moja matka robi mogła wtedy nie usłyszeć.
- Ale...
- Wyjdź stąd! - Z moich ust ledwo udało się wydobyć mi coś na kształt krzyku. - Chcę być sama, rozumiesz?! Sama!
Moja rodzicielka nie odezwała się już a dźwięk zamykanych drzwi upewnił mnie o tym, że kobieta spełniła moją prośbę.
-Nie chcę już żyć. Nie chcę żyć bez ciebie loczusiu. - Mruknęłam cicho przytulając mocniej ramkę ze zdjęciem. - I nie muszę bez ciebie żyć... - Dodałam doznając olśnienia.
Wstałam szybko z łóżka co spowodowało lekki zawrót głowy i uderzenie o stojąca pod ścianą szafkę.
-Cholera- Syknęłam czując ból przechodzący przez łokieć.
Mimo to szybko ruszyłam do łazienki szukając tej jednej rzeczy.

Jeżeli przez całe swoje życie mam czuć ból spowodowany stratą brata wolę poczuć silny ból ostatni raz i przestać żyć.
Otworzyłam drzwi od łazienki i weszłam do środka w akompaniamencie głośnego huku.
Padłam na kolana przed szafką i po kolei wyrzucałam z niej kolejne rzeczy.
-Przecież gdzieś tu była... Cholera... Gdzie ona jest... gdz- Urwałam Kiedy w moich dłoniach znalazło się małe kwadratowe pudełko podobne do tych ze zszywkami. Uśmiechnęłam się lekko i wstałam z podłogi.
Trzymając moje życie w garści wyszłam z pomieszczenia i usiadłam na łóżku.
Czy wystarczy mi sił psychicznych, żeby znieść ten ból tu. bez żadnego, znieczulenia? - Zapytałam sama siebie obracając w dłoniach kartonik.
Jego zawartość z każdym obrotem wydawała z siebie cichy grzechot.
Może lepiej się powiesić? Ale Czy dam radę trącić krzesło, żeby to zrobić?

- Walić to. Tyle wycierpiała, że To będzie niczym dla mnie. -Cofnęłam się trochę w głąb łóżka i podkuliłam nogi, z drżącymi rękoma otworzyłam pudełeczko choć tak naprawę prawdopodobnie je porwałam.

Wiedziałam ze za długa cisza wyda się moim rodzicom podejrzana. To co robiłam miało określony czas. Im szybciej w moich rękach pojawiłoby się samotne ostrze tym lepiej.

Po co ktoś to zamyka w takich papierkach? Nudzi im się, czy jak? Estetyka? Przecież to jest wiadome, że jedynie przyszli samobójcy będą to kupować.

Co i rusz patrzyłam na drzwi z rosnącym przerażeniem. To jak czekać na swojego kata.

Bo wiesz, że przyjdzie, ale nie koniecznie, kiedy.

-Kurwa. Kurwa. - Cichy szept z moich ust niby pomocny, niby uspokajający tak naprawdę zaczynał mnie sam w sobie drażnić i utrudniać wszystko.

Nie wiem co bym zrobiła, gdyby w drzwiach nagle stanęła moja matka. Zakryłabym to? A może zostawiłabym to tak na widoku? Nie wiem.

Kiedy w moich rękach pojawił się metalowy prostokącik bez większego zastanowienia przycisnęłam go do nadgarstka i cały czas trzymając go trzęsącą się dłonią sunęłam nim w górę pokrywając od razu moją dłoń strumieniem czerwonawej cieczy. Z moich ust chciał się wybić głośny krzyk. Moja determinacja jednak mimo bólu nie pozwoliła na to żeby to zrobił.

Kiedy czerwona linia doszła już pod zgięcie ramienia przestałam ją dalej ciągnąć. Spiąć tak ciężko i płytko jakbym co najmniej przebiegła maraton położyłam się na łóżku odliczając czas. Teraz już nie patrzyłam na drzwi.

Byłam gotowa zejść z tego świata natychmiast.

-siedem... osiem... dziewięć... dziesię...-Mój mózg jakby czując co planuję zrobić pomagał mi. Powstrzymywał przed krzykiem o pomoc który jak żołnierz w pełnym rynsztunku był gotów walczyć. Różnica była jednak po między nimi spora, bo czym jest moje życie wobec życia tylu bezbronnych i niewinnych ludzi o które dzielnie walczy każdy z żołnierzy?

-Jed-jedenaście...-Głos coraz bardziej mi się urywał, a obraz zaczynał mi ciemnieć. Kąciki ust lekko podniosły się w górę powodując, że całokształt mojej postaci musiał wyglądać przerażająco.



Wzrok chłopaka na mnie powodował, że coraz bardziej żałowałam, że moje pytanie w ogóle wyszło z moich ust. Patrzył mi prosto w oczy i ani razu się nie odezwał. Nie wiem czy to przez mój spaczony mózg czy może tak właśnie robił, ale odnosiłam wrażenie, że przez jego spojrzenie przemawia nienawiść, wstręt i uczucia do nich podobne.

Mocniej ścisnęłam rękaw od mojej bluzy czując coś jak ogień na mojej bliźnie. Patryk musiał to zobaczyć, gdyż zaraz potem spojrzał na moją rękę i wyciągnął w moją stronę dłoń.

Tak bardzo chciałam wiedzieć czy on to robi a teraz czuję ból przez wspomnienie z tamtych dni i wstręt do mojej osoby.

Ale czy to moja wina? Czy powinnam się tak czuć? Chciałam po prostu znowu go zobaczyć.

-Podasz mi swoją dłoń? -Pytanie to wyrwane wręcz z kontekstu sprawiło, że na chwilę straciłam wszystkie dotychczasowe myśli. Przez chwilę miałam ochotę zacząć się śmiać z komizmu sytuacji jednak poważna mina mojego, rozmówcy'' sprawiła, że się ostatecznie wycofałam z realizacji tego czynu.

Zrobić to? Znam jego zamiary, wiem co chce zrobić, ale czy ja chcę mu to pokazać? Czy mogę obdarzyć go takim zaufaniem? Czy może jego zachowanie, troska i- nikła, ale jednak- czułość z jego strony nie jest grą?

Spojrzałam na niego i ostrożnie podałam mu rękę. Może jestem naiwna, głupia i durna jednak poczułam przez tą krótką chwilę więź z tym chłopakiem.

Jego dłoń była tak ciepła, że dopiero teraz zrozumiałam, że od jakiegoś czasu zimno z zewnątrz dostało się do pomieszczenia, w którym siedzieliśmy przez otwarte okno.

Obserwowałam jego twarz, kiedy podciągał rękaw mojej bluzy.

Nie wiem co wtedy poczułam. Ciepło? Zrozumienie? Wiem tylko że widząc jego minę i czując jego dotyk na palącej bliźnie, ogień naglę zelżał a z oczu poleciały mi łzy.

-Nie płacz proszę... każdy ma prawo do błędów. -Jego cichy głos przekonał mnie ostatecznie, że to z winny mojego mózgu widziałam w nim złość. -Ja tego nie robię, nie robiłem i prawdopodobnie nigdy nie zrobię. Ale rozumiem cię. To co widziałaś nie należy do mnie. Schowałem to tam kiedyś przed moją przyjaciółką, która to robiła. -Patrzył na moją dłoń opatulając ją ciepłem, którego potrzebowałam w tamtym momencie. - Jesteś do niej taka podobna. Delikatna i wrażliwa niczym porcelana, ale potrafisz postawić na swoim. Masz piękne małe oczka i tak samo mały zadarty nosem co ona. Nawet śmiejesz się jak ona.

-Spojrzał na mnie tak dziwnym wzrokiem, że nie wiedziałam jak na to zareagować. Czy potraktować to jako komplement czy może inaczej? -Też miała tu bliznę. Była taka jak ty. Mój mały skarb. -Uśmiechnął się smutno pod nosem.

W tym jak ją opisywał coś mi nie pasowało. A nawet dużo rzeczy mi nie pasowało.

Czemu mówi o niej jakby jej już nie było. Zapytałabym o to, ale może to być drażliwy temat. Nie chcę ryzykować. Zresztą jeszcze ani razu jej nie widziałam. A jako przyjaciółka raczej powinna go wspierać w pasji nie?

-Nie żyje tak... Zmarła rok temu w czerwcu. - Powiedział nagle i wrócił do oglądania mojej blizny. Wrażenie żywego ognia w tamtym miejscu zniknęło zastąpione przyjemnym chłodem.

-Przykro mi. -Powiedziałam szybko chociaż wiem, że to najgorsze co można wtedy usłyszeć. Uważałam zawsze ze lepiej wtedy nic nie mówić jednak teraz poczułam się tak nieswojo na myśli, że miałabym to zostawić tak bez odpowiedzi ze wypaliłam najgorszą z możliwych. -Przepraszam... To jest jeszcze gorszę od ciszy... Wiem. - Bąknęłam odwracając czerwoną twarz w drugą stronę.

-Nie..Jest okay - Uśmiechnął się blado i spojrzał mi w oczy. - Lubię słuchać twoje głosu. Może to głupio zabrzmi, bo przecież ledwo się znamy, ale twój głos mnie uspokaja. Prawdopodobnie cię zdziwię, ale jesteś pierwszą osobą, której w taki ... Wręcz otwarty sposób mówię o niej... Czuję się tak jakbym z nią rozmawiał. I wiesz co? -Zapytał z uśmiechem poprawiając grzywkę. - Dalej ładnie się rumienisz.

Policzki wręcz mnie paliły wywołując u Patryka coraz to głośniejszy - choć może to wina tej długotrwałej ciszy -śmiech, który mimo wszystko był miły dla ucha. Dźwięk ten był stosunkowo charakterystyczny i trudny do zapomnienia. Znajomości tego dźwięku wywołała u mnie coś na podobieństwo szoku. Tak samo śmiał się on. Otworzyłam szerzej oczy czując falę radości zwątpienia jak i smutku. Czy Eryk mnie jeszcze pamięta? Rozstaliśmy się w kłótni jednak liczę, że jednak nie ma nam tego za złe. Choć teraz to już tylko mi.

-Masz... Taki fajny śmiech...- Powiedziałam w końcu zerkając na twarz Dudka.

-Dziękuję. Twój również jest niczego sobie. -Posłał mi oczko i wypalił tak jakby dopiero o tym pomyślał: Zatańczmy.

-C-co? - Mruknęła zdziwiona.

Taniec? Ja i Taniec? Toż ja mam dwie lewe nogi, ośmieszę się tylko.

-Zatańcz ze mną. Tak po prostu. To uspokaja. Pozwala zapomnieć. Naprawdę. -Uśmiechnął się szeroko i podniósł się szybko z fotela. Wyciągnął w moją stronę rękę i puścił mi oczko.

-A-ale ja nie potrafię... Nigdy nie tańczyłam. - Cofnęłam się w tył i zaczęłam kręcić rękoma w każdą możliwą stronę chcąc pokazać mój sprzeciw co do tego pomysłu. Patryk jakby dostał zastrzyku energii zaczął śmiesznie kręcić tyłkiem idąc w kierunku wieży stojącej w kącie pokoju. -Patryk... Naprawdę ja nie umiem. Ośmieszę się tylko. -Sprzeciwiałam się cały czas, czując wstyd na samą myśl o moim złym ruchu.

-Polcia... Znaczy się Pola. Przecież tylko ja tu jestem. Kto miałyby się śmiać? Nie musisz się wstydzić. Bynajmniej nie przymnie. Przecież Ja też mistrzem parkietu nie jestem. -Odwrócił się w moją stronę i ponownie puścił mi oczko. Chwilę potem ciszę w mieszaniu przerwała losowa muzyka puszczona z radia.

-Lubię je często puszczają fajną muzykę. - Mruknął śmiesznie wyginając przy tym ciało.

Zakryłam usta dłonią śmiejąc się coraz bardziej. Patryk miał przecież rację. Jesteśmy tu sami, mimo że powinno to wywołać u mnie niepokój- przecież się nie znamy jakoś tak mocno - to czułam coś w rodzaju Katharsis. Nie czułam tego smutku i przytłaczającej samotności, którą nosiłam w sercu za każdym razem od kiedy otwierałam rano oczy aż do ich zamknięcia i przejścia w świat snów.

Patryk tanecznym krokiem ruszył w moją stronę w taki sposób jakby chciał cześć ze swojego dobrego humoru przesłać mi.

-Oh...Jesteś straszny... -Mruknęłam ze śmiechem i pokręciłam głową.

-Wiem o tym. Ale wiesz co? -Zapytał przybierając poważną twarz. Zdziwiona pokręciłam głową nie wiedząc o co mu chodzi. - i tak mnie lubisz. - Uśmiechnął się szeroko i zaprosił gestem dłoni do tańca. Jego ruch ani trochę nie pasował do puszczonej muzyki, ale on jakby starał się tego nie zauważać.

Podniosłam się chwiejnie z kanapy, na której siedziałam i Dalej zakrywając twarz ruszyłam w jego kierunku wywołując tym samym triumfalny uśmiech.

-Wiedziałem, że się skusisz. Ja po prostu mam ten dar. -Zaśmiał się serdecznie skacząc niczym nastolatki na koncertach swoich ulubionych kapel.

Ja za to powoli jak taki pospolity podpieracz ścian kiwałam się tylko na boki niepewnie robiąc śmielsze ruchy.

*******

-Wiesz co tobie się przyda coś na rozluźnienie, ja też bym się w sumie napił. -Przystanął w miejscu i spojrzał na mnie uważnie. -Wino, piwo, Whisky czy może Wódka? Masz na coś ochotę? Bo mi to w sumie bez różnicy.

Moja pewność siebie podniosła się trochę wyżej nie było tu mowy o jakiś dzikich akcjach. Alkohol mógł mi w tym pomóc wiec bez większego zastanowienia odparłam:

-Wódkę... Znaczy ja mam ochotę na Wódkę, jeżeli mogłabym prosić... -Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na jednym z krzeseł na przeciwko barku z owymi napojami. Chłopak spojrzał na mnie dwa razy jakby nie wierząc w moją odpowiedź i otworzył szklane drzwiczki i ostatni raz spojrzał na mnie.

-Jesteś pewna? Zresztą... Ja też miałem właśnie sięgnąć po ten trunek więc cieszę się, że mamy ten sam gust. - Puścił mi oczko po czym nalał nam alkoholu do szklaneczek dodając soku i wody. -Proszę bardzo. -Podał mi jedną i z uśmiechem pociągnął łyka ze swojej chwilę potem się krzywiąc. -Łee... Dawno nie piłem. -Wskazał na szklankę i pogłaśniając muzykę dodał. -A teraz choć tańczyć.

******

Wzięłam łyka napoju i ledwo stawiając kroki krzywiąc się lekko na smak wódki ruszyłam do Patryka.

-Skończę kiedyś w piekle, ale co tam. -Powiedziałam z lekkim uśmiechem i zaczęłam z nim tańczyć do pasującej tym razem piosenki.

-I to mi się podoba- Zaśmiał się serdecznie i chwytając mnie za ręce zaczął mnie obracać w kółko. - Trzeba żyć teraźniejszością. Potraktujmy to jako swoisty znak i wiesz... przeznaczenie. -Puścił mi oczko robiąc kolejny obrót.

Owe kółka zaczęły mieszać mi w głowię powodując, że w ostatecznym rozrachunku potknęłam się o własne nogi i wpadłam w ramiona Patryka, który ciężko oddychając patrzył na mnie cały czas się uśmiechając. Ja również się uśmiechałam.

Dudek jest strasznie pozytywną osobą. Ma ciekawy charakter jak i podejście do życia. Potrafi jak za pstryknięciem palców zastąpić falę przykrych wspomnień czymś zgoła innym. Zaszczepia we mnie cząsteczki radości i szczęścia których nie czułam od ponad roku.

Sytuacja, w której się znaleźliśmy jest wręcz identyczna do tej z przed paru godzin.

Tylko tym razem jest coś co nie pasuję. Jest jak wierna kopia jakiegoś obrazu, ale jednak z jakimś innym szczegółem.

Bo przecież wcześniej nasze usta się nie spotkały ze sobą a nasze oczy nie błyszczały z dziwniej i nienaturalnej mieszaniny radości, ekscytacji i nutki smutku.

Bo każde z nas z tyłu głowy miało osoby kiedyś dla nas bliskie.

Bo mimo że każde z nas za nic by się do tego nie przyznało, ale tak naprawdę myśleli w tamtym momencie tylko o nich.

O bliskich, których stracili rok temu.

O bliskich, którym nie zdążyli wyznać prawdy.

O bliskich, których cząstkę znaleźli w sobie nawzajem.













Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro