44. ''(...) Gdy ktoś życie oddaje bym ja mógł żyć''
Pov Shiro:
Ciemność... Teraz jest tylko czerń i strach.
Gdzie jestem? Co się stało? Próbowałem unieś powieki, by cokolwiek zobaczyć, ale wydawały się, być tak ciężkie, a mi brakowało sił... Po kilku próbach poddałem się, nieruchomo leżąc, wsłuchiwałem się w ciszę, która niczym jak sztylet raniła moje uszy. Z każdą chwilą miałem wrażenie, że słyszę jakieś przyjemne głosy, niestety nie rozumiałem co mówią. Może mi się to wydaje?
- Udało się. - Nagle w głowie rozbrzmiał się głośny męski głos. Chciałem nadal wsłuchiwać się w głosy, bo na razie są jedyną rzeczą, na którą mój organizm reaguje. Poczułem, jak sen sprawił, że powoli odpływałem do krainy Morfeusza.
**** Cztery dni później ***
Poczułem ciepło otulające moją twarz, niepewnie uchyliłem powieki i od razu je zamknąłem, gdy jasny blask żarówki oślepił mnie. Przechyliłem głowę w bok i ponownie otworzyłem oczy, ujrzałem przed sobą dziwne urządzenia, które wydobywały z siebie dziwny dźwięki, zobaczyłem również białą szafkę, na której stała butelką z wodą. Wyciągnąłem ku niej rękę, niestety zrobiłem to tak niezgrabnie, że butelka z hukiem spadła na podłogę. Nagle przed de mną pojawiła się wysoka kobieta o niebieskich włosach ubrana w biały fartuch.
-Shiro już się obudziłeś. - Powiedziała z uśmiechem, kiwnąłem głową na tak. Niebieskowłosa podniosła butelkę i pomogła mi się napić, następnie odłożyła napój.
-G-gdzie jesteśmy? -Zapytałem zachrypniętym głosem.
-W szpitalu, miałeś wypadek. Pamiętasz, co się stało? - Przez chwilę nic nie odpowiadałem, próbowałem wrócić wspomnieniami do wypadku, pamiętam jedynie, że kłóciłem się z Nagisą.
-Ech... Nie zupełnie.
-Ahaa. -Zapisała coś w notesie, który wyciągnęła ze szlafroka.
-Więc zostałeś potrącony przez samochód. Byłeś nieprzytomny przez cztery dni. - Spojrzałem na nią zdziwiony, nie wierzę... Cztery dni nieprzytomny.
- Jeśli chcesz mogę pójść po twoją babcię, martwiła się o ciebie.
-J-jeśli możesz. - Kobieta wyszła z sali, po chwili ujrzałem przed sobą babcie. Na mój widok staruszka popłakała się i ujęła dłońmi moją dłoń.
-Babciu nie płacz, nic mi nie jest.
- Mój skarbie, tak się o ciebie martwiłam. Bałam się, że się nie obudzisz. - Tak bardzo się ciesze, że jest przy mnie. Chciałbym zobaczyć Nagise...
- Mogłabyś pójść po Nagise? Chciałbym z nim porozmawiać. -Babcia spojrzała na mnie zdziwiona i westchnęła.
- On nie może teraz przyjść. - Zawiedziony opuściłem głowę, pewnie długo tutaj siedział i poszedł spać. Cierpliwie na niego poczekam.
*** Dwa dni później ***
Z dnia na dzień odzyskałem siły, pani doktor poinformowała mnie o przeszczepie serca. Gdy chciałem się dowiedzieć, kim była / jest osoba, która była na tyle odważna, by oddać komuś tak ważny narząd jakie jest serce. Kobieta zdradziła mi jedynie, że był to chłopak w moim wieku. Byłem tym zdziwiony, ten ktoś umarł.
Przez dwa dni Nagisa ani razu mnie nie odwiedził, byłem z tego powodu przygnębiony. Wiem pokłóciliśmy się, doszło do wymiany parów nieprzyjemnych słów, ale to nie stoi na drodze do odwiedzenia mnie, prawda? By na chwilę zapomnieć o wszystkim wyszedłem na korytarz, zabierając ze sobą kroplówkę. Mijając odział dziecięcy, poczułem na ramieniu czyjąś dłoń, odwróciłem się i zobaczyłem Usui'ego, miał wory pod oczami, jego twarz była czerwona.
- Jesteś z siebie zadowolony?! - Wykrzyczał, popychając mnie na ścianę, oparłem się o nią i zdezorientowany spojrzałem na znajomego. Co go ugryzło?
-O-o co ci chodzi?
-Już ty wiesz o co! Przez ciebie, jego już nie ma!
-Kogo? Mów jaśniej!
-Mówię o Nagisie! Przez ciebie on nie żyje! - Przez jego słowa moje kolana zadrżały, to nie może być prawda... Po twarzy czerwonowłosego spłynęły łzy.
-Kłamiesz...
-Jakbym kłamał, nie przychodziłbym do ciebie! Jestem tu tylko dlatego, abyś wiedział, że cię nienawidzę! Przez ciebie nie mogłem powiedzieć Nagisie, że go... Kocham. A teraz o-on... Nie żyje... - Przez chwilę patrzyłem na niego zdziwiony. Na pewno nie kłamie. Nie zwracając uwagi na kolegę i na stan swojego zdrowia pobiegłem w stronę kostnicy. Pchnąłem metalowe drzwi, w pomieszczeniu panował nieprzyjemny chłód, przez który na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
Po chwili zorientowałem się, że na jednym z metalowych stołów ktoś leży. Był przykryty białym materiałem, który nie zasłaniał blond włosów. Niepewnie podszedłem i odkryłem twarz, zmarłego, którym okazał się być Nagisa. Wybuchnąłem głośnym płaczem, nie mogłem uwierzyć, że on umarł. Przecież on był za młody na śmierć! Przytuliłem martwe ciało, głaszcząc blondyna po głowie.
- Czemu? Czemu ode mnie odszedłeś? Mieliśmy być zawsze razem... -Wyjęczałem. Po chwili podbiegło do mnie dwóch mężczyzn, którzy odciągnęli mnie od kochanka.
- Puście mnie! Zostawcie! - Krzyczałem.
- Nie możesz tu przebywać. - Oznajmił mężczyzna, zarzucając mnie na swoje ramię. Wkurzony zacząłem go kopać, nie chce go zostawiać! Chce przy nim posiedzieć! Chociaż przez chwilę! Mężczyźni zaprowadzili mnie do mojego pokoju i siedzieli przy mnie aż przyszła pani doktor i wstrzyknęła mi coś w ramię. Przez cały czas próbowałem wyjść z pomieszczenia, niestety drzwi były zakluczone. Po paru minutach opadłem na łóżko zasypiając.
;-; - więcej niż tysiąc słów.
:'(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro