38. Muszę mu powiedzieć...
Pov Shiro:
Dzisiaj jest ostatni dzień naszego pobytu w tym cudownym miejscu, trochę ciężko mi będzie rozstać się z tym miejscem, w końcu spędziłem tu kilka spaniałych chwil. Z rozmyślania wyrwał mnie Nagisa, stanął przed de mną i podał mi telefon.
-Twoja babcia dzwoni. - Oznajmił i wrócił do kuchni, ciekawe co się stało, że dopiero teraz dzwoni. Nadusiłem zielony guzik i przyłożyłem telefon do ucha.
- Dzień dobry.
-Dzień dobry Shiro! Jak ja dawno nie słyszałam twojego głosu! Jak tam u ciebie?
- Dobrze babciu, a u ciebie?
-Też dobrze, tylko pan Edward się przeziębił.
- To nie dobrze, pozdrów go od de mnie i Nagisy.
- Dobrze, dobrze. A mam do ciebie prośbę, skończyły mi się ziemniaki i nie ma kto iść je kupić, jak przyjedziesz, mógłbyś mi je kupić? Tak z dwa kilo.
-Kupie.
- Kochany chłopiec, jak wrócisz, zrobię ci twoje ulubione placki ziemniaczane.
- Nie musisz tego robić.
-Muszę! Ostatnio jak cię widziałam, to wyglądałeś jak kościotrup! Musisz skarbie przytyć, bo inaczej wiatr mi cię porwie. - Zaśmiałem się. Zawsze jak do mnie dzwoni, mówi, że muszę mało zarabiać, bo zawsze jestem chudy, przecież to nie moja wina.
-Ah! Bym zapomniała! Moja sąsiadka, pani Meiko mówiła mi, że jej wnuczka jest tobą zainteresowana! Jak przyjedziesz, musisz z nią się umówić! Będziecie razem ślicznie wyglądać i wreszcie będę miał tróję prawnucząt. - Rozmarzyła się staruszka. Szkoda, że jej marzenie się nie spełni, w moim sercu jest miejsce tylko dla Shiro...
- Babciu dobrze wiesz, że mam już dziewczynę. - Oczywiście skłamałem...
-Na prawdę? Nigdy mi o niej nie mówiłeś? Jaka jest? Jak wygląda?
-Emm... Jest blondynką, ma niebieskie oczy, ma uroczy uśmiech i spaniały charakter. - Eh... Nie ma to, jak opisywać Nagisę w wersji kobiecej.
- Muszę ją poznać! - Nagle usłyszałem dziwny hałas z kuchni, zdezorientowany pożegnałem się z babcią i ruszyłem miejsca, z którego dochodził dźwięk. Na miejscu zobaczyłem skulonego blondyna wymiotujący na garnek leżący koło jego głowy. Przerażony kucnąłem przy nim i pomogłem usiąść, gdy skończył wymiotować, podałem mu ręcznik, by wytarł usta. Niebieskooki spojrzał na mnie słabo, wyglądał, jakby za chwilę miał zemdleć.
-Dasz radę wstać? Jedziemy do szpitala. - Wyjąkałem.
-N-nie... Nic mi nie jest.
- Co ty do cholery mówisz?! Jesteś blady jak ściana, wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć!
-Uspokój się... Zjadłem coś nieświeżego, nie martw się.- Uśmiechnął się słabo i wstał. Bez słowa poszedł do łazienki i się w niej zamknął, a ja w tym czasie posprzątałem kuchnię. Widzę, że coś się dzieje, tylko czemu nie chce mi powiedzieć? Jakbym wiedział co mu dolega, pomógłbym mu... Może mi nie ufa?
Pov Nagisy:
Usiadłem na zimnej podłodze w łazience, założyłem maseczkę z tlenem i wyciągnąłem telefon, by zadzwonić do swojego lekarza. On musi mi pomóc!
-Halo? Nagisa to ty? - Zdjąłem maseczkę, po czym przyłożyłem telefon do ucha.
-Tak to ja. Musi mi pan pomóc, dzisiaj znowu zwymiotowałem. Już dłużej nie wytrzymie.
- Przykro mi, dobrze wiesz, że jest już za późno. Mogę jedynie dać ci lekarstwa przeciwbólowe i... - Nie dokończył, dobrze wiem, co chce powiedzieć.
- Tym razem zgodzę się na tę drugą ofertę, tylko mam pytanie ile to będzie kosztować?
- Zależy od dawki. Jeśli ci pasuje, możemy jechać tam we wtorek.
- Pasuje, muszę już kończyć. Do widzenia.
-Do widzenia. - Rozłączyłem się i położyłem telefon koło nogi. Po moich policzkach spłynęły łzy, nadal przed oczami mam przerażoną twarz Shiro, to nie tak miało być... Muszę mu o tym powiedzieć, tylko jaka będzie jego reakcja? Na pewno się załamie... Nie chce by był taki jak w trzeciej gimnazjum...
To nie tak, że piszę to, bo mi smutno...
To nie tak, że chce się wyżyć na Shiro i Nagisie...
Po prostu takie życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro