34. Koszmary
Pov Shiro:
Usiadłem koło Nagisy, który leżał na łóżku. Biedak od dwóch tygodni męczy się z zapaleniem oskrzeli, przynajmniej tak powiedział, gdy wrócił od lekarza. Podałem mu kubek z herbatą, a blondyn przyłożył naczynie do warg.
-Może być?
-T-tak dzięki. - Przyłożyłem dłoń do jego czoła, było gorące.
- Jak skończysz pić, przykryj się, pójdę po tabletki.- Wstałem i ruszyłem do kuchni. Bardzo się o niego martwię, w nocy budzi się cały spocony i ma duszności... Mówi, że to nic takiego, nie mam się martwić, ale jak mam się nie martwić, jak widzę, że coś jest nie tak? Westchnąłem i zabrałem tabletki i butelkę z wodą niegazowaną i wróciłem do sypialni, nalałem ciecz do pustego kubka po herbacie i dałem go blondynowi, który połknął tabletkę.
-Shiro powinieneś odpocząć, widać, że jesteś zmęczony.- Wyszeptał blondyn, przykrywając się do szyi.
- Nie jestem zmęczony. A tak w ogóle za chwilę idę do pracy, więc będziesz musiał zostać sam.
-Spoko...
-A może zadzwonię po Rie? Zaopiekowałaby się tobą do czasu, gdy nie wrócę.
-Hej jestem dorosły, nikt nie musi się mną opiekować.
- Mimo że jesteś dorosły, ktoś powinien się tobą opiekować... W końcu jesteś chory. - Niebieskooki odwrócił się do mnie plecami i powiedział coś pod nosem.
-Co mówisz?
-Nie ważne, lepiej idź do pracy, bo się spóźnisz. -Spojrzałem na zegarek wiszący koło szafy. Ma rację, za chwilę zacznie się moja zmiana. Pocałowałem kochanka w czoło i wyszeptałem:
- Odpocznij. Do zobaczenia.
-Pa. - Szybko założyłem czarną kurtkę i buty, po czym pobiegłem do kawiarni. Na miejscu przebrałem się w uniform, rozejrzałem się po pomieszczeniu czy ktoś idzie w moim kierunku. Gdy miałem pewność, że nikogo nie ma zadzwoniłem do Rie by poszła do Nagisy. Wyłączyłem telefon poczułem na swoim ramieniu czyjąś rękę, przez co się wzdrygałem. Odwróciłem się i ujrzałem Neru! Dziewczyna prawie doprowadziła mnie do zawału!
-Ah to tylko ty, wystraszyłaś mnie.
- A ty wystraszyłeś mnie swoją reakcją! I co ma znaczyć tylko?!
-Spokojnie... Tak tylko mi się powiedziało. - Dziewczyna odgarnęła z czoła włosy i oparła się o ścianę.
-Mam taką nadzieję. A tak a pro po jak się czuje nasz książę?
- Cóż...- Oparłem się koło niej. Co mam jej powiedzieć? Że '' Nadal jest chory i cholernie się martwię''? Nie chce, żeby się zamartwiała.
- No mów. -Warknęła, szturchając mnie w ramię.
- Gorączka nadal mu nie mija, kaszel też...
-To zabierz go nad morze.
-Co?
- Słyszałam, że morskie powietrze oczyszcza płuca i pomaga w oddychaniu.- Nie jest to zły pomysł, tylko... Kto zajmie się naszymi zmianami? I jeszcze studia.
- Fajnie by było tam pojechać, tylko co by było z naszą pracą? O studiach już nie wspomnę... -Westchnąłem rozczarowany. Nagle poczułem, jak brunetka uderza mnie w ramię. Pomasowałem bolące miejsce i spojrzałem na przyjaciółkę. To bolało!
- O pracę nie musisz się martwić ja i Ryszard się zajmiemy, a co ja wiem, to masz jeszcze dwa tygodnie wolnego od studiów z powodu wymieniania okien, prawda?
-No tak...
-Teraz, zamiast gadać ze mną, powinieneś iść do szefa po wolne.
-Masz racje! Dzięki!- Mocno przytuliłem dziewczynę. Nie wiem, co bym bez niej zrobił!
*** Wieczorem ***
To był najlepszy dzień! Szef zgodził się, abym z Nagisą wzięli wolne! ''Książę'' na pewno się ucieszy! Od kluczyłem drzwi i wbiegłem do salonu, w którym siedziała Rie słuchając piosenek lecących z MP3.
-Rie już jestem. - Podszedłem do białowłosej, spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Czemu nie odbierałeś? Dzwoniłam do ciebie z dziesięć razy.
-Wybacz, telefon zostawiłem w kurtce. Po co tyle razy dzwoniłaś? Coś się stało?
- Chciałam się dowiedzieć gdzie macie jakieś wiaderko albo miskę... Nagisa wymiotował, chciałam, żeby miał coś koło łóżka aby nie musiał biec do łazienki.
- Wiaderko jest w piwnicy. A teraz jak się czuje Nagisa?
- Teraz dobrze, gorączka minęła i już od dobrych dwóch godzin śpi. - Wyciągnąłem z kieszeni spodni portfel i podałem przyjaciółce banknot.
-Weź to.
- N-nie mogę, nic takiego nie zrobiłam...
-Owszem zrobiłaś, jakby nie ty... Byłbym chodzącym kłębkiem nerwów. - Po chwili na jej twarzy pojawił się rumieniec, opuściła wzrok i zabrała pieniądze.
-M-muszę już iść... Dobranoc.- Nie czekając na moją odpowiedź, wybiegła z domu. Nie rozumiem, powiedziałem coś nie tak? Nie ważne muszę zobaczyć Nagisę, po cichu wszedłem do sypialni, w której panował pół mrok, zaświeciłem światło i spojrzałem na łóżko. Mój choruszek leżał przy ścianie, włosy zakrywały mu twarz. Usiadłem koło niego i odgarnąłem blond kosmyki, ujawniając bladą cerę chłopaka, powieki powoli się uniosły pokazując zaszklone niebieskie tęczówki.
-Shiro?
-Wybacz, nie chciałem cię obudzić. Śpij dalej. - Kochanek usiadł i spojrzał na mnie.
- Nie chce mi się już spać. - Po jego policzkach zaczęły spływać łzy, wytarłem je.
-Nie płacz, wszystko jest w porządku.
-Teraz już tak...
Pov Nagisy:
Przez chwilę wpatrywałem się w szatyna, nie wytrzymałem, rozpłakałem się i mocno go przytuliłem. Nim zasnąłem, bałem się, że już nie otworze oczu i już go nie zobaczę... I te straszne koszmary...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro