33. Shiro do kuchni nie wpuszczać
Pov Nagisy:
Jest już południe, od nieudanego śniadania nadal siedzę zamknięty w sypialni, przestałem już płakać. Przez ten czas doszedłem do wniosku, że trochę przesadziłem... To była tylko zabawa, a na dodatek Shiro był pijany. Nagle poczułem straszny smród, coś się pali? Pali się! Wybiegłem z pomieszczenia i pobiegłem do kuchni. Na miejscu zobaczyłem, jak szatyn stał przy patelni oraz garnku i próbował opanować całą sytuację.
-Cholera Shiro! - Wrzasnąłem i podbiegłem do niego. Zakręciłem gaz, garnek z zjaranym ryżem włożyłem pod strumień gorącej wody, a patelnie zostawiłem, nic już się z nią nie zrobi. Otworzyłem okno, aby smród opuścił pomieszczenie, oparłem się o stół i westchnąłem.
- Jeszcze nigdy nie zobaczyłem, aby ktoś przypalił ryż i zniszczył patelnie za jednym razem.- Nagle poczułem,jak zielonooki przytula mnie do siebie od tyłu, lekko się wzdrygałem.
-Sh-shiro? - Wyszeptałem. Ramiona, które mnie oplatały zacieśniły się. Chłopak oparł głowę o moje ramie i zaczęła szeptać mi do ucha.
- Przepraszam cię... Wtedy nie wiedziałem, co robię, za dużo wypiłem. Jakbym był trzeźwy na pewno bym go nie całował. Jesteś jedyną osobą, którą będę całował do końca życia.- Poczułem, jak na mojej twarzy pojawia się rumieniec. On musi mówić takie rzeczy?!
- Shiro ja...- Nie dokończyłem, kochanek obrócił mnie przodem do siebie i mocno przytulił.
-Proszę... Wybacz mi. - Jego głos zaczął się trząś, pogłaskałem go po głowie, aby się uspokoił.
- Uspokój się, wybaczam ci. Przesadziłem... Nie powinienem na ciebie krzyczeć rano. - Szatyn odsunął się. Nagle skupiłem się na zielonych oczach, jeszcze nigdy nie widziałem, jak źrenice kochanka są takie błyszczące i zielone. Objąłem jego twarz i złożyłem szybki pocałunek na wargach chłopaka. Nim wziąłem wdech Shiro ponownie mnie pocałował. Odsunąłem się i zawstydzony zakryłem usta.
-M-może zrobimy coś d-do jedzenia? Jestem głodny.
- Okej. - Powiedział lekko zawiedziony. Zielonooki według mojego polecenia zaczął kroić cebule i kiełbasę, a szukałem w lodówce jajek. Mam nadzieje, że nie skaleczy się nożem.
Masło,szynka, pomidor, czekolada, ser jest, ale oczywiście jajek nie ma!
- Na pewno kupiliśmy jajka? -Zapytałem, odwracając się do szatyna, który był skupiony na krojeniu cebuli. Przyznać muszę, że wyglądał zabawnie.
-Tak na pewno. Sprawdź, czy nie ma ich za masłem. - Zrezygnowany odsunąłem masło i... Zobaczyłem wytaczanke z jajkami! Położyłem pudełko na stole i zacząłem rozbijać je nad szklanką. Ukradkiem spojrzałem na rozbawionego Shiro.
-Z czego się śmiejesz?
- Cóż... szukałeś jajek, nie masz ich przy sobie? - Co za zboczuch! Nie wierzę! Dobrze, że nie wiem, o czym myśli, jeszcze bym się zaraził jego brudnymi myślami. Zaczerwieniłem się, chwyciłem szklankę i podszedłem do patelni, która od paru minut grzała się na gazie.
- M-musisz być tak zboczony?
-Sorry samo mi to przyszło do głowy. - Roześmiał się, po krótkiej chwili dołączyłem się, w końcu jego śmiech jest śmieszny.
Usiedliśmy przy stole naprzeciwko siebie, oparłem głowę o dłoń i obserwowałem, jak kochanek dosłownie wchłania posiłek. Rozbawiony tym widokiem powiedziałem:
-Jesz to, jakbyś przez tydzień jedzenia nie widział.
- Moja wina, że zawsze robisz tak dobre.
-Shiro powtarzasz się. Zawsze to mówisz.
-Wiem, bo to prawda. - Uśmiechnął się, pokręciłem głową i wróciłem do jedzenia posiłku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro