Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jednak nie przyjdę - one shot

Stałam opierając się o most. Oglądałam zachód słońca. Brzoskwiniowy pomarańcz na dole widnokręgu powoli przechodził w żółty, a na samym dole było słońce rzucające ostatnie, słabe promienie. Co chwilę wyjnowalam z kieszeni telefon chcąc sprawdzić, czy mój chłopak, Jay jest w drodze. Umówiliśmy się na spotkanie, tam gdzie zawsze czyli dokładnie w tym miejscu, w którym stałam. To tam się poznaliśmy, ale mniejsza o to. Miał mi podobno coś bardzo ważnego do przekazania, a jako że mieszkamy oddaleni od siebie o sporą odległość, takie spotkania wymagają sporo czasu na obgadanie. Gdzie, kiedy, o której? Tam gdzie zawsze, kiedy ci pasuje, wieczorem. A więc byłam. I czekałam. Stałam tak i stałam, dopóki nie postanowiłam spojrzeć w dół, a moim oczom ukazał się strumień rzeki przepływającej przez miasto. Wyglądał pięknie.

Stałam tak chyba przez godzinę, dopóki mój telefon nie zawibrował. Wzięłam urządzenie do ręki i odblokowalam. Zauważyłam wiadomość od Jay'a:

"Przepraszam. Chciałem ci powiedzieć, że dziś nie przyjdę. Nie wrócę. Już nigdy. Wybacz, króliczku."

O co mogło chodzić? Na początku się wkurzyłam, bo specjalnie dla niego jechałam całe trzysta kilometrów. Po to, żeby porozmawiać. Nie na kamerce, tylko w cztery oczy.

Zdenerwowana pojechałam do domu. Oczywiście kolejne trzy godziny w drugą stronę, a jak. Weszłam do mieszkania i zaparzyłam sobie herbatę. Nie byłam zbytnio przejęta powodem, dla którego Jay mnie wystawił.
"Pewnie mnie zdradził"- pomyślałam sobie. Wredny, chamski...

                                   ♪   ♪  ♪
                        Dwa dni później

Całkiem przypadkiem wypadło tak, że musiałam jechać do miasta, konkretniej miasta Jay'a. Więc tak też zrobiłam. Pojechałam tam autobusem a dalej poszłam pieszo. Idąc zaś minęłam cmentarz, a na bramie, jak to na cmentarnej branie wisiały klepsydry. Straszej pani i jakiegoś młodego chłopaka. Widząc to, zrobiło mi się okropnie przykro. Jakiś nastolatek z całym życiem przed sobą. Ale nie... Podeszłam bliżej bramy i zaczęłam czytać ogłoszenie.
Jay Connor.
Jay.
Mój Jay.
Chwilę nie mogłam złapać oddechu, ale czytałam dalej. Zmarł na skutek... Samobójstwa. Uśmiechnięty chłopak cieszący się życiem. Młody, warto dodać. Nigdy nic nie wskazywało, żeby kiedykolwiek mógł... Właśnie.
Data śmierci? Data naszego spotkania.
Data pogrzebu? Moje urodziny...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro