Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Kiedy wszyscy byli w pełni gotowi i zjawili się na miejscu zbiórki to wsiedli do qujenta. 

- Ultron na nas czeka. - zaczął kapitan - Jest pewne, że przywita nas ogniem. Dla nas jest to normalne, ale dla mieszkańców Sokovi już nie. Dlatego priorytetem jest ewakułacja. Oni tylko chcą żyć w spokoju. Gdzieś nie mogą na to liczyć, ale na naszą pomóc już tak. Dlatego nie wolno nam ich zawieść. Naszym zadaniem jest odkrycie co buduje Ultron, znaleść Nat i opróżnic miasto. Żadnych przypadkowych ofiar. Ultron ma nas za potwory, że to przez nas świat jest zły. Musimy go pokonać i udowodnić, że wie myli.- zakończył i polecieli do Sokovi.

Kiedy byłyśmy na miejscu zgodnie z planem podzielili się. Każde z nich poszło zrobić to co było jego zadaniem.

Grace pomagała przy ewakułacja miasta nagle zobaczyła Wandę, która zaczęła bronić ludzi swoją mocą przed robotami. Chwilę później zobaczyła, że dziewczyna oberwała. Bez zastanowienia dobiegła do niej przy okazji zabijając kilka maszyn.

- Wporzadku?

- Tak. - opowiedziała i z małą pomocą Fisher wstała. 

Gdy Maximoff była już na nogach wraz z Grace zaczęły zabijać kolejne roboty. Nagle ziemia się zatrzęsla. Okazało ie, że to miasto zaczęło latać.
      
                               ☆☆☆

Nagle ze wszystkich stron rozległ się głos Ultrona.

- Widzicie jakie to piękne, jakie nieuchronne. Zostaliście, aby upaść. Wy Avengers będziecie moimi meteorytem, narzędziem zamieszczenia i ziemia roztąpi się pod ciężarem waszych win. Wygnaliscie mnie z Interanetu, obruciliście moje ciało przeciwko mnie.- w tym momencie Clint strzelił do robota, ale to nic nie dało, bo zanim stał kolejny i nadal mówił- Nie szkodzi, gdy opadnie kurz życie na ziemi będzie się około tylko w metalu.- zakończył, a roboty znów zaczęły nas atakować.

Nagle usłyszeli w słuchawce głos Steve'a 

- Zagońcie ludzi do domów. Skieruje ogień na siebie, jak oberwiecie oddajcie z nawiązką, a jak was zabiją nie nawracajcie uwagi.

Walczyli, walczyli tak jak umieli, ale robotów wciąż przybywało. Wszyscy ludzie uciekli do domów. Za to robotów pojawiło się jakby dwa razy więcej. Było ich za dużo jak dla Clint'a, Grace i Wanday. 

Nagle mężczyzna wziął obie dziewczyny za rękę i w trójkę wskoczyli do jakiegoś budynku. Grać e spadała na narzeczonego, a Wanda obok nich.

- Matko co ja narobiłam.- powiedziała przedstawiona i usiadła pod ścianą.

- Ej wszystko okej?- spytała łagodnym głosem Grace.

- To wszystko przez nas.

- Słuchaj!- krzyknęła Clint, który był już zdenerwowany - Wasza wina, nasza wina, co za różnica? Dasz radę walczyć? Bo wiesz wolałbym wiedzieć bo miasto lata, walczymy z armią robotów, a ja mam tylko łuk. W sumie nie ma to sensu, ale to moja praca.- nagle przez ścianę padły pociski, więc hawkeye strzelił do robotów z łuku przez dziury, które zrobiły pociski- Wychodzę teraz wraz z Grace, bo musimy coś załatwić, okej? Więc chwilowo nie możemy Cię zabawiać.

- Wanda posłuchaj nieważne co przeskrobałaś, ani kim byłaś. Jeśli pójdziesz z nami to musisz walczyć i to skutecznie, a jeśli nie przyśle po Ciebie brata.- powiedziała Grace.

- Ale jeśli zdecydujesz się pójść z nami to masz być jedna z nas. No nic to narazie.- powiedział Barton.

Wstał i odszedł kawałek wyciągnął komplet strzał i zaciągnął je na cięciwę.

- Miasto lata ja nie mogę.- powiedział i otworzył drzwi z buta i poszedł walczyć.

- To jak idziesz?- spytał kasztanowłosa, ale dziewczyna nic jej nie odpowiedział, więc wstała przygotowała pistolet i wyszła z budynku walczyć.
  
                               ☆☆☆

Włączyli już tak krótką chwilę. Nagle drzwi budynku, w którym byli się otworzyli i wyszła z nich Wanda, która zaczęła za pomocą swojej mocy rozgrywać i zagniatać roboty.

- U nas czysto.- powiedział Clint przeglądając się dookoła.

- A u nas brudno i to bardzo brudno.- powiedział kapitan.

- Już idziemy.- powiedziała Grace.

Koło nich nagle pojawiła niebieska smuga, był to Pietro, który wziął swoją siostrę na ręce i dobiegł jeszcze rzucając

- Dalej staruszku.

Fisher spojrzała na narzeczonego, który naciągnął strzałę i występował w stronę w która odbiła Maximoff.

- W sumie nikt, by się nie dowiedział. Nikt, a nikt, a ty też byś nikomu nie pisneła słówka. Ultron nabiał go na autobus. Dramat. Byłam bez radny. Szkoda chłopaka żywe srebro.- powiedział i zaczął biec.

- Barton jak możesz?- spytała Grace, która pobierał za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro