Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Czwartek zaczął się bardzo przyjemnie. Dostałam telefon od mamy z informacją, że jutro mam sesję. Mimo, że tym razem to ja miałam być fotografowana, i tak się cieszyłam. Z ogromnym uśmiechem usiadłam na moim miejscu na przerwie obiadowej.

— Hej. — powiedziałam, stukając butelką wody o blat.

— No hej, hej. Coś ty taka uradowana? — Lily uniosła brwi. — Nie... — nagle posmutniała. — Proszę nie mów, że wróciłaś do Andrew. — wszyscy spojrzeli na mnie przestraszeni.

— Co? Nie! — klepnęłam się w czoło otwartą dłonią. — Oczywiście, że nie. — blondynka odetchnęła z ulgą, jej chłopak zrobił to samo.

— Więc, czym się tak cieszysz? — dopytywała Charlotte.

— Jutro sesja! — zatańczyłam połową ciała na znak szczęścia. — Chcę cię tam widzieć. — wskazałam na Lily.

— Robisz zdjęcia, czy będą robione tobie?

— To drugie.

— Nie przepuszczę tego. Jasne, że się zjawię. — zapewniła mnie. Na jej twarz wkradł się cień przerażenia.

— Co jest? — nie byłam jedyną, która to zauważyła. Wyprzedził mnie Luke.

— Martwię się tym referatem. Oceny będą w poniedziałek, bo oczywiście większość odda to dopiero jutro. — przewróciła oczami i włożyła do ust rzodkiewkę.

— Nie masz czym. — Colin wzruszył ramionami. — Przecież to logiczne, że dostaniesz dobra ocenę.

— Ale ja nie mogę dostać dobrej... — odparła smutno. — Musze dostać najlepszą.

— Podaj mi dłonie. — powiedział Lucas, który siedział naprzeciwko niej. Zdziwiła się, ale postąpiła tak, jak sobie zażyczył. — Przekazuję ci moją moc farta. — spojrzała na niego rozbawiona, a on szeroko się uśmiechnął. Co ciekawe Colin miał to głęboko gdzieś. Nawet troszeczkę zazdrości się u niego nie pojawiło. Albo tak dobrze to ukrywał, w co wątpię.

— Świetnie. — syknęła Charlotte, chyba nieświadomie, że zrobiła to na głos. Rzuciłam jej pytające spojrzenie. — Muszę jechać po brata. — zebrała swoje rzeczy. Była zdenerwowana. — Cześć. — pocałowała wszystkich w policzek na pożegnanie. Zauważyłam, że ma identyczną jeansową kurtkę co ja. Uśmiechnęłam się w duchu na tę myśl, ale było mi jej żal. Nic szczególnego od tamtej pory, kiedy przyszła z podbitym okiem się nie stało, ale i tak miałam obawy.

— W środku lekcji? — zapytał Lucas.

— Nie masz pojęcia, co ona z nim ma. — pokręciłam głową.

— Cześć wszystkim! — do stolika dosiadła się Erica.

UGH. Czy ona się odczepi? Jedyny plus jest taki, że Erica nie jest głupią, pustą laską, która świeci cyckami ale mózgu jej brak. Tylko o co do cholery jej chodzi z tym, że tak po tym konkursie lata za „naszymi" chłopakami. Usiadła tam, gdzie wcześniej Lottie, a Luke odruchowo się odsunął, co mnie rozbawiło.

— Gdzie Sophie? — zapytała nagle Lily.

— Nie słyszeliście? — Erica się zdziwiła. — Nie wierzę, Instagrama nie przeglądacie? — parsknęła śmiechem. — Był taki melanż u niej w domu, że kac morderca nadal ją trzyma. — zaczęła się śmiać. — Kurczę, zapomniałam! Muszę was opuścić. — zrobiła smutną minę.

— Już tęsknię. — rzucił ironicznie Lucas, na co się skrzywiła. Kiedy w końcu sobie poszła, postanowiłam zapytać szatyna o pewną rzecz z dnia konkursu.

— Luke? — uniósł głowę. — Co ty powiedziałeś Sophie wtedy, kiedy chciała do ciebie wrócić? — jego usta uformowały wielkiego banana.

— No cóż, pogratulowałem jej wyleczenia wzroku. — wzruszył ramionami. — W takim sensie, że zauważyła co zrobiła i jak świetnego faceta straciła.

— Nie powiedziałeś tak. — Colin przekrzywił głowę na bok.

— Właśnie, że tak.

— Stary, nie zrobiłeś tego. — nie był na niego zły, bo z każdym słowem coraz bardziej się uśmiechał.

— Uwierz mi, zrobiłem. — pogłaskał blondyna po głowie.

— Ty dupku! — zaśmiał się.

— Należało jej się. Nie jestem mściwy, ale to chyba łagodna kara, co? — wystawił język, a potem rozmawiał o czymś z Colinem, co nas nie interesowało.

* * *

Następnego dnia po szkole, pojechałam na sesję tak szybko, jak szybko na korytarzu spieprzam przed Watson. To nie tak, że nie lubię tej baby. Ja się jej boję.

Spojrzałam w lustro. Nie jestem typem dziewczyny, która lubi pokazywać swoje ciało, ale nie mam też z tym problemu. Wyprostowali mi włosy, zrobili mocny makijaż z krwistoczerwoną pomadką w roli głównej. Czułam się trochę jak prostytutka po tym, co mi ubrali. Kabaretki, czarno-biały strój cheerleaderki, do tego trampki. Na początku nie rozumiałam po co jestem tak ubrana ( tak jak reszta modelek) i czemu ma służyć ta sesja, ale potem dowiedziałyśmy się, że stroje, które na sobie mamy będą wystawione na sprzedaż, a my mamy je zareklamować, a jak wiadomo w dzisiejszych czasach wszystko co ocieka nagością, seksem i tak dalej, sprzedaje się lepiej. Tak nam powiedziano, a tego nie zrozumiałam, bo to przecież dziewczyny decydują się co kupić, a nie faceci... Chyba, że w tej sesji jest ukryta głębszy przekaz? Po kilku zdjęciach fotograf powiedział to, co najbardziej chciałam usłyszeć.

— Raven, szpagat. — uwielbiałam go robić. I na tym się zdjęcia zakończyły. Wyszukałam wzrokiem Lily i mnie zamurowało. U jej boku stał Colin. Pozowałam w tym... W tak odważnej sesji na jego oczach. No genialnie. Podeszłam do nich, nie patrząc na niego, bo czułam jak bada wzrokiem każdy centymetr mojego ciała. Policzki zaczęły mnie piec. Naciągnęłam spódniczkę, która sięgała mi do połowy ud, ale nic to nie dało. Odchrząknęłam.

— Lily, nie miałaś być sama?

— No wiem, przepraszam, ale musiałam go zabrać...— uczepiła się mojego ramienia. — Reklamujecie klub nocny? — zapytała szeptem.

— Eee... Chyba tak. — stwierdziłam, bo wydawało mi się to bardziej realne niż to, co nam wciskał organizator.

— Zapłacą ci chociaż?

— Lil! — uderzyłam ją. — Idę się ubrać. Zaraz będę. — nerwowo podreptałam do przebieralni. Było mi tak gorąco, kiedy tam stałam, ale wytrzymałam. Ani razu nie skrzyżowałam z nim wzroku. Przybiłam sobie mentalną piątkę i w dziesięć minut ogarnęłam.

— A makijaż? — Lily zwróciła uwagę, kiedy wychodziliśmy na zewnątrz.

— Zmyję go w domu. — machnęłam ręką. Całą drogę do domu mojej przyjaciółki w lusterku widziałam, jak Colin na mnie patrzy. Nie mam pojęcia co by było, gdybym siedziała z przodu, a Lily na moim miejscu. Niestety mieszkałam kilka minut dalej niż blondynka, więc musiałam znieść tę męczarnie przez ten czas.

— Jak dla mnie, nie musisz tego zmywać. — powiedział to tak, że plułam sobie w twarz za to, że miałam ochotę się na niego rzucić. Nie odpowiedziałam na to, tylko się odwróciłam, ale wiedziałam, że właśnie w tamtym momencie się uśmiechnął. Kiedy wreszcie dotarliśmy, otwarł mi drzwi i pomógł wysiąść. Oparł się rekami o samochód tak, że musiałam przywrzeć do maszyny żeby nie stykać się z nim żadną częścią ciała. Znowu to zrobił, zablokował mi jakąkolwiek drogę ucieczki. Czułam na szyi jego oddech i czułam też jego perfumy.

— Ubru — starł kciukiem coś z mojej brody — dziłaś się. — Lekki wiatr powodował, że musiałam ciągle odgarniać włosy z twarzy.

— Chciałabym pójść do domu. — spojrzałam mu w oczy. Żałowałam, że nie miał soczewki. Byłam zakochana w jego heterochromi.

W nim...

— Ja też. — robił kółka na moim policzku dłonią. — Tylko, że z tobą. — podobało mi się to.

— Colin... — wciągnęłam powietrze, czując falę gorącą, jaka przeze mnie przepłynęła. Zatrzymał kciuk na mojej żuchwie i dokładnie zlustrował mnie wzrokiem.
Przysunął się tak bardzo, że teraz żadne milimetry nas nie dzieliły, a ja nie mogłam się opanować. Oddychałam szybko i głośno, czerwieniąc się jak burak.
Nawet nie zauważyłam kiedy oblizał usta i złożył pocałunek na mojej szyi.

O nie, tego już za wiele. Tak nie może być. Raven, ogarnij się.

Odepchnęłam go lekko rękami i ruszyłam w kierunku moich drzwi, szukając w torbie kluczy. Otwierając drzwi, obejrzałam się za siebie. Czekał, czekał aż zniknę z jego pola widzenia. Więc tak zrobiłam. Zamknęłam za sobą ten kawał drewna i osunęłam się po nim plecami na ziemię.

Dzisiaj nie zasnę. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro