Rozdział 17
Tydzień później
Perspektywa Raven
Dopiero po kilku dniach byłam w stanie wrócić do szkoły. Gdybym poszła wcześniej, nie mogłabym się w ogóle skupić na lekcjach, tym bardziej oglądając Kasie. Wyciągałam książki z szafki, a kiedy ją zamknęłam, zobaczyłam Colina.
— Wystraszyłeś mnie. — złapałam się za serce. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie cieszy mnie jego widok.
— Nie miałem tego na celu. — uśmiechnął się. — Wreszcie przyszłaś. Mama ci tak pozwoliła?
— Nie obchodzi jej to. Powiedziałam jej, że jestem chora. Jest mega łatwowierna.
— Cześć, Colin... — przywitała się z nim Erica. Zrobiła to bardzo zmysłowo, co mnie rozbawiło.
— A to co było?
— Odkąd wygrała ten konkurs, za każdym razem jak mnie widzi, tak robi.
— Trochę żenujące. — skomentowałam.
— Ta... — przewrócił oczami. — Jak się trzymasz? — wzruszyłam ramionami. Przyciągnął mnie do siebie i przytulił.
— Nie był ciebie wart. — szepnął mi we włosy i pocałował mnie w czoło.
— Jesteś najbardziej czułym chłopakiem jakiego znam, ale... — odsunęłam się od niego. — Nie okazuj tak tego... publicznie.
— O Jezu... — potrząsnął głową. — Tak się zachowują przyjaciele. — wywrócił oczami. — Poza tym, sama dobrze wiesz, że nie łączy nas tylko przyjaźń.
— Ja... — zmarszczyłam czoło. Coś mi tu nie grało. — Widzimy się potem.
— Tak, pa. — wyminął mnie i gdzieś poszedł.
* * *
— No nie! — krzyknęła Charlotte na całą stołówkę. Zrobiło się z tego powodu cicho. — Co się gapicie?! — skarciła ich i wszystko wróciło do normy. — Patrzcie na to. — pokazała nam plan lekcji na poniedziałek. — Mamy wszyscy razem dzisiaj geografię.
— Ekstra! — ucieszyła się Lily i spojrzała na Colina. On też patrzył w naszą stronę, ale nie na blondynkę. Na mnie.
— Tak super. Kasie też jest w tej grupie. Przecież nie można tak zmieniać planu, kiedy im się podoba. Kto idzie ze mną do dyrektora? — założyła ręce na krzyż. Nie mogłam się skupić na tym co paplała Lottie przez to, że ten chłopak wiercił we mnie dziurę wzrokiem. Jeszcze gorzej niż za pierwszym razem.
— Robisz z igły widły. — powiedział Lucas. — Przynajmniej będzie zabawnie. Nie? — spojrzał na Colina. — Halo!
— Co? — wreszcie przestał. — A, tak, tak.
— A... Kiedy jest ta geografia? — zapytałam, bawiąc się brokułami.
— Po tej przerwie. — odpowiedziała dziewczyna. Lucas wypluł sok prosto na Charlotte. — Człowieku!
— Przepraszam. — śmiał się, zresztą my też.
— Masz szczęście, że nie lubię tej bluzki. — spiorunowała go wzrokiem. Charlotte dostałą tę bluzkę na urodziny od Kasie. Właśnie jadła sałatkę z grupą dziewczyn, które należały do kółka plastycznego. Przez chwilę było mi jej żal, ale na szczęście szybko mi przeszło.
— W sobotę jest u mnie impreza. Mam nadzieję, że zobaczę tam was wszystkich. — zakomunikował Luke. — Wiecie, dziwki, koks i te sprawy. — uniosłam brwi. — No żartuję przecież! Ale alkohol będzie. — włożył do ust frytka. — Dobra ludzie chodźcie, już się nie mogę doczekać tej lekcji.
* * *
Wszyscy po wejściu do klasy mieli takie miny, że nic tylko umierać. Nikomu poza Lily nie spodobała się ta zmiana. Myślałam, że chociaż tutaj będę mogła z nią siedzieć, ale ona oczywiście usiadła z Colinem, który był centralnie za mną. Ja w ławce byłam z Charlotte natomiast Luke był przed nami, razem z Ericą. Przylepiła się jak rzep psiego ogona.
— Będę miał od kogo ściągać. — odwrócił się do mnie szatyn. Odgarnął fale z czoła i się uśmiechnął.
— Chciałbyś. Leżę z tego przedmiotu.
— To tak jak ja! — wtrąciła się Erica i przybiła mi piątkę.
— Mogę prosić o ciszę? — odezwała się profesor Watson. Cała klasa natychmiast przestała rozmawiać po słowach kobiety. Watson była wysoką i okropnie szczupłą kobietą, która swoje siwe już włosy zawsze spinała w ciasnego koka. Jej nos przypominał taki, jak u czarownicy, a na nim zawsze siedziały złote okulary, przez co kojarzyła mi się ona z sową.
— Nie wiem skąd taki pomysł pomieszania grup, ale musimy sobie jakoś poradzić. Na wstępie lekcji chcę was poinformować, że będziecie musieli zrobić projekt, który będzie robiony w parach. — większość uczniów się ucieszyła. — Ja osobiście je dobiorę. — radość przemieniła się w buczenie i narzekanie. — Proszę was, to nic nie da. McConay i Rowson. — Charlotte rzuciła mi błagalne spojrzenie. Domyślam się, że nie chciała być z Ericą, ale nic nie mogłam przecież zrobić. — Olson i... I Evans.
— Współczuję. — szepnęłam do Lily.
— Clarke i Anderson. — CO!?
— Przepraszam — Lucas podniósł rękę — nie mógłbym być z Raven, a Lily z Colinem?
— Nie obchodzi mnie, z kim chcesz być Evans. I nie obchodzi mnie tym bardziej, kto tutaj z kim jest w związku. Chcę dostać projekt od takich par, i od takich go dostanę. Zrozumiałeś? Napisać ci na kartce?
— Nie, proszę pani.
— I jeszcze raz się odezwiesz, to zostaniesz po lekcjach.
— Tylko zapytałem. Nie wiedziałem, że to zabronione. — uniósł ręce w geście obronnym, na co Watson prychnęła.
Cudownie. Marzyłam o tym, aby robić ten pieprzony projekt z chłopakiem mojej przyjaciółki. Już bym chyba wolała być z Kasie... Ona przynajmniej się we mnie nie podkochuje, będąc z kimś innym.
— Prace oddajecie mi do piątku. Temat, to Ciekawe miejsca na świecie, w których byliście lub... — tu się uśmiechnęła. — Ciekawe gatunki roślin w naszym mieście. — Nie wiem czym się tak podnieciła. — Nie no, tak przyjemnie nie będzie. Surowce mineralne. Minimalnie dziesięć stron A4. Miłej pracy, możecie zacząć już teraz. — niechętnie odwróciłam się do Colina.
— Dobra, dogadamy się na Facebooku. Potem to złączymy, i sobie prześlemy.
— Nie lepiej, abyś do mnie przyszła, lub na odwrót? — uniósł w górę jedną brew.
— Może być tak, że zrobisz całą pracę, a ja ją zaprezentuję. — powiedział Lucas.
— Chyba śnisz! Dzisiaj od razu po szkole idziemy do ciebie. Nie za bardzo mam na to ochotę, ale gdybym przyprowadziła cię do mnie, moi rodzice wykopaliby mnie na zbity pysk. Przez miesiąc nie miałabym domu. A jeśli dostaniemy piątkę, a nie szóstkę znowu dostane szlaban, więc lepiej się przyłóż.
— Boże... — klepnął się otwartą dłonią w czoło.
— I wy też macie się spotkać, żeby nie wyszło na to, że Colin odwalił całą robotę. — wskazała na mnie.
— Hej! Nie wykorzystuję ludzi, nie nazywam się Lucas Evans. — mierzyła mnie wzrokiem. — Dobra! O której i kiedy? — zapytałam z irytacją, uderzając długopisem w blat.
— Dzisiaj po szkole, tak jak większość. — sprostował chłopak.
Perspektywa Lily
— Nie obraź się, ale ale twój dom nie kojarzy mi się za dobrze. — powiedziałam na wstępie.
— Domyślam się. — odparł rozbawiony, kiedy prowadził mnie na górę.
— Lucas! — krzyknął ktoś, pewnie jego mama.
— Tak!? — zatrzymał się na schodach.
— Co ty do cholery robisz tak wcześnie w domu? — podeszła do nas. Zszokowało mnie ich podobieństwo. Włosy identyczne, oczy też. — Ah, przepraszam. Od kiedy przyprowadzasz dziewczyny do domu? I to ładne? — oparła ręce na biodrach.
— Mamo, musimy zrobić projekt. To jest Lily, Lily to moja mapa, Karen. — Czy on powiedział „mapa"?
— Jezu co, mama. To moja mama. — zaśmiałam się.
— Miło mi panią poznać. — uśmiechnęłam się do niej serdecznie.
— Mnie ciebie również. — podała mi dłoń. — Dobra, róbcie ten projekt. Tylko żeby nie wyszedł z tego trzeci człowiek.
— Mamo! — pociągnął mnie do swojego pokoju. — Przepraszam za nią.
— Nic się nie stało. Mapa. — zaśmiałam sie.
— Tak mnie pochłonęłaś tą geografią, że już nie myślę logicznie. — wyjaśnił, kiedy wpuścił mnie do tego jakże zasyfionego pomieszczenia. Czekaj co? Ono wcale nie było brudne, ani ciuchy się wszędzie nie walały.
— Tu tak zawsze wygląda? — zapytałam, odkładając torebkę na jego łóżko.
— Przeważnie? Nie jestem często w domu, to nie ma kto robić bajzlu. — wzruszył ramionami. — Pójdę po herbatę, mam nadzieję, że nie masz uczulenia na miód, bo nie posiadam cukru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro