Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Jeszcze nigdy nie byłam tak zdenerwowana na niego. Po otwarciu mi drzwi, miałam ochotę przywalić mu z liścia w tę zdziwioną mordę.

— Raven? Co ty tutaj robisz? — brutalnie pociągnęłam jego rękę i odwróciłam nadgarstkiem w swoją stronę.

— Co to, do cholery jest?! — wrzasnęłam.

— Wcześniej nie miałaś z tym problemu. — prychnął.

— Nie mam problemu z tatuażem, mam problem z tym, co on symbolizuje. — uniósł brwi. — Więc?

— Kotku...

— Żaden kotku, co to oznacza, Andrew?— jęknęłam. Miałam dość kłamstw.
Dość fałszywego związku. 

— Nie rozumiem, dlaczego się tak denerwujesz. — potrząsnął głową.

— Pytasz serio? Koleś, który mnie postrzelił ma identyczny. Jak mi to wyjaśnisz? — założyłam ręce na krzyż. Nie odzywał się, tylko patrzył na mnie, jak na idiotkę, którą ze mnie próbował zrobić.

— Jesteś w gangu? — skinął głową. Pękało mi serce. — Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

— To nie jest istotne. — wzruszył ramionami. — Po co miałem ci to mówić?

— Słucham?! Zadajesz się z niebezpiecznymi ludźmi i mi o tym nie mówisz? Narażasz mnie! Skąd mam wiedzieć, czy to nie ty stoisz za tą napaścią?! — sama nie wierzyłam, że to powiedziałam.

— Jak możesz mnie o to oskarżać? Nigdy nie pozwoliłbym żeby stała ci się krzywda. To nie moja wina, że twój ojciec miał problemy. Nie zwalaj na mnie tego, co się stało, to jego wina! — wskazał w górę. — On wcale nie zginął w wypadku samochodowym przypadkiem. Nie radził sobie z nami, sam go spowodował!

— Czemu mi to robisz? — zapytałam płacząc. Postanowiłam wrócić do szkoły.

Perspektywa Lily

— Okay, o co chodzi? — zapytał Lucas, zerkając to na mnie, to na Colina.

— Ja nie wiem. — mój chłopak rozłożył ręce w geście obronny.

— Andrew jest chyba w gangu, do którego należy ten facet, co nas napadł. — wyjaśniłam od niechcenia. — Poznałam po tatuażu. Kruk. — nakreśliłam palcem w powietrzu kształt ptaka.

— Anderson! Do mnie! — zawołał trener drużyny. Pożegnał się ze mną, całując mnie w policzek i uciekł, przewracają oczami do Lucasa.

— Poszła do niego?

— Wydaje mi się, że tak. Biedactwo, ostatnio się im nie układa.

— Każdy przechodzi kryzys. Jednym udaje się przetrwać, innym nie... — uśmiechnął się słabo.

— Powiedz mi, myślałeś poważnie o Kasie? — postanowiłam o to zapytać, bo niesamowicie mnie to interesowało. Zawsze byłam ciekawska.

— Nie, nie. — zaśmiał się. — Nie myślę w ogóle w ten sposób o dziewczynach.

— A kiedyś będziesz? — zmarszczył czoło.

— Przecież nie można całe życie mieć takiego nastawienia.

— Może, nie wiem. Kiedyś miałem, ale taka jedna... Złamała mi serce tak bardzo, że przestałem komukolwiek ufać. Poza Colinem i Raven.

— A Sophie? — westchnął ciężko.

— To była ona. — powiedział cicho.

— O Jezu, przepraszam. — zakryłam usta dłońmi. Gafa roku.

— Nic nie szkodzi. Tak bywa, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Było, minęło. Trzeba żyć teraźniejszością, bo przeszłość to same kłopoty. — podniósł z ziemi swój plecak. — Idziemy?

— Ta, jasne. — podreptałam niczym pies za nim. Było mi go żal.

Perspektywa Raven

Weszłam na stołówkę, bo w szkole zjawiłam się dopiero na przerwie obiadowej. Oczywiście zwróciłam uwagę wszystkich wokół. Olałam to i usiadłam na swoim miejscu.

— Miałaś rację. — powiedziałam zrezygnowana do Lily. — I obawiam się, że Kasie też. — oparłam czoło o blat. Byłam żałosna.

— Matko kochana, nie mów tak, byłam zła, dlatego to wszystko powiedziałam. — mówiła rudowłosa. — Przepraszam...

— Nie o to chodzi, on mnie okłamywał. Należy do Kruczego Gangu i twierdzi, że to nieistotne. Dla mnie bardzo. — załkłam. — Śmiał wspominać o moim ojcu, jak o tchórzu. Może i nim był, ale nie powinien czegoś takiego mówić. W sumie sama lepsza nie jestem... Nadal myśli, że spałam u Lucasa. — wyciągnęłam telefon.

— Co ty chcesz zrobić? — zapytała Lottie.

— Napiszę mu to. To jedyne kłamstwo z mojej strony, ciekawe ile on ich ma. — byłam załamana i nie wiedziałam, co w ogóle chce uzyskać.

— Zwariowałaś? Powinnaś ratować związek, a nie jeszcze bardziej niszczyć. — skarciła mnie Charlotte.

— Tu jest w ogóle co ratować? Kiedyś się starał, teraz ma to gdzieś. Jest fajny tylko wtedy, jak coś chce. Zwaliłabym to na poznanie go z wami, ale był już taki miesiąc wcześniej. Odpisał, że wie. Fantastycznie. — rzuciłam komórką na stół.

— Witam panienki, mecz dziś wieczorem. Wpadniecie? — przy stoliku pojawił się Colin.

— Mowy nie ma! — zbulwersowała się Kasie. — Przecież jutro konkurs, musimy się przygotować.

— Ja przyjdę. — powiedziała Charlotte. — Ty tez byś mogła Raven. — spojrzała na mnie pokrzepiająco.

— Nie mam ochoty. Z moim szczęściem dostanę krążkiem w łeb od Lucasa, bo trafi za bandę. — wypuściłam powietrze z ust. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że je tam trzymam.

— Bez przesady! — krzyknął Luke z sąsiedniego stolika.

— Rany, co ci się stało? — Kasie podniosła dłoń Colina. Mina Lil była bezcenna.

— Nic takiego. — machnął ręką. — Trening.

— Chyba ze ścianą. — rzuciłam złośliwie. — Przepraszam. Naprawdę jestem nie w humorze.

— Widzę. — skomentował. — Przyjdźcie, wybieranie stroi nie zajmie wam tak dużo. — prosił błagalnym głosem.

— Uwierz mi, zajmie. — stwierdziła Lily, czym byłam zaskoczona, bo byłam przekonana, że rzuci wszystko, aby spędzić czas z Colinem.

— No to liczę na was. — wskazał na mnie i Charlotte.

— WOJNA! — wrzasnął jakiś koleś z tyłu i rzucił w nas porcją spaghetti. Genialnie, mogę się wyżyć.

— No popatrz, twoja tradycja. — zaśmiał się blondyn i zdjął mi z włosów makaron.

— No tak, uwielbiam ją. — mój talerz, który przyniosła mi Lottie wylądował na jego twarzy.

— Nie, nie, nie! — Lily zaczęła panikować. — Muszę stąd bezpiecznie wyjść. — oznajmiła i niczym wąż prześliznęła się między innymi osobami, zręcznie omijając latające porcje.

— Co jeśli ktoś tutaj jest pastafarianinem?* — zapytała mnie Kasie.

— To pomyśli, że objawił mu się Bóg. — zaczęłyśmy się śmiać.

— To przyjdziecie czy nie? — Colin drążył temat meczu hokeja.

— Nie wiem! Jak Raven pójdzie, to ja też. — zapewniła Charlotte.

— Dobra, przyjdziemy. Ale jeśli dostanę krążkiem, albo czymkolwiek co było wcześniej w rękach Luke'a, obiecuję, że własnymi siłami uduszę najpierw jego, a potem ciebie. — zagroziłam chłopakowi palcem, na co się roześmiał.

— Nie ma sprawy. 

_________________________

* Wyznawcy pastafarianizmu, wierzą w Latającego Potwora Spaghetti. 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro