Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

— Odłóż wreszcie ten telefon. — skarciła mnie mama. Przewróciłam oczami i zignorowałam tę uwagę.

— Słyszysz, co do ciebie mówię? — wsparła dłonie na biodrach i wbiła we mnie chłodne spojrzenie.

— Nie, jestem głucha. — wstałam i właśnie w tym momencie w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

Uniosłyśmy obie brwi, bo kto o takiej porze może czegoś od nas chcieć?

— Otworzysz, czy będziesz tak stała i czekała na jakieś zbawienie? — zapytała mnie rodzicielka.

Naburmuszona otworzyłam drzwi, a w progu zobaczyłam Lucasa. Mojego przyjaciela.

— Hej, Raven! — pstryknął palcami i uśmiechnął się szeroko.

— Czego? — rzuciłam oschle. Pijany Luke, to niefajny Luke.

— Jest taka, jedna, tycia, ale naprawdę malutka sprawa. — wykonał gest palcami, a następnie objął mnie ramieniem i wyprowadził z domu zamykając drzwi. — Możesz to wypić? — dopiero wtedy zauważyłam, że w ręku trzyma butelkę Sprite'a.

— Po co? — założyłam ręce na krzyż. Znając tego chłopaka, w tym piciu mogło być wszystko. 

— Założyłem się, że to ode mnie wypijesz. Oni — wskazał na jego przyjaciół — twierdzą, że się brzydzisz. Chcę im udowodnić, że tak nie jest. — zrobiłam minę typu „serio?".

— No proszę. — on natomiast minę szczeniaczka. Wcale nie było mi go żal, ani to na mnie nie działało, ale po prostu go lubię, więc czemu nie?

Wzięłam butelkę, wypiłam całą zawartość bez namysłu i to był chyba mój najgorszy błąd w życiu, bo po tym straciłam przytomność.
Zresztą, mogłam się domyślić, że Luke coś knuje .

* * *

Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Po otwarciu oczu było ciemno, a kiedy chciałam się podnieść, uderzyłam się w czoło. Moja pierwsza myśl:

Jestem zamknięta w trumnie.

Nie, to niemożliwe. Po co on miałby to robić?
Nie jest przecież psychopatą...
To tylko głupi żart, głupi żart. Za chwileczkę mnie stąd wypuszczą.

Zaczęłam macać wnętrze i napotkałam coś miękkiego.

O mój Boże, to człowiek.

Normalnie zaczęłabym krzyczeć i piszczeć, ale w tamtej sytuacji wiedziałam, że reszta będzie miała to po prostu gdzieś.
Tak jak moja kochana matka.

Słodki Jezu, wsadzili mnie do drewnianego pudła z truposzem!

Z nerwów uderzyłam pięścią w deski, raniąc się.

— Ałć! — syknęłam z bólu. Nieboszczyk obok mnie się poruszył, a ja dostałam palpitacji serca. Wtedt musiałam już krzyknąć i to zrobiłam.

— Czego się drzesz? Mało miejsca, dźwięk dociera głośniej do uszu. Uspokój się... — od razu poznałam ten głos.

— Aha, nie martwi cię, że jesteś zamknięty w trumnie? — zbulwersowałam się.

— Jesteś dziewczyną? Przepraszam, myślałem, że to Luke. — zmienił ton, a ja poczułam wygraną. — To nie jest trumna, nie zmieścilibyśmy się.

— W takim razie, co to u licha jest? - ponownie uderzyłam w deski, tym razem  otwartą dłonią.

— Nie wiem, jak się tu dostałaś?

— Lucas dał mi do wypicia napój, przynajmniej tak myślałam, no i... Zaraz, jego ojciec to lekarz. Podał mi środek nasenny. — to była chwila, w której uświadomiłam sobie, jaką jestem idiotką.

— Mnie chyba też go podał. To zupełnie w jego stylu. — usłyszałam jak dobił głowa w drewno. Przeklną pod nosem. — Z kim mam przyjemność, tak w ogóle?

— Raven. Raven Clarke. — rzuciłam lekceważąco.

— Colin Anderson. Wybacz, nie kojarzę cię. — miał przepraszający ton głosu. 

— Ja ciebie owszem. — powiedziałam, niechcący na głos. Ups!

— Wiem. — posmutniał? — Chyba nie ma osoby, która manie nie zna. Może wiem jak wyglądasz? Czekaj poświecę telefonem. — zaczął go szukać w kieszeniach. — Co za... Zabrali je nam.

O nie. Próbowałam znaleźć swój, ale nie wyczułam jego obecności. Świetnie.

— Opisz się, może tak. — zasugerował, przez co byłam rozbawiona.

— To brzmi jak jakaś rozmowa na chacie, czy coś... — zaśmiałam się.

— Wiem, ale nie mamy wyboru. Musimy rozmawiać, bo zwariuję. — on miał ciepły i przyjemny głos. Nigdy nie słyszałam go dokładniej, bo nigdy w zasadzie nie rozmawialiśmy.

— Średni wzrost, czekoladowe włosy, takie falowane mniej więcej do żeber, zielone oczy, piegi, mleczna cera. Typowy wygląd. — chciałam machnąć ręką, ale ponownie się uderzyłam. — Ciągle zapominam, że jesteśmy zamknięci. Wiem gdzie! — oświeciło mnie. — Luke w ogrodzie za domem ma taki jakby schowek na konfitury i takie tam. Założę się, że je powyciągali i nas tu wsadzili.

— Skąd ty to wiesz? — zdziwił się.

— A no tak, mieszkam naprzeciwko.

— To wiele wyjaśnia. Opisałbym ci siebie, ale myślę, że nie ma to sensu. — był rozbawiony.

— Tak, na każdej przerwie obiadowej słucham o tobie, jaki to ty nie jesteś przystojny, wspaniały i takie tam... W dodatku, za każdym razem podsuwany jest mi pod nos telefon z twoim nowym, cudownym i w ogóle przepięknym zdjęciem, które cykasz sobie w przypadkowych miejscach i przypadkowym czasie, ale twoja fotogeniczność sprawia, że i tak wychodzisz jak pieprzony model. — uśmiechnęłam się ironicznie. — Znam cię na pamięć, nie tylko ze zdjęć. Siedzisz przede mną na stołówce. — przyznałam.

— Serio? Nigdy cię nie widziałem...

— Normalne. Ale na pewno widziałeś moją przyjaciółkę Lily. Blond włosy, prosta grzywka. Zawsze ma wpięta białą kokardę. Siedzi obok mnie.

— Ach tak! Wiem, śliczna jest. Ale ciebie naprawdę nie potrafię sobie przypomnieć. To trochę głupie i jest mi wstyd no, ale...

— Rozumiem. — przerwałam mu. Nie było mi przykro. Przecież byłam tylko zwykłą dziewczyną, która za wiele nie wnosiła do tej szkoły.

— Przy tym stoliku siedzi tez Kasie, ta ruda dziewczyna? — zapytał po dłuższej przerwie.

— Yhym. — stęknęłam.

— O-o, a co to? — wyczułam, że na jego twarzy maluje się uśmiech.

— Można powiedzieć, że tak troszkę mnie wnerwia. — pokazała palcami małą wielkość, mimo tego, że i tak nie mógł tego zobaczyć. — Nic doniej nie mam, ale ona ma tą swoją gadkę, że ona wie, że ciężko jest być tą najbrzydszą w grupie, ale mogłabym nie siedzieć taka smutna z tego powodu, ruszyć do przodu i kogoś wyrwać. Że może ktoś się załapie. — westchnęłam ciężko.

— Co? — śmiał się. — Trochę to... Jezu. — rozbawiłam go.

Plus dla mnie.

Nagle pokrywa się otworzyła, a Luke z uśmiechem jak banan, rzucił w nas latarką.

— Czy ciebie pogięło? — zapytał pretensjonalnie Colin.

— No tak troszkę. Jak tam, Ravenko moja? — rechotał. Pokazałam mu środkowy palec.

— Fantastcznie. Możesz nas wypuścić? — zadałam to pytanie z takim jadem, jakby niewiadomo, co mi zrobił.

— O nie, nie. — pokiwał palcem przecząco. — Będziecie tu siedzieć całą noc. Buziaczki! — posłał nam całusa.

— Hej, poczekaj! — zawołałam. — Muszę siku.

— Jasne. — prychnął.

— Naprawdę. Wrócę tu przysięgam. — nie, nie wrócę.

— Okay... — podał mi rękę i wyszłam.

Mój plan ucieczki się jednak nie powiódł, gdyż zaprowadził mnie do łazienki i odprowadził z powrotem do tego... czegoś.
Klapa ponownie się zamknęła i ponownie zrobiło się ciasno, duszno oraz ciemno.

— Dasz wiarę, że mimo, że było jasno i tak cię nie zobaczyłem? — nie wiedziałam co odpowiedzieć, a wtedy włączył latarkę i światło skierowane było centralnie w moje oczy. Oślepiło mnie to, a zanim mogłam normalnie na niego spojrzeć, minęło trochę czasu.

— No weź tę latarkę skieruj gdzieś indziej, bo będziesz płacił za okulistę! — spiorunowałam go.

— Oh woow, nie dość, że z charakterkiem, to jeszcze ładna. — uśmiechnęłam się złośliwie na jego uwagę.

— Nie rozumiem Kasie, bez urazy dla niej, ale ona jest... To ona jest przeciętnej urody. Przy tobie.

— Liczyłeś, że się zarumienię? Czy coś w tym stylu? — zbiłam go z tropu. Nie wiedział co powiedzieć, a mi chciało się śmiać. — Nie to, że nie jesteś przystojny, czarujący i tak dalej... Po prostu moim zdaniem, żeby za kimś szaleć, trzeba go poznać. Poza tym, może i byś mnie złapał tym tekstem, gdybym nie miała chłopaka. — wzruszyłam ramionami.
Może tu leżeć sam Shawn Mendes, ja i tak najbardziej na świecie kocham Andrew.

— M-masz chłopaka?

— To takie dziwne? — oburzyłam się.

— Nie, nie to miałem na myśli. — uniósł ręce w geście obronnym, ale nie za wysoko, deski na to nie pozwalały. — Tylko myślałem, że... Nieważne.

— No co myślałeś?

— Nic. — zaśmiał się, ale nie był to śmiech rozbawienia, a bardziej... żalu? — Zresztą, dlaczego myślałaś, że moim celem jest poderwanie cię?

Wywróciłam tylko oczami, nie mając nic mądrego do powiedzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro