Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ślepe zaufanie

Na rozluźnienie atmosfery po artykule, ugościmy Was krótkim one-shotem, napisanym przez jedną z dziewczyn załogi HelloWatt. Nie jest to praca konkursowa!

Ślepe zaufanie

Czy naprawdę ją kochałem? Ona twierdzi, że nie. Ale czy gdyby tak nie było, starałbym się jej wybaczyć? A naprawdę się starałem. Byliśmy ze sobą już dwa lata. Miewaliśmy kłótnie, ale komu udaje się ich uniknąć! Mimo drobnych różnic zdań zawsze wracaliśmy do siebie, znajdywaliśmy kompromis, potrafiliśmy się dogadać. Dlatego nie rozumiałem, czemu wszyscy tak bardzo starają się mnie przekonać, że jest złą kobietą.

***

"Ona cię okłamuje", "Nie ufaj jej", "Nie widzisz, jaka jest naprawdę?", "Jesteś zaślepiony!". Ciągle mówili mi, że przy mnie nie jest sobą, że przy mnie udaje niewinną, że kiedy tylko zniknę z zasięgu jej wzroku, traktuje innych jak przedmioty, że jestem dla niej za dobry. Mówili, że przy mnie nosi maskę, która znika wraz ze mną. Ale nie wierzyłem im. I choć na początku naprawdę to bolało — w końcu byliśmy przyjaciółmi! — z czasem nauczyłem się ich ignorować.

W jej błękitnych jak niebo oczach zawsze błyszczały iskierki radości. Malinowe usta, tak często uznawane w książkach za pożądane, ciągle odsłaniały zęby. To, co oni mówili, zupełnie do niej nie pasowało. Nie umiałem wyobrazić sobie jej oschłej ani przez chwilę. Ona wredna, kłamiąca, egoistyczna? To było niemożliwe. Ona taka nie była. Wiedziałem o tym. Przecież ją znałem.

W pewnym momencie przestałem reagować na te uwagi, uważając je za zwykłe zaczepki, zazdrość o to, że część uwagi, która kiedyś kierowana była na nich, oddałem jej. Nie odpowiadałem już, nie wykłócałem się. Uznałem, że milczeniem zdziałam o wiele więcej, że wreszcie dadzą mi i sobie spokój. Przestaną. Na to właśnie liczyłem. Aż pewnego dnia usłyszałem coś, czego nie potrafiłem przeoczyć. Starałem się. Próbowałem. Mówiłem, żeby przestali kłamać. Krzyczałem i pytałem, dlaczego chcą mnie od niej odciągnąć. Dlaczego nie rozumieją, że ja ją kocham.

Przez wiele dni udawałem, że nic nie powiedzieli. Że tamten dzień się nie zdarzył. Ale nie potrafiłem. Te słowa wracały do mnie za każdym razem, gdy ją widziałem.

— Ona cię zdradza. — Te słowa zabolały bardziej niż cokolwiek innego. To nie był ból równy wbiciu noża w serce. Nie. Czułem się, jakby ktoś najpierw ścisnął moje serce, wbijając palce, i nie pozwolił rozkurczyć. Jakbym dotknął maszyny pod wysokim napięciem, a tysiące amperów przeszło przez tę pompę, odbierając mojemu mózgowi tlen i paląc mnie od środka. Choć błagałem, aby przestali, mówili dalej. Mówili, że w każdy poniedziałkowy wieczór idzie do innego. Chciałem im udowodnić, że to nie prawda. Choć teraz myślę, że chciałem udowodnić to sobie... Jednak nie wiedziałem, jak. Oni znaleźli sposób.

Zrobili to podstępem. Dali mi zapomnieć o szczegółach. Przestali przypominać. A potem zaproponowali męski wypad na przeprosiny. Zgodziłem się, mając nadzieję na odbudowanie naszych już tak bardzo nadszarpniętych relacji. Nie wiedziałem, co planują. Nawet ich o to nie podejrzewałem. Myślałem, że są moimi przyjaciółmi.

W poniedziałek byłem gotowy. Kiedy wyszedłem pod blok, oni już czekali, więc całą czwórką ruszyliśmy do naszej ulubionej knajpki. Mimo że był już trzeci tydzień marca, a do pierwszego dnia kalendarzowej wiosny nie brakowało wiele, nie było ciepło. Wiał zimny wiatr, od którego uginały się ciężkie gałęzie drzew. Dlatego schowałem głowę pod kapturem mojej szarej bluzy, a wzrok skierowałem pod nogi, aby pył nie wpadał mi do oczu. Nie zdawałem sobie sprawy, że w ten sposób tylko ułatwię im zadanie. Nie wiedziałem, że w ogóle mają jakiś ukryty cel!

Szliśmy dość spory kawałek, ale nie zwróciłem na to uwagi pochłonięty rozmową. Dopiero kiedy się zatrzymali, zauważyłem, że nie wiem, gdzie jestem. Nie poznawałem okolicy, ale z pewnością nie znajdowała się tu knajpka, do której mieliśmy pójść. Tam było pełno jednorodzinnych domków. Ładnych, przystrojnych, ale skormnych.

— Gdzie jesteśmy? — spytałem niepewnie i nieco drżącym głosem. Nic nie rozumiałem w tamtym momencie, co zaraz miało się zmienić.

Nie minęło wiele czasu, gdy ją ujrzałem. Od nieprzyjemnego wiatru miałem już zaczerwienione dłonie, które chowałem w kieszeniach dżinsów, co niewiele pomagało. Tym bardziej się zdziwiłem, gdy zobaczyłem ją w cienkich rajtuzach i krótkiej spódniczce. Do tego niezapięta skórzana kurtka odsłaniała zwiewną bluzkę. Jeśli mi było wtedy zimno, to co dopiero jej.

Skręciła do jednego z białych domów, ale jeszcze nim przeszła połowę ścieżki, z budynku wyszedł chłopak, który mógł być w moim wieku, może trochę starszy. A ja zrozumiałem, że popełniłem błąd. Nie powinienem był im ufać. Nie powinienem był z nimi iść. Przez myśl nie powinno mi przejść, że nagle się zmienili. Z dnia na dzień. A jednak znalazłem się tam wtedy. Poszedłem z nimi. Chciałem im udowodnić, że to nie prawda. Chciałem im udowodnić, że się mylą. Jednak nie wiedziałem, jak. Oni znaleźli sposób. Nie mogłem uwierzyć w to, jak bardzo się pomyliłem!

Ruszyłem z powrotem niemal w tym samym momencie, jak całując się, zamknęli za sobą drzwi. Zawołali mnie kilka razy, ale gdy nie zareagowałem, nie zatrzymywali mnie więcej. Pewnie uznali, że się załamałem I muszę przetrawić to sam. Jeśli tak, to mieli rację. Tylko że nie chodziło o nią, a o nich. Zaufałem im, a mnie okłamali. Z nią tak samo, jednak to było co innego. Jej zamierzałem wybaczyć, im nie. Bez niej nie mógłbym żyć, bez nich tak. Ten dzień był końcem naszej przyjaźni. Chcieli mi pomóc? Dlaczego nie odpuścili, gdy wyraźnie powiedziałem, że tego nie chcę, nie potrzebuję? Zdradzili mnie. I to tak bardzo bolało.

Po drodze do mieszkania kupiłem jakieś tanie piwo, które wypiłem dla lepszego myślenia. Postanowiłem, że zapomnę. Zapomnę o tym, co widziałem. Udam, że to się nie zdarzyło. Że o niczym nie wiem. Chciałem o tym nie wiedzieć. Pragnąłem tego bardziej niż czegokolwiek wcześniej lub później. Gdybym mógł cofnąć czas! Ale nie mogłem. Musiałem więc nauczyć się z tym żyć.

Następnego dnia jak zwykle czekała na mnie przed ogromnym gmachem uczelni. Kiedyś robił na mnie wrażenie. Zupełnie jak ona. Jednak tamtego dnia było inaczej. Kiedy pocałowała mnie na przywitanie, nie mogłem odtrącić myśli, że poprzedniej nocy jej usta dotykały innych. Te same malinowe wargi, które jeszcze niedawno uwielbiałem, zaczęły budzić we mnie odrazę. Ale to nie wszystko. Zacząłem dostrzegać więcej szczegółów.

Najpierw ideał traciła w wyglądzie. Zacząłem odkrywać, że malinowy kolor warg zawdzięcza szmince. Że długie rzęsy to wynik tuszu. Wyraźny błękit jej tęczówek jest taki, ponieważ podkreśla go odpowiednim cieniem i ubraniami. A pod dużą ilością pudru ukrywa jeszcze więcej niedoskonałości. Było tego z każdą chwilą coraz więcej. Coraz więcej szczegółów, które mnie odpychały. Coraz bardziej i bardziej. Ale to nie wady w wyglądzie były najgorsze, a te w charakterze.

Częściej zacząłem zauważać postawę i wzrok emanujące wyższością. Miałem wrażenie, że uważa innych za gorszych od siebie. Ignorowałem szepty w mojej głowie, starając się wmówić sobie, że to ich wina. Gdyby mi nie opowiadali tych głupot, nie widziałbym w niej teraz potwora. Ale niewiele to pomagało. A ja coraz bardziej wątpiłem w to, że jej nagła zmiana to wytwór mojej wyobraźni, skaleczonego serca. Zaczynało do mnie docierać, że ona zawsze taka była. I z dnia na dzień coraz bardziej się w tym pogrążałem, starając się to odepchnąć.

Dni się dłużyły. Nie potrafiłem się skupić, ciągle myślać o tamtym feralnym dniu, kiedy im zaufałem. Byli moimi przyjaciółmi, a wbili mi nóż w plecy. Od tamtego czasu nawet nie starałem się ich unikać. Po prostu to robiłem. Nie odpisywałem na wiadomości, nie odbierałem telefonów, a gdy widziałem ich z daleka, od razu skręcałem, by nie dopuścić do spotkania. A w między czasie walczyłem z samym sobą, by zapomnieć. Zapomnieć o tym, co widziały moje oczy i słyszały moje uszy. Musiałem zapomnieć, aby móc dalej żyć. Musiałem. Ale to nie było ani trochę łatwe. A każda chwila z nią, kiedy miałem wrażenie, że w jej oczach widzę lód, tylko to utrudniała. Było mi ciężko. I w końcu nie wytrzymałem.

Starałem się skupić nad ważnym projektem na uczelnię. Był już późny wieczór, a za oknem zaczynało się ściemniać. A ja nie umiałem myśleć o niczym innym... Nie umiałem zobaczyć niczego innego, prócz obrazu przedstawiającego moją ukochaną całującą innego. I w tamtym właśnie momencie zrozumiałem, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Że cokolwiek bym nie zrobił, nie zapomnę. Starałem się jej wybaczyć, naprawdę. Ale to było silniejsze ode mnie. Silniejsze.

Złapałem za telefon i nacisnąłem na ikonkę z jej zdjęciem na szybkim wybieraniu. Odebrała po kilku sygnałach, a jej głos był niezwykle zaspany. Zapytałem, czy mogę wpaść do niej następnego dnia pod wieczór, ponieważ muszę jej coś powiedzieć. Nie zgłaszała protestów, co mnie zadowoliło. Serce mi się ścisnęło, ale wiedziałem, że to jedyne wyjście. Dla nas obojga. Nie wiedziałem, że zrozumiała mnie źle.

Dochodziła siódma, gdy stanąłem przed drzwiami jej mieszkania. Otworzyła mi niemal natychmiast, jak zadzwoniłem. Zaskoczyła mnie krótka, elegancka sukienka. Ja miałem na sobie stare dżinsy i ulubioną bluzę, na co się tylko lekko skrzywiła, ale zaraz na jej twarz wypełznął uśmiech i wpuściła mnie do środka. Weszliśmy do salonu, gdzie zobaczyłem niewielki stół z białym obrusem, zapaloną świeczką, która dawała jedyne światło w tym pomieszczeniu, i dwoma zestawami talerzy, sztućców, kieliszków. Nie tego się spodziewałem.

— Nie usiądziesz? — zapytała swoim delikatnym głosikiem, aczkolwiek pospieszającym.

— Nie — zaprzeczyłem. — Przyszedłem tylko na chwilę.

— Zrobiłam kolację...

— Nie w porządku byłoby się teraz gościć — przerwałem jej — gdy chcę powiedzieć ci pewną rzecz. — Jej twarz wyrażała zaskoczenie, brak zrozumienia. — Już dłużej nie dam rady tego ciągnąć. — Postanowiłem przejść do sedna.

— Że co?! I mówisz mi to akurat dzisiaj?! — Cała maska pękła, a ona pojawiła się w pełnej swojej wersji. Targała nią furia. Nie rozumiałem, o co chodzi jej z tym dniem. Dzień jak każdy inny. Może oprócz tego, że był to pierwszy dzień kalendarzowej wiosny. — Dzisiaj mijają dwa lata — wytłumaczyła.

Mieliśmy drugą rocznicę, a ja tak zajęty na odganianiu myśli i bronieniu jej we własne głowie, całkiem o tym zapomniałem. Spojrzałem w jej oczy. Nie zobaczyłem tam łez ani smutku, jak się tego spodziewałem. Złość. Była tam czysta złość w najgorszym wydaniu. Chęć mordu.

— Dlaczego? — spytała glosem zimnym jak stal, ostrym jak żelazo.

— W poniedziałek... Widziałem cię... — Nie wiedziałem, jak to powiedzieć. Ciągle zaczynałem od nowa jedno zdanie. Ale zrozumiała.

— Śledziłeś mnie?

W tym momencie wiedziałem już, że podjąłem słuszną decyzję. Żadnej skruchy. Nie żałowała tego, co robiła. Była wściekła, bo się o tym dowiedziałem i mi to przeszkadzało.

Ból, który wtedy poczułem, rozlał się po mnie, powodując brak tchu. Czułem się, jakby ktoś odebrał mi tlen. Bo tak właśnie było. Ona była moim tlenem. Tlenem, bez którego musiałem nauczyć się żyć.

Wyszedłem, zostawiając ją bez odpowiedzi. Nie miałem już więcej sił. Wykorzystałem je na jej obronę, której wcale nie potrzebowała, nie chciała. A to rozbiło moje serce na jeszcze drobniejsze kawałeczki.

***

Była kobietą o wielu twarzach, wielu wcieleniach, zmieniała się zbyt często. Żałuję tylko, że nie zakochałem się w prawdziwej niej.

Nie rozumiem, dlaczego chciała mnie zatrzymać, skoro okazywaną mi miłością darzyła innego. Zmieniała się, jak pogoda, aż w końcu przestałem nadążać.

Czy naprawdę ją kochałem? Myślę, że nie. Nie zakochałem się w niej, a w osobie, którą przez długi czas przy mnie udawała. W jednej z jej masek. I choć ciężko było mi to zrozumieć, teraz wiem to na pewno. 


Praca autorstwa Lets_Smile

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro