Część 7
Wyszliśmy ze szkoły. Trzymał się mojej talii. Zatrzymaliśmy się na którymś z budynków, by mógł założyć strój.
-Idziemy na lody i do Stark Tower, nie chce być sama.
---
Kupiliśmy z pajęczakiem lody, dostaliśmy na koszt firmy. Opłaca się chodzić w strojach po mieście.
Poszliśmy z Parkerem do Stark Tower. Dalej nikogo nie było.
Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Tony dzwonił.
-Wybacz na chwilkę, Peter.
Chłopak pokiwał głową i stał w miejscu jak słup.
-Hej, Viktoria. Jest z tobą Kate?
-Nie, pojechała do pracy. Coś się stało?
-Potrzebujemy waszej pomocy. Umiesz w łuk i świetnie się bijesz. Przydasz nam się.
-Okej, przekaże jej. Peter też ma iść?
-Tak, dzięki.
Rozłączył się. Klasycznie. Chwila. Jak my mamy tam dotrzeć? Myślałam chwilę lecz zdałam sobie sprawę, że tracę czas.
-Peter, chodź. Jedziemy po Bishop.
-A-Ale co się stało?
-Opowiem ci później. Jedziemy na misję pomóc tak w skrócie.
Wsiedliśmy do auta. Powitała nas sztuczna inteligencja. Jarvis.
-Hej, Jarvis namierz Kate Bishop i jedź w jej stronę.
-Się robi, panno Stark.
Samochód ruszył. Ułożyłam się na fotelu. Gdy dojechaliśmy rzuciłam Parkerowi szybkie "Czekaj." i wyszłam. Zaczęłam dość spokojnie, ale nerwowa iść po nią. Zatrzymał mnie strażnik.
-Po Kate.-Spojrzałam na niego.
Strażnik odwrócił się i wybrał jakiś numer.
-Ktoś chce Panią widzieć.
-Kto?-Usłyszałam przez słuchawkę Kate.
Wyrwałam mężczyźnie telefon z ręki.
-Kate. Jeżeli zaraz tu nie przyjdziesz, to nie ręczę za siebie. Ważne.
Oddałam mu z powrotem telefon do ręki i oparłam się o budynek i czekałam.
-Jestem, wyszłam jak najszybciej mogłam.
Wskazałam na auto i spojrzałam na zdezorientowaną Kate. Wywinęłam oczami i złapałam ją za rękę.
-Jesteśmy. Przepraszam, że tak długo ale pretensje nie do mnie.
-Hej Pete, gdzie jedziemy?
-Na misję, musimy pomóc reszcie.
-Wysłali wszystkich oprócz nas i nie dają sobie rady?
Wzruszyłam ramionami. Zadzwoniłam do ojca znów.
-Hej, Tony. Jak mamy do was dojechać?
-Strange wam otworzy portal. Idźcie po rzeczy do wieży i zadzwoń jak będziecie na jakimś płaskim terenie.
-Dobra.
Tym razem to ja się rozłączyłam.
-Jarvis. Do Stark Tower.
Gdy dojechaliśmy do wieży szybko się zebraliśmy. Musieliśmy jeszcze Parkera podwieźć pod dom. Wzięłam szybko łuk i strój czarnej wdowy. Na razie byłyśmy same i czekałyśmy na telefon Petera który miał nam powiedzieć, kiedy mamy po niego jechać. Podeszłam pod pokój Kate.
-Gotowa?
-Chyba tak..
Wyszła z pokoju. Czarnowłosa miała kitka i rozpuszczone kosmyki włosów, a do tego swój fioletowy strój. Ja za to miałam czarny, całkiem obcisły strój czarnej wdowy z warkoczem syntetycznym. Coś w stylu Natashy. Złapałam dziewczynę za rękę i cmoknęłam ją w policzek. Uśmiechnęła się.
-Peter dzwonił, powinnyśmy jechać.
-Jasne.
Wyszłyśmy z wieży i wsiadłyśmy do auta. Podjechałyśmy po Parkera.
-Uważaj na łuki z tyłu.
Chłopak kiwnął głową i wsiadł do auta. Tym razem ja prowadziłam auto, nie sztuczna inteligencja. Nie rozumiem, dlaczego ludzie się boją ze mną jeździć. Jestem super pro ekstra hiper dobra w prowadzeniu.
Podjechaliśmy na jakieś zadupie. Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Tony'ego.
-Jesteśmy, możesz odpalać.
Rozłączył się. Pod nami otworzył się portal. Ja zdążyłam zareagować i wylądowałam łagodnie na ziemi, natomiast Kate oberwała w głowę. Rozejrzałam się. Długo zajęło mi ogarnięcie, gdzie reszta. Podbiegliśmy do nich z Peterem i Kate.
-No to w czym mamy pomóc?
-Mamy lekki problem z pokonaniem robota. Jest dość duży a potrzebujemy go zabić, by dostać się pod pole magnetyczne z którego następnie musimy uzyskać pewien kamień, ponieważ może on nam zagrozić w przyszłości.-Zaczął tłumaczyć Tony.
-Okej, no to macie zamiar tu tak stać jak półgłówki, czy już zacząć działać?
Wszyscy spojrzeli na siebie, po czym ruszyli w jedną stronę, a ja za nimi. Iron Man latał w powietrzu i strzelał. Ja, Natalia i Yelena stałyśmy przed polem siłowym. Jedna z nich lekko uderzyła mnie pięścią w ramię, bym się na nich skupiła.
-Biegniemy wszystkie i się rozdzielamy. Jeżeli któraś z nas będzie ranna, to niech biegnie do Bruce'a, wziął jakieś apteczki czy coś.
Pokiwałam głową. Wyciągnęłyśmy pistolety i wbiegłyśmy w pole siłowe. Natalia biegła po lewej, Yelena po środku, a ja po prawej. Nie mogłyśmy jednak tak o sobie biec. Miałyśmy też co jakieś 5 metrów pułapki, czy szyfry.
---
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro