Część 4
Pokiwałam głową i wyleciałam przez okno. Dotarłam na miejsce ale to, co zauważyłam było nienormalne. Naprawdę. Ogólnie przerąbane.
***
Wróciliśmy z Peterem około 21 do mojego pokoju. Cali poobijani ale to w większości dlatego, że Peterowi się skończyła pajęczyna i ja musiałam walczyć z resztą podczas gdy Peter próbował zdziałać coś bez niej.
-O mój Boże, nic wam nie jest?- Kate aż wstała z łóżka i podeszła do nas.
-Opatrzyłabyś?
-Tak, tak. Czekajcie.
POV: KATE
Wybiegłam od razu z pokoju. Musze opatrzeć Petera i Viktorię, więc potrzebowałabym kogoś. Wbiegłam do salonu. Wanda nie, Nat tym bardziej. Nie lubię, jak patrzy na Vi wiadomo jakim wzrokiem. Tony tym bardziej nie, zabił by ją. Clint!
-Clint, chodź, pomożesz mi.
-A w czym?- Mężczyzna podbiegł do mnie
-Po prostu chodź
Ciemnowłosy ruszył za mną w kierunku Viktorii.
POV: VIKTORIA
Rozmawiałam sobie z Peterem o różnych tematach. Takich przyjemnych, i mniej.
-Dobra, jestem. Clint pomoże.-Do pokoju weszła Kate. Pokiwałam głową i mężczyzna wszedł
-O Boże, co wam się stało. I dlaczego Viktoria ma strój spidey'ego na sobie?
-Długa historia..
-Dobra Clint, ja się zajmę Vi, a ty Peterem. Okej?-Ciemnowłosa podeszła do mnie.
-Okej.. Uwaga.-Czarnowłosa naśladowała ruchy mężczyzny.
Zacisnęłam powieki. Woda utleniona na ranie wcale nie jest taka fajna. Po chwili przemywała i zaklejała plastrami pozostałe rany.
Zleciało tak trochę czasu. Peter i Clint już sobie poszli, a ja oglądałam filmy z Kate.
Byłam tak zmęczona, że nawet nie zauważyłam jak łuczniczka zasnęła w moim łóżku.
***
Obudziłam się obok czarnowłosej. Spokojnie wstałam, by jej nie obudzić przypadkiem. Zgarnęłam jakieś ubrania z szafy i ubrałam się w czarną rozpinaną bluzą w jakieś wzory na plecach i białą koszulkę bez nadruków. Wzięłam spakowany plecak i ruszyłam w strone kuchni. Zjadłam płatki i wyszłam.
Wzięłam quada i specjalnie dwa kaski. Podjechałam pod dom May i czekałam na Petera.
Peter już wychodził, a May stała w oknie. Pomachałam jej i wręczyłam Peterowi kask. Nie rozumiem po co oni się tak upierają o te kaski. Podjechaliśmy jeszcze po MJ, która także jechała w kasku. Wjechaliśmy na parking szkolny i wysiedliśmy. Ja zabezpieczyłam pojazd przed kradzieżą, a reszta poszła mówiąc, że zobaczymy się przy klasie. Zabrałam kaski i zeszłam do szatni, by schować je do szafki. Podeszłam pod salę i usiadłam obok MJ. Oparłam głowę na jej ramieniu.
-Boże, zasne zaraz chyba- Wypaliłam, by przerwać ciszę.
-A właśnie, co wy z Peterem tacy poobijani?
-Dłuuga historia.
Uśmiechnęłam się. Dzwonek zadzwonił, więc podeszliśmy pod klasę. Teraz była chemia, siedziałam obok Neda, więc raczej dam radę z nim wytrzymać. Robiliśmy jakieś eksperymenty, więc nie było trudno dostać dobrą ocene.
Boże, musze wkońcu przyzwyczaić się do tego, że babka co chwile krzyczy o byle gówno.
Chociaż każda tak robi, co nie robi na mnie wrażenia.
---
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro