Część 18
-Długo cię nie było-powiedziała Kate.
-Możliwe.
-Nie wydaję mi się, żeby to była twoja bluza?
-Nie twój interes.
-Właściwie to mój. Dalej jesteś MOJĄ dziewczyną-podkreśliła.
-Jasne.
Weszłam do pokoju i schowałam ubrania ze wczoraj.
-Właściwie to mam pytanie, Kate...
---
-Zależało ci w ogóle na mnie, czy po prostu znalazłaś sobie we mnie pocieszenie?
-Vi, ja..
-Co ty? Wszystko zawsze jest o tobie!
-Możemy po prostu pogadać? Normalnie, bez ciebie krzyczącej?
Wzięłam głęboki wdech.
-Jestem zmęczona. Ide się położyć.
-Jest 9 rano, Vi. Nie unikniesz tej rozmowy.
-Okej. O czym chcesz pogadać?
-O tym co się stało na łódce.
-Nie ma o czym gadać.
-Jestem zazdrosna, Vi.
-Co?
-Jestem zazdrosna o ciebie i Natashę. Nie chce cię, kurwa stracić!
-Przepraszam.
-I nie, nie byłaś dla mnie tylko pocieszeniem. Kocham cię, Viktoria i zawsze tak było.
-Też cię kocham, Kate. Po prostu czasem mnie ponosi i wymawiam słowa których nigdy nie chciałam wymówić.
-Jest okej, agresorze.
-Agresorze?!
-Tak, mały agresorku.
Śmiała się cały czas i głaskała mnie po głowie. Czuję się tak okropnie źle za to, co stało się z Natashą. Nie mogę tak żyć. Mimo wszystko wybieram Kate.
-Pamiętaj, że jestem niewiele niższa od ciebie-odpowiedziałam.
Po kilku sekundach ciszy dopowiedziałam:
-Spacer wieczorem?
-Oczywiście-uśmiechnęła się.
Podeszłam do drzwi, założyłam psu obrożę, podpięłam smycz i wyszłam z domu. Wkońcu wpadłam na pomysł, by pójść w kierunku parku, gdzie można wyprowadzać psy. Gdy doszłam do miejsca spuściłam psa ze smyczy, by się wybiegał i żeby później nie było problemu.
Od czasu do czasu rzucałam psu piłkę, spacerując po kamienistej, wydeptanej przez zapewne przechodzących ludzi ścieżce. Moje kroki nie były krótkie, troche się wydłużały jako iż trochę mi się nudziło bez osoby obok. Osoby takiej jak Kate. Osoby z którą mogłabym pogadać, pośmiać się czy chociaż potrzymać za ręcę. Brakowało mi jej troche na spacerze z jej własnym psem. Ale właściwie to moja wina. To ja nie zapytałam jej czy chce może z nami iść. Co jeśli teraz czuje się urażona, albo myśli, że coś przed nią ukrywam. Oczywiście miałaby rację. Nie mogę jej wprost powiedzieć, że zdradziłam ją z Nat tamtej nocy, gdy się pokłóciłyśmy. Wiem, że to napewo wyjdzie na jaw, lecz po prostu nie mam pewności czy nie będzie lepiej jak poczekam na odpowiedni moment. Nie mogę zrujnować tak idealnej relacji. Czekałam na taką osobę całe życie.
Właśnie ten moment myśleń uderzyła we mnie wielka fala bólu głowy. Cicho jęknęłam, gdy odruchowo złapałam za głowę i zaczęłam tracic równowagę.
-Lucky, chodź!!
Zawołałam psa i przypięłam smycz do jego obroży, po czym jak najszybciej starałam dotrzeć się do domku.
Przechodząc przez wielką, drewnianą bramę zauważyłam Kate, która najpewniej czekała aż wrócę po spacerze.
-Vik, co się stało?-podbiegła do mnie i złapała za ręcę.
-Strasznie mnie głowa boli, pomożesz mi dojść do donku?
-Jasne, chodź. Co się stało?-złapała mnie za ramię i cały czas utrzymywała kontakt wzrokowy
-Byłam normalnie na spacerze z Lucky'im i zaczęła boleć mnie głowa, normalnie jakbym dostała cegłą w głowę.
-Chwila, nie zdażyło ci się to samo ostatnio?
-No tak, ale nie bolało tak mocno.
-Myślę, że powinnyśmy iść do lekarza, Vik.
-Nie lubię lekarzy. Nie chcę.
-Musisz, to dla twojego zdrowia. Martwię się o ciebię.
...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro