Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2



Słowa mojego ojca, że Schin zostanie moim ochroniarzem ciągle siedziały mi w głowię, nie mogę na to pozwolić. Nie chce żadnego chłopaczka chodzącego za mną... Nie potrzebuje go.

-Chyba sobie kpisz! - Wrzasnęłam w końcu.

-Nie takim tonem moja Droga... - Powiedział surowo tata. - Miałaś już ich wcześniej, ale byli ukryci i nie wyszło. Nie mogę narażać cię na takie szkody. Schin jest od dziś twoim ochroniarzem i nie ma żadnego, ale. Rozumiemy się! - Dlaczego on jest taki stanowczy? Ja nie mogę. Nie jestem zadowolona z tego. W żołądku mi się przewraca na myśl, że będzie ze mną wszędzie i nie będzie ze mnie spuszczał oka.

-Ta... - Dźwięk dzwonka rozległ się po domu.

-Idę po twoje jedzenie. - Starszy mężczyzna wyszedł z pokoju. Spojrzałam na czarnowłosego patrzył się na mnie. Nie rozumiem go. Że mu się chce mnie chronić.

-Trzymaj księżniczko. Muszę lecieć do pracy i sprawdzić jak tam z tą akcją z twojego porwania. Wrócę dość późno. Jutro będziesz miała przesłuchanie. Schin, jeśli nadal nie będzie mogła chodzić, pomożesz jej? - Przytaknął skinieniem głowy. - To ja lecę. Pa. - Dał mi buziaka w czoło. - Trzymaj się Schin. - I wszedł. Ależ jestem zadowolona. Zaczęłam jeść posiłek, ale nie mogłam skończyć, bo czułam ten wzrok na mnie. Spojrzałam na tego gościa.

-Mógłbyś przestać? - Zadałam spokojnie pytanie.

-Ale co? - Odparł jak głupi.

-Gapić się na mnie! To nie jest miłe! - Teraz już wybuchłam.

-Taka moja praca, trzeba mieć oczy dookoła głowy. - Oznajmił o takim chamskim głosem.

-Tak, bo przecież ktoś może mnie złapać w moim własnym domu! Jeszcze do tego z jednymi drzwiami do salonu! Przecież nie jest ninją! Usłyszysz go jak wejdzie do salonu! Przestań się już na mnie gapić! - Wstałam i zaczęłam się kierować w stronę drzwi. Zrobiłam kilka kroków i koniec, nogi się ugięły. Ale nie wylądowałam na ziemi tylko na ręce Schina.

-Oj będą z tobą problemy. - Zaczął.

-Zamknij się! Nie prosiłam o ciebie! - Zrobiłam nadętą minę i odwróciłam wzrok.

-To, co zaprowadzić cię do pokoju? - Powiedział to z taką kpiną, że aż myślałam, że wybuchnę ze złości.

-Nie moja wina, że nie mogę chodzić. - Wskazałam ręką na nogi i próbowałam wstać, łapiąc się ściany. Puścił mnie delikatnie, jakbym była z porcelany. Zaczęłam iść wzdłuż niej mocno się o nią opierając. Nie szło mi to najlepiej, więc musiałam poprosić o pomoc. Już czułam ten wzrok i jego kpiący głos, gdy to zrobię. - Czy... Czy mógłbyś mi jednak pomóc?

-Pierw skończ jeść. Musisz się trochę posilić, potem pójdziesz do pokoju. - Czy on ma dwie osobowości? Raz mówi z kpiną, a potem najmilszym głosem, jakim chyba potrafi. Posadził mnie znowu na kanapie, ale tym razem usiadł koło mnie. Oparł się i wyciągnął ręce na oparciu. Wzięłam pilot i zaczęłam przewijać programy i wtedy przypomniałam sobie, że nie pamiętam, ile siedziałam w tamtym obleśnym pokoju.

-Ile tak w ogóle byłam zamknięta? - Bardzo cichym tonem zapytałam.

-Około dwóch tygodni.

-To długo. - Powiedziałam sobie pod nosem i dalej zaczęłam przewijać programy. Kiedy skończyłam jeść Schin pomógł mi dotrzeć do pokoju i usadził mnie na łóżku. W sumie odzyskałam już siły i wydaje mi się, że mogę już chodzić, ale ten się uparł, że mnie zaprowadzi.

-Idę do łazienki. - Zaczęłam.

-Co?! - Zapytał jak idiota, w sumie nim jest.

-Musze się umyć jestem cała w kurzu i mam tłuste włosy, nigdy takich nie miałam, nawet jak byłam chora. -Wstałam i zaczęłam kierować się w stronę łazienki. Nogi lekko ugięły mi się przy drzwiach, ale od razu złapałam się ich i nie dałam poznać, że coś się stało. Po omacku weszłam do łazienki i usiadłam na podłodze. Kiedy to wszystko się skończy? Chce wrócić do normalnego trybu życia. Nie chce żeby ojciec ciągle tak mnie traktował. To jest chore nic mi nie jest. Jeśli zapisze mnie do psychiatry to nie pójdę, nie ma zamiaru. Dobra trzeba się umyć. Rozejrzałam się. Nic się nie zmieniło. Wanna naprzeciwko, po lewej umywalka i toaleta, a po prawej lustro z półeczką. Łazienka, jaka była tak jest.

Jakoś udało mi się wykąpać, ale najśmieszniejsze jest to, że nie wzięłam rzeczy na zmianę. Jak po proszę o to Schina to chyba mnie wyśmieje. Spojrzałam jeszcze raz na łazienkę, jakbym miała jeszcze nadzieje, że jednak znajdę coś, w co mogłabym się ubrać. Ale nie mam wyjścia, muszę poprosić, go o pomoc.

-Schin! - Powiedziałam dość łagodnie.

-Coś się stało? - Zapytał trochę... Przestraszony? Czemu się przestraszył, jestem w łazience tu nic mi nie grozi.

-Nie, znaczy tak, znaczy... Zapomniałam piżam. Podasz mi je? - Usłyszałam jego chichot. - Nie śmiej się. Są pod pościelą przy poduszce i szlafrok też przynieś! - Wrzasnęłam.

Jego kroki były coraz bliżej. Ustał krok przed łazienką.

-Wiec możesz je zabrać. - Oznajmił w śmiechu.

Uchyliłam lekko drzwi i wychyliłam przez szparę tylko rękę. Poczułam mięciutki szlafrok i znowu schowałam się w łazience. Ubrałam moją „piżamę" tak, czyli stanik i damskie bokserki. Zapomniałam kompletnie o tym, że moje ubranie na noc składa się z bielizny. Jak dobrze, że poprosiłam o szlafrok. Opatuliłam się nim, spojrzałam w lustro i tak jak myślałam ledwo zasłaniał mi tyłem. No, ale nic już z tym nie zrobię. Wszyłam z łazienki i usiadłam przy toaletce, nie zwracając uwagi na Schina. Wzięłam odżywkę do włosów i zaczęłam ją wcierać w włosy. Zerknęłam ukradkiem na chłopaka. Nie zwracał na mnie uwagi, nawet nie patrzył. Cóż za ulga. Rozczesałam włosy i weszłam do łóżka, zasłoniłam baldachim. Przykryłam się kołdrą i zdjęłam z siebie szlafrok. Wychyliłam rękę i wyrzuciłam go gdzieś na komodę lub podłogę. Gdzie wylądował, to wylądował. Przekręciłam na drugą stronę. Chciałam wziąć telefon do ręki. Przecież go nie mam! Właśnie ciekawe jak mnie znaleźli.

-Schin, mogę o coś zapytać?

-Zależy, o co? - Jego głos dobiegł z naprzeciwka, czyli siedzi przy burku. Usiadłam zapominając całkowicie o mojej skąpej piżamie.

-Jak mnie znaleźliście? - Nie byłam pewna czy mogę go o to pytać, ale chciałam to wiedzieć. Jakaś część w środku mnie, chciała wiedzieć, jak do tego doszło.

-Twoi porywacze byli głupi i niedoświadczeni. - Zaczął dość poważnie. Spojrzałam na niego pytająco. - Mieli twój telefon i włączyli go na chwilę. A my ciągle obserwowaliśmy jego położenie. No i cię znaleźliśmy. A teraz już idź spać. - Odkrzyknął. Najpierw nie wiedziałam, o co mu chodzi, a potem spojrzałam na siebie. Jasne mam na sobie tylko stanik. Zrobiłam buraka i szybko schowałam się pod kołdrę. Na czas, w którym będzie mnie pilnował muszę zmienić moją skąpą piżamę, w coś bardziej zasłaniającego.

Po dwóch tygodniach, w końcu nastał ten dzień, w którym wracam do szkoły! Nareszcie! Znowu cieszę się z czegoś, czego nie powinnam. Zawsze chciałam nie wracać do szkoły, zostać w domu i czytać książki i mangi. Schin przestał przesiadywać całe noce w moim pokoju, więc mam, choć trochę prywatności. Wstałam, zrobiłam poranną rutynę i ubrałam mundurek. Wyszłam z pokoju i już zahaczyłam o mojego ukochanego ochroniarza. Jeny jak ja go nienawidzę. Zjadłam śniadanie, on wypił kawę i wyszliśmy z domu. Zaczęłam się kierować do metra, a on w przeciwną stronę.

-Gdzie ty leziesz! Metro jest tam! - Wrzasnęłam na niego. Dlaczego on musi komplikować moją codzienną rutynę.

-A samochód służbowy tam. - Wskazał na samochód, który stał na końcu podjazdu, lekko z boku, tak by nie przeszkadzał w wyjazdowi samochodu mojego ojca. Zaczęłam podążać w tamtą stronę. Schin, jak dżentelmen, taa on i dżentelmen, nie wierze w to, otworzył mi drzwi do samochodu i zanim nie weszłam i wygodni usiadłam nie zamknął ich. Dopiero potem zajął na miejsce kierowcy.

Kiedy już dojechaliśmy do szkoły, ustawił samochód na parkingu dla nauczycieli.

-Ty wiesz, że... - Nie dął mi skończyć.

-Tak parking dla personelu. Ale ja mam plakietkę. - Wyciągnął z kieszeni jakiś papierek i położył w widocznym miejscu. - Idziemy. - Wyszedł i otworzył mi drzwi. Dlaczego na każde moje "ale" on ma jakąś sensowną odpowiedź, zaczyna mnie to już wkurzać...

Weszłam do szkoły i już czułam ten natłok ludzi. Wszędzie wszystkich pełno. I do tego każdy z nich patrzył się na mnie, no tak plotki się rozchodzą, a do tego jeszcze chodzi za mną jakiś chłopak, który pewnie połowie z dziewczyn się podoba... Bo przecież on jest taki przystojny... W końcu dotarłam do mojej szafki. Otworzyłam ją i wyjęłam z niej książkę do polskiego, bo właśnie nim zaczynam początek tygodnia. Chyba pierwszy raz od kilku miesięcy będę przygotowana. Czarnowłosy ciągle za mną chodził, denerwowało mnie to już trochę. Dziewczyny ze starszych klas patrzyły się na niego z cieknącą śliną z buzi i w zdychaniem. Tak właśnie o tym mówiła, że połowie dziewczyn on się podoba... Mam dość! Trzasnęłam szafką i zamknęłam ją. Szybszym krokiem zaczęłam kierować się do łazienki. No chyba tam za mną nie pójdzie. Otworzyłam drzwi i prawie weszłam... Ja nie mogę?! On niby idzie za mną? Cofnęłam się i spojrzałam z dość dziwną miną na niego.

-Do kibla też masz zamiar za mną chodzić?! - Wrzasnęłam. - Może jeszcze chcesz mnie podcierać?! Człowieku! - Mam tego dość, na prawdę...

-Nie, muszę wejść do pomieszczenia, tylko i wyłącznie. - Znowu mówi to z takim wyrazem twarzy, jakby mnie nienawidził. W sumie ja go nie lubię, ale on jest chamski. Powinien wiedzieć, gdzie jest jego miejsce. To mój ojciec go opłaca i pewnie dostaje wielkie pieniądze za to, więc niech wyraża się do mnie z szacunkiem.

Weszłam do łazienki i poszłam do kabiny. Oparłam się o ścianę. Spojrzałam na ściany kabiny, oczywiście całe pomazane, wyznania i inne takie... Kucnęłam na sedesie, chciałam sprawdzić, czy coś zrobi, gdy nie zobaczy moich nóg na podłodze.

-Amelia nie rób kłopotów. Chodź. - Zaczął.

Otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego. Opierał się o ścianę i patrzył na mnie. Strasznie dziwiło mnie to, że łazienka dzisiaj, rano jest pusta. Zazwyczaj dziewczyny ze starszych klas poprawiają makijaż. Wstałam i zaczęłam kierować się do lustra poprawiając włosy. Wyjęłam z torby szminkę i przejechałam nią wargi. Mój ulubiony kolor, czyli czerwony. Podkreślił moje duże wargi, większość dziewczyn zazdrościło mi moich ust. Nie dziwie się sama sobie ich zazdrościłam. Wrzuciłam ją znów i wyszłam bez zapowiedzi. Tłum dziewczyn wszedł na mnie i popychał z jednego kąta do drugiego. Szlak by je! Czemu starsze dziewczyny są takie wredne. Spojrzałam za siebie i oczywiście zobaczyłam Schina, który się śmiał. Norma!

-No śmiej się, śmiej. - Burknęłam. Pod ile to ja miałam polski? Zawsze Mindi zaprowadzała mnie do klasy i nawet nie zwracałam, jaki to numer. Ehhh... Polegasz na innych to teraz masz nauczkę, Schin dogonił mnie i zaczął iść za mną, jak mój cień.

-Amelia! - Słodki zapach perfum zawędrował do moich nozdrzy, a ktoś się na mnie rzucił. Dobrze wiedziałam, kto to.

-Mindi! - Ale zrobiło mi się miło na sercu. Szybko odwzajemniłam uścisk i stałyśmy tak na środku korytarza przez dłuższą chwilę.

-Gdzieś ty była? I dlaczego nie odbierasz telefonów? Byłaś chora? Słyszałam, że wpadałaś pod ciężarówkę. - Szybko wymieniała zdania, jakie chciała mi przekazać.

-Ciężarówkę? -Przerwałam jej. Haloo, kto naopowiadał Ci takich głupstw. Zostałam porwana! A nie wpadłam pod ciężarówkę.

-Twój ojciec tak powiedział nauczycielom. - Oznajmiła zdziwiona moim pytaniem. Patrzyła na mnie, jak na wariatkę, jakbym miała coś z głową albo miała amnezje i nie pamiętała tego, co się wydarzyło.

-Uświadomię cię, że byłam... - Ktoś zatkał mi usta, a był to nie, kto inny, jak nie z Schin. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej. Zaczęłam się szarpać, a on jakby nigdy nic, wyciągnął drugą rękę w stronę Mindi.

-Cześć jestem, Schin. - Przywitał się miło i delikatnie uśmiechnął.

-Cześć... - Prawie nie zwróciła na niego uwagi, widać, że to moja przyjaciółka. Jej wzrok spoczywał na mnie. - Więc co z tobą było i czemu takie ciacho chodzi za tobą? - Uśmiechnęła się porozumiewawczo. Wiedziałam, że w jej główce już są scenariusze, ze to mój chłopak, ale co to to nie!

-Porwali mnie. - Szybko powiedziałam, jakbym bała się, że Schin znowu zrobi coś, że nie będę mogła dokończyć.

-Nie możesz tego tak sobie beztrosko o tym mówić. - Zaczął wkurzony Schin. Widziałam, jaką ma wkurzoną minę i jakoś satysfakcjonowało mnie to. W końcu go czymś wkurzyłam.

-Zamknij się! Nie wtrącaj się do moich rozmów! - Brunetka patrzyła na nas pytająco. A ja byłam wkurzona, bo jest moim ochroniarze, ale co do moich rozmów to nie powinien się wtrącać. To jest prywatne między mną, a Mindi.

-To ja się tu o ciebie martwię, a ty chłopaka sobie znalazłaś? - Zapytała na poważnie i w końcu na głos, a nie w główce.

-Chłopaka?! Oszalałaś?! To jest mój kochany, uroczy ochroniarz. - Powiedziałam to tak słodko jak tylko mogłam i ładnie wyciągnęłam ręce, jakbym pokazywała moje arcydzieło.

-Co?! Od kiedy?! - Spojrzała na mnie jak pięcioletnie dziecko, które nie wiedziało, do czego służy łyżeczka.

-Po tym jak wróciłam od tamtych gości. Dostałam go. - Od razu się uśmiechnęła.

-Cześć jestem Mindi! - Zawołała uradowana i wyciągnęła w jego stronę rękę. On tylko spojrzał na nią z niedowierzaniem i odwrócił się. Nie traktuje się tak mojej przyjaciółki, jeszcze wywinę Ci dzisiaj jakiś numer i się nie pozbierasz, zobaczysz. Już chciałam układać, jakiś złowieszczy plan, ale przypomniało mi się, że jest tu Mindi.

-Nie zwracaj na niego uwagi. - Złapałam dziewczynę pod ramię i poszłyśmy w stronę klasy. Weszłyśmy do niej i usiadłyśmy na swoje miejsce. Schin ustał w koncie na końcu pomieszczenia. Próbowałam nie zwracać na niego uwagi. Tylko i wyłącznie skupiałam się na przyjaciółce, ale to było trudne, bo ciągle czułam na sobie jego wzrok. To będzie ciężki dzień....

------

Wiem dawno, ale to dawno mnie nie było. Chce wznowić tą opowieść oraz zaczęłam pisać nową. Jeśli kogoś to interesuje, jest to fanfiction z "Naruto". Rozdziały będę co wtorek, będę pisać regularnie. Obiecuje! Zachęcam do komentowania!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro