Rozdział 7
– Już jesteśmy. Wiem, że może nasze centrum handlowe nie należy do największych, ale obiecuję, że znajdziemy tu wszystko, czego potrzebujesz.
Spojrzałam na siedzenie kierowcy i delikatnie pokiwałam głową. Nie wspomniałam tylko, że nigdy nie byłam w centrum handlowym i to, przed którym stałyśmy, wydawało mi się naprawdę duże.
Maddy uśmiechnęła się do mnie, a potem opuściła samochód, pozwalając by jej długie, blond loki zafalowały przy tym ruchu.
Westchnęłam cicho i niepewnie wysiadłam z samochodu, czekając, aż dziewczyna zamknie pojazd.
Jakąś godzinę po odejściu nad wyraz miłej policjantki, Archer wrócił do mojego pokoju i poinformował mnie, że niedługo przyjedzie jego siostra i zabierze mnie na zakupy. Sam musiał iść do warsztatu i pomyślał, że z dziewczyną będę czułą się swobodniej, kupując te wszystkie „babskie rzeczy".
I oczywiście miał rację, ale nic nie mogłam poradzić na fakt, że przez krótką chwilę byłam naprawdę spanikowana. Może i jego siostra nie mogła mnie skrzywdzić, ale mogła mnie nie lubić. Mogła zachowywać się tak jak ta policjantka albo nawet i gorzej. Zabrałam jej pokój i byłam intruzem w jej rodzinnym domu.
Na szczęście wszystkie te obawy zniknęły wraz z momentem, gdy przekroczyła próg swojego domu. Już w chwili, gdy przytuliła Archera, a na jej ustach pojawił się piękny uśmiech, wiedziałam, że jest wspaniałą osobą.
W każdym ich geście było widać, jak blisko są ze sobą i jak ważni są dla siebie nawzajem jako rodzeństwo. Ktoś taki chyba nie mógł być zły, prawda?
A potem Maddy spojrzała na mnie i znowu pięknie się uśmiechnęła, a jej niebieskie oczy zalśniły łagodnie. I albo mi się wydawało, albo przez chwilę chciała mnie po prostu przytulić. Pewnie nie zrobiła tego tylko dlatego, że byłam porąbaną wariatką i nie wiadomo jak bym zareagowała na ten gest.
W każdym razie była bardzo radosną osobą, która rozsiewała wokół swoją pozytywną energię. Sprawiła nawet, że nie czułam się aż tak smutna, jak jeszcze godzinę wcześniej.
Tylko przez moment poczułam ból w sercu, gdy widziałam, jak rodzeństwo się przytula. I nie chodziło o to, że życzyłam im źle. Po prostu miałam wrażenie, jakbym coś utraciła. Nie rozumiałam tego, ale bardzo bolało.
Czułam, że coś straciłam, ale nie wiedziałam, co to było.
A teraz stałam przed centrum handlowym i chociaż Maddy wydawała się wspaniałą osobą, bałam się. Bałam się ludzi, z którymi się zetknę. Ludzi, których wujek przedstawiał jako potwory, a ja z każdą kolejną chwilą zaczęłam wierzyć, że nie wszystko, co mi mówił, było prawdą.
I to też bolało. Mimo tego jak źle mnie traktował, ufałam we wszystko, co mi mówił...
– Wszystko w porządku?
Spojrzałam na blondynkę i pokiwałam głową, delikatnie pocierając moje nagie przedramiona. Rozejrzałam się wokół, a mój brzuch zacisnął się ze zdenerwowania.
– Czy... czy nie wyglądam dziwnie? – zapytałam cicho, porównując w głowie ubiór wszystkich tych ludzi z tym, co miałam na sobie.
Wcisnęłam się w jakieś stare, czarne legginsy, które kiedyś podobno należały do siostry Archera, a do tego miałam na sobie o wiele za dużą czerwoną koszulkę z jakimś czarnym logo. Przy tych wszystkich ludziach wyglądałam jak przybłęda, którą zresztą byłam.
Dziewczyna chyba musiała odczytać moje myśli, bo w jej oczach pojawiło się zmartwienie. Ostrożnie położyła dłoń na moim ramieniu, chcąc mi okazać wsparcie.
– Nie musisz się tym przejmować. Czujesz się źle w tym, co masz na sobie?
– Nie, lubię tę koszulkę, ale...
– Więc nic innego nie ma znaczenia. Ludzie mogą sobie myśleć, co tylko chcą, ale skoro dobrze się w tym czujesz, to czemu masz się wstydzić? Kupimy ci dopasowane ubrania, ale pamiętaj, że zawsze możesz być sobą i to, co ludzie na siebie ubierają, nie wyznacza tego, co ty masz ubierać. A poza tym ta koszulka...
– Chyba należy do Archera, prawda?
Naszą rozmowę przerwał kolejny kobiecy głos. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam przed sobą wysoką, szczupłą dziewczynę. Miała piękną opaleniznę, a jej czarne, proste włosy do ramion lśniły w słońcu. Staranny makijaż podkreślał jej brązowe oczy, które teraz były przymrużone w zdenerwowaniu. I o ile dobrze się domyśliłam, to była zdenerwowana na mnie.
– Laney, jak miło cię widzieć – powiedziała Maddy, delikatnie się uśmiechając.
Jednak nic z jej radosnej reakcji nie wydawało się szczere. Chyba nie lubiła tej dziewczyny, ale starała się zachować pozory.
– Wzajemnie. Możesz mi powiedzieć, kim ona jest i dlaczego ma na sobie koszulkę Archera?
Uniosła brwi, a ja miałam wrażenie, że chce mnie zabić swoim wzrokiem.
– Ona ma imię. To jest Gwen i ma na sobie koszulkę mojego brata, bo dał jej ją. Reszta nie powinna cię interesować.
– Już wiem, to ta świruska, którą przygarnęliście?
– Nic dziwnego, że Archer woli swoją rękę niż ciebie. Do zobaczenia – Maddy sztucznie się uśmiechnęła, a potem odciągnęła mnie od wściekłej dziewczyny. – Jak ja nienawidzę tej żmij. Przysięgam, że jeśli kiedykolwiek zginie tragicznie, to z mojego powodu.
Słowa czarnowłosej powinny mnie urazić, ale nie mówiły niczego, czego sama bym nie wiedziała. Zaciekawiła mnie za to jej reakcja.
– Skąd wiedziała, że to koszulka twojego brata? – zapytałam, gdy weszłyśmy do środka galerii.
– Cóż, tak jakby masz na sobie ulubioną koszulkę Archera, którą bardzo często nosi – powiedziała, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech.
– Och. – Tylko tyle byłam w stanie z siebie wydusić.
Zerknęłam w dół i niepewnie chwyciłam brzeg koszulki pomiędzy swoje palce. Była przyjemna w dotyku i bardzo ładnie pachniała. Dlaczego miałby mi dać swoją ulubioną koszulkę? Nie wiedziałam, ale z jakiegoś powodu ten fakt sprawił, że zrobiło mi się miło.
– I uprzedzając twoje następne pytanie, nigdy nie był z tą małpą – powiedziała, wzdrygając się na te słowa. – Od kilku lat na niego poluje, łudząc się, że mój braciszek wreszcie ją zauważy. Niedoczekanie.
– Dlaczego? Jest bardzo ładna.
– Może być ładna, ale w środku jest parszywa. Nie ona jedna chciałaby go usidlić. Problem tych lasek polega na tym, że są ładne tylko na zewnątrz i na ich nieszczęście mój brat znał je, wtedy, gdy one nie chciały znać jego.
Zagryzłam wargę, zastanawiając się, dlaczego dziewczyny kiedyś się nim nie interesowały, a teraz bardzo chciały z nim być. Cokolwiek to znaczyło.
– To nie moja historia do opowiedzenia, ale Archer ceni szczerość. Fallon nie jest dużym miasteczkiem i wie, że wszystkie z nich są szczere tylko z tym, co widać, a nie z tym, co mają w środku. Niestety jeszcze nie znaleźliśmy sposobu, żeby odgonić je raz na zawsze – westchnęła sfrustrowana. – Dobrze, że zakupy na ogół poprawiają humor.
– Rozumiem. Kiedyś go zraniły swoim zachowaniem, tak?
– Tak. Powiem tylko, że Archer od małego nie miał łatwo. Wiele osób go odrzuciło za to, jaki był, a teraz gdy inni chcą jego uwagi, on odrzuca ich – westchnęła, a w jej oczach pojawił się smutek. – I o ile to dobrze w stosunku do takich lasek, to on często odrzuca wszystkich, nawet tych, których nie zna. Jest umięśniony i przystojny. Wygląda na twardego i pewnego siebie, ale myślę, że pod tą całą otoczką ciągle jest bardzo wrażliwy i zraniony. Nigdy by się do tego nie przyznał, ale jestem jego siostrą i często widzę rzeczy, których pewnie nawet on nie dostrzega.
– Przykro mi.
Nie kłamałam. Naprawdę było mi smutno, że Archer został kiedyś bardzo zraniony i to wszystko teraz się na nim odbijało. Może niesłusznie wyrobiłam sobie o nim złą opinię, zakładając, że na pewno mnie zrani. Może to ja mogłam go zranić swoim odrzuceniem.
Jeśli naprawdę został kiedyś odrzucony i to ciągle do niego wracało, sprawiając, że był wrażliwy, to chyba nie mógł być zły? Może nawet byliśmy do siebie trochę podobni...
– Mam nadzieję, że któregoś dnia spotka osobę, która będzie w stanie pomóc mu zrozumieć, że nie każdy odchodzi, że wcale nie trzeba być idealnym.
Maddy przez chwilę stała zamyślona, wpatrując się w ścianę naprzeciwko nas, a potem spojrzała na mnie, a jej twarz się rozchmurzyła.
– Koniec tych pogaduszek, bo Archer by mnie zabił, gdyby dowiedział się, że go obgaduję. To co, idziemy na zakupy?
– Dobrze, tylko... ja nie mam żadnych pieniędzy – szepnęłam, czując się niezręcznie.
– Wiem, głuptasie. To oczywiste, że ty nie będziesz za nic płaciła.
Machnęła ręką, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
– Nie chcę, żebyś wydawała na mnie pieniądze.
– Powiedzmy, że to będzie taki mały prezent powitalny w naszej zwariowanej rodzince. No i nie płacę sama. Archer i tata też się dołożyli, więc spokojnie. Zapamiętaj najważniejszą kobiecą zasadę.
Spojrzałam na nią uważnie, czekając, co powie.
– Nigdy nie odmawiaj, jeśli facet chce za coś płacić – zaśmiała się głośno.
Spojrzałam na blondynkę, a na moich ustach zaigrał delikatny uśmiech. Czyżbym wreszcie tak naprawdę miała gdzieś należeć...
~~
– Powinnyśmy mu przeszkadzać? Nie chciałabym go zdenerwować.
Niepewnie przestąpiłam z nogi na nogę, ruszając za Maddie. Kilka minut wcześniej odniosłyśmy do mojego pokoju zakupy, których zdecydowanie było zbyt dużo, a dziewczyna wpadła na pomysł, by iść do warsztatu i trochę podenerwować jej brata. Podobno irytowało go, gdy tam przychodziła i twierdził, że to jego królestwo.
Nie chciałam go denerwować i sprawić by przestał mnie lubić, o ile w ogóle mnie lubił.
– Daj spokój, on nie potrafi się na nikogo gniewać. Na ciebie też nie będzie – zapewniła mnie.
Stanęłyśmy przed dużymi, czerwonymi drzwiami garażowymi, które były otwarte. W środku nie widziałam nikogo, ale mimo to dziewczyna wciągnęła mnie do środka, a ja prawie potknęłam się o próg.
Gdy tylko weszłyśmy do garażu, z prawej strony dotarł do mnie głośny, męski śmiech, a potem zza brązowych drzwi wyszło dwóch mężczyzn.
Jeden z nich miał krótko przystrzyżone blond włosy i był bardzo umięśniony. Drugim był Archer. Archer bez koszulki, z torsem upapranym smarem.
Zagryzłam wargę, niepewnie patrząc na tych dwóch przystojnych facetów. Jeszcze nigdy nie widziałam mężczyzny bez koszulki. Wujek zawsze był za mną, więc nie miałam okazji.
Nie sądziłam jednak, by wyglądał lepiej niż Archer...
A ja nagle poczułam się dziwnie, mając na sobie ubranie chłopaka. Zdecydowanie mniej się krępowałam, zanim zdałam sobie sprawę, że to jego ulubiona koszulka i z jakiegoś powodu postanowił mi ja dać.
– Gwen, poznaj mojego najlepszego przyjaciela Brada.
– Miło cię poznać, Gwen – uśmiechnął się, a w jego policzkach pojawiły się dołeczki. – Sorki za mojego kumpla, ale często zapomina, że powinien się ubrać, gdy jest w towarzystwie dam – parsknął śmiechem.
– Spadaj, to nie moja wina, że na ciebie nie lubią patrzeć – szturchnął go w bok, śmiejąc się. – I co, kupiłaś wszystko, czego potrzebowałaś? – zapytał mnie, w międzyczasie odkręcając butelkę z wodą.
– Tak, dziękuję.
– Kupiłyśmy wszystko, ale przysięgam, że nie chciała połowy z tych rzeczy.
Niepewnie zagryzłam wargę, czując się jeszcze bardziej niezręcznie. Czy w prawdziwym świecie ludzie nie czuli się źle, gdy za nich płacono? Byłam przyzwyczajona, że za wszystko musiałam podziękować, ale nie zamierzałam im tego mówić i psuć ich dobrych humorów.
– Bo obyłabym się bez części tych rzeczy – szepnęłam.
– Nie musisz się krępować, Gwen.
Archer spojrzał mi w oczy, a ja z jakiegoś powodu poczułam się lepiej.
– Zakupy były świetne, ale miałyśmy niemiłe spotkanie. Laney chyba dawno cię nie widziała, bo chodzi sfrustrowana i była wściekła, że ktoś nosi twoją koszulkę.
Maddie spojrzała na brata z rozbawieniem.
– Boże, czy ona się nigdy nie odczepi? Nic ci nie zrobiła przez tę koszulkę, prawda?
– Nie, jest w porządku. Ja... dziś ją wypiorę i ci ją oddam – obiecałam.
– Nie musisz się śpieszyć – powiedział, a jego oczy zaiskrzyły.
I cóż, tej nocy znowu nie spałam zbyt dobrze i przez cały czas zastanawiałam się, czy Archer jest w kuchni. Czy to źle, że chciałam, by tam był i byśmy znowu mogli posiedzieć przy herbacie?
Nie wiedziałam i niestety nie odważyłam się, by sprawdzić.
Hej kochani :*
Dziś taki luźniejszy rozdział, ale mam nadzieję, że również przypadnie Wam do gustu. Co sądzicie o siostrze Archera?
W ogóle, nie odbierzcie tego jako żalenie się czy coś, ale czy tylko mi się wydaje czy to wszytko jest takie sztywne? Chodzi mi ogólnie o te rozdziały... Nie wiem, może mi się tylko wydaje, ale ostatnio nie potrafię spojrzeć pozytywnie za nic, co napiszę... Dajcie znać co sądzicie.
Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro