Rozdział 6
– Siadaj, nie gryzę. – Archer uśmiechnął się szeroko, z zamachem otwierając szafkę nad zlewem. – W którym wolisz? – zapytał, spoglądając na mnie z wyczekiwaniem.
Skąd on miał tyle energii i radości w środku nocy?
Niepewnie uniosłam spojrzenie i ze zdziwieniem zrozumiałam, że pytał mnie o to, w którym kubku chcę herbatę. A musiał mieć ich chyba z dwadzieścia. Nawet nie byłam w stanie przyjrzeć się każdemu z nich. Widziałam tylko różnobarwne plamy, które mieszały się ze sobą w środku szafki.
– Umm... obojętnie.
Ponownie przeniosłam spojrzenie na swoje dłonie schowane pomiędzy moimi udami. Miałam wrażenie, że w ten sposób mniej zwracam na siebie uwagę, ale często trzymałam je w ten sposób, starając się powstrzymać od mimowolnego zaciskania ich w pięści.
Gdy wujek do mnie przychodził, ten ból był zbawieniem. Był pewnego rodzaju kotwicą, która pomagała mi zostać w miejscu i się nie ruszać, pomagała uciec moim myślą do czegoś innego niż myśl o tym, co mi robił. Niestety na co dzień, gdy nie musiałam skupić się na oderwaniu myśli od czegoś innego, bardzo bolało, gdy wbijałam paznokcie w już i tak zaognione rany. A zauważyłam, że zaczęłam to robić mimowolnie, gdy tylko się czegoś obawiałam.
– Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakowała.
Archer postawił przede mną pełen kubek herbaty, a potem usiadł na krzesełku naprzeciwko mnie.
Spojrzałam na biały kubek ze złotą ramką na środku, w której znajdował się mały, czarny napis: „Hello Gorgeous".
Zagryzłam wargę, unosząc spojrzenie na chłopaka, ale on już był zajęty swoją herbatą znajdującą się w czarnym kubku z jakimiś białymi znaczkami. Nie byłam jednak w stanie przegapić jego delikatnego, może nawet trochę nieśmiałego uśmiechu.
Odrzuciłam wszystkie swoje myśli, zanim zaczęłabym wymyślać niestworzone teorie i skupiłam się na Archerze. Nawet w środku nocy wyglądał naprawdę dobrze. Miał na sobie czarną koszulkę, która opinała jego mięśnie, a jego loki znowu znajdowały się w tym intrygującym nieładzie.
– Chcesz też?
Zostałam wyrwana z podziwiania jego osoby, a gdy na niego spojrzałam, dostrzegłam, że wyciąga w moją stronę suchą bułkę. Zmarszczyłam brwi, ale odebrałam ją od niego, nie chcąc być niegrzeczna.
– Bardzo mało zjadłaś na kolację, więc pewnie masz ochotę coś przekąsić.
Niepewnie położyłam swoją bułkę na stole i nerwowo zaczęłam przeciągać palcem po krawędzi kubka. Jak w grzeczny sposób mogłam go zapytać, czy mogę dostać coś do tej bułki?
I jakby wyczuwając moje myśli, Archer przełamał swoją bułkę na pół, maczając jej koniec w swojej herbacie. Odgryzł mokry fragment, a na jego usta wypłynął szeroki uśmiech.
A ja mogłam tylko się w niego wpatrywać ze zdziwieniem.
– No co? – zapytał, przełykając. – Nigdy nie jadłaś bułki maczanej w herbacie?
Pokręciłam głową, patrząc na niego, jakby urwał się z księżyca.
– A więc dużo straciłaś – zrobił przerażoną minę, drapiąc się po brodzie pokrytej delikatnym zarostem. – To mój smak dzieciństwa. Tylko mi nie mów, że myślałaś, że karzę ci po prostu jeść suchą bułkę. Boże, co ze mnie za idiota – złapał się za głowę, parskając śmiechem. – Może to tylko ja jestem dziwny, ale to jest naprawdę dobre. Pamiętam, jak byłem mały i mama codziennie przywoziła po pracy świeże, jeszcze ciepłe bułki. Robiliśmy z tatą herbatę i we dwóch się zajadaliśmy – na jego ustach pojawił się błogi uśmiech. – To jedno z niewielu dobrych wspomnień z nią związanych. No spróbuj. Obiecuję, że możesz wypluć, jeśli ci nie zasmakuje.
Byłam ciekawa, co się stało z jego mamą. Czy zostawiła go, tak jak moja mnie zostawiła? Nie zamierzałam pytać, dlatego zajęłam się próbowaniem nowej „przekąski". Nawet nie wiedziałam jak to nazwać.
– I jaki werdykt?
– Dobre – szepnęłam ze zdziwieniem, przełykając resztę miękkiej bułki.
– A nie mówiłem – powiedział, a na jego twarzy zajaśniał szeroki, dumny uśmiech.
I właśnie wtedy stały się dwie rzeczy.
Po pierwsze miałam ochotę się uśmiechnąć. Co prawda nie zrobiłam tego, ale naprawdę miałam na to ochotę i to z powodu zwykłej bułki. Coś tak zwyczajnego, a nawet dziwnego, sprawiło mi radość.
Drugą rzeczą był fakt, że przez te kilka minut pierwszy raz poczułam się, jakbym nie była w tym domu tak zupełnie obca.
No i być może była też trzecia rzecz, a mianowicie uśmiech Archera, ale za nic w świecie tego nie rozumiałam, więc nawet nie miałam zamiaru analizować tego faktu.
– Dlaczego nie śpisz?
Niepewnie spojrzałam na niego spod swoich rzęs, obejmując ciepły kubek swoimi dłońmi. Ciągle czułam się w jego towarzystwie niepewnie, a sytuacja ze szpitala nie dawała mi spokoju.
– Mógłbym zapytać o to samo i zapytać czemu nie śpisz o trzeciej w nocy. – Uniósł brwi. – Po prostu nie chciało mi się spać. Długo siedziałem przy jednym z samochodów i jakoś się rozbudziłem. A po drugie lubię czasem posiedzieć w nocy przy herbacie. Jest cicho i spokojnie, to bardzo odprężające.
Pokiwałam głową, nie zamierzając mu mówić, z jakich powodów ja przyszłam do kuchni. Byłam też wdzięczna, że nie pytał. Nie mogłam mu przecież powiedzieć, że przyszłam podkraść trochę jedzenia, tak jak to zawsze robiłam.
– Pewnie zastanawiasz się, co jest w tym budynku za domem – powiedział, jakby odczytując kolejne pytanie, które zaczęło formować się w mojej głowie. Wzruszyłam ramionami, udając obojętną, bo ciekawość nigdy nie była mile widziana. – To mój warsztat samochodowy. Od podwórka widać tylko tył, a podjazd jest z drugiej strony. Czasami tracę poczucie czasu i długo tam siedzę, zwłaszcza gdy tata ma nocne dyżury, a ja nudzę się wieczorami.
– Dlaczego nic nie powiedziałeś swojemu tacie?
Nie byłam w stanie dłużej trzymać w sobie tego pytania. Bałam się odpowiedzi, ale niewiedza była jeszcze gorsza.
– O czym?
Zmarszczył brwi, odgarniając swoje włosy z czoła.
– O szpitalu, o tym, co się stało. Każdy uważa mnie za wariatkę. Czemu więc nie upewniłeś wszystkich w tym przekonaniu?
Były dwie możliwości. Albo dostanę odpowiedź, albo gorzko pożałuję, że zapytałam.
Odważyłam się unieść spojrzenie i czując się zupełnie bezbronnie, spojrzałam Archerowi w oczy.
Zacisnął wargi, a na jego twarzy pojawił się smutek. Przesunął swoją dłoń po stole i zanim się zorientowałam, spoczywała naprzeciw mojej. Nie dotknął jej, jakby wiedząc, że nie byłabym w stanie tego dobrze znieść.
Nasze dłonie leżały rozwarte na drewnianym stole w odległości kilku centymetrów od siebie. Jego duże, ciemne palce i moje małe, blade. Były takie różne, a jednak tak bardzo podobne. I obie mogłyby przesunąć się te kilka centymetrów. Tak łatwo byłoby zatrzeć tę odległość.
– Bo nie uważam cię za wariatkę, Gwen. Tamta sytuacja... nie rozumiem jej – pokręcił głową, zaciskając wargi. – Mogę się tylko domyślać, że bardzo dużo wycierpiałaś i ostatnie czego pragnę to zrobić z ciebie wariatkę. Jesteś przerażona i nie ma w tym nic dziwnego czy nienormalnego. Chcę ci tylko pomóc jak wszyscy tutaj. Chcę, żebyś wiedziała, że możesz do mnie przyjść z każdym problemem, a ja nie powtórzę niczego, co mi powiesz, tak jak nie powiedziałem, co się wydarzyło w twojej sali. Mam wrażenie, że teraz, jak nigdy potrzebujesz przy sobie ludzi, którym możesz zaufać.
Wydawał się taki szczery, czy mógł tylko udawać?
Zagryzłam wargę, czując pod powiekami formujące się w moich oczach łzy. Jeszcze raz spojrzałam na nasze dłonie, a uczucie wewnątrz mojej klatki piersiowej sprawiło, że nie mogłam dłużej na nie patrzeć. Zupełnie jakby ten widok sprawiał mi ból.
– Dziękuję za herbatę – szepnęłam, a potem uciekłam do swojego pokoju.
W tamtej chwili nie byłam w stanie dłużej tam z nim siedzieć, słuchać jego łagodnych słów i patrzeć na nasze dłonie. Ponownie tak prosta rzecz zupełnie mnie zaskakiwała. Jednak to nie dlatego uciekłam.
Uciekłam, bo Archer był zbyt blisko. I właśnie to tak bardzo mnie przerażało... Myśl, że ktoś mógłby się zbliżyć i odkryć moje wrażliwe, bezbronne wnętrze, a potem wziąć moje zaufanie i roztrzaskać moją duszę na kawałeczki.
Chociaż fizycznie był daleko, znajdował się bliżej mnie niż ktokolwiek.
~~
Przez resztę nocy nie byłam w stanie zmrużyć oczu choćby na sekundę. Cały czas w myślach odtwarzałam moją rozmowę z szatynem i zastanawiałam się nad jego szczerością lub jej brakiem oraz tym, jak uchronić się przed zranieniem. Będąc z wujkiem, wiedziałam jak wyłączać swoje emocje i przede wszystkim wiedziałam czego się spodziewać.
A teraz tak naprawdę nic nie wiedziałam...
Oczywiście mogłam dalej milczeć i z nikim nie rozmawiać, ale jak długo jeszcze mi na to pozwolą? W pewnym momencie będę musiała powiedzieć im coś o wujku, nie wiedziałam tylko co.
Jeśli Archer, jego ojciec i pani psycholog byli szczerzy, to nie mieli pojęcia o życiu, którym żyłam do tej pory. Ta myśl przyprawiała mnie o ból głowy, bo to by oznaczało, że wujek mnie okłamał. Czy zrobił to też w innych sprawach?
Oparłam czoło o zimną szybę i wzięłam głęboki oddech, marząc, by ten dzień był lepszy, a przynajmniej trochę łatwiejszy. Niestety szybko przekonałam się, że moja prośba nie zostanie spełniona.
Uniosłam głowę, gdy rozległo się pukanie do drzwi, które chwilę później się otworzyły. I nie byłabym tak przerażona, widząc w nich Archera, gdyby nie jego ponura mina i policjantka, która za nim stała.
– Wybacz, Gwen. Mieli cię przesłuchać dopiero za kilka dni, w obecności Suzanne, ale najwyraźniej ktoś nie wie, co się do niego mówi – mruknął, zaciskając wargi.
– Może trochę grzeczniej, chłopcze?
Kobieta posłała mu zimne spojrzenie, które potem przeniosła na mnie. I chociaż starała się wyglądać na łagodniejszą, nie bardzo jej to wychodziło. Albo była zwyczajnie zgorzkniała, albo nienawidziła swojej pracy.
I to właśnie moje szczęście, że akurat policjantka była pierwszą nieprzychylnie do mnie nastawioną osobą.
– Chciałabym zadać ci kilka pytań, a ty możesz wyjść – zwróciła się do Archera, wchodząc w głąb pomieszczenia.
– Dobrze – pokiwałam głową. – Ale niech Archer zostanie – dodałam, zanim chłopak zaczął się z nią kłócić.
Kobiecie najwyraźniej bardzo się to nie spodobało, a Archer wyglądał, jakby odetchnął z ulgą. Ja też trochę się uspokoiłam, gdy się zgodziła. Może i nie znałam go zbyt dobrze i mu nie ufałam, ale zdecydowanie czułam się przy nim pewnej niż przy tej policjantce.
Chłopak przeszedł przez pokój i usiadł na łóżku, opierając łokcie na kolanach i wbijając we mnie uważne, łagodne spojrzenie.
– Jestem posterunkowa Rogers. Jak się znalazłaś na tamtej drodze, skąd uciekłaś?
Okej, a więc zaczynamy od razu od najciekawszego...
Zacisnęłam dłonie na swoich udach, biorąc głęboki, uspokajający oddech. Wbiłam wzrok w okno i zaczęłam mówić.
– Długo biegłam, a gdy się tam znalazłam, zwyczajnie nie miałam już siły. Ledwo pamiętam moment, gdy zostałam znaleziona.
– Skąd biegłaś?
– Z domu wujka.
– Podobno twój wujek nie żyje.
– Tak, już nie żyje.
Zacisnęłam wargi, czując, że robię się coraz bardziej niespokojna. Nienawidziłam faktu, że jej pytania były tak zimne i pozbawione emocji. Zupełnie jakbym to ja była oskarżana o coś złego. Chyba że rzeczywiście wszystko jak zwykle było moją winą...
– Jak to się stało?
– Ktoś go zastrzelił – powiedziałam, nie zdradzając, o czym ci ludzie rozmawiali z moim wujkiem. – Widziałam to, a gdy się zorientowali, zaczęli mnie gonić, więc uciekłam przez okno w łazience.
– Gdzie mieszkałaś z wujkiem?
– Nie wiem.
– Jak możesz nie wiedzieć, gdzie mieszkałaś?
Archer już był gotowy, by na nią naskoczyć, ale nie pozwoliłam mu na to. Spojrzałam kobiecie w oczy i zaczęłam mówić pozbawionym emocji głosem.
– W lesie, tyle pani wystarczy? Nie wiem gdzie i nie jestem w stanie powiedzieć jak daleko stąd. Wiem tylko, że biegłam kilka godzin, a potem wsiadłam do jakiejś ciężarówki. Gdy się obudziłam, jej właściciel mnie wypędził, więc znowu biegłam, więc niech pani wybaczy, że nie mogę powiedzieć, skąd się tu wzięłam. Myślałam tylko o tym, żeby uciec, a nie liczyć kilometry.
Wzięłam drżący oddech, gdy zdałam sobie sprawę, na jaką zuchwałość sobie pozwoliłam. Nie wytrzymałam... ale policjantka raczej nie mogła zrobić mi nic złego za to, co powiedziałam, prawda?
Zamknęłam oczy, a w pokoju zapanowała grobowa cisza.
– Chyba dowiedziała się pani wystarczająco – warknął Archer.
Znowu nastąpiła cisza, a po chwili usłyszałam, jak drzwi od mojego pokoju się zamykają.
Zakryłam uszy dłońmi i oparłam czoło o kolana, chcąc się skulić i schować przed całym światem.
Jak miałam im opowiedzieć o tym, co robił mi wujek, skoro już przy tej krótkiej rozmowie całkowicie wymiękłam. Jak miałam im to powiedzieć i nie sprawić by uznali mnie za wariatkę...
Chyba nie byłam gotowa na życie w tym miejscu.
Hej kochani :*
No więc co sądzicie o najnowszym rozdziale i rozmowie naszych bohaterów? Gwen słusznie się obawia?
Nie będę się rozpisywać, chciałam tylko przeprosić, że wstawiam rozdział tak późno. Niestety to nie zależało ode mnie. Rozdział miałam już napisany, ale od rana nie miałam dostępu do komputera, a niestety moja aplikacja wattpada na telefonie ześwirowała i nie mogę się zalogować :/ Czy ktoś również ma taki problem?
Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro