Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37

Archer

        Zamknąłem drzwi od swojego pokoju i z westchnięciem opadłem na łóżko. Byłem zmęczony po całym dniu w pracy, ale nawet cały ten wysiłek nie pozwolił mi na oderwanie myśli od Gwen. Mojej pięknej, czasem doprowadzającej mnie do szału pszczółki, którą kochałem nad życie.

        Naprawdę chciałem jej wybaczyć, a moje serce rwało się do tego, by znaleźć się jak najbliżej niej, ale najwyraźniej postanowiła mnie jeszcze bardziej zszokować. A może miała być to jakaś forma tortur? Chyba nie potrafiłem tak do końca zrozumieć kobiet.

        Skąd w ogóle przyszło jej do głowy, że musiała na mnie zasłużyć? Zasługiwała na wszystko, co najlepsze, a ja wcale nie należałem do ideałów.

        Przekręciłem się na bok i właśnie wtedy dostrzegłem położony na poduszkach pakunek. Z ciekawością sięgnąłem po niego, przejeżdżając palcami po śliskim, kolorowym papierze i zostawionym na nim liściku.

        "Gdy już obejrzysz, spójrz do tyłu."

        Nie musiałem długo się zastanawiać, by wiedzieć, że był to prezent od Gwen. Tylko co ona wymyśliła?

        Nie mogąc dłużej powstrzymać ciekawości, niedbale rozerwałem papier wokół dużego kształtu.

        – O cholera – szepnąłem, wpatrując się w trzymany przeze mnie przedmiot.

        Spodziewałem się znaleźć tam wiele rzeczy, ale na pewno nie oczekiwałem dużego, oprawionego w ramkę zdjęcia. Zdjęcia, które przedstawiało mnie i Gwen na jej pierwszej imprezie. Dzień, w którym byłem chory z niepokoju o nią i musiałem tam być. Dzień, w którym pierwszy raz trzymałem ją tak blisko siebie, co było ukazane na fotografii.

        Mimowolnie delikatnie się uśmiechnąłem, a serce w mojej piersi mocniej zabiło.

        Wciąż pamiętałem tamten wieczór, jakby to wszystko wydarzyło się wczoraj. Pamiętałem, jak mocno byłem zdenerwowany naszym tańcem, bo bałem się wystraszyć Gwen, a jednocześnie jedyne, o czym marzyłem to móc ją dotknąć. Tamten wieczór był magiczny, a we mnie narodziło się wiele uczuć, których wcześniej nie znałem.

        Nie byłem pewien czy to właśnie wtedy pokochałem Gwen, czy może stało się to już prędzej... ale nie miało znaczenia kiedy.

        Znaczenie zaś miało to, co stało się tamtej nocy. To właśnie wtedy Gwen przyszła do mojego pokoju i mnie pocałowała. A ja dziękowałem niebiosom, że nie zdążyłem wtedy zasnąć. Kto wie, w jakim miejscu byśmy teraz byli, gdyby wtedy się nie przełamała.

        Tak właściwie to właśnie tamtego wieczoru wszystko się zaczęło, więc tym bardziej pokochałem to zdjęcie.

        Zdjęcie, które było naszym początkiem.

        Po długich minutach wpatrywania się w fotografię przypomniałem sobie o wcześniejszej wiadomości. Odwróciłem je i ujrzałem przyklejoną z tyłu kartkę papieru, a dokładniej list.

        Będąc szczerym, bałem się. Już nie byłem pewien czy zdjęcie nie było jedynie osłodą na złą wiadomość...

        Wziąłem głęboki oddech i zacząłem czytać.

        Drogi Archerze,

        Nie do końca wiem, jak zacząć ten list. Jak wiesz, jest wiele rzeczy, których jeszcze nie rozumiem lub zwyczajnie nie umiem, a pisanie listu jest jedną z nich. Stres związany z Twoją reakcją na mój pomysł również nie pomaga, ale może przejdźmy do rzeczy.

        Przez wiele godzin zastanawiałam się, co najlepiej wynagrodziłoby ci spowodowaną przeze mnie krzywdę. Rozważałam tysiące różnych pomysłów, ale za każdym razem dochodziłam do wniosku, że każdy był zbyt zwyczajny i nie oddałby moich uczuć. Problem w tym, że chyba nie istnieje taka rzecz. Uświadomiłam sobie, że nie istnieje jedna rzecz, którą mogłabym zrobić i automatycznie zasłużyć na Twoje wybaczenie, zasłużyć na Ciebie.

        Udowodnienie Ci tego pewnie zajmie mi bardzo dużo czasu, ponieważ bardzo naruszyłam Twoje zaufanie, ale nie chcę czekać. Nie musisz mi wierzyć, ale obiecuję, że od teraz już zawsze będę się o nas starała i nie pozwolę, by przeszłość kierowała moją przyszłością. Do końca życia (o ile wciąż mnie pragniesz i nie jest to dla Ciebie zbyt długie zobowiązanie) pragnę pokazywać Ci, jak wiele dla mnie znaczysz i jak głębokie są moje uczucia.

        Pewnie zastanawiasz się, o co chodzi z tym zdjęciem. Sama zobaczyłam je dopiero przedwczoraj. Nie wiem, czy Twoja reakcja jest tak emocjonalna, jak moja, ale pragnę przedstawić Ci to, jak odbieram tę fotografię.

        W pewien sposób przedstawia to, co czuję, bo jak wiesz, nie jestem zbyt dobra w słowach. Zabawne jest to, że musiałam spojrzeć na siebie w tamtym momencie z zupełnie innej perspektywy, by zrozumieć.

        Teraz gdy na nie patrzę, nie widzę przerażonej dziewczyny, która bała się świata. Widzę szczęśliwą, piękną i pełną emocji kobietę, która znajduje się tam, gdzie jej miejsce. W ramionach najwspanialszego mężczyzny na świecie. Już się nie boi, bo mu ufa i wie, że złapie ją, gdy upadnie. Nie boi się jego dotyku, bo wie, że tylko on otula ją bezpieczeństwem i wachlarzem emocji, których dotąd nie znała. Widzę uczucia, prawdziwe uczucia, które kobieta nie wiedziała, że w sobie ma. Widzę złączoną w tańcu parę, która jest sobą tak zafascynowana, że nie dostrzega niczego wokół.

        A wiesz, co jest najpiękniejsze?

        Fakt, że to ja jestem tą kobietą i to ty jesteś tym mężczyzną. Jeśli oboje się postaramy, możemy sprawić, że w naszym życiu będzie jeszcze wiele pięknych momentów, zupełnie jak na tej fotografii.

        W tym miejscu jest dobry moment na wypowiedzenie tych dwóch pięknych słów, bo wbrew temu, co myślisz i co sama jeszcze niedawno myślałam, mogę wypowiedzieć je z czystym sumieniem, ale nie chcę, nie w ten sposób. Jeśli dasz mi szansę, to pierwszy raz wypowiem te słowa, patrząc prosto w twoje błękitne oczy, które zawsze doprowadzały mnie do szaleństwa, tak byś nie miał żadnych wątpliwości.

        Bo zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Wreszcie zrozumiałam to, co tak długo starałeś się mi przekazać. Oboje zasługujemy na szczęście, w tym też ja. To coś, o czym kiedyś nie odważyłabym się marzyć, ale ty wszystko zmieniłeś.

        Nauczyłeś mnie marzyć i czuć. To właśnie tego zawsze mi w życiu brakowało. To Ciebie mi brakowało.

        Chociaż wiem, że do tej pory czasem ciągle obwiniasz się o ten dzień, gdy spotkaliśmy się jako dzieci i pewnie zabrzmi to brutalnie, ale... myślę, że tak miało być. Wiele złego się wydarzyło, ale teraz znowu jesteśmy razem. Może to przeznaczenie?

        Nie wiem i w sumie nie muszę definiować tego, co jest między nami. W końcu my najlepiej wiemy co mamy w naszych sercach, prawda?

        Twoja Gwen

        P.S. Pisząc ten list, tak bardzo pragnęłam zakraść się do Twojego pokoju. Zupełnie tak, jak tamtego dnia. Tęsknię bardzo mocno, ale poczekam tyle, ile trzeba.

        Przez kilka kolejnych minut siedziałem w bezruchu, z całej siły zaciskając na zdjęciu mokre od potu dłonie. Moje serce biło niczym młot pneumatyczny, a oczy ciągle śledziły słowa zapisane na kartce, doszukując się czegoś, co mogłoby wskazywać na to, że to tylko żart.

        Co oznaczały te „dwa słowa"?

        Czy miała na myśli miłość?

        Gwen mnie kochała?

        Wiedząc, że jestem sam, przycisnąłem zdjęcie do piersi, jakbym chciał przytulić moją ukochaną. Może moje zachowanie wydawało się innym żałosne, ale... tak bardzo ją kochałem, że nie dbałem nawet o to, co myślą o mnie inni.

        Gwen nawet nie zdawała sobie sprawy, jak wiele znaczył dla mnie ten list. Chociaż nie była pewna czy jej wierzę, z pewnością jej wierzyłem. Miała problem z mówieniem o sobie i swoich uczuciach, ale w liście... w liście mogła napisać wszystko, więc byłem pewien, że jej słowa były szczere.

        Może byłem naiwny, ale tęsknota i miłość nie pozwalały mi dłużej się na nią gniewać.

        Nie gniewamy się długo na osoby, które kochamy. Po prostu im wybaczamy, nawet wtedy, gdy nie jest to dla nas dobre.

        No cóż, Gwen może i była gotowa czekać, ale ja z pewnością nie zamierzałem. Nie chciałem marnować już więcej czasu. Zbyt wiele już straciliśmy.

        Delikatnie odłożyłem zdjęcie na łóżko obok siebie, a potem zerwałem się na nogi, wybiegając z domu i nie przejmując się tym, że byłem brudny i spocony po pracy.

        Musiałem ją zobaczyć, przytulić i upewnić się, że to nie sen, że już wszystko w porządku.

       Uznając odpalenie samochodu za zbyt czasochłonne, pobiegłem przed siebie, mobilizując swoje nogi do najszybszego w moim życiu biegu. To niesamowite jak szybko może biec człowiek, gdy na końcu tego biegu czeka na ciebie najwspanialsza nagroda.

        – Gdzie Gwen? – wysapałem, opierając dłonie o ladę.

        Phoebe spojrzała w górę i uniosła swoje umalowane brwi do góry.

        – Czyli mam rozumieć, że jesteście pogodzeni? – Zachichotała, patrząc na moją przepoconą koszulkę. – Wspominała coś o jakimś planie, który chyba... zdecydowanie zadziałał.

        – Wyszła już?

        – Nie, panie niecierpliwy. Poszła na przerwę. Drzwi na prawo w kuchni.

        – Dzięki – rzuciłem tylko.

       Wyrównałem oddech i przeczesałem dłonią włosy, próbując ułożyć w głowie to, co jej powiem.

        Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie posiadałem żadnego planu, a do tego wyglądałem fatalnie, ale olałem to. Gwen widziała mnie już w gorszym stanie, gdy siedziała ze mną w warsztacie. Zresztą, w tamtym momencie najważniejsze były nasze uczucia, a nie wygląd.

        Z rozmachem otworzyłem drzwi, gotowy przyciągnąć ją do siebie i pocałować, ale zamarłem tylko w bezruchu, a moje serce opadło.

        Gwen nie było.

        Rozejrzałem się w półmroku, mając nadzieję, że nagle się pojawi, ale tak się nie stało. Bez względu na to, jak dokładnie przyglądałem się otoczeniu, nie pojawiła się...

        Moje serce ścisnęło się z niepokoju, a zaciskane palce zadrżały. Gwen na pewno nie wyszłaby z pracy, nie informując o tym Phoebe. Nigdy tak nie zrobiła.

        Ukucnąłem, dostrzegając na ziemi coś błyszczącego. Chwyciłem w dłoń łańcuszek, a wszystko wokół wydało mi się nagle zamazane.

        To był wisiorek Gwen. Ten sam, który jakiś czas temu dostała od brata. Ten sam, z którym nie rozstawała się na krok.

        Nie, nie, nie.

        To nie mogło się dziać.

        – Gwen! – wrzasnąłem, wstając i kręcąc się wokół, jakby to mogło pomóc.

        Czułem ogarniające mnie przerażenie i panikę, a mój oddech stał się ciężki.

        Nie było jej, a ja już wiedziałem. Wiedziałem, że ją znaleźli.

Hej kochani :*

No więc... czy powinnam może zacząć uciekać z kraju? Co sądzicie o liście oraz zakończeniu? Zaskoczeni? Jak myślicie, w jaki sposób zniknęła Gwen i czy znajduje się w niebezpieczeństwie?

Jestem ciekawa Waszych teorii i odczuć, więc piszcie śmiało.

Udanego weekendu i wiele uśmiechu :*

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro