Rozdział 32
Od tamtego feralnego dnia minęło kilka tygodni, które upłynęły jakby były zaledwie kilkoma krótkimi dniami. Po burzy wreszcie przyszło słońce i wszystko wydało się wręcz idealne.
Miałam najwspanialszego mężczyznę na ziemi, przyjaciół, rodzinę, a Archer naprawdę dobrze dogadywał się z Mattem. Ja natomiast z każdym kolejnym dniem czułam się bardziej potrzebna, czułam, że wreszcie mam swoje miejsce i po coś zostałam ocalona.
Archer namówił mnie nawet, bym spróbowała stworzyć kolejne opowiadania, mówiąc, że mam talent, który trzeba rozwijać. Początkowo byłam negatywnie nastawiona do tego pomysłu, ale z czasem pomyślałam, że jeśli nie spróbuję, to nigdy się nie dowiem czy warto.
W taki oto sposób stałam się szczęśliwa. Tak naprawdę szczęśliwa, bez żadnych „ale".
– Dzień dobry, pszczółko.
Usłyszałam słowa tuż przy swoim uchu, zanim jeszcze zdążyłam otworzyć oczy. Uśmiechnęłam się, słysząc jego zachrypnięty po przebudzeniu głos. Czy to normalne, że mnie to fascynowało?
– Dzień dobry – odszepnęłam, przesuwając głowę na jego torsie, dzięki czemu mogłam patrzeć Archerowi prosto w oczy.
– Jak się spało?
– Cudownie.
W jego ramionach, przyciśnięta do jego nagiej gorącej skóry, nie mogłam czuć się inaczej niż perfekcyjnie. Chociaż jeszcze bardziej od snu wolałam moment pobudki, ponieważ Archer był najlepszym możliwym widokiem po przebudzeniu.
Patrząc na mnie z czułością, przejechał palcami po moim nagim ramieniu, wywołując u mnie dreszcze. Co prawda miałam na sobie jego koszulkę i majtki, ale przy nim i tak czułam się niemal naga. A wszystkiego nie polepszał fakt, że Archer sypiał w samych bokserkach.
Robiłam się naprawdę napalona. I chociaż Phoebe mówiła mi, że to zupełnie normalne, wciąż gdzieś w środku czułam lekką obawę. Robiliśmy z Archerem parę przyjemnych rzeczy, ale obawiałam się, że seks ze mną nie będzie dla niego wystarczający.
No bo bądźmy szczerze, nie miałam żadnego doświadczenia. W końcu lata przeżyte z „wujkiem" nie były żadnym doświadczeniem...
– Gdzie mi znowu odpłynęłaś?
Archer pogładził dłonią mój policzek i odgarnął włosy za ucho.
– Nigdzie. – Uśmiechnęłam się, odsuwając od siebie wszelkie obawy. – Rozmawialiśmy o tym już kiedyś, ale dopiero teraz czuję się w pełni gotowa...
– Na co?
Popatrzył na mnie z ciekawością.
– Chciałabym odwiedzić rodziców... i Tima. Pojechałbyś ze mną? – Zapytałam z nadzieję, przełykając ślinę.
– Och, Gwen. Jak mógłbym nie pojechać? Wiesz, że zawsze możesz liczyć na moje wsparcie.
Delikatnie pocałował mnie w czoło.
– Chciałabym też, żeby Matt z nami pojechał. To nie problem?
– No coś ty. Przecież wiesz, że się dogadaliśmy. – Uspokoił mnie.
– Wiem, tylko... czasem myślę, że to wszystko jest zbyt idealne – Westchnęłam, kierując słowa w jego klatkę piersiową. – Jestem tak bardzo szczęśliwa, ale są momenty, gdy myślę, że to wszystko zaraz runie niczym domek z kart. Jakbym nie mogła być zbyt długo szczęśliwa, jakby w pewnym momencie wszystko miało się rozwalić.
– Hej – szepnął, unosząc moją twarz do góry. Jego spojrzenie było stanowcze, jakby już na wstępie chciał mi przekazać, jak bardzo się ze mną nie zgadza. – Masz prawo do szczęścia, a gdy wreszcie w to uwierzysz, te myśli znikną. To był ciężki czas, ale teraz jest już dobrze i nic tego nie zmieni. A jeśli nadejdą problemy, zawsze będę obok ciebie, by pomóc ci je rozwiązać, rozumiesz?
– Rozumiem, ale...
– Ale co? Mów do mnie, Gwen. Mów o wszystkim, co cię niepokoi i cieszy. Zawsze cię wysłucham.
– Nie możesz być pewien swoich słów, nie możesz mi obiecać, że zostaniesz już na zawsze. Tyle rzeczy może się wydarzyć, a ty... może w pewnym momencie zrozumiesz, że nie jestem tym, czego pragniesz w życiu.
– Owszem, nie jestem w stanie wszystkiego przewidzieć, ale mogę ci obiecać, że zostanę z tobą, dopóki będę w stanie. Nie opuszczę cię z własnej woli.
– Skąd masz taką pewność?
– Bo... – sfrustrowany zacisnął usta, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował. – Bo jesteś dla mnie najważniejsza i to po prostu wiem. Nie podważaj moich uczuć, nie lekceważ ich.
– Przepraszam, nie chciałam, by to zabrzmiało w ten sposób. Wierzę w twoje uczucia, ale się boję.
– Nie przepraszaj – pokręcił głową. – Rozumiem. – Po prostu musimy jeszcze trochę popracować nad twoim poczuciem wartości i tak dalej.
Uśmiechnął się, ale jego uśmiech nie był tak szczery, jak zwykle. Nie odbijał się w jego oczach. Cokolwiek go trapiło, martwiło i mnie...
– Nie chciałam zniszczyć tego dnia. Może na razie odłóżmy ten temat, dobrze?
– W porządku, ale obiecaj mi, że następnym razem porozmawiasz o tym z Suzanne. Może ona będzie umiała lepiej do ciebie dotrzeć.
– Obiecuję – szepnęłam. Nie wspomniałam jednak, że w dziewięćdziesięciu procentach to on mnie wyleczył. Nie Suzanne, nie afirmacje i całe wsparcie tych wszystkich osób.
Tylko Archer był w stanie uratować mnie w pełni przed moją przeszłością i przede mną samą. To zawsze i na zawsze był tylko Archer.
A ja byłam prawdziwie przerażona siłą swoich uczuć, których nawet nie rozumiałam.
~~
Ugryzłam kolejny kawałek gofra, rozkoszując się jego chrupkością i słodkim smakiem świeżych owoców. Przymknęłam oczy i szeroko się uśmiechnęłam, zlizując bitą śmietanę ze swoich ust.
– Skarbie, nie żeby mi to przeszkadzało, ale nie chcę by inni faceci przyglądali się, jak kusząco jesz tego gofra – Szepnął Archer, kładąc dłoń na moim udzie i delikatnie je ściskając.
– Ej, to moja siostra. Nie mów przy mnie takich rzeczy!
Głośno zachichotałam, otwierając oczy. Pokręciłam głową, patrząc na tych dwóch wspaniałych głupków.
– To wasza wina – prychnęłam.
– Co proszę? – Zapytali jednocześnie, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło.
– Jakim prawem dopiero dzisiaj poinformowaliście mnie o istnieniu gofrów? To prawdziwy skandal, że tyle mnie ominęło.
Był piękny, słoneczny poranek, a my we trójkę siedzieliśmy w ogródku jakiejś kawiarni, jedząc gofry. Droga do mojego prawdziwego domu, a zarazem grobu rodziców i Tima nie była krótka, więc zgodnie stwierdziliśmy, że trzeba coś zjeść i rozprostować kości.
W taki oto sposób odkryłam swój nowy ulubiony przysmak.
– Przepraszam, pszczółko. – Archer cmoknął mnie w usta. – Słodko smakujesz, obiecuję, że od teraz do końca życia będę ci pokazywał wszystkie możliwe przysmaki.
– Głupek.
Pokręciłam głową z rozbawieniem, ale moje serce rozgrzało się, gdy usłyszałam jego słowa. Był taki kochany.
Zajęłam się kończeniem swojego gofra, pozwalając by Matt i Archer mogli porozmawiać o jakichś męskich sprawach. Cieszyłam się, że zaczęli się dogadywać i coraz częściej rozmawiają.
Wyłączyłam się, próbując odstresować się przed zbliżającym się „spotkaniem" z bliskimi.
Denerwowałam się i nawet nie musiałam się do tego przyznawać, by wszyscy zdawali sobie sprawę z mojego zestresowania. No, ale jak mogłam się nie bać?
Nawet ich nie pamiętałam, nie potrafiłam opłakiwać straty, bo nie znałam ludzi, którzy mnie wychowali. Były tylko małe urywki wspomnień, które nie wnosiły zbyt wiele.
Musiałam jednak tam pojechać, musiałam, by wreszcie zakończyć tamten etap i przestać wracać do przeszłości, której nie byłam w stanie zmienić.
To bolało, ale w życiu ciągle narażeni jesteśmy na ból. Musimy nauczyć się sobie z nim radzić, bo inaczej nie przetrwamy.
Przełknęłam ostatni kęs gofra i spojrzałam w prawo, wyciągając dłoń poza parasol, by ogrzało ją słońce.
Uśmiechnęłam się, gdy poczułam na skórze promienie, a potem zamarłam.
Po drugiej stronie ulicy stała czarna terenówka z przyciemnianymi szybami. Tylko szyba od strony kierowcy była otwarta i wyglądał zza niej szczupły, jasnowłosy mężczyzna. Na nosie miał duże okulary przeciwsłoneczne, więc nie byłam w stanie się mu lepiej przyjrzeć. Albo mi się wydawało, albo patrzył w naszą stronę. A potem się uśmiechnął i z jakiegoś powodu ten uśmiech przyprawił mnie o dreszcze.
Schowałam rękę pod parasol i zanim się obejrzałam, samochodu już nie było. Zupełnie jakby był jedynie wytworem mojej wyobraźnie. A może był?
– W porządku?
Wzdrygnęłam się i spojrzałam na brata. Razem z Archerem zerknęli w tamtą stronę, ale po samochodzie i siedzącym w nim człowieku nie było już śladu.
– Tak, tylko się zamyśliłam – wymusiłam uśmiech. – Zaraz wrócę, idę do toalety.
Wstałam, zanim zdążyli zadać więcej pytań, mając nadzieję, że zwalą moje zachowanie na stres.
Stojąc przed lustrem, zastanawiałam się, czy nie zrobiłam źle, nie mówiąc im o tamtym samochodzie. Z drugiej jednak strony, mężczyzna nie zrobił nic, bym musiała się bać. To tylko ja i moje głupie przewrażliwienie. Nie miałam nawet pewności, że patrzył na nas.
Byłam bliżej swojej przeszłości i dlatego zaczynałam świrować.
Nie potrzebowałam, by teraz jeszcze inni niepotrzebnie zaczęli się o mnie martwić. Archer chyba by oszalała. Dopiero co przestał tak uważnie mnie pilnować, bojąc się, że ktoś będzie mnie szukał.
Miałam zacząć normalne życie i musiałam być silna. Dla siebie i dla innych.
– Przeszłość nie definiuje twojej przyszłości, Gwen. On już nie wróci – szepnęłam do swojego odbicia, z całego serca pragnąc uwierzyć w swoje słowa.
Hej kochani :*
Nie wiem jak mam Was przepraszać. Nie dość, że rozdział jest z takim opóźnieniem to jeszcze taki krótki. Mam jednak nadzieję, że ten rozdział chociaż w małym stopniu zrekompensuje Wam to czekanie no i, że ktoś tu jeszcze jest.
Co myślicie o tym człowieku w samochodzie? jest się czego bać?
Chcę tylko powiedzieć, że zdałam egzamin i teraz mam nadzieję, że wszystko wróci do normy, a rozdziały będą pojawiały się w każdy piątek. Chociaż muszę Wam powiedzieć, że małymi krokami zbliżamy się do końca :o
A u Was coś ciekawego?
Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro