Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

        Siedziałam na środku kanapy, bezmyślnie wpatrując się w jakiś punkt przede mną. Miałam wrażenie, jakby wszystkie słowa padające wokół mnie zlewały się ze sobą, nie mając dla mnie żadnego sensu.

        Wszystko plątało się ze sobą, zalewając mnie z każdej strony, niczym wzburzone morze.

        „Nie możemy zabronić im kontaktu".

        „To może być jakiś psychol".

        „Sprawdziliśmy go".

        „Potrzebuje czasu".

        „Nie znamy go".

        – Przestańcie – szepnęłam po kilkunastu minutach, w trakcie których z moich ust nie wydobyło się choćby słowo.

        Wszystkie głosy nagle ucichły, jakby dopiero teraz sobie przypomnieli, że wciąż tam byłam.

        Zapanowała tak niewiarygodna cisza, że bez problemu mogłam usłyszeć bicie swojego serca i szum krwi. A może ono po prostu tak głośno biło?

        Tysiące razy zastanawiałam się, czy mam jakąś rodzinę, czy ktoś, gdzieś tam, wciąż ma nadzieję mnie znaleźć. Rozważałam scenariusze, jak wyglądałoby spotkanie po latach z moimi najbliższymi, czy wciąż by mnie chcieli... Pragnęłam dowiedzieć się czegoś więcej z czasów przed „wujkiem".

        Niestety żadna z tych chwil i teorii, które układałam sobie w głowie, nie była w stanie równać się z momentem, gdy poznanie rodziny stało się rzeczywistością, czymś prawdziwym i namacalnym.

        A ja nie miałam pojęcia czy bardziej się cieszę, czy boję.

        – Gwen?

        Kojący głos i dłoń, która delikatnie, ale stanowczo ścisnęła moją, przyniosły mi chwilowe ukojenie i opanowanie, którego potrzebowałam w tamtym momencie.

        Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Skupiłam się na powolnym oddychaniu i słowach, które wypływały z moich ust.

        – A rodzice? Mam rodziców?

        – Kochanie. – Suzanne uklęknęła przede mną, kładąc dłonie na moich kolanach. W jej dużych, zielonych malowała się łagodność i współczucie. – Na razie nie znamy zbyt wielu szczegółów. Ten chłopak powiedział, że tylko tobie wszystko opowie. Chce być pewny, że go nie oszukujemy. Widział twoje zdjęcie, ale... chyba ciągle bardzo ciężko mu w to uwierzyć.

        No cóż, więc było nas dwoje...

        – Świetnie, czyli chcecie wysłać ją do niego w ciemno? A może to on nas wszystkich zwodzi? – Głos Archera brzmiał groźnie i stanowczo. Chyba nigdy wcześniej nie był tak zły. Nie odkąd go poznałam.

        Jeszcze jakiś czasem temu pewnie zastanawiałabym się, czym jest wywołana jego gwałtowna reakcja. Teraz nie bałam się przyjąć do wiadomości, że w ten sposób wyrażał troskę o mnie.

        I chyba bardzo mi się to podobało.

        – Sprawdziliśmy go, ma czystą kartotekę – powiedział policjant, wyglądając na zirytowanego oskarżeniami Archera. – Nie był karany. Żadnych przestępstw, bójek czy wykroczeń. Upewniliśmy się, że jest czysty.

        – I co z tego? Czysta kartoteka nie robi z niego jeszcze dobrego człowieka.

        – Chłopcze, co twoim zdaniem mamy jeszcze zrobić? – Funkcjonariusz zacisnął usta. Nie dziwiłam mu się, pewnie też bym się denerwowała, gdyby ktoś podważał mój autorytet. Chociaż z drugiej strony uwielbiałam tę troskę Archera. – Nie możemy porównać nazwisk ani w stu procentach powiedzieć, że jest jej bratem. Tylko Gwen może go rozpoznać, a jeśli nie to przeprowadzimy badania i dowiemy się, czy są rodzeństwem. W tym momencie bez Gwen nie jesteśmy w stanie nic więcej zrobić.

        Zamknęłam oczy, starając się coś sobie przypomnieć, ale żadne wspomnienia związane z bratem nie chciały do mnie powrócić. Bo był moim bratem, prawda? Nikt nie mógłby zrobić komuś tak okrutnego żartu...

        – Mówiliście mu... o tym, co się ze mną stało?

        Z trudem przełknęłam ślinę, mocniej zaciskając palce na dłoni Archera.

        – Nie, nie chcieliśmy nic mówić, dopóki z tobą nie porozmawiamy – oznajmiła Suzanne.

        – Kiedy mogę się z nim zobaczyć?

        Podniosłam wzrok, patrząc na policjanta.

        – Gwen, jesteś pewna?

        Położyłam drugą dłoń na dłoni Archera i delikatnie pokiwałam głową, chcąc go uspokoić. Byłam gotowa na wszystko, jeśli tylko wciąż będzie moim wsparciem.

        – Jeśli jesteś gotowa to, gdy tylko ustalimy, gdzie chcesz, by odbyło się spotkanie. Chłopak zatrzymał się niedaleko i mówi, że może pojawić się w każdej chwili.

        – Moglibyśmy spotkać się tutaj? – Zapytałam niepewnie, patrząc na Archera i jego tatę. Tylko w tym domu, z tymi ludźmi czułam się całkowicie komfortowo.

        – Oczywiście, że tak. – Geogre posłał mi delikatny uśmiech.

        – Niech jutro wieczorem tu przyjedzie.

        – Obiecujemy, że będziesz bezpieczna. Jeśli tylko jest taka możliwość, że z jakiegoś powodu podszywa się pod twojego brata, będziemy tutaj, więc nic ci nie grozi.

        Pokiwałam głową, ale czułam, że by mnie nie skrzywdził. Czułam, że nie kłamał. Nie ważne, że jeszcze go nie poznałam, to musiał być on.

        Teraz gdy zyskałam nadzieję, nie mogłam jej znowu utracić...

        – I... czy moglibyście mniej więcej mu o tym opowiedzieć? Lepiej, żeby wiedział wcześniej, gdyby... gdyby to zmieniło jego zdanie.

        Jeśli była szansa, że moja przeszłość mogłaby go odepchnąć... to lepiej by dowiedział się o tym wcześniej, zanim zdążę go poznać. Jeśli miałby mnie odrzucić, to teraz był na to najlepszy czas.

        Bez względu na to, jak bardzo by to bolało, wolałam stracić go, zanim tak naprawdę go odzyskam.

~~

        – Masz wątpliwości?

        Wzdrygnęłam się, gdy głos Georga wyrwał mnie z zamyślenia. Mężczyzna usiadł obok mnie na schodach z kubkiem herbaty.

        Najwyraźniej tak jak jego syn, bardzo lubił się skradać i doprowadzać ludzi do zawału. A może to tylko mnie było tak łatwo wystraszyć?

        – Nie wiem – przełknęłam ślinę, bawiąc się uchwytem od swojego kubka, w którym Archer zaparzył mi jakieś uspokajające ziółka. Jeśli jego zdaniem mogło mi to pomóc, to nie miałam nic przeciwko. – Cały dzień nie mogłam się skupić i nawet pomieszałam kilka zamówień w Magnolii. Chyba się boję.

        Zaraz po tym, jak wróciłam z pracy, włożyłam najlepszą sukienkę, jaką miałam i zrobiłam wszystko by jak najlepiej wyglądać dla brata. Mimo że ostatnio tylko przy Archerze zwracałam uwagę na swój wygląd, to bardzo chciałam zaimponować bratu.

        Pragnęłam, by mnie polubił i zaakceptował.

        – Policja obiecała ci, że cię nie skrzywdzi. A ja i Archer... przy nas nic ci nie grozi. – Zapewnił, kładąc mi dłoń na ramieniu.

        – Wiem, nie o to chodzi. Ja... sama nie wiem. – Westchnęłam, czując się zagubiona we własnych myślach. – Całym sercem czuję, że to on, że to naprawdę mój brat. Po prostu boję się, że nie będę taka, jak oczekuje. Nie jestem już jego małą siostrzyczką, dla której wszystko było piękne i łatwe. Dziewczynką, która pewnie bawiła się lalkami, a jej największym problemem było to, w co się pobawić. – Parsknęłam śmiechem, starając się wyobrazić sobie młodszą wersję siebie, bawiącą się lalkami. Czy ja w ogóle lubiłam lalki? – Teraz jestem zniszczona na tak wiele sposobów i dopiero uczę się jak się po tym wszystkim podnieść. Wie, co się stało, ale... jego oczekiwania mogą być zupełnie inne. I czy w ogóle jest ktoś oprócz niego? Co, jeśli mam rodziców, ale... nie będę już dość dobra?

        Gdyby Archer usłyszał moje słowa, pewnie pomyślałby, że cała nasza rozmowa z poprzedniego dnia ani trochę na mnie nie wpłynęła. Owszem, jego słowa dużo mi dały, ale niestety była spora różnica w nieprzejmowaniu się opinią innych, a tym, co myśl o tobie twoja rodzina.

        – Gwen, myślę, że jeśli ktoś nie akceptuje cię w twoich najgorszych chwilach, to nie zasługuję na twoje towarzystwo w tych najlepszych. – Wokół jego spokojnych oczu pojawiły się delikatne zmarszczki, gdy posłał mi uspokajający uśmiech. Podziwiałam to jego wieczne opanowanie. – Wiem, że myśl o posiadaniu rodziny napawa cię zarówno strachem, jak i szczęściem, ale musisz wiedzieć coś na ten temat. Czasami zwyczajnie rodzimy się w nieodpowiednich rodzinach i nic nie możemy na to poradzić, a czasami trafiamy do najwspanialszej rodziny na świecie. Zwyczajnie nie mamy na to wpływu. To, na co mamy wpływ to stworzenie swojej własnej rodziny. Takiej, która będzie cię akceptowała zarówno w te najlepsze, jak i w najgorsze dni. Nie bój się spotkać z bratem, ale zawsze pamiętaj, że tutaj również masz swoją rodzinę. Może nie taką prawdziwą, ale równie wspaniałą.

        – Rodzinę?

       Powieki lekko mi zadrżały, gdy poczułam, jak w moich oczach pojawiają się łzy. Wielokrotnie bez zastanowienia nazywałam ten dom swoim domem, ale nigdy... nigdy nie odważyłabym się nazwać Archera i jego taty swoją rodziną. A już na pewno nigdy nie pomyślałam, że oni mogliby tak myśleć.

        – Oczywiście kochanie. Od momentu, gdy tylko się tu wprowadziłaś, stałaś się częścią tej rodziny i to na różne sposoby – mrugnął do mnie, a ja miałam dziwne wrażenie, że nawiązuje tym do mnie i Archera.

        Nasze wczorajsze zachowanie dało mu do myślenia, czy już wcześniej coś podejrzewał?

        – To zaszczyt być częścią tej rodziny – wykrztusiłam, gdy łzy radości spłynęły po moich policzkach.

        – No chodź tutaj – powiedział i bez zastanowienia przygarnął mnie w swoje ramiona.

        Uścisk Georga różnił się od uścisku jego syna, ale był równie dobry. Chyba sprawił, że w stu procentach poczułam się jak część tej rodziny, część czegoś większego i pięknego.

        Kilkanaście minut później stałam w salonie z Archerem. Byliśmy sami, a całe moje ciało drżało ze zdenerwowania. Tym razem nawet dotyk i wsparcie chłopaka nie były w stanie tak po prostu mnie uspokoić.

        W każdej chwili mógł tu przyjść mój brat, a to mogło zmienić dosłownie wszystko. Pytanie tylko, na gorsze, czy na lepsze?

        – Nie bój się, nie zrobi ci krzywdy.

        Archer objął swoimi dużymi dłońmi moje policzki, zmuszając mnie, bym spojrzała w jego oczy, które zawsze mnie uspokajały. Czy to możliwe by tak szybko udało mu się mnie poznać?

        – Dlaczego wszyscy myślicie, że boję się, że zrobi mi krzywdę? Nie boję się go... Wstyd mi, bo go nie pamiętam. Jaka ze mnie siostra?

        Zagryzłam wargę, ujawniając swoje najnowsze obawy. Odkąd dowiedziałam się o istnieniu brata, ciągle przychodziły mi do głowy kolejne obawy. Gdy tylko ktoś odegnał jedne, pojawiały się zupełnie nowe.

        – Co ty w ogóle wygadujesz? – Z niedowierzaniem pokręcił głową. – Byłaś malutka, a ten zwyrodnialec wmawiał ci te wszystkie kłamstwa. Jakim cudem po tym wszystkim miałabyś pamiętać ten króciutki okres swojego dzieciństwa? Po prostu wyparłaś ze świadomości tamten okres, by pogodzić się jakoś ze swoją nową codziennością. Nie ma w tym żadnej twojej winy, a jeśli on naprawdę jest twoim bratem, mogę ci przysiąc, że nie będzie miał ci tego za złe.

        – To niesamowite, że zawsze doskonale wiesz, co powiedzieć. – Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Może powinieneś wydać książkę z tekstami na uspokojenie kobiety w każdej sytuacji.

        – Zdarza mi się, ale do pisarza chyba mi jeszcze daleko – zachichotał, gładząc swoimi stwardniałymi koniuszkami palców moje policzki.

        – Myślisz, że za mną tęsknił?

        – Och pszczółko, za tobą nie da się nie tęsknić.

        Przez chwilę patrzył na mnie z taką intensywnością i uczuciem, którego nie rozumiałam, że aż przeszły mnie dreszcze. A potem złożył delikatny pocałunek na moich ustach, sprawiając, że nagle zniknęły wszystkie obawy.

        Przyjemnie było już się nie ukrywać przed innymi.

        – Gwen?

        Byliśmy tak pochłonięci sobą, że nie zwróciliśmy uwagi na dźwięk otwieranych drzwi i moment, w którym do salonu weszło kilka osób.

        Cała zesztywniałam, gdy usłyszałam swoje imię wypowiedziane obcym, ale jednocześnie znajomym głosem. Kurczowo zaciskałam dłonie na ramionach Archera i dopiero po kilku długich chwilach byłam w stanie odwrócić się za siebie.

        Spojrzałam na niego i nagle bez żadnego wysiłku wróciło do mnie wspomnienie. Zupełnie jakbym po prostu potrzebowała małego bodźca, który je odblokuje.

~~

        – Proszę, nie płacz.

        Matt bez wysiłku wspiął się na murek obok mnie i objął moje plecy, które drżały od płaczu. Był sporo większy ode mnie, więc gdy mnie przytulił, poczułam się chroniona i ukryta przed innymi.

        – Mick przy wszystkich powiedział, że jestem brzydka, teraz wszyscy tak uważają – zapłakałam. – Każdy się teraz śmieje z moich piegów.

        Nienawidziłam tych małych, głupich kropeczek na mojej buzi. Nie mogły tak po prostu zniknąć?

        Ze wszystkich dzieci z sąsiedztwa tylko ja je miałam i gdybym tylko mogła, z chęcią zeskrobałabym je ze swojej buzi, tak jak kilka tygodni wcześniej zeskrobywałam plastelinę ze stołu w kuchni.

        – Jeśli tak jest, to zwyczajnie są głupi, a Mick już więcej nie powie na ciebie złego słowa – obiecał.

        Przechyliłam z ciekawością głowę, przypatrując się jego zaczerwienionym kostką na dłoniach.

        – Uderzyłeś go? – Zapytałam, z niedowierzaniem przecierając zapłakane oczy.

        – Dla mojej małej siostrzyczki zrobiłbym wszystko.

        – Ale rodzice będą na ciebie bardzo źli.

        Czasami, gdy Matt był bardzo niegrzeczny, kazali mu siedzieć cały dzień w pokoju i wtedy nie mogłam się z nim bawić. Nie chciałam, by przeze mnie znowu tak się stało. Wtedy nie mógł grać w piłkę, a bardzo to lubił.

        – Może to będzie nasza tajemnica?

        Na moje usta wypłynął delikatny uśmiech i z radością pokiwałam głową. Nigdy nie wydałabym swojego braciszka.

        – Dziękuję.

        Uśmiechnęłam się najpiękniej, jak mogłam. Może i brakowało mi kilku zębów, ale Matthew zawsze mówił, że mam najpiękniejszy uśmiech na świecie. Potem wzięłam jego poranioną rękę w moje małe dłonie i zaczęłam dmuchać na zaczerwienioną skórę.

        Matt zawsze dmuchał na moje rany i było to najlepsze lekarstwo na świecie. Dzięki temu zawsze szybciej się goiły.

        – Zawsze będę cię chronił Gwen, nigdy nie przestanę.

~~

        Przede mną stała starsza, jeszcze wyższa i jeszcze szczuplejsza wersja tego małego chłopca, który chciał mnie bronić za wszelką cenę. Jego ciemne włosy były teraz sporo krótsze, ale niebieskie oczy z małymi ciemnymi plamkami ani trochę się nie zmieniły.

        I już byłam pewna, nie potrzebowałam żadnych badań, by wiedzieć, że patrzę na swojego brata.

        – Matt – wyszeptałam ze łzami w oczach, czując jak moje serce na kilka krótkich chwil dosłownie się zatrzymuje.

Hej kochani :*

Co myślicie o rozdziale? Mogę Was zapewnić, że w następnym dowiecie się paru rzeczy ;) Myślicie, że Matt będzie dobrym bratem?

Jak już pewnie większość z Was wie, na wattpada weszły żetony do wykupowania dostępu do niektórych książek. Na szczęście na razie nie dotyczy to nas i mam nadzieję, że tak pozostanie bo nie chciałabym stracić tego miejsca i swoich czytelników ;P

I muszę się Wam jeszcze pochwalić, że dostałam pracę w małej kawiarence. Trzymajcie kciuki żebym nie pomyliła tych wszystkich kaw no i żebym miała dość czasu na pisanie ;)

Jeśli uważasz że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro