Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23

        Odwróciłam się za siebie, ponownie sprawdzając, czy Archer dalej stoi przy samochodzie. Ku mojej radości, wciąż stał przy bagażniku auta, rozpakowując rzeczy, dając mi kilka kolejnych chwil na panikowanie.

        Ja natomiast ciągle stałam, obgryzając paznokcie i zastanawiając się, czy zostanie jedynie w stroju kąpielowym, na pewno było dobrym pomysłem. Z pewnością było konieczne, jeśli chciałam, by chłopak nauczył mnie pływać. Pytanie tylko, czy byłam na to gotowa?

        Było piątkowe popołudnie i tak jak obiecał mi kilka dni wcześniej, pojechaliśmy nad jezioro na lekcje pływania i by zwyczajnie spędzić ze sobą czas.

        Oczywiście nie posiadałam żadnego stroju kąpielowego, więc z pomocą przyszły mi Phoebe i Maddy. Oczywiście dziewczyny chciały, by zakrywał jak najmniej, a ja miałam zupełnie odwrotne zdanie. Czy kawałek materiału, który wpijał się pomiędzy pośladki, można było w ogóle zakwalifikować jako strój kąpielowy?

        Koniec końców przekonały mnie do dwuczęściowego stroju, ale to ja wybrałam kolor. Gdy tak przymierzałam te wszystkie stroje, przypomniała mi się nasza ostatnia wyprawa nad jezioro i fakt, że Archerowi bardzo spodobała się moja żółta sukienka. Długo się nie zastanawiając, właśnie na taki kolor stroju postawiłam, po cichu licząc, że mu się spodoba.

        Wzięłam głęboki oddech i zaciskając oczy, jednym, szybkim ruchem zdjęłam z siebie letnią sukienkę.

        – To co, gotowa?

        Podskoczyłam gwałtownie, łapiąc się za serce, a potem odwróciłam się za siebie, zamierając w bezruchu.

        No cóż... Archer najwyraźniej nie był tak wstydliwy, jak ja. Niewzruszony, z ciągle towarzyszącym mu szerokim uśmiechem stał przede mną, mając na sobie jedynie czarne kąpielówki. Opierał dłonie na biodrach, wyglądając niczym model z najbardziej znanych okładek.

        – Hmm... wydaje mi się, że tak – odchrząknęłam.

        Próbowałam wyglądać na opanowaną, nie chcąc, by widział, jakie robił na mnie wrażenie, gdy większość jego opalonego, umięśnionego ciała była niczym nieokryta.

        – A więc idziemy. – Powiedział władczo, wyciągając dłoń w moją stronę. – Bo chyba nie muszę wspominać, że uwielbiam cię w tym stroju? Teraz to już w stu procentach jesteś moją pszczółką.

        Zarumieniłam się i bez obaw chwyciłam jego dużą, silną dłoń, pozwalając, by zaprowadził mnie do jeziora. Gdy już woda sięgała mi do piersi i kurczowo ściskałam jego dłoń, stanęliśmy w miejscu, a chłopak uważnie popatrzył mi w oczy.

        – Ufasz mi?

        – Ufam – szepnęłam bez zastanowienia.

        – W takim razie to będą owocne lekcje.

        Pociągnął mnie jeszcze kilka kroków w głąb jeziora, a potem z nadzwyczajną delikatnością, a jednocześnie również ogromną siłą objął mnie w talii. Zadrżałam, gdy jego naga skóra zetknęła się z moją, a całe ciało ogarnęło przyjemne ciepło.

        Przełknęłam ślinę i niepewnie położyłam ręce na jego ramionach, stając na palcach, gdy dno zdawało się coraz bardziej odległe.

        Miałam cichą nadzieję, że moje dreszcze Archer uzna za efekt letniej wody, a nie reakcji na jego prawie nagie ciało.

        Przez kolejną godzinę Archer uczył mnie pływać, a raczej próbował mnie nauczyć. Podejrzewałam, że był bardzo dobrym nauczycielem. To po prostu ja byłam strasznie słabym uczniem. Za każdym razem, gdy Archer puszczał mnie, chociaż na sekundę, chcąc, bym sama spróbowała utrzymać się na powierzchni, ja panikowałam i wspinałam się na niego, błagając, by mnie nie puszczał.

        Mężczyzna miał ze mnie niezły ubaw. A jeszcze bardziej się ze mnie śmiał, gdy zaczęłam na niego krzyczeć, by przestał się śmiać, bo zaraz się utopimy.

        Zdawałam sobie sprawę, jak absurdalnie to brzmiało, ale w tamtej chwili naprawdę wydawało mi się to bardzo prawdopodobne.

        – Wiesz, może od dzisiaj powinienem zacząć nazywać cię małpką? Chyba macie te same geny – zachichotał, otrzymując ode mnie uderzenie w głowę.

        – Jeśli dalej będziesz się ze mnie śmiał, przestanę z tobą rozmawiać i pójdę sobie. – Zagroziłam mu, krzyżując dłonie na piersi.

        Wiedziałam, że dobrze mnie trzyma, więc nie bałam się puścić jego ramion. Chyba w ogóle niczego się przy nim nie bała, no może oprócz uczuć, które we mnie wzbudzał.

        – Tak? – Zapytał z ciekawością. – A w jaki sposób zamierzasz sobie iść? Małpki nie latają, ale pszczółki na szczęście już tak.

        Mimowolnie znowu złapałam za jego ramiona, gdy poczułam, jak cały trzęsie się od śmiechu.

        – Najwyżej się utopię. – Fuknęłam, starając się wyglądać na obrażoną.

        – Ej, ale to już nie jest zabawne.

        Uśmiech zniknął z jego twarzy, a w niebieskich oczach pojawił się prawdziwy niepokój, a nawet przerażenie.

        – Przepraszam, przecież wiesz, że to był tylko żart. – Powiedziałam, żałując swoich słów. Chciałam zażartować, a nie go wystraszyć.

        – Nigdy więcej nie żartuj sobie z rzeczy, przez które może stać ci się krzywda, rozumiesz?

        Pokiwałam głową i delikatnie pocałowałam jego zaciśnięte usta, chcąc lekko załagodzić sytuację. Naprawdę nie chciałam, by przez moje słowa bał się czy martwił. Niewiele myślałam, gdy tamte słowa wypłynęły z moich ust.

        – Obiecuję, już więcej nie będę. A ty już się tak nie śmiej z mojej niezdarności, dobrze?

        – Ale ja uwielbiam tę twoją bezradność. – Pięknie się uśmiechnął, a ja mogłabym mu wtedy odpuścić każdy, największy grzech.

        – Co ty na to, żebyśmy na zakończenie spróbowali czegoś fajnego? Obiecuję, że ci się spodoba.

        Zgodziłam się, mając tylko nadzieję, że nie najem się już więcej strachu.

        Archer w jakiś magiczny sposób manewrował rękoma w taki sposób, że chwilę później podtrzymywał mnie pod kolanami i plecami.

        – Zamknij oczy, odpręż się i wyprostuj. Nie puszczę się.

        Posłuchałam, wykonując wszystkie jego prośby. Ufałam mu no i być może chciałam też, by jak najszybciej zapomniał o moich głupich słowach.

        – A teraz możesz otworzyć oczy.

        Powoli uchyliłam powieki, nie bardzo wiedząc czego się spodziewać, ale gdy już to zrobiłam, głośno wciągnęłam powietrze przez nos. Moje ciało bez problemu unosiło się na wodzie. Nade mną powoli płynęły małe obłoczki, a słońce delikatnie ogrzewało moje ciało. Czułam się jak w raju.

        – Niesamowite – szepnęłam.

        Przechyliłam głowę w bok i ze zgrozą dostrzegłam, że Archer nie może z takiej odległości mnie podtrzymywać.

        – Nie panikuj. – Powiedział, zanim na dobre się wystraszyłam. Wyciągnął dłonie w przód w uspokajającym geście, jednocześnie będąc gotowym, by w każdej chwili mnie złapać. – Od minuty leżysz w ten sposób bez mojej pomocy.

        Nie okłamałby mnie, prawda?

        Przełknęłam ślinę i ufając Archerowi, uspokoiłam oddech, starając się odgonić cały strach. Gdy już mi się to udało, leżenie na wodzie było czymś niezwykłym i wyzwalającym. Myśl, że w pewien sposób panuję nad swoim ciałem, a woda stabilnie mnie utrzymuje, dawała mi pewnego rodzaju spokój.

        No i wiedziałam, że Archer cały czas jest obok, czuwając nade mną.

        – Dziękuję – szepnęłam, gdy po kilku minutach ponownie znalazłam się w silnych i niezawodnych ramionach Archera.

        – Cała przyjemność po mojej stronie. – Oderwał jedną z dłoni od mojego ciała, by odgarnąć moje mokre włosy z mojej twarzy i szyi. – No i wiesz, jestem tylko facetem. Chyba żaden z nas nie odmówiłby możliwości bezkarnego dotykania półnagiej dziewczyny.

        Powinnam być oburzona lub zaniepokojona jego słowami, ale nie byłam. Uspokoiłam się, bo może gdzieś tam głęboko obawiałam się, że może odrzucać moje ciało przez to, co przeżyłam.

        Wbrew temu, co się niektórym wydawało, nie potrzebowałam odizolowania od mężczyzn. Potrzebowałam zapewnienia, że wszystko ze mną w porządku pomimo tego, co się stało.

        – Przepraszam, byłem zbyt bezpośredni?

        – Nie – pokręciłam głową, przenosząc dłonie na jego szorstką od zarostu twarz. Pogładziłam policzki i objęłam jego twarz, chcąc, by patrzył mi w oczy. – Nie boję się kontaktu fizycznego, wiesz? Może na początku tak, ale nie teraz, nie z tobą. Pragnę czuć to wszystko, co było mi wcześniej nieznane. Po prostu czasami się boję, bo nie wiem, czy moje uczucia są odpowiednie. Może nie powinnam czuć się tak swobodnie, ale wiem, że ten dotyk – przesunęłam jedną z dłoni na jego nagi tors pokryty jedynie kropelkami wody. – Ten dotyk nie jest tym samym, co jego dotyk.

        – Masz rację – wyszeptał tuż przed moimi ustami. – Mój dotyk nigdy cię nie zrani, przysięgam. I nigdy nie bój się tego, co czujesz. Tylko ty wiesz, co tak naprawdę masz w sercu i tylko ty możesz zdecydować czy dla ciebie jest to coś dobrego czy złego.

        Nie musiał przysięgać, doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.

        Zamknęłam oczy i pokonałam ostatnie milimetry, które dzieliły nasze usta. Nogi mocniej zacisnęłam wokół jego talii, a prawą dłoń trzymałam na jego sercu, czując, jak coraz szybciej bije.

        Kochałam uczucie, że bije mocniej dzięki mnie.

        Archer śmielej zaczął krążyć dłońmi po moim ciele zanurzonym pod wodą, a jego język rozchylił moje mokre wargi. Wszystko było dla mnie nowością, ale przy nim wszystkie te rzeczy wydawały mi się takie instynktowne.

        Godzinę, wiele pocałunków i przekomarzania się później, leżeliśmy na dużym kocu. Słońce delikatnie ogrzewało moje ciało, ale to ramiona wokół mnie dawały mi najwięcej ciepła w środku.

        – Archer.

        – Co tam?

        – Rano do kawiarni przyszła twoja siostra. Sporo gadałyśmy i razem z Phoebe stwierdziły, że chcą mi założyć instagrama i coś tam jeszcze. Było mi głupio powiedzieć, że nie wiem co to, więc tylko przytaknęłam.

        Niepewnie uniosłam się obok jego ciała, opierając się na łokciu. Jakoś przy chłopaku nie bałam się swojej niewiedzy.

        – Po pierwsze, nigdy więcej nie wstydź się, że czegoś nie wiesz, dobrze? – Pokiwałam głową, gdy odgarnął mi za ucho prawie już suche włosy. – A co do instagrama, jeśli mogę ci coś doradzić, nie zgadzaj się. Jesteś za dobra na te wszystkie portale społecznościowe.

         – Dlaczego? – Zapytałam, marszcząc brwi.

        – Instagram, facebook i wiele innych. Wszystkie te aplikacje polegają mniej więcej na tym samym. Wstawiasz swoje zdjęcia, dokumentujesz swój dzień, udostępniasz ulubioną muzykę.

        – Co w tym złego?

        – Wiesz, myślę, że zamysł był całkiem dobry, ale kierunek, jaki to wszystko obrało już nie – westchnął, patrząc na mnie z dziwnym zamyśleniem w oczach. – W każdej minucie jesteś tam zalewana setkami idealnych zdjęć. Wmawiają ci, jak powinnaś wyglądać, by naprawdę być piękną, doprowadzając normalne dziewczyny do szaleństwa i braku wiary w siebie. Na instagramie pokazywany jest tylko wycinek z życia tych wszystkich pięknych gwiazd, które w rzeczywistości również mają wady. Wiesz, w okresie, gdy byłem wyśmiewany i wstawiałem jakieś zdjęcie z nadzieją, że może tym razem ktoś je polubi, myśląc, że ilość serduszek pod zdjęciem definiuje to, jak dobry jestem. Tyle razy robiłem siostrze zdjęcia, a potem denerwowała się na mnie, bo nie były wystarczająco dobre, by mieć dużo polubień. Jak ludzie, których słabo znasz, mogą w ogóle oceniać to, czy wyglądasz „wystarczająco ładnie"?– Na twarzy Archera pojawiła się złość. – Miliony osób robi to samo, co chwilę sprawdzają ilość polubień i obserwatorów, bo wmawiają nam, że to świadczy o naszej wartości. A w rzeczywistości? Na ile osób z tych obserwatorów możesz tak naprawdę liczyć w prawdziwym życiu? Mam wrażenie, że ciągle musisz tam udowadniać swoją wartość. I po co, po co jest to wszystko? – Przerwał, biorąc głęboki oddech, a potem spojrzał mi głęboko w oczy, jakby chciał, by jego słowa w pełni do mnie trafiły. – Kocham w tobie to, że jesteś taka szczera, niezniszczona przez świat. Nie chcę, byś musiała udowadniać w internecie, że jesteś coś warta. Bo już teraz jesteś wystarczająco piękna. Tutaj w środku – szepnął, kładąc swoją dużą dłoń w miejscu, gdzie biło moje serce. – Tutaj jesteś najpiękniejszą osobą na świecie i nie chcę, byś kiedykolwiek w to zwątpiła. Może to samolubne, ale nie chcę być uległa modzie tego świata, po prostu pozostań sobą, pszczółko.

        – Jesteś niesamowity, wiesz? Każdy, kto kiedykolwiek cię wyśmiewał, nie jest wart, by przebywać w twoim towarzystwie. – Szepnęłam, pociągając nosem.

        – Hej, czy ty płaczesz? Nie to chciałem osiągnąć.

        – Jest w porządku, po prostu zastanawiam się, czym sobie na ciebie zasłużyłam.

        Ponownie położyłam głowę na jego piersi, czując, jak składa na moich włosach delikatny pocałunek.

        Zacisnęłam oczy, by nie uronić kolejnych łez. Nie chciałam, by się martwił. Nie płakałam ze smutku, a z radości. Jakimś cudem znalazłam na tym świecie człowieka, dla którego nie musiałam być idealna, nie musiałam być taka, jak oczekiwał ode mnie tego świat.

        Wystarczyło, że byłam sobą. Wystarczająco dobrą wersją siebie.

~~

        Z radia płynęła spokojna muzyka, a za oknem samochodu roztaczał się piękny zachód słońca. Byłam wypoczęta i zrelaksowana po całym dniu spędzonym nad wodą. Jednak te wszystkie rzeczy nie były ani trochę tak atrakcyjne, jak widok Archera, który skupiony prowadził samochód.

        Jak przystało na odpowiedzialnego, mądrego kierowcę, wzrok cały czas miał utkwiony w przedniej szybie i tylko jego prawa dłoń była złączona z moją, opierając się na moim udzie. Głowę miałam przechyloną w bok i cały czas wpatrywałam się w jego rozluźnioną, opaloną twarz.

        Ten dzień był dla mnie czymś niezwykłym i nie tylko, dlatego, że spędziłam go z Archerem. Chodziło też o to, jak się czułam. Jak Archer sprawiał, że się czułam.

        Tego dnia byłam piękna, szczęśliwa, beztroska i warta ratunku, jaki mi ofiarowano. Czułam, że mam do zaoferowania coś o wiele więcej niż jedynie swoje ciało, tak jak „wujek" wmawiał mi przez całe życie.

        Mogłam zaoferować komuś swoje towarzystwo, swój czas, swoje serce. A najpiękniejsze było to, że Archer chciał tego wszystkiego. Chciał całą mnie, łącznie ze wszystkimi wadami i zniszczeniami, jakie dokonały się we mnie w ciągu tych wszystkich lat.

        Właśnie dlatego nie chciałam, by ten dzień się kończył. I nie chodziło o to, że nie lubiłam swojego nowego życia. Uwielbiałam. Problemem był fakt, że w codzienności musiałam mierzyć się z wątpliwościami i obawami. Ciągle zastanawiałam się, czy jest gdzieś tam ktoś, kto za mną tęskni. Obawiałam się, że już za chwilę mogę stracić wszystko to, co udało mi się zdobyć.

        Może gdybym była trochę odważniejsza, poprosiłabym Archera, by jechał dalej przed siebie, jak najdalej i jak najdłużej.

        Przy Archerze nie było miejsca na obawy i smutki. Było tylko czyste i niezmącone niczym szczęście. A ja po prostu pragnęłam, by trwało jak najdłużej.

        Czy to było takie złe?

        – Hej, pszczółko. Jesteś tu ze mną?

        – Przepraszam, zamyśliłam się.

        Z uśmiechem patrzyłam, jak spogląda w moją stronę, a na jego twarzy pojawia się prawdziwa radość. Nasza podróż niestety już się skończyła, ale przynajmniej Archera wciąż miałam blisko siebie.

        – Czasem zastanawiam się, o czym tak intensywnie myślisz. Wiele bym dał, żeby się dowiedzieć.

        – Hmm, lepiej nie. – Mrugnęłam do niego i obserwując jego rozbawienie, opuściłam samochód, zamykając za sobą drzwi.

        Spojrzałam na dom i zamarłam. Żałowałam, że nie poprosiłam Archera, by jechał dalej.

        – Co tu robi policja?

        – Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć – wyszeptałam drżącym głosem.

         Policja ot, tak nie przyjeżdża do ciebie wieczorem, a przynajmniej nie wtedy, gdy nie stało się nic złego.

        Archer posłał mi zaniepokojone spojrzenie, a potem chwycił moją dłoń, nie puszczając jej ani na sekundę. Nie puścił jej nawet wówczas, gdy wszyscy zgromadzeni w salonie mogli zobaczyć nasze złączone dłonie.

        Zresztą nie dbałam już o to, co inni pomyślą.

        Widok policji i psychologa w jednym pomieszczeniu nie mógł wróżyć niczego dobrego.

        – O co tu chodzi, co się dzieje? – Zapytał Archer.

        – Gwen. – Jeden z policjantów wstał z kanapy, patrząc na mnie uważnie. – Myślę, że... Znaleźliśmy twojego brata.

       Nogi się pode mną ugięły.

        – Brata? – Zapytałam drżącym głosem. – Ja mam brata?

Hej kochani :* 

Kolejny piątek, a co za tym idzie, kolejny rozdział. Co sądzicie? Jak wrażenie? Myślicie, że rzeczywiście znaleziono brata Gwen, a jeśli tak, to czy będzie on dla niej czymś dobrym? Chętnie poczytam Wasze opinie. Mogę obiecać, że wkrótce odkryjemy kilka niewiadomych, które mam nadzieję, bardzo Was zaskoczą ;) 

Starałam się wpleść w ten rozdział dużo emocji i mam nadzieję, że w miarę mi się to udało.

Co do fragmentu rozmowy na temat instagrama, to zainspirował mnie do tego pewien filmik. Zastanawiałam się czy Wam go udostępnić, ale w końcu stwierdziłam, że każdy powinien go obejrzeć. Wiem też, że pewnie nie każdy ma instagrama, ale sądzę, że jest to treść uniwersalna i odnosi się również do telewizji, gazet i ogólnie naszej dzisiejszej codzienności. Nie chcę też zupełnie odradzać używania wszystkich tych aplikacij, bo sama posiadam chociażby instagrama. Chodzi o to byśmy nie dali się zwariować. Zresztą, jeśli obejrzycie ten filmik, zrozumiecie o co mi chodzi.

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro