Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

        Nuciłam pod nosem kolejną piosenkę, której dźwięki wydobywały się z moich białych słuchawek. Dostałam je razem z telefonem, ale nigdy wcześniej ich nie używałam. Przez wiele lat prawie nie miałam styczności z muzyką, a jeśli już to tylko z klasyczną, więc do tej pory nie czułam potrzeby kontaktu z muzyką.

        Teraz jednak przez cały ranek słuchałam piosenek Linkin Park. Archer miał rację, byli świetni. Jedynym minusem był fakt, że w niektórych momentach, gdy słuchałam głosu wokalisty, robiło mi się bardzo smutno.

        Ktoś tak utalentowany nie powinien chcieć tak szybko znikać z tego świata. Nikt nie powinien tego chcieć, oczywiście w idealnym świecie. A temu, w którym żyliśmy, najwyraźniej dużo brakowało do ideału.

        Mimo że piosenki nie należały do jakichś radosnych, czy pełnych energii, były dla mnie idealne, jako akompaniament do robienia śniadania.

        W ten poniedziałkowy poranek specjalnie wstałam wcześniej, chcąc poszukać jakiegoś przepisu na pyszne śniadanie. Postanowiłam jakoś wykorzystać wolny czas i energię, która mi towarzyszyła.

        Znalazłam przepis na bananowe placuszki, więc z zapałem poszłam do pobliskiego sklepu, żeby kupić wszystkie składniki i owoce. Może to głupie, ale gdy płaciłam przy kasie swoimi pierwszymi zarobionymi pieniędzmi, byłam z siebie niesamowicie dumna. Jeśli udało mi się zarobić własne pieniądze, to mogłam wszystko, prawda?

        Zdjęłam z patelni ostatnią sztukę, odkładając pysznie wyglądającego placuszka na duży talerz. Wcześniej poustawiałam wokół pokrojone owoce, krem czekoladowy i dżem, mając nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie.

        Podskoczyłam, wystraszona, gdy poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu. Odwróciłam się z radością, która leciutko przygasła, gdy zamiast Archera zobaczyłam jego tatę. Oczywiście z widoku Georga również się cieszyłam, ale bardzo stęskniłam się za chłopakiem, mimo że od naszej ostatniej rozmowy nie minęło wiele czasu.

        Wyciągnęłam słuchawki z uszu i posłałam mężczyźnie szeroki uśmiech.

        – Nie byłam pewna czy nie wyszedłeś jeszcze do szpitala.

        – Na moje szczęście nie. Rozumiem, że dla mnie również starczy.

        Mężczyzna z radością spojrzał na zastawiony stół. Najwyraźniej trafiłam w jego gust, bo zanim zdążyłam odpowiedzieć, chwycił w swoje szczupłe dłonie jedną sztukę, odgryzając kawałek.

        – Oczywiście. – Zachichotałam, czując przyjemne uczucie, bycia potrzebną i docenioną.

        – Przykro mi, ale czy miałabyś coś przeciwko, gdybym zabrał kilka na wynos? Niestety trochę się śpieszę.

        Spojrzał na zegarek na dłoni i lekko się skrzywił. W kącikach oczu uwidoczniły mu się zmarszczki i od razu było widać, że jest mu z tego powodu przykro.

        Jak mogłabym być zła, skoro jego praca uratowała moje życie i zapewne życie wielu innych osób?

        – Nic nie szkodzi, zjem z Archerem.

        – Obawiam się, że mój syn jest już w warsztacie. Podobno z Bradem mają jakąś ciężką naprawę. Wczoraj wieczorem mówił, że chcą się tym jak najszybciej zająć.

        – Och. – Moje ramiona opadły.

        Nie powiem, że nie zrobiło mi się trochę smutno. Wiedziałam, że to nie była ich wina, ale mimo wszystko, to nie dla siebie tak się postarałam ze śniadaniem. Nie ważne jak bardzo starałam się być wyrozumiała, nie mogłam uniknąć zawodu.

        – Nie smuć się, proszę. – Położył mi swoją dłoń na ramieniu. – A może zaniosłabyś śniadanie naszym pracusiom? Jeśli dobrze znam swojego syna, to pewnie nic nie zjadł przed wyjściem. – Zaproponował, a na jego twarzy pojawił się zachęcający uśmiech.

        – Myślisz, że by się ucieszył? To znaczy... czy by się ucieszyli?

        Uniosłam głowę, by móc spojrzeć mężczyźnie w oczy. Cały czas byłam trochę zdezorientowana i nie wiedziałam jak mam się zachowywać w stosunku do Archera. Co było właściwe, a co byłoby jak najbardziej nie na miejscu?

        – Jestem tego pewien. – Puścił do mnie oczko, a na jego ustach rozciągnął się dziwny uśmiech.

        Naprawdę, bardzo chciałabym znać znaczenie tych wszystkich min Archera i jego ojca, bo ta niewiedza, o czym myślą, czasami wprowadzała mnie w prawdziwą frustrację.

        Pożegnałam się z Georgem, a potem po kilkuminutowym poszukiwaniu, ustawiłam talerze z jedzeniem na drewnianej, dużej tacy. Chwyciłam ja w obie dłonie i przechodząc przez tylne drzwi, ruszyłam do warsztatu.

        Ostrożnie stawiałam każdy krok, by przypadkiem nie pozbyć się całego śniadania, a gdy dotarłam tylnego wejścia, z radością dostrzegłam, że drzwi są otwarte.

        Już miałam wejść do środka, ale w ostatniej chwili się zatrzymałam, gdy usłyszałam swoje imię.

        – Co jest między tobą a Gwen? – zapytał Bradley.

        Podsunęłam się bliżej szpary w drzwiach, dostrzegając Archera, który siedział na kanapie, wycierając dłonie. Brad stał do mnie tyłem, oparty o samochód.

        Archer westchnął i przelotnie patrząc na przyjaciela, wzruszył ramionami.

        – Nic, przyjaźnimy się.

        Nie powinnam czuć się źle z tym, że nazwał nas przyjaciółmi. W końcu tym właśnie byliśmy. Dodatkowo dzień wcześniej poprosiłam go, by nikomu nie mówił o naszym pocałunku. Nie wiem, czego się bałam, ale byłam przestraszona na myśl, że ktoś mógłby się o tym dowiedzieć.

        Co by sobie o mnie pomyśleli?

        – Jasne, a ja umawiam się z Jennifer Lopez – prychnął blondyn.

        – Chyba w twoich snach, stary. Wybacz, ale za wysokie progi jak na twoje nogi.

        Na ustach Archera pojawił się szeroki uśmiech, który zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Nawet teraz, w ostatniej chwili uratowałam śniadanie przed upadkiem, bo zbyt wielką uwagę poświęciłam twarzy chłopaka.

       Czy zawsze musiałam tak bardzo fascynować się takimi szczegółami, które sprawiały, że jeszcze bardziej go uwielbiałam?

        – Spadaj, jakbyś ty miał u niej szanse. – Prychnął, rzucając w Archera brudną ścierką. – A teraz tak poważnie, każdy widzi tę chemię między waszą dwójką. Na tej imprezie... stary, aż od was iskrzyło. Poświęcasz jej tyle uwagi, robisz dla niej te wszystkie słodkie rzeczy, z których zawsze się śmiałeś. No i widzę, jak patrzysz na Gwen. Nigdy nie patrzyłeś na żądną dziewczynę w ten sposób. Jeśli teraz mi powiesz, że dla ciebie to tylko przyjaciółka, zamierzam cię wysłać na leczenie.

        Z twarzy mężczyzny zniknął uśmiech, a zastąpiła go niepewność i zamyślenie.

        – Nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo nawet ja do końca tego nie rozumiem. – Powiedział i zaczął obracać brudną szmatkę w dłoniach. – Gwen wzbudza we mnie uczucia, jakich nigdy dotąd nie doświadczyłem, więc czuję się zagubiony. Nie wiem, jak mam się przy niej zachowywać, bo boję się przekroczyć jakąś granicę. Pszczółka jest taka krucha i martwię się, że jeden nieuważny krok i cały postęp, jaki udało jej się zrobić, przepadnie. Gdy jestem z Gwen, czuję się, jakbym chodził po krawędzi klifu. Z jednej strony podziwiasz piękne widoki, które się przed tobą roztaczają, a z drugiej jesteś przerażony, że za chwilę spadniesz, rozumiesz? – Uniósł głowę, patrząc na przyjaciela. – Właśnie tak jest z Gwen. Chcę być bliżej niej, chcę jej pomóc uporać się z przeszłością i pokazać, jaki świat jest piękny, że uczucia mogą być też dobre. A potem chodzę po tej pieprzonej krawędzi, bo jeden zły krok i wszystko schrzanię. Jestem silnym facetem, a Gwen jest tak naprawdę wobec mnie bezbronna, ale to ja boję się jej, wiesz? Jestem przerażony, co ze mną zrobi, jeśli w pewnym momencie mnie odepchnie lub coś jej się stanie.

        – Archer, znam cię od dziecka i uwierz, że jestem w stanie czytać z ciebie jak z otwartej księgi. Mówisz o Gwen z takimi emocjami... to jest warte ryzyka, przyjacielu. Nigdy nie wiemy, co będzie jutro. Może uderzy w nas cholerny meteoryt. Może ulegniemy zagładzie przez zombie albo zaatakują nas obcy – parsknął śmiechem, a na twarzy Archera pojawił się delikatny uśmiech, który rozchmurzył jego oczy. – Nie wiemy, co nas czeka, ale jeśli jutro mielibyśmy umrzeć, czy nie żałowałbyś, że nie spróbowałeś? Wiem, że zawsze wstydziłeś się tego, że jesteś bardziej otwarty na uczucia innych i wszystko przeżywasz mocniej. Zawsze martwiłeś się, że nie dorastasz do czyichś oczekiwań. A Gwen nie ma tak naprawdę żadnych oczekiwać, więc nie musisz się już bać. Możesz być po prostu sobą, bo wtedy jesteś najlepszą wersją samego siebie. Pewnie brzmię ckliwie, więc skończmy tę rozmowę, ale powiem ci jeszcze tylko jedno. Myślę, że oboje możecie dać sobie nawzajem coś dobrego. Możecie nauczyć się od siebie czegoś ważnego. I pamiętaj o tym, gdy ją następnym razem zobaczysz.

        Zrobiłam kilka kroków w tył i oparłam się całym ciałem o ścianę warsztatu. Przymknęłam oczy, starając się uspokoić swoje rozszalałe serce. Każde słowo, które powiedział Archer... Jakim cudem trafiłam na kogoś tak wspaniałego?

        Może nie zdawał sobie sprawy, ale mnie również przerażał. Nie pod względem fizycznym, bo wiedziałam, że nie zrobi mi krzywdy, ale emocjonalnym to już zupełnie coś innego.

        Oboje byliśmy zagubieni i być może mogliśmy razem stworzyć jakąś relację. Wystarczyło może tylko troszkę odwagi i pokazanie mu, że wcale nie jestem taka krucha, że nie rozpadnę się pod wpływem najmniejszej porażki.

        Może przykład zombie nie był najlepszy, ale nie wiedzieliśmy, co będzie jutro. Więc może warto było zacząć żyć dniem dzisiejszym?

        Wzięłam głęboki oddech i delikatnie się uśmiechnęłam, nie chcąc, by poznali, że coś wiem. Zdążyłam poznać Archera na tyle, by wiedzieć, że czułby się źle, z tym że tak bardzo odkrył przede mną wszystkie uczucia.

        – Śniadanie dla dwóch pracusiów – zawołałam, popychając biodrem drzwi.

        Oboje ze zdziwieniem spojrzeli w moją stronę, a gdy tylko zobaczyli jedzenie w moich rękach, miałam wrażenie, że ich oczy zaświeciły się ze szczęścia.

        Albo byli naprawdę głodni, albo trafiłam w ich gust.

        – Kobieto, jesteś wielka. – Brad z zapałem odsunął się od samochodu, ruszając w moim kierunku. – Jak widzisz, mam okropnego szefa i każe mi tak wcześnie przychodzić do pracy. – Poskarżył się, zabierając tacę z moich rąk.

        – Tylko zostaw coś temu swojemu niedobremu szefowi – zachichotałam, patrząc, jak z uwielbieniem obejmuje drewnianą tacę.

        – Nie martw się, zostawię mu jakieś okruchy.

        – Ty głąbie, a może zapytałbyś najpierw, czy Gwen w ogóle zdążyła coś zjeść – zganił go Archer, patrząc na mnie i czekając na odpowiedź.

        Nie zdążyłam powiedzieć choćby słowa, ale bez problemu odczytał odpowiedź z mojej twarzy.

        – Przestań się obżerać i zostaw też cos dla Gwen.

        Archer podszedł do przyjaciela i uderzając go w tył głowy, wyrwał mu z rąk tacę. Następnie chwycił mnie za dłoń i pociągnął w stronę kanapy.

        – Przepraszam – wymamrotał przepraszająco Brad, przełykając resztki jedzenia.

        – Nic się nie stało. Przygotowałam śniadanie, ale twój tata musiał wyjść, a był pewien, że nic nie zdążyliście zjeść. – Powiedziałam, tym razem starając się, by odnosić się do ich dwójki, a nie tylko do Archera. – Pomyślałam, więc, że pewnie jesteście głodni.

        – Bardzo, dziękujemy.

        Popatrzyłam w jego iskrzące radością oczy. Jeszcze przed chwilą był smutny, czy to możliwe, że to z powodu mojego pojawienia się znowu był radosny?

        Nie wiedziałam, ale chciałam spróbować tego, cokolwiek mogłoby między nami być.

        Przez kolejną godzinę jedliśmy zimne już placuszki i rozmawialiśmy na przeróżne tematy, co jakiś czas się śmiejąc. Czułam się szczęśliwa i beztroska, a spędzanie czasu w pobliżu Archera było dodatkowym plusem.

        Gdy na zegarku wybiła ósma, zdałam sobie sprawę, że muszę się zbierać, by nie spóźnić się do pracy. Phoebe pewnie nie byłaby bardzo zła, ale chciałam w pełni zasłużyć na swoje wynagrodzenie, nie będąc traktowana ulgowo.

        Archer zaoferował, że pomoże mi odnieść wszystkie rzeczy do kuchni, więc zostawiliśmy Brada samego na kilka minut i udaliśmy się do domu.

        – Jeszcze raz dziękuję za śniadanie. Było bardzo smaczne.

        Archer uśmiechnął się do mnie uroczo, gdy już wszystko posprzątaliśmy. Za ten uśmiech mogłabym codziennie wstawać w środku nocy i robić mu takie placuszki.

        – Nie ma za co. Ktoś musi pilnować, byś jadł – palnęłam, od razu żałując swoich dziwnych słów. – Nie ważne. – Machnęłam ręką. – Ja muszę się zbierać, więc miłego dnia.

        Nie pozwoliłam mu odpowiedzieć. Stanęłam na palcach i obejmując go za szyję, delikatnie go pocałowałam. Od razu odwzajemnił mój pocałunek, pogłębiając go i delikatnie obejmując mnie w talii. Po całym moim ciele przeszły przyjemne dreszcze, a ja przypomniałam sobie, jak to było leżeć z nim w łóżku, będąc namiętnie całowaną.

        Pocałunek nie trwał długo, ale gdy już się od siebie odsunęliśmy, pozostawił nas bez tchu. Gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam jego płonące spojrzenie, wiedziałam, że musiałam iść, zanim zupełnie zapomnę o całym świecie na rzecz innego małego świata, który był pewnym niebieskooki, zawracającym w głowie mężczyzną.

        Zostawiłam Archera bez żadnych wyjaśnień, mając nadzieję, że nie postąpiłam zbyt gwałtownie.

        Nie zamierzałam jednak żałować, bo pocałunki z nim były jednym wielkim „wow". A każdy lubi wielkie „wow", prawda?

Hej kochani :*

Jak podoba się nowy rozdział? Może nie ma zbyt wiele akcji, ale już w następnym rozdziale wydarzy się coś ważnego ;) 

W ogóle to jestem na siebie strasznie zła, bo w te wakacje miałam pełną parą ruszyć z pisaniem tej książki i za kilka miesięcy wysłać ją do wydawnictwa. A na ten moment jest jedna, wielka klapa. Przez cały tydzień nie mogłam napisać tego rozdziału i tak właściwie dopiero dzisiaj go napisałam. Nie wiem czemu mam taką blokadę :/

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro