Rozdział 2
Cicho jęknęłam, gdy z trudem udało mi się uchylić powieki. Przełknęłam ślinę, czując ból w gardle i niepewnie rozejrzałam się po nieznanym mi, białym pomieszczeniu.
Nie miałam pojęcia, gdzie się znajduję, a ta niepewność mnie przerażała. Czyżbym znowu trafiła do jakiegoś mężczyzny?
Zadrżałam na samą myśl o tym, a gdy zobaczyłam człowieka wchodzącego do środka, miałam ochotę się rozpłakać.
Może i byłam słaba, co zawsze powtarzał mi wujek, ale chyba nie miałam już więcej sił. Nie byłam pewna czy ciągle jestem w stanie znieść to, co zsyła na mnie los.
– Nareszcie się obudziłaś, już zaczynaliśmy się martwić – powiedział z uśmiechem, podchodząc do mojego łóżka.
W szczupłych dłoniach trzymał jakieś kartki, a na jego twarzy pokrytej delikatnymi zmarszczkami zawitał szeroki uśmiech.
I nagle przypomniałam sobie uśmiech wujka tamtego dnia. Też był taki sympatyczny i pełen zaufania.
– Proszę nie – wyszeptałam, czując, jak moje gardło zaciska się ze strachu.
Usiadłam i odsunęłam się na łóżku, a po moich policzkach zaczęły spływać świeże łzy. Podciągnęłam kolana do brody i opierając na nich twarz, oplotłam ramiona wokół nóg.
Chciałam zwinąć się w kulkę, tak by już nikt nie mógł mnie tknąć.
Pragnęłam stać się niewidzialna.
– Hej, spokojnie. Nic ci nie zrobię – zapewnił i położył dłoń na moim ramieniu.
Wzdrygnęłam się na ten dotyk, wyobrażając sobie, że zaraz przesunie swoją rękę w dół.
– Nie mam siły, nie teraz. Nie chcę ci dziękować – wyjąkałam, zalewając swoje nagie kolana łzami.
Zacisnęłam palce mocniej, czując, jak paznokcie zaczynają wbijać się w moją poranioną skórę we wnętrzu dłoni.
Robiłam to zawsze, gdy do mnie przychodził. Tylko to pozwalało skupić mi się na czymś innym niż ból. Tylko to odciągało moją uwagę od tego, co ze mną robił.
– Nie musisz mi za nic dziękować – powiedział, zabierając swoją dłoń.
– Naprawdę? – szepnęłam z nadzieją.
Niepewnie uniosłam twarz z kolan i spojrzałam na niego załzawionymi oczami.
Patrzył na mnie z emocjami, które nie do końca rozumiałam, ale nie zbliżał się do mnie i nie wyglądał, jakby za chwilę miał mnie dotknąć.
Jedyne co wiedziałam to, że wyglądał na naprawdę zdezorientowanego.
– Naprawdę – skinął głową. – Jesteś tu bezpieczna. Jak masz na imię?
– Gwendolyn.
– A więc Gwen, mogę tak do ciebie mówić?
Pokiwałam głową szczęśliwa, że nie zwraca się do mnie pełnym imieniem. Nie lubiłam tego, ale wujek bardzo lubił moje pełne imię.
– Jesteś w szpitalu, a ja jestem twoim lekarzem. To ja i mój syn znaleźliśmy cię na tamtej drodze. Widzę, że jesteś przerażona, ale obiecuję, że jesteś tu bezpieczna i nikt cię nie skrzywdzi. Muszę ci zadać pytanie – powiedział, przełykając ślinę. – Czy ktoś cię skrzywdził? Czy zostałaś zgwałcona, Gwen? Zbadał cię ginekolog i w okolicach intymnych masz trochę otarć, więc...
– Nie – pokręciłam głową.
Zgryzłam wargę, zastanawiając się, czy go nie okłamałam. Nie wiedziałam, co oznaczało to słowo.
Czym był gwałt? Nie miałam pojęcia, ale bałam się zapytać... Gdyby to było coś ważnego, wujek na pewno nauczyłby mnie tego słowa, prawda?
– Jesteś pewna?
Pokiwałam głową, obejmując się ramionami.
– No dobrze – westchnął. – Muszę jeszcze odebrać kilka twoich wyników, więc przyjdę później i opowiem ci dokładnie co z twoim zdrowiem. Pamiętasz może jakiś kontakt do twoich rodziców? Muszę do nich zadzwonić i poinformować, że tu jesteś.
– Rodziców?
– Tak.
– Ja... nie mam kogoś takiego.
– A kto się tobą zajmował?
– Wujek... ale on nie żyje – szepnęłam.
Do mojej głowy w jednej chwili powróciły wspomnienia jego martwego ciała osuwającego się na ziemię. Zacisnęłam powieki i wzięłam drżący oddech.
A co jeśli ci mężczyźni wciąż będą mnie szukać?
– W takim razie kto się tobą zajmował? Ile masz lat, Gwen? – zapytał, nagle wyglądając na jeszcze bardziej zaniepokojonego.
– Dziewiętnaście – szepnęłam. – Mieszkałam z wujkiem, ale on...
– Nie żyje, tak? Od jak dawna? Czy możesz mi powiedzieć coś więcej?
Pokręciłam głową, nie chcąc zdradzać mu szczegółów. Co, jeśli współpracował z tymi ludźmi? Co, jeśli będzie chciał mnie ze sobą zabrać, tak jak kiedyś zrobił to wujek?
W tamtym momencie milczenie wydawało mi się o wiele bezpieczniejsze.
– Posłuchaj. Tutaj naprawdę jesteś bezpieczna i nie musisz się bać. Nie wiem, co ci się przytrafiło, ale sądząc po stanie, w jakim cię znaleźliśmy, nie było to nic przyjemnego. Naprawdę chcę ci pomóc, ale muszę wiedzieć jak. Jeśli nie ze mną, może chciałabyś porozmawiać z psychologiem?
– Nie.
Jego jasne oczy posmutniały, a ze spierzchniętych ust wydobyło się ciche westchnięcie.
– No dobrze, może za jakiś czas postanowisz z kimś porozmawiać, gdy zobaczysz, że jesteś tu bezpieczna.
– Czy powinnam podziękować pana synowi? – zapytałam, przypominając sobie, że był jedną z osób, która mnie znalazła.
– Jeśli tylko chcesz – uśmiechnął się. – Pytał, czy może do ciebie zajrzeć. Wiem, że go nie znasz, ale jest trochę zmartwiony. To on pierwszy wyskoczył z samochodu i do ciebie podbiegł. Bardzo go zmartwił twój stan i w pewien sposób czuje się odpowiedzialny za twoje zdrowie.
– Dobrze, może przyjść, ale teraz chciałabym chwilę odpocząć – powiedziałam, odwracając wzrok w stronę okna.
Nie miałam ochoty na podziękowania, ale wiedziałam, że muszę być posłuszna w stosunku do mężczyzn. Zwłaszcza że ten chłopak najwyraźniej mi pomógł.
Czy kolejny raz mógł cokolwiek zmienić? Chyba nie. Bardziej już nie dało się mnie złamać...
– Dobrze, teraz pozwolę ci odpocząć, ale potem będziemy musieli omówić twoje wyniki i ustalić kilka faktów dotyczących tego, co ci się przytrafiło.
– Proszę pana?
– Tak?
– Ja... miałam coś przy sobie. Trochę kartek i...
– Wstążkę – dokończył za mnie. – Wszystko masz w szafce obok.
– Dziękuję.
Nerwowo zerknęłam w bok i odetchnęłam z ulgą, gdy w szufladzie, którą otworzyłam, ujrzałam swoje kartki, przewiązane czerwoną wstążką.
– Jeszcze jedno, Gwen. Możesz mi zdradzić swoje nazwisko? Niestety nie znaleźliśmy przy tobie żadnych dokumentów.
– Ja... nie wiem – powiedziałam, przełykając ślinę.
Odwróciłam głowę i zacisnęłam oczy, pragnąc, by przestał zadawać kolejne pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Przez kilka minut stał bez ruchu, a potem usłyszałam, jak zamyka za sobą drzwi.
Otworzyłam oczy, z których wypłynęło kilka słonych łez.
Tak bardzo się bałam, bo nie wiedziałam, co mnie jeszcze czeka. Czy mogło być gorzej? Bo nie byłam pewna czy jestem w stanie przeżyć coś jeszcze gorszego...
~~
Miałam wrażenie, że za chwilę zwariuję. Po wyjściu lekarza nie byłam w stanie ponownie zasnąć. Nie ważne jak bardzo się starałam, gdy zamykałam oczy, przed oczami wciąż miałam twarz martwego wujka.
Był jedyną osobą, która utrzymywała mnie przy życiu, a teraz byłam się w miejscu, gdzie podobno byłam bezpieczna. Czy mogłam ufać słowom tego lekarza? Przecież ja nawet nie wiedziałam, co to znaczy czuć się bezpiecznie.
Może i z wujkiem czułam się stabilnie, ale czy bezpiecznie? Zdecydowanie nie. W końcu nigdy nie wiedziałam, co jeszcze może się stać. Kilkukrotnie udowodnił mi, jak bardzo nieprzewidywalny był...
Nie chciałam odpowiadać na kolejne pytania, na które nie znałam odpowiedzi. Właśnie dlatego udawałam, że śpię za każdym razem, gdy ktoś wchodził do mojej sali.
Już nic nie wiedziałam, a każda kolejna wątpliwość przyprawiała mnie o jeszcze większy dreszcz strachu. I to właśnie ta niepewność była najgorsza.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.
Od razu zamknęłam oczy i schowałam policzek w poduszce, uspokajając oddech. Starałam się wyglądać jakbym, spała. Do tej pory działało, więc i teraz chyba powinno.
Niestety ku mojemu rozczarowaniu osoba, która weszła do środka, chyba nie zamierzała wyjść. Usłyszałam ciche skrzypnięcie przed sobą i domyśliłam się, że ktoś musiał usiąść na małym krzesełku, które jak na złość stało naprzeciwko mojej twarzy.
Cicho przełknęłam ślinę, starając się jakoś wyczuć intruza. Czy to kobieta, a może mężczyzna? Jakie ma wobec mnie zamiary?
Niestety przez kilka kolejnych minut nie dostałam odpowiedzi na żadne z tych pytań. Ten ktoś cały czas siedział w bezruchu, a ja mogłam jedynie słyszeć jego cichy, miarowy oddech.
Czego chciał? Gdyby ten ktoś przyszedł mnie skrzywdzić, już by to chyba zrobił, prawda? Mógł wykorzystać to, że spałam. Wujek często tak robił. To mu dawało przewagę na początku, gdy jeszcze starałam się stawiać opór. Gdy się budziłam, zazwyczaj nie miałam z nim już żadnych szans.
Poczułam gorące łzy pod powiekami, gdy do mojej głowy zaczęły napływać pierwsze wspomnienia z jego domu. Tyle bólu i smutku...
Nie byłam w stanie powstrzymać samotnej łzy, która wypłynęła spod mojej zamkniętej powieki, tworząc mokry ślad na moim policzku.
Nastąpiło głośne westchnięcie, a ja już wiedziałam, że ten ktoś wie, że już nie śpię.
Z szybko bijącym sercem otworzyłam oczy, napotykając spojrzenie, którego zdecydowanie się nie spodziewałam.
Patrzyły na mnie duże błękitne oczy, otoczone przez masę gęstych, czarnych rzęs. Oczy wypełnione emocjami, których ponownie nie rozumiałam. Oczy anioła, którego widziałam, gdy myślałam, że umieram na tamtej drodze.
Sęk w tym, że żyłam. A z tego wynikało, że to nie mógł być anioł.
Zaciekawiona przesunęłam spojrzenie na jego opaloną twarz, pokrytą delikatnym zarostem i duże, różowe usta, które były lekko rozchylone. Na jego czoło opadało kilka samotnych, brązowych kosmyków, które odłączyły się od reszty jego delikatnie kręconych włosów, sięgających trochę za ucho i schowanych za jego uszami.
Szerokie ramiona miał okryte koszulą w czarno - czerwoną kratę, a na jego piersi połyskiwał jakiś metalowy łańcuszek. Mimo że siedział, wyglądał na bardzo dużego i silnego.
Był mężczyzną, a ja powinnam być przerażona jego uważnym spojrzeniem, skanującym moje ciała. Ze swoją siłą mógł mnie złapać i pokonać w jednej chwili, a ja nawet nie zdążyłabym krzyknąć.
Jednak pomimo całemu rozsądkowi, który krzyczał bym się go obawiała, byłam po prostu ciekawa. Ciekawa, jakim cudem mężczyzna z krwi i kości może mieć takie łagodne spojrzenie, które uznałam za spojrzenie anioła. Ciekawa, dlaczego się go nie bałam.
– Mam nadzieje, że ta łza to nie z mojego powodu. Nie chciałem cię niepokoić – powiedział, spoglądając na mnie spod swoich długich rzęs.
Jego głos brzmiał spokojnie i delikatnie, a zarazem pobrzmiewał lekką chrypką. Był bardzo przyjemny i łagodny.
– Teraz widzę, że tata miał rację. Nie lubisz rozmawiać, co? – dodał, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. – Wiem, że mnie nie znasz i przepraszam, że się narzucam. Chciałem się tylko upewnić, że z tobą wszystko w porządku – westchnął, wstając z krzesełka.
– Twój tata?
– Mhm, jestem synem twojego lekarza. Podobno z tobą rozmawiał i zgodziłaś, żebym na chwilę przyszedł – powiedział, a na jego twarzy pojawiła się niepewność.
Uniósł rękę i przeczesał nią włosy, wyglądając na trochę zagubionego.
Zagryzłam wargę, nagle zawiedziona. Przez chwilę naprawdę pomyślałam, że on jest inny, łagodny... Przez chwilę wyglądał nawet na zagubionego, a mężczyźni zawsze byli bardzo pewni siebie.
Najwyraźniej jednak wszystko było tylko grą. Byłam taka głupia i naiwna.
– To ja już pójdę i nie będę ci przeszkadzał – powiedział i ruszył w stronę drzwi.
– Nie, poczekaj – powiedziałam przez zaciśnięte ze strachu gardło. – Przecież muszę ci podziękować.
Nie czekałam na żadne słowa z jego strony. Nie chciałam, by jeszcze bardziej mieszał mi w głowie tym swoim dziwnym zachowaniem. Niech weźmie to, na co zasłużył, pomagając mi, a potem niech da mi spokój.
Nie chciałam żadnych komplikacji.
Uważając na wenflon, tkwiący w mojej ręce obróciłam się na kolana, a potem drżąc na całym ciele, położyłam się na brzuchu, coraz głośniej oddychając.
Czując łzy pod powiekami, zacisnęłam zęby i sięgając za siebie, niepewnie podciągnęłam swoją szpitalną koszulę do góry, odkrywając nagie pośladki i uda.
Potem schowałam twarz w poduszce i zacisnęłam dłonie w pięści, czekając na ból, który zawsze przychodził.
– Co... co ty robisz? – usłyszałam jego drżący głos.
– Pomogłeś mi, więc muszę ci podziękować – wychrypiałam w poduszkę. – Po prostu mnie weź.
Zacisnęłam powieki i wbiłam paznokcie w skórę.
To tylko chwila. Zaraz wszystko się skończy. Tylko ta myśl utrzymywała mnie przy zdrowych zmysłach...
Hej kochani :*
A więc, co sądzicie o dzisiejszym rozdziale? Ja jestem średnio zadowolona z tego jak mi wyszedł, ale chętnie poznam Wasze opinie ;)
Mam nadzieję, że teraz wreszcie odetchnę i nadrobię trochę pisanie. Jeśli zdałam egzamin, który wczoraj pisałam, to oficjalnie mam ponad dwa tygodnie wolnego :D Tylko choroba, która jeszcze do końca mi nie przeszła, trochę mnie irytuje, ale z tym chyba dam radę :P
Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro