Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

        Upiłam łyk czerwonego wina i z czystym sumieniem musiałam przyznać, że było całkiem dobre. Na początku nie bardzo wierzyłam dziewczynom, gdy zapewniały, że mi zasmakuje, ale teraz musiałam przyznać im rację.

        Siedziałam na łóżku, obserwując, jak ze śmiechem przygotowują się do wyjścia i nie mogłam pozbyć się z twarzy szerokiego uśmiechu. Tego wieczoru czułam się jak zupełnie normalna dziewczyna, niezniszczona przez przeszłość, szczęśliwa i beztroska. Słuchałam ich śmiechu i sama mogłam się śmiać.

        Nic nie trzymało mnie w swoich sidłach, nic mnie nie ograniczało.

        Nie wiedziałam, co będzie dalej, ale byłam wdzięczna za tą niepozorną chwilę normalności, nawet jeśli miałaby być ostatnią taką chwilą.

        Razem z Phoebe wcześniej zamknęłyśmy kawiarnię, a potem zaczęłyśmy przygotowywać się do imprezy w moim pokoju. Sama myśl o nowym doświadczeniu była dla mnie bardzo ekscytująca, a sposób, w jaki się do tego przygotowywałyśmy, sprawił mi wiele radości. Dziewczyny pomalowały mi paznokcie u dłoni i stóp na piękny czerwony kolor, zrobiłyśmy sobie maseczki, peelingi i nałożyłyśmy balsamy na całe nasze ciała. Przysięgam, że większości z tych kosmetyków nigdy nie widziałam na oczy, ale przyjemnie było ich używać. Tak po prostu, dla siebie.

        Umalowały mnie, jako pierwszą, a następnie zakręciły moje długie, brązowe włosy w delikatne fale. Oczywiście dostałam zakaz przeglądania się w lustrze, dopóki wszystkie nie będziemy w pełni gotowe. Nie miałam z tym jakiegoś wielkiego problemu, zważając na to, że nigdy nie poświęcałam zbyt wiele czasu na swój wygląd, a co dopiero na jego podziwianie.

        Dlatego też teraz czekałam cierpliwie, aż obie się uszykują i wreszcie poznam strój, który miałam założyć. Do tej pory nie wiedziałam, co to będzie i szczerze trochę się obawiałam tego, w co mnie ubiorą.

        Byłam pewna, że w żaden sposób by mnie nie ośmieszyły, ale z pewnością nie byłam tak pewna siebie, jak Phoebe i Maddy, by nosić niektóre rzeczy.

        – Niech panienka już wraca z krainy swoich marzeń, czas na stroje.

        Z zamyślenia wyrwał mnie radosny głos blondynki, która rzuciła się na łóżko, siadając obok mnie. Miałam wrażenie, że chyba wypiła nieco więcej od nas i dlatego była taka radosna. A może po prostu jak to na nią przystało, była takim małym wulkanem pozytywnej energii.

        – Mam się bać?

        Nie odpowiedziała, a zamiast tego położyła mi na kolanach sukienkę.

        Opuściłam głowę w dół i niepewnie wzięłam w dłonie delikatny, szary materiał, pokryty koronką. W ten sposób nie byłam w stanie dobrze jej obejrzeć, ale od razu mogłam stwierdzić, że będzie piękna.

        – No już jej tak nie oglądaj, tylko ubierz się i powiedz czy ci się podoba. – Pośpieszyła mnie Phoebe, siadając po mojej drugiej stronie.

        – Już widzę, że jest śliczna, ale na pewno dużo kosztowała. – Zmartwiłam się.

        – Nie przejmuj się, to prezent od nas, a prezentu nie możesz odrzucić – mrugnęła do mnie.

        Uśmiechnęłam się delikatnie, czując dziwny, przyjemny ścisk w klatce piersiowej.

        – Wybaczcie, ale pójdę się ubrać do łazienki – powiedziałam i nie czekając na ich odpowiedź, zamknęłam się w łazience.

        Wiedziałam, że pewnie nie mam się czego przy nich wstydzić, ale nagość raczej źle mi się kojarzyła. Chociaż może nie tyle sama nagość, a poczucie wstydu, które zawsze jej towarzyszyło.

        Może bałam się, że w jakiś sposób będą mnie oceniać?

        Odrzuciłam z głowy wszystkie złe myśli, nie chcąc zepsuć sobie tego wieczoru. Zrzuciłam szlafrok i szybko ubrałam na siebie czystą bieliznę i sukienkę, nie mogąc się doczekać, by  zobaczyć, jak wyglądam.

        Gdy już z wysiłkiem zapięłam suwak na plecach, jednym ruchem odwróciłam się do lustra i stanęłam jak wryta.

        Patrzyła na mnie zupełnie inna Gwen.

        Brązowe i błyszczące fale moich włosów delikatnie spływały po moich ramionach, okalając pomalowaną twarz. Oczy wydawały się większe i ładniejsze za sprawą tuszu do rzęs i pomalowanych brwi. Moja twarz wyglądała na o wiele zdrowszą i radośniejszą dzięki wszystkim kosmetykom, które zostały na nią nałożone, a pomalowane na czerwono usta dodawały mi trochę charakteru. No i sukienka, która zwieńczała to wszystko. Miała cienkie ramiączka, a jej dekolt pięknie podkreślał moją szyję i biust, dalej delikatnie rozszerzała się na boki. Pomiędzy koronkę były wplecione drobne, srebrne nitki, dzięki którym materiał lekko błyszczał.

        Wyglądałam pięknie i pierwszy raz mogłam to szczerze przed sobą przyznać. Jednak, co ważniejsze, po prostu czułam się piękna i jakby lepsza.

        A najwspanialsze było to, że patrząca na mnie Gwen była połączeniem przeszłości i teraźniejszości. Te wszystkie piękne rzeczy stanowiły teraźniejszość, ale moje wnętrze i czerwona wstążka, z dumą zawiązana na moim nadgarstku, przypominały o przeszłości, o tym, że mimo wszystkiego wciąż tu jestem.

        Długo wahałam się z zawiązaniem wstążki na dłoni. Przez tyle lat musiałam ją ukrywać, że gdy teraz mogłam nosić ją bez obaw, czułam, jakbym w ten sposób obnażała najintymniejsze zakamarki swojej duszy. Może i wstążka była jedynie wmawianym sobie od lat kłamstwem, ale wiele dla mnie znaczyła.

        Przesunęłam lewą dłoń na swój prawy nadgarstek i zacisnęłam na nim palce, czując łzy w oczach.

        Błagałam wszystkie siły, jakie kierowały światem, by zbyt szybko nie odbierały mi mojej wolności i szczęścia. Czystego, pięknego szczęścia, którego wreszcie zaznałam.

        – Ej, ej, ej. Nawet nie próbuj nam tu płakać, bo cały makijaż szlag trafi.

        Byłam tak zaaferowana swoim wyglądem, że nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy dziewczyny weszły do łazienki.

        – Dziękuję, nawet nie wiecie, ile mi ofiarowałyście przez ten jeden wieczór – szepnęłam.

        Pierwszy raz zacisnęłam dłonie nie dla bólu, a w nadziei, że wszystko się uda.

~~

        Siedziałyśmy przy jednym ze stolików w klubie, a ja niestety musiałam wymuszać uśmiech, by dziewczyny nie zorientowały się, że coś jest nie tak.

        Może było to głupie i dziecinne, ale sądziłam, że Archer przyjdzie z warsztatu, by się z nami pożegnać przed wyjściem. Chciałam, żeby zobaczył, jak wyglądam, bo w głębi serca liczyłam, że mogłoby mu się to spodobać.

        Niestety nie przyszedł, a ja naiwnie poszłam nawet do warsztatu, gdzie również go nie zastałam.

        Oczywiście dziewczynom wmówiłam, że to nic takiego, nie chcąc psuć im wieczoru. Niestety ten fakt zabolał mnie bardziej, niż mogłabym się tego spodziewać.

        Zaczynałam się poważnie martwić tym, jaką wagę przywiązuję do Archera. Suzanne stwierdziła, że bardzo zależy mi na jego opinii i to była prawda, ale już dawno to wszystko wyszło poza chęć, by mnie polubił.

        Zdecydowanie zbyt ważny się dla mnie stawał, a ja strasznie się tego bałam, bo ani trochę nie rozumiałam swoich uczuć do mężczyzny.

        – Może trochę potańczymy? – Zaproponowała Phoebe, popijając drinka.

        Ruszała głową w rytm muzyki, a warkocze delikatnie ruszały się, ocierając się o jej nagie ramiona. Musiałam przyznać, że te dwa doplatane warkoczyki dodawały Phoebe charakteru i idealnie współgrały z jej urodą.

        – W tych szpilkach? – Mruknęłam, z nienawiścią patrząc na swoje stopy. – Ledwo doszłam w nich do tego stolika, nie przewracając się.

        – Nie nauczysz się chodzić na obcasach, tylko w nich siedząc – zaśmiała się Maddy, patrząc na mnie spod rzęs.

        – A kto powiedział, że muszę to umieć? – zapytałam, patrząc na nie z lekką irytacją.

        Może i buty były naprawdę ładne, ale w ogóle nie podobała mi się ich idea. Po co miałam udawać wyższą, niż jestem, przysparzając sobie przy tym tylko sporo bólu i dyskomfortu? Miało to jakikolwiek sens?

        – Dobijasz mnie – Phoebe pokręciła głową, przewracając swoimi brązowymi oczami. – Po prostu dziewczyny noszą obcasy, które tak swoją drogą bardzo podobają się większości mężczyzn. Co my możemy na to poradzić?

        – Nie nosić obcasów i nie podobać się facetom? – Zapytałam głupio, wywołując u dziewczyn głośny śmiech.

        – Maddy, my tu chcemy zrobić z niej seksbombę, a nasza Gwen powala na łopatki, nawet nie zdwajając sobie z tego sprawy.

        – Racja, my się staramy, a od początku imprezy już niejeden facet się za nią oglądał bez naszej pomocy.

        – Miałyśmy się wyluzować, a nie zastanawiać się, czy jestem w stanie kogoś poderwać – powiedziałam, czując się niezręcznie na samą myśl o tym.

        Już pomijając fakt, że nie bardzo wiedziałam, w jaki sposób w ogóle miałabym to zrobić.

        – No właśnie, chyba nie po to tutaj przyszłyście.

        Podskoczyłam na swoim krzesełku, gdy usłyszałam za plecami głośny, poważnie brzmiący głos. Głos, który znałam.

        Okręciłam się na swoim siedzeniu i nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, gdy zobaczyłam przed sobą Archera. Stał z założonymi rękami i nie wyglądał na zbyt zadowolonego.

        – A ty, co tu robisz? – Oburzyła się Maddy, posyłając bratu piorunujące spojrzenie.

        – Obiecałeś Gwen, że za nami nie przyjdziesz – dodała Phoebe.

        Tylko ja siedziałam cicho, będąc szczęśliwą, że się pojawił, ignorując zakaz dziewczyn.

        – A kto powiedział, że przyszedłem za wami? Razem z Bradem postanowiliśmy iść na jakąś imprezę. Prawda?

        Spojrzał na przyjaciela, który stał u jego boku, a którego dopiero wtedy udało mi się zauważyć.

        – Tak, dawno nie imprezowaliśmy. – Wyszczerzył się blondyn.

        – I akurat wybraliście ten sam klub, co my?

        – No cóż, to nasz ulubiony klub. Czysty przypadek. Prawda, Brad?

        – Tak. Najzwyklejszy przypadek.

        Archer uśmiechnął się szeroko, wyglądając na zadowolonego z siebie, a ja musiałam powstrzymywać się od chichotu na ich oczywiste zachowanie, sugerujące, że w sytuacji nie było ani odrobiny przypadku.

        – I przez ten zupełny przypadek i swoją nadopiekuńczość – zaczęła Phoebe kpiącym głosem – chcesz zniszczyć Gwen jej pierwszą imprezę?

        – Nie zamierzam niczego niszczyć. Gwen, przeszkadza ci nasza obecność? – Zapytał, patrząc na mnie tymi swoimi pięknymi, niebieskimi oczami.

        Zagryzłam wargę, krążąc spojrzeniem od chłopaka do dziewczyn, które chyba miały nadzieję, że go stamtąd wygonię, zachowując jakąś kobiecą solidarność.

        No cóż, decyzja nie była trudna.

        – Tak właściwe to... przypadki się chyba zdarzają – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał na niewzruszony.

        – Oczywiście, że tak powiedziała – prychnęła Maddy.

        – Dziękuję za wsparcie, pszczółko.

        Archer posłał mi swój najpiękniejszy uśmiech, a ja byłam gotowa jeszcze nieraz powiedzieć, co tylko by chciał, by znowu go zobaczyć.

        No i nazwał mnie pszczółką. Nie wiedziałam, dlaczego to zrobił, ale porównanie mnie ze swoją ulubioną zabawką z dzieciństwa, która zawsze go pocieszała... było kochane i przyprawiało mnie o szybsze bicie serca.

        Zresztą jak cały Archer ostatnimi czasy.

        – Okej, czyli możemy się przysiąść.

        Nie czekali na rekcję dziewczyn i zajęli wolne krzesełka, Archer oczywiście to obok mnie. Nie, żeby mi się to nie podobało.

        – Co tam pijesz? – Zapytał, odwracając głowę w moją stronę.

        – Nie wiem, ale jest dość słodkie – wzruszyłam ramionami, czując nagłą nieśmiałość. – Raczej nie ma tam zbyt wiele alkoholu – dodałam.

        Nie chciałam, by w przypływie opiekuńczości zdenerwował się na dziewczyny, że dały mi alkohol.

        Archer, zupełnie mnie zaskakując, wyjął szklankę z mojej dłoni i odsuwając słomkę na bok, upił trochę, delikatnie się uśmiechając.

        – Dobrze, nie jest zbyt mocne.

        Oddał mi szklankę, nie spuszczając ze mnie uważnego spojrzenia, a ja mogłam myśleć tylko o tym, że jego usta dotykały mojej szklanki.

        W mojej głowie pojawiła się głupia myśl, że słomka mogłaby nagle magicznie wyparować, bym mogła dotknąć ustami szklanki w miejscu, w którym przed chwilą były jego usta. Co u diabła właśnie się ze mną działo?

         Może nie powinnam już więcej pić...

        Te myśli to tylko przez alkohol, prawda?

        – Myślisz, że przyszłyśmy ją upić? – prychnęła Maddy, ciągle zła na brata.

        – Właściwie to mam ochotę potańczyć. Brad, idziesz z nami? Archer na pewno zajmie się Gwen – powiedziała nagle Phoebe, a na jej twarzy pojawił się dziwny uśmiech.

        Zanim się obejrzałam, cała trójka zniknęła w tłumie ludzi na parkiecie, zostawiając mnie zdezorientowaną i zestresowaną.

        – Nie jesteś zła, że jednak przyszedłem, prawda?

        – Nie – pokręciłam głową, zerkając na Archera. – Ten przypadek okazał się całkiem przyjemny – zachichotałam.

         – W takim razie, co byś powiedziała, gdybym poprosił cię do tańca?

         Spojrzał na mnie no i cóż, takiemu spojrzeniu na pewno się nie odmawia.

        – Bardzo chętnie, ale chyba nie dam rady w tych butach – powiedziałam, ponownie patrząc na swoje szpilki ze złością.

        – Hmm, tak się składa, że być może mam rozwiązanie twojego problemu – powiedział z tajemniczym uśmiechem, a potem ściągnął z oparcia krzesła reklamówkę, wyciągając z niej białe trampki.

        – Ja... chyba nie będą pasowały do tej sukienki – powiedziałam, patrząc na tę parę butów z zachwytem.

        Najchętniej od razu bym je założyła, wyrzucając te przeklęte szpilki.

        – A czy to ma jakieś znaczenie? Ważne, żebyś ty się dobrze czuła.

        – No, ale wy lubicie dziewczyny w szpilkach.

        – A wiesz, co lubię jeszcze bardziej od dziewczyn w szpilkach? – Zapytał, a ja pokręciłam głową. – Dziewczyny, które nie potrzebują jakichś tam butów, by czuć się piękne. Takie, które nie udają kogoś, kim nie są, by się komuś przypodobać. Znasz może taką?

        Nieśmiało się uśmiechnęłam i czując się o wiele pewniej, natychmiast zsunęłam szpilki ze stóp, chcąc wziąć trampki od Archera.

        Ku mojemu zdziwieniu nie dał mi ich, a zamiast tego odsunął się ze swoim krzesełkiem do tyłu i delikatnie ujął moją stopę, wsuwając na nią buta, którego potem zaczął wiązać.

        W tamtym momencie mało interesowało mnie to czy ktoś na nas patrzy albo to jak dziwnie może to wyglądać. Przejmowałam się tylko delikatną szorstkością jego dłoni na moich stopach i uczuciu podekscytowania, które pojawiło się w moim brzuchu.

        – Dziękuję, to jedna z najmilszych rzeczy, jaką ktoś dla mnie zrobił – szepnęłam, gdy odstawił moją drugą nogę na ziemię.

         I nie chodziło już tylko o fakt, że założył mi buty, chociaż było to bardzo przyjemne. Niesamowite było to, że myślał o mnie na tyle intensywnie by wpaść na pomysł, że będę potrzebowała butów na zmianę.

        Fakt, że o mnie myślał, bardzo mi się spodobał. 

        – Nie mogłem pozwolić na to, byś nie zatańczyła na swojej pierwszej imprezie, prawda? A teraz, czy mogę prosić panią do tańca?

        Zapytał, wyciągając w moją stronę dłoń i nie spuszczając hipnotyzującego spojrzenia z moich oczu.

        Pokiwałam głową, wstając, gdy delikatnie ujął moją dłoń, w swoją, większą.

        Wcześniej czyjaś przewaga siłowa mnie przerażało, ale to, że Archer był większy i silniejszy ode mnie nie denerwowało mnie. Czułam się bezpiecznie.

         – Wcześniej ci tego nie mówiłem, ale wyglądasz olśniewająco – szepnął, gdy znalazł dla nas w miarę luźne miejsce w tłumie.

        – Dziękuję – szepnęłam, rumieniąc się, a z głośników nagle popłynęła wolna piosenka.

        – Mogę cię objąć? – zapytał Archer, gdy stałam niepewnie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

        Pokiwałam głową, czując radość, że mężczyzna znowu będzie tak blisko mnie.

        Wokół nas rozbrzmiały pierwsze słowa piosenki, ale ja mogłam tylko skupić się na tym, że jego silne ramiona, odziane w białą koszulę, delikatnie obejmują mnie w talii, przyciągając bliżej siebie.

        – Połóż swoje dłonie na moich ramionach – wyszeptał zachrypniętym głosem, nachylając się do mojego ucha, bym go usłyszała.

        Głośno wciągnęłam powietrze, gdy poczułam na karku jego ciepły oddech. Przełknęłam ślinę, a potem zgodnie z prośbą przeniosłam lekko drżące dłonie na jego ramiona, czując pod palcami jego ciepłą skórę, przykrytą tylko cienkim materiałem.

        Uniosłam głowę do góry i byłam pewna, że ten widok już na zawsze pozostanie w mojej głowie. Twarz Archera, oświetlona delikatnymi, kolorowymi światłami klubu, lekki ślad zarostu i te duże, piękne oczy, które w tamtym momencie całe błyszczały.

        Uczucie jego bliskości było zupełnie inne od sytuacji, gdy mnie przytulił. Teraz było... intymniej?

        Ponownie nachylił się do mojego ucha, szepcząc mi słowa, które dopiero chwilę później połączyłam ze słowami piosenki.

         – Pozwól mi chwycić cię za rękę, naprawię to – zaśpiewał, wywołując ciarki na całym moim ciele. – Przysięgam kochać cię całe moje życie. Zaczekaj, nadal cię potrzebuję.*

        Przymknęłam oczy, bojąc się, że za chwilę się rozpłacze, albo zemdleję z nadmiaru emocji.

         Archer tylko śpiewał piosenkę czy właśnie wyznał, że chce mi pomóc i obiecuje mnie kochać? Jak bardzo absurdalna była myśl, że to nie są jedynie słowa piosenki?

        Przeniósł jedną z dłoni na moje ramię, następnie przesunął ją w dół, by następnie chwycić moją dłoń i przyciągnąć ją do swoich ust. Złożył delikatny pocałunek na moich knykciach, nie spuszczając ze mnie wzroku.

         Dlaczego mu na to pozwalałam, skoro wiedziałam, że nikomu innemu bym nie pozwoliła?

        I właśnie wtedy coś się zmieniło. Archer trzymał moją prawą dłoń, wpatrując się w zawiązaną tam czerwoną wstążkę. Zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawiła się dziwna powaga.

         – Co to?

        – To... to tylko zwykła wstążka – skłamałam, wstydząc się przyznać do swoich głupich wyobrażeń.

        Jeszcze chwilę patrzył na moją dłoń, jakby się nad czymś zastanawiając, a potem znowu się uśmiechnął i niespodziewanie okręcił mnie wokół, wywołując mój głośny, szczery śmiech.

        Oboje zapomnieliśmy o wcześniejszej sytuacji, ciesząc się swoją obecnością. Tańczyliśmy razem przez kolejne godziny, nie patrząc na to, że piosenki się zmieniają na szybsze.

        Zachowaliśmy nasze wspólne tempo.

~~

        Zmywałam resztki makijażu, cały czas nucąc pod nosem piosenki, które poznałam w klubie. Musiałam przyznać, że zdecydowanie polubiłam muzykę, a już na pewno tańczenie z Archerem.

        Zarumieniłam się, gdy tylko sobie o tym przypomniałam. Do tej pory nie mogłam się nadziwić, że pozwoliłam mu na ten cały dotyk, tak jakby była to dla mnie najnormalniejsza rzecz na świecie.

        Gdyby nie to, że zamknęli klub, z pewnością nie przestalibyśmy tańczyć, a ja nie wypuściłabym go z ramion.

        Teraz dosłownie rozpierała mnie energia, a ja dziwiłam się, że mogę być tak szczęśliwa. Kiedyś nie pomyślałam nawet, że takie szczęście w ogóle jest możliwe.

        Wytarłam twarz, patrząc na siebie w lustrze. Uśmiech dobrze na mnie wyglądał.

        Tylko jedna myśl nie dawała mi spokoju i szczerze było mi wstyd, że w ogóle o tym myślałam.

        Gdzieś pomiędzy jedną a drugą piosenką, gdy tańczyłam wtulona w Archera, dostrzegłam Phoebe tańczącą z jakimś facetem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że się całowali. Teraz już wiedziałam, jak ta czynność się nazywała.

        I nie chodziło też o to, że potępiałam Phoebe za całowanie się z kimś, ale o to, że sama zaczęłam być ciekawa, jakie to uczucie.

         Z jednej strony było mi głupio, że myślałam o takich rzeczach, skoro ciągle walczyłam z przeszłością, a z drugiej strony, gdy już raz o tym pomyślałam, nie mogłam przestać. I oczywiście jak można by się było spodziewać, moim potencjalnym obiektem do całowania w mojej głowie został Archer. Od tamtej pory nie mogłam pozbyć się tego wyobrażenia ze swojej głowy.

        I cóż, jaką decyzję może podjąć mało wiedząca o świecie dziewczyna o piątej nad ranem, mając w głowie tylko jedną myśl? Zdecydowanie głupią.

        I właśnie w taki oto sposób znalazłam się przed drzwiami Archera, nasłuchując czy już śpi. Moje serce z nerw dosłownie chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej i przez kilka krótkich sekund byłam gotowa odwrócić się i udać, że ta myśl nigdy się nie pojawiła.

        Niestety albo może i na szczęście, ale nie stchórzyłam.

        – Archer? – szepnęłam, delikatnie uchylając drzwi.

        Nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale w świetle powoli wschodzącego słońca dostrzegłam chłopaka leżącego na łóżku.

        Zamknęłam za sobą drzwi i na palcach podeszłam do łóżka, siadając na jego brzegu. Przez chwilę w ogóle się nie ruszałam, obserwując czy przypadkiem się nie budzi. Gdy tak się nie stało, przełknęłam ślinę z ulgą.

        Czy była możliwość, że byłam zwyczajnie pijana, by podejmować tak pochopne i szalone decyzje? Ja naprawdę planowałam całować śpiącego chłopaka, nie wiedząc nawet jak to zrobić?

        Zresztą, co tam moje niedoświadczenie. Naprawdę zamierzałam go pocałować wbrew jego woli? Co ja u licha wyprawiałam?

        I już byłam zdecydowana wyjść i skończyć tę głupią farsę, ale właśnie wtedy z ust chłopaka wydobyło się ciche mruknięcie i przekręcił się na plecy. Bezwiednie zapatrzyłam się na jego nagą klatkę piersiową i delikatnie rozchylone usta.

        W tamtym momencie byłam stracona.

        Przełykając ślinę, uklęknęłam przy jego biodrach i nie mogąc się powstrzymać, delikatnie pogładziłam jego pokryty zarostem policzek. Był piękny, śpiąc w ten sposób, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.

        Nie wiedziałam, czy to, co zamierzam zrobić, było dobre, ale przestałam się nad tym zastanawiać. Po prostu pochyliłam się, pozwalając, by nasze usta delikatnie się ze sobą zetknęły i by moje serce na kilka długich sekund dosłownie stanęło.

        I już wiedziałam, że to mój koniec.

* Chord Overstreet - Hold On (Polecam posłuchać sobie tej piosenki, bardzo piękna)

Hej kochani :*

Zmieniam zdanie i oficjalnie informuje, że jest to najdłuższy rozdział w mojej historii :P Jak się podoba? Trochę się tutaj wydarzyło no i przede wszystkim Gwen odważyła się na poważny krok. Jak myślicie, co z tego wyjdzie? Chętnie poczytam Wasze opinie i teorie :D

Ten rozdział przypadkiem wyszedł mi tak długi, ale nie chciałam go dzielić na pół. Na pewno się z tego cieszycie, ale niestety może być tak, że na kolejny sobie dłużej poczekacie. Głupio mi z tą myślą, zwłaszcza, że zakończyłam w takim momencie, ale zwyczajnie nie mogę obiecać, że wyrobię się z rozdziałem na piątek. W przyszłym tygodniu zaczynaja mi się zaliczenia i potrwają one do siedemnastego czerwca. Postaram się coś napisać, ale nic nie obiecuję i sama nie wiem na kiedy napiszę kolejny rozdział. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, zrozumiecie i z chęcią poczekacie na kolejny :*

I w ogóle tak mi teraz przyszło do głowy, że bardzo chciałabym poznać swoich czytelników. A Wy chcielibyście? Kto wie, może kiedyś  ;)

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro