Rozdział 18
– Co cię skłoniło do otworzenia się przede mną, Gwen? Bardzo się z tego cieszę, ale chciałabym wiedzieć, co ci pomogło.
Suzanne posłała mi ciepły uśmiech.
Zerknęłam na nią, krzyżując nogi na kanapie i opierając się o jej oparcie. Podobało mi się, że mimo tego, iż znajdowałyśmy się w jej gabinecie, mogłam zachowywać się zupełnie swobodnie. To dawało mi pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa i komfort.
Tutaj nie musiałam obawiać się swojego zachowania, nie musiałam robić nic, na co nie miałam ochoty.
Na początku wizyty nie byłam pewna czy chcę o czymkolwiek opowiedzieć kobiecie. Jednak, gdy w końcu odważyłam się powiedzieć o moim śnie, który ciągle bardzo mnie męczył, nagle mi ulżyło.
Nie widziałam na jej twarzy obrzydzenia czy jakichś innych, złych emocji, których tak bardzo się obawiałam. Po prostu mnie wysłuchała, okazując swoje wsparcie i zrozumienie.
– Sama nie wiem – westchnęłam.
– Wiesz, może tylko ciężko ci sobie to uświadomić, albo zwyczajnie boisz się do tego przyznać.
Popatrzyłam na Suzanne i w myślach musiałam przyznać jej rację.
– Wczoraj rozmawiałam z moimi... koleżankami – wyszeptałam niepewnie, nie wiedząc, czy chciałyby być tak nazywane.
Nigdy nie miałam koleżanek i nie wiedziałam, kiedy nazywanie ich w ten sposób będzie w porządku.
Suzanne chyba musiała odczytać moje obawy, o czym świadczyły jej następne słowa.
– Na pewno ucieszyłyby się, że otrzymały od ciebie takie miano.
– W każdym razie, Phoebe powiedziała, że tylko ja mogę odciąć od siebie przeszłość. Od jakiegoś czasu staram się walczyć o swoją przyszłość, ale w momentach, gdy wspomnienia wracają to bardzo trudne. Pomyślałam, że jeśli komuś powiem, to może będzie łatwiej. Chciałam powiedzieć...
Urwałam, zdając sobie sprawę, że bezmyślnie zaczęłam wyrzucać z głowy wszystkie swoje myśli.
– Tak? Nie musisz się obawiać. Wszystko, co powiesz, zostanie tylko między nami – zapewniła mnie.
– Czasami chciałabym się zwierzyć Archerowi – wyznałam.
– Więc czemu tego nie zrobisz?
– Boję się. Ty jesteś psychologiem i pewnie miałaś do czynienia z niejednym porąbanym przypadkiem. Ostatnio Archer opowiedział mi o swojej mamie, chciałam wyznać mu co mnie dręczy, ale bałam się, że zacznie na mnie inaczej patrzeć. Wiem, że każdy domyśla się, co mnie tam spotykało, ale szczegóły są okropne i... boję się, że mógłby przestać mnie lubić.
– Zależy ci na opinii Archera. Czy to dlatego, że pomógł ci razem ze swoim ojcem?
– Jestem im wdzięczna, ale nie o to chodzi. Po prostu podoba mi się to, że mnie lubi i dobrze o mnie myśli. Czasami mam wrażenie, że widzi we mnie dobre rzeczy. Takie, których ja nie jestem w stanie w sobie dostrzec.
Owszem, na początku czułam jedynie wdzięczność za to, że zapewniono mi opiekę, że już nikt więcej nie próbował mnie wykorzystać. Po jakimś czasie zdałam sobie jednak sprawę, że nie chodziło o samą wdzięczność. Chodziło o uczucie, że dla kogoś jestem na tyle ważna, by się o mnie martwił, że jestem czegoś warta.
– Gwen, chciałabym żebyś się zastanowiła i szczerze mi odpowiedziała. Archer sprawia, że jak się czujesz? Skoro rozważałaś opowiedzenie mu swoich sekretów to chyba mu ufasz.
– Ufam – powiedziałam bez zastanowienia. – Lubię to, że uważa mnie za kogoś wartego starań, lubię, gdy się o mnie troszczy. Czuję się wtedy ważna jak jeszcze nigdy.
– Więc może to zwykła wdzięczność względem osoby, która jako pierwsza okazało ci najwięcej uwagi?
– Nie, myślę, że Archer ma do zaoferowania o wiele więcej niż tylko wsparcie. Bardzo go lubię, czy to źle?
Byłam zawstydzona swoimi szczerymi słowami, ale uczucia kłębiące się we mnie powoli zaczęły mnie przytłaczać.
Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, a w jej zielonych oczach pojawiła się radość.
– Wręcz przeciwnie. To wspaniale, Gwen. Cieszę się, że ze mną rozmawiasz, ale myślę, że rozmowa z Archerem również mogłaby ci wiele dać. Jak sama wcześniej przyznałaś, bardzo liczysz się z jego opinią. Myślę też, że nie jest osobą, która skreśli cię tylko dlatego, że przytrafiły ci się rzeczy, na które nie miałaś wpływu. Rozmowa z Archerem mogłaby ci pomóc spojrzeć na pewne sprawy inaczej.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem, ale byłam pewna, że taka rozmowa nie przyszłaby mi łatwo.
W ogóle nie byłam przyzwyczajona do szczerych rozmów i mówienia o tym, co czuję, bo jeszcze niedawno, to wszystko zwyczajnie się nie liczyło.
– Wracając do twojego snu. Myślę, że jesteś bardzo zdezorientowana – zaczęła, odkładając swój notatnik na szklany stolik między nami. – I nie chodzi mi tu o zetknięcie się z nową rzeczywistością. Jesteś zmieszana, bo starasz się nienawidzić człowieka, który cię skrzywdził. Jednak gdzieś głęboko w środku cały czas zastanawiasz się jak to możliwe, skoro się o ciebie troszczył, skoro dbał byś miała co jeść i gdzie spać.
– Masz rację, czasami nienawidzę się za te momenty, gdy staram się go w jakiś sposób usprawiedliwić.
Zazwyczaj nie przyznawałam się do tego przed samą sobą. Może i w pełni nie rozumiałam jeszcze świata, ale wiedziałam na tyle dużo by zdawać sobie sprawę, że „wujek" zrobił mi rzeczy, do których nie miał prawa. I owszem, nienawidziłam go za odebranie mi życia, ale w głębi serca zastanawiałam się, czy jest dla tego jakieś usprawiedliwienie.
Pamiętałam bowiem pojedyncze momenty, gdy dobrze mnie traktował. I właśnie przez te momenty byłam tak bardzo zdezorientowana.
– To trudne do zrozumienia, ale myślę, że ten człowiek na swój sposób się o ciebie troszczył.
Zadrżałam, gdy usłyszałam jej spokojny, współczujący głos.
– Czy robimy krzywdę osobom, o które się troszczymy? – Wyszeptałam przez zaciśnięte gardło.
– Przeciętny człowiek nigdy by czegoś takiego nie zrobił. Niestety ten człowiek prawdopodobnie żył w mniemaniu, że zabierając cię do siebie, dobrze robi. Sądzę, że na swój sposób żywił do ciebie jakieś pokręcone uczucia i chciał, byś była tylko jego już na zawsze. – W jednej chwili przypomniały mi się momenty, gdy mówił, że zawsze będziemy razem. Momenty, gdy mówił, że chciał, abym na zawsze pozostała jego małą dziewczynką. – Jednak by to uzyskać, musiał robić wszystko by utrzymać twoje istnienie w tajemnicy. Nie jestem w stanie go zdiagnozować, ale możesz być jednego pewna. Nic nie usprawiedliwi jego czynów. Ten człowiek był chory i myślał, że to, co robi jest dobre, że jego uczucia są normalne. Masz prawo być zdezorientowana, Gwen. Każdy by był. Musisz tylko pogodzić się z tym, że nie możemy w pełni zrozumieć jego motywów, zwłaszcza że nie żyje. Prawdopodobnie nigdy nie uda nam się dowiedzieć, czemu zrobił to wszystko.
Spuściłam głowę, zawiedziona. Tak bardzo chciałam dowiedzieć się czemu to zrobił, czemu akurat ja...
– Więc co mam zrobić?
– Musisz skupić się na sobie, a nie na jego motywach. Zauważyłam, że jesteś bardzo niepewna siebie, prawdopodobnie przez to, jak traktował cię przez te wszystkie lata. Tak, jak wcześniej mówiłaś, Archer dostrzega w tobie dobre rzeczy, których ty nie widzisz. Twoje wszystkie zalety schowały się pod skorupą strachu i niepewności. Musisz je wydobyć, a żeby to zrobić, musisz w nie uwierzyć.
– Jak?
Spojrzałam na nią z ciekawością.
– Chciałabym żebyś codziennie rano mówiła afirmację – zasugerowała. – Stań przed lustrem, popatrz na swoje odbicie i powiedz sobie coś miłego, coś, co dotyczy twoich zalet. Na przykład jestem piękna i silna. Jestem warta miłości. Cokolwiek miłego, co cię dotyczy i sprawi, że się uśmiechniesz. Musisz polubić samą siebie, Gwen. Bez tego nigdy nie ruszysz dalej. Na następnym spotkaniu pomówimy o tym, czy coś ci to dało.
Pokiwałam głową, niepewna czy kilka wypowiedzianych przeze mnie słów może cokolwiek zdziałać.
Jestem warta miłości? Czy ja w ogóle wiedziałam co to oznaczało?
~~
– I jak było u psychologa?
– W porządku – szepnęłam, wygodniej usadawiając się na kanapie w warsztacie.
Naciągnęłam na dłonie za dużą czarną bluzę Archera, uśmiechając się pod nosem, gdy mimowolnie przyłożyłam ją do swojego nosa, wdychając jego zapach.
Ostatniej koszulki nie odzyskał i coś czułam, że ta bluza może również już do niego nie wrócić. Zresztą tak samo, jak czerwona czapka z daszkiem, którą wcisnął mi na głowę.
I pomyśleć, że gdyby nie deszcz i ochłodzenie z nim związane nie dostąpiłabym tej przyjemności.
Chyba bardzo polubię deszcz i korzyści z nim związane.
Może brzmiałam jakbym zwariowała, ale od czasu, gdy przytuliliśmy się nad jeziorem, bardzo brakowało mi jego zapachu i bliskości. Wcześniej nie wiedziałam, co tracę, więc naturalnie za tym nie tęskniłam.
Oczywiście nigdy bym się do tego nie przyznała, ale cieszyłam się, że miałam chociaż taką namiastkę Archera.
– Widzę, że jesteś bardzo rozmowna – zaśmiał się, odchodząc od samochodu i wycierając dłonie brudne od smaru.
Przez to, że oddał mi swoją czapkę, jego loki rozsypały się na wszystkie strony, przyklejając się do spoconego czoła i okalając jego błękitne oczy.
Wyglądał uroczo.
– Podobało mi się – przyznałam. – Suzanne kazała mi codziennie mówić sobie afirmację.
Na początku było mi głupio o tym mówić, bo jak to o mnie świadczyło? Jednak później pomyślałam, że być może rozmowy z chłopakiem naprawdę są dobrym pomysłem. A małe kroczki były najlepsze, by zacząć.
– To świetnie – ucieszył się, a jego twarz się rozpromieniła. Pomimo zachmurzonego nieba, nagle miałam wrażenie jakby wyszło słońce za sprawą jego uśmiechu. – Zawsze mogę ci pomóc coś wymyślić.
Mrugnął do mnie, a ja poczułam, jak policzki zaczynają mnie palić.
– Umm, tak właściwie to chciałam o czymś z tobą porozmawiać.
Wytarł dłonie, które chwile wcześniej umył i usiadł obok mnie na kanapie, poświęcając mi swoją uwagę.
W tamtym momencie byłam strasznie wściekła na dziewczyny, że to ja miałam mu powiedzieć o imprezie. Prawdopodobnie zepsuje mu humor tą wiadomością, a to ostatnie, czego pragnęłam.
– Wczoraj rozmawiałam z Phoebe i Maddy. Dziewczyny chciałyby mi pomóc znaleźć rzeczy, które polubię – zaczęłam biorąc głęboki oddech.
– Naprawdę? To świetnie – powiedział, a ja miałam wrażenie, że na jego twarzy pojawiła się duma.
Z czego miałby być dumny? Chyba nie ze mnie, prawda? W końcu nie zrobiłam nic wspaniałego, by wywołać w nim taką reakcję.
Potrząsnęłam głową, odrzucając myśli, które odbiegły od tematu i ponownie na niego spojrzałam.
– No i tak się składa, że wymyśliły już jedną rzecz. Zamierzają zabrać mnie do klubu – powiedziałam, chcąc mieć to wreszcie za sobą.
– Co? – Z jego twarzy zniknął uśmiech, a usta zacisnęły się w cienką linię. – Żartujesz sobie, prawda? Która wpadła na ten genialny pomysł?
Cały był spięty, a twarz miał zmarszczoną ze zdenerwowania. Nawet oczy nie wydawały się tak pięknie niebieskie, jak przed chwilą.
Zdecydowanie wolałam tę radosną wersję Archera.
– Uspokój się – poprosiłam łagodnie. – Wiem, że się o mnie martwisz i cieszę się z tego, ale nie jestem dzieckiem. Muszę odnaleźć się w tym świecie. Będą mnie pilnowały. Obiecuję, że wszystko będzie w porządku.
– Obiecujesz? Nie jesteś w stanie obiecać mi, że nic ci się nie stanie. – Ze zdenerwowaniem zaczął machać rękami. – Gwen, nie znasz klubów. Jest tam pełno pijanych, zbyt nachalnych facetów. Co, jeśli ktoś ci coś zrobi? Co, jeśli postęp, który zrobiłaś przepadnie?
– Aha, czyli o swoją siostrę się nie martwisz?
Uniosłam brwi.
– Oczywiście, że martwię, ale...
– Ale co? Maddy nikt nie zrobi krzywdy, ale mi już tak, bo przecież nie jestem normalna? – Zaplotłam ręce na piersi w akcie zdenerwowania. – Trzeba z góry zakładać, że wszystko, co mnie dotyczy musi skończyć się źle? Zrobiłam postęp i co teraz? Mam być zadowolona z tego maleńkiego fragmentu życia i pozwalać by cała reszta przeleciała mi przed oczami? Nie chcę znowu być kimś, kto tylko egzystuje, podporządkowany regułą. Jeśli znowu mam być zamknięta, tylko w inny sposób, to nie chcę takiego życia. Muszę wreszcie zrozumieć, kim tak naprawdę jestem.
Przestałam mówić, czując jak złość we mnie buzuje. Spojrzałam na Archera i z niedowierzaniem dostrzegłam jego delikatny uśmiech.
– Dlaczego się uśmiechasz?
Ja tu się denerwuję i mówię mu, co czuję, a on się śmieje?
– Bo pierwszy raz zobaczyłem cię złą i dosłownie na mnie nakrzyczałaś.
– Przepraszam – zakryłam dłonią usta, dopiero zdając sobie sprawę, że trochę zbyt gwałtownie zareagowałam.
– Nie przepraszaj, to dobrze, że odczuwasz różne emocje. To część naszego życia, każdy czasem jest zły. Miałaś prawdo na mnie nakrzyczeć, bo masz rację – westchnął. – To ja przepraszam, ale nie umiem poradzić nic na to, że się martwię.
– Nie chcę byś coś na to poradził. Martw się o mnie dalej, ale nie traktuj mnie jakbym za chwilę miała się roztrzaskać. Potrzebuję wsparcia.
– Zawsze będziesz je u mnie miała, ale nigdy nie oczekuj, że przestanę się martwić. To się nigdy nie stanie.
Uśmiechnęłam się na myśl, że zawsze będzie się o mnie martwił. To „zawsze" brzmiało naprawdę dobrze.
– I jeszcze jedno. Dziewczyny zabroniły ci z nami iść.
Skrzywiłam się, gdy zacisnął usta i przymknął oczy, jakby starając się opanować swój gniew. Trochę mnie to rozbawiło, więc cicho się zaśmiałam.
– Przysięgam, niedługo przez was osiwieję. – Popatrzył na mnie spod swoich długich rzęs.
Czy to dziwne, że w tamtym momencie bardzo chciałam przytulić tego wielkiego, wkurzonego Archera? Chciała oprzeć głowę na jego klatce piersiowej i sprawić, że poczuje się spokojny.
Niestety nie starczyło mi na to odwagi i mogłam się tylko zastanawiać czy byłabym w stanie go w ten sposób uspokoić.
Hej kochani :*
Co sądzicie o rozdziale? Podoba się?
Myślicie, że taki przytulas dałby radę udobruchać Archera? No i przyznawać się, która chciałaby przytulić naszego biednego, wkurzonego bohatera :P Jak myślicie, posłucha dziewczyn i pozwoli iść im samym do klubu? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii.
Chcę też Wam bardzo podziękować, bo dzięki Wam od ponad tygodnia moja książka znajduje się na pierwszym miejscu w #thiller ❤ Jesteście najlepsi.
Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.
Pozdrawiam :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro