Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

        Zmarszczyłam brwi, gdy opuściłam łazienkę po swoim codziennym rytuale, który jako jedyny dawał mi chwilę spokoju i poczucia bezpieczeństwa. Tylko w tych krótkich momentach byłam tak naprawdę wolna.

        Nie było tam żadnych mężczyzn, odliczania do końca czy wstydu i upokorzenia.

        Niestety, gdy teraz stałam w drzwiach łazienki ze wciąż mokrymi włosami, mając na sobie tylko bieliznę i o wiele za dużą, starą koszulkę, wiedziałam, że coś jest nie tak.

        Pierwszym znakiem był głośny huk tłuczonego szkła. A potem nadeszły niezrozumiałe dla mnie słowa.

        – Naprawdę myślałeś, że możesz się ukryć przed szefem? – Rozbrzmiał nieznany mi męski głos, a potem nastąpił kolejny, tym razem tępy huk. Zupełnie jakby kogoś uderzono.

        Przełknęłam ślinę i wbrew rozsądkowi ruszyłam w stronę schodów. Szłam po cichutku, tak jak robiłam to zawsze, gdy nie chciałam, by wujek usłyszał, jak w nocy skradam się do kuchni.

        Zawsze potrzebowałam więcej jedzenia niż to, co mi dawał, a bardzo nie lubił, gdy podważałam jego zdanie.

        Na chwilę wstrzymując oddech, przykucnęłam na schodach i spojrzałam na salon przez drewniane szczeble barierki schodów.

        Zadrżałam, gdy zobaczyłam dwóch, wielkich mężczyzn w czarnych koszulkach. Jeden z nich, ten nieco wyższy stał kilka kroków dalej, będąc kimś w rodzaju osoby, która miała czuwać nad całą sytuacją. Widziałam go tylko od tyłu, ale brak włosów na głowie, ogromna sylwetka i postawa jego ciała, utwierdzały mnie w tym, że nie był przyjaźnie nastawiony.

        Drugi z nich. Ten, który zabierał głos, wyglądał równie przerażająco. Mięśnie na jego rękach napinały się przy każdym ruchu, a jego ramiona pokrywały dziwnie wyglądające, czarne tatuaże.

        Czy im też będę musiała podziękować?

        Na samą myśl zrobiło mi się niedobrze, bo ci umięśnieni zawsze byli nieco brutalni.

        – Nie wiem, o czym mówicie. – Wujek pokręcił głową.

        Jego słowa najwyraźniej jeszcze bardziej ich rozzłościły, bo w następnej chwili jeden ze stojących do mnie tyłem mężczyzn kopnął go w brzuch.

        Zakryłam usta dłonią, by nie wydać żadnego dźwięku na ten widok.

        Z jednej strony nie mogłam współczuć wujkowi. Na pewno bolało go mniej niż mnie za każdym razem, gdy do mnie przychodził. Jednak z drugiej strony był jedyną osobą, która się mną opiekowała. Tylko dla niego byłam wystarczająco dobra, by mnie przy sobie zatrzymać.

        – Przywłaszczyłeś sobie tę ślicznotkę, pozbawiając szefa kupy hajsu. Nie tak się umawialiśmy, kolego. Miałeś tylko dostarczać towar na sprzedaż, a nie wziąć sobie którąś z nich.

        Nic z tego nie rozumiałam. Jaki towar? Jakie przywłaszczenie?

        – Nikogo nie przywłaszczyłem.

        – Miałeś tylko ją trochę ogarnąć, nawpychać do głowy kilka bzdur i oddać nam ją nietkniętą, ale ty wolałeś spieprzać z tą małą przez kilkanaście lat, tylko po to, by zanurzyć w niej fiuta. Senior ci to odpuścił, ale jego już nie ma, a stery przejął jego synalek. A on bardzo nie lubi, gdy coś się nie zgadza w papierach.

       – Mogę dla was znowu pracować. – Zaproponował wujek.

        W jego zielonych oczach pojawił się strach. Coś, czego jeszcze nigdy u niego nie widziałam.

       Ja tak często się bałam. Niemal każdego dnia ogarniało mnie przerażenie, a każdy najmniejszy błąd napawał mnie strachem przed konsekwencjami. Całe życie się bałam. A zobaczenie tego strachu u kogoś, kto zawsze był niewzruszony... Najwyraźniej byliśmy w ogromnych tarapatach.

        – Jesteś śmieszny. Spieprzyłeś sobie życie w chwili, gdy po raz pierwszy wepchnąłeś w nią fiuta. Teraz nie potrzebujemy już ani ciebie, ani jej, ale jak wiesz... w papierach wszystko musi się zgadzać, więc słodkich snów.

        Nie byłam w stanie powstrzymać głośnego krzyku, który wydostał się z moich ust, gdy usłyszałam głośny huk wystrzału.

        W ciele wujka zatopiło się kilka kul. Jedna po drugiej.

        Nie ruszał się. Nie żył. A mężczyźni właśnie mnie zauważyli.

        – Cudownie. A więc nie trzeba było cię długo szukać. – Uśmiechnął się ten, który przed chwilą strzelił, unosząc pistolet do góry.

        Gwałtownie zerwałam się ze schodów, biegnąc w stronę swojej łazienki. Przekręciłam klucz w zamku i oparłam się o drzwi, głośno oddychając.

        Łazienka była moim jedynym elementem prywatności i w tym momencie byłam za nią niesamowicie wdzięczna. Zamek nie dawał mi bezpieczeństwa, ale ofiarował mi odrobinę cennego czasu.

        Z paniką rozejrzałam się wokół siebie, wiedząc, że okno było moją jedyną drogą ucieczki. Nigdy nie próbowałam uciec, bo nie miałam gdzie, ale w tamtym momencie ucieczka do tego strasznego, zewnętrznego świata wydawała mi się lepszym pomysłem, niż zostanie z tymi mężczyznami.

        Niesamowicie bałam się tego, co może mnie tam spotkać, ale jeślibym została, na pewno kazaliby mi podziękować, a potem by mnie zabili...

        Przerażona doskoczyłam do wanny, słysząc za drzwiami ich głośne śmiechy.

        Szybko wcisnęłam rękę za wannę, wyciągając ukryte za nią kartki i czerwoną wstążkę. Zawsze musiałam je ukrywać, ale nie mogłam ich utracić. Tylko te drobne rzeczy miały dla mnie jakiekolwiek znaczenie.

        Schowałam zawartość dłoni do stanika, a potem weszłam na sedes, przeciskając się przez okno. W momencie, gdy upadłam na ziemię, usłyszałam dźwięk rozwalanych drzwi, a potem głośne:

        – Cholera!

        Przez chwilę byłam otumaniona bólem, ale zacisnęłam pięści na trawie, z trudem się podnosząc. Biegiem ruszyłam przed siebie, prosto w las, który po raz pierwszy mógł podarować mi bezpieczeństwo.

        Poczułam przeszywający ból w nodze, ale adrenalina zadziałała, pozwalając mi się nie zatrzymać i nie zastanawiać nad tym, co go wywołało.

        Bieg był jedynym, co mogło mnie uratować, nawet jeśli zmierzałam w stronę czegoś jeszcze gorszego.

~~

        Otworzyłam oczy, budząc się z koszmaru, który musiałam przeżyć na nowo, tym razem we śnie. Czułam, jak moje serce bije z zawrotną prędkością, po twarzy spływa pot, a noga pulsuje bólem.

        Pomijając ból nogi, czułam się tak, jak zawsze, gdy wujek wracał do swojego pokoju. Wypruta z sił i jakichkolwiek emocji.

        Jednak żadna z tych rzeczy mnie nie obudziła. Obudził mnie obcy mężczyzna, który stał przede mną, ze złością patrząc na moją skuloną postać.

        – Co ty tu robisz? – krzyknął. – Zachciało ci się jeździć na gapę? Jak długo tu jesteś?

        Przełknęłam ślinę, nie będąc w stanie powiedzieć ani słowa. Gardło strasznie mnie bolało z pragnienia, a strach uniemożliwiał mi wypowiedzenie choćby jednego słowa.

        Zbadałam spojrzeniem otoczenie i z przerażeniem dostrzegłam, że z trzech stron byłam otoczona jakimiś kartonami, a przede mną stał wielki mężczyzna, odcinając mi jedyną drogę ucieczki.

        Nie do końca pamiętałam, w jaki sposób znalazłam się w bagażniku ciężarówki.

        Wiedziałam tylko, że w tamtym momencie wydawał mi się to świetny pomysł, bo byłam zmęczona, obolała i chciałam uciec jak najdalej.

        Niestety teraz zaczęłam wątpić w słuszność swojej decyzji.

        Mężczyzna zaczął się do mnie zbliżać, więc zrobiłam jedyne, co mi przyszło do głowy. Dźwignęłam się na swoich słabych nogach i chwyciłam pierwszy karton z brzegu, rzucając nim prosto w jego twarz.

        Ku mojej radości okazało się, że w środku musiało znajdować się coś dość lekkiego, ale za to twardego, ponieważ w następnej chwili facet poleciał plecami na ścianę bagażnika, głośno klnąc.

        Nie marnując czasu, przecisnęłam się obok niego, kulejąc.

        Wypadłam na zewnątrz, nie będąc w stanie utrzymać równowagi na nogach. Uderzyłam twarzą w żwir, czując, jak wbija się w moją wrażliwą skórę.

        Pragnęłam po prostu się położyć i płakać z bólu i przerażenia, ale nie mogłam. Nie przeżyłabym, gdybym musiała podziękować kolejnemu mężczyźnie.

        Właśnie dlatego z trudem podciągnęłam się na dłoniach i stopniowo stanęłam na wciąż drżących nogach. Musiałam znajdować się na jakimś leśnym parkingu, bo wokół siebie widziałam tylko drzewa.

        Usłyszałam za sobą mężczyznę, więc z cichym jękiem ruszyłam przed siebie, kulejąc i czując jak kolejne kamyki i gałęzie wbijają się w moje już i tak poranione, nagie stopy. Musiałam tylko się od niego oddalić...

        Może pierwszy raz w życiu miałam szczęście albo ten mężczyzna uznał mnie za niewystarczającą, ale przestałam go za sobą słyszeć.

        Gdyby tylko chciał, już dawno by mnie dogonił. Moja noga krwawiła, nie miałam siły i uciekałam, od nie wiadomo ilu godzin. Nie byłam dla niego żadnym wyzwaniem.

        Wokół mnie wciąż był tylko las, a ja nie miałam pojęcia, gdzie tak właściwie zmierzam.

        Co, jeśli znowu trafię na jakiegoś mężczyznę, a całe moje życie ponownie będzie wyglądało tak, jak zaledwie kilkanaście godzin wcześniej... a może nawet gorzej.

        Z moich ust wydobył się cichy szloch, ale nie przestawałam iść. Tylko to mi pozostało.

        Nie byłam pewna, jak długo szłam. Czy były to godziny, a może tylko minuty? Może to były tylko moje halucynacje albo tylko śniłam. Nie wiedziałam, ale jedyne co widziałam to droga przede mną.

        Podążyłam w tamtą stronę, a gdy stanęłam na jej środku, opadłam na kolana.

        Co z tego, że znalazłam drogę, skoro była całkiem pusta i mogła ciągnąć się kilometrami? Z obydwóch stron wciąż otaczał mnie las, a słońce powoli chowało się za horyzontem. Byłam zupełnie sama, bezbronna, a jedyna osoba, która mnie kiedykolwiek chciała, już nie żyła.

        Byłam tak bardzo zdezorientowana. Z jednej strony czułam ulgę, że jego już nie było, co czyniło ze mnie straszną osobę. Z drugiej jednak strony przygarnął mnie wtedy, gdy dla wszystkich innych byłam niewystarczająco dobra. Zapewniał mi pewnego rodzaju bezpieczeństwo. Miałam dom i kogoś, kto się o mnie troszczył.

        Wujek był dobrym człowiekiem, bo się mną zajął. A ja byłam niewdzięczna i nie potrafiłam zrozumieć jego miłości.

        W swojej głupiej głowie ubzdurałam sobie, że życie może wyglądać inaczej...

        Pochyliłam się i bezsilnie oparłam czoło na asfalcie, kuląc się. Drżałam z zimna i przerażenia, a z moich oczu znowu zaczęły spływać łzy.

        Kiedyś, gdy byłam mała, myślałam, że istnieje dobry świat na zewnątrz. Miałam nadzieję, że wujek się pomylił i nie wszyscy ludzie byli źli.

        W momentach, gdy pisałam o tym małym chłopcu z moich snów, wyobrażałam sobie, że może istniało życie inne od mojego.

        Myliłam się. Na zewnątrz nie było nic pięknego, nie było dobrych ludzi, a zwłaszcza mężczyzn. Ludzie byli źli tak, jak zawsze powtarzał mi to wujek. A mój mały chłopiec ze snów nie istniał.

        Przewróciłam się na bok i skuliłam, chcąc zajmować jak najmniej miejsca. Pragnęłam stać się na tyle malutka, by nic nie znaczyć. By po prostu zniknąć i przestać czuć ten ból. Przestać czuć cokolwiek.

        Płakałam, czując metaliczny zapach krwi, a wokół mnie rozniósł się dziwny, głośny dźwięk. Z trudem uchyliłam zalane łzami oczy i zobaczyłam dwie rażące plamy światła.

        Patrzyłam, jak się do mnie zbliżają, jak zahipnotyzowana, nie przejmując się pieczeniem oczu.

        A potem się zatrzymały, aż w końcu zgasły. Wszystko wydawało mi się nieco rozmazane jakby za mgłą.

        Czy tak wyglądało umieranie?

        Gdy ostatkiem sił powstrzymywałam swoje powieki przed całkowitym opadnięciem, zobaczyłam go.

        Wzdrygnęłam się, gdy ujrzałam przed sobą twarz mężczyzny. Nie chciałam mu dziękować. Nie miałam już siły...

        Po moich policzkach spłynęły łzy i bezsilnie pokręciłam głową.

        – Proszę, nie – wychrypiałam pierwszy raz od kilkunastu godzin.

        – Spokojnie, nic ci nie grozi – usłyszałam jego cichy i delikatny głos. Nie brzmiał tak, jak wszyscy mężczyźni. Nie brzmiał jak wujek, którego ton zawsze był ostry i rozkazujący. – Pogotowie jest już w drodze. Słyszysz mnie?

        Położył swoją dużą dłoń na moim policzku, a przez całe moje ciało przeszedł dreszcz strachu. I nie chodziło o to, że się go bałam. Bałam się właśnie tego, że nie czułam przy nim strachu, a powinnam.

        Przymknęłam powieki, czując się tak spokojnie, jak nigdy. Cały czas czułam jego dużą, ciepłą dłoń na swoim policzku, a cały ból nagle zniknął.

        A potem, gdy znowu uchyliłam powieki, widziałam już tylko jego duże, błękitne oczy, które patrzyły na mnie z emocjami, których nie potrafiłam zrozumieć.

        A może już nie żyłam i tak wyglądało niebo?

        Bo przecież w prawdziwym życiu mężczyźni nie byli delikatni i troskliwi...

Hej kochani :*

To teraz szczerze, jak wrażenia? Starałam się by ten rozdział jakoś mi wyszedł, ale sami oceńcie ;)

Ja niestety ciągle chora, ale jestem też szczęśliwa, bo już większość rzeczy zaliczyłam i zostały mi tylko dwa egzaminy! Trzymajcie kciuki ;*

No nic, już Was dłużej nie zanudzam.

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam ;*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro