Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog + podziękowania

Jeśli macie ochotę, koniecznie włączcie sobie tę piosenkę do rozdziału. Pisałam do niej cały epilog i jest idealna! Miłej lektury :*

        – Koniec.

        Z uśmiechem zakończyłam opowieść, mocniej zaciskając dłonie na okładce książki. Za każdym razem, gdy czytałam lub chociażby rozmawiałam o swojej opowieści, czułam, jak wszystkie emocje z nią związane wracają do mnie ze zdwojoną siłą. I wbrew pozorom były to praktycznie same dobre odczucia i wspomnienia.

        Zerknęłam na córkę i niemal się roześmiałam, gdy zobaczyłam jej oczy, posyłające mi wściekłe spojrzenie.

        – Jak mogłaś? – Wykrzyknęła oburzona. Co chwilę zamykała i otwierała usta, nie wiedząc co powiedzieć. Kto by pomyślał, że w taki sposób można zamknąć usta zbuntowanej nastolatce. – Jak mogłaś uśmiercić główną bohaterkę? Tak się nie robi, to romans do cholery!

        – Ej, uważaj na słowa, młoda damo.

        Pogroziłam palcem szesnastolatce, ale zdawałam sobie też sprawę, że moje upomnienia w tym wieku nic dla niej nie znaczyły. W końcu, jaka szesnastolatka chciałaby się słuchać swojej matki?

        Byłby to dla niej prawdziwy wstyd – pomyślałam z rozbawieniem.

        – Jeśli tak właśnie mają kończyć się wszystkie twoje książki, to cieszę się, że ich nie czytam. – Fuknęła i tym razem już bardziej przypominała swoją codzienną, zbuntowaną wersję.

        – Daj spokój. Dlaczego się złościsz? W życiu nie zawsze możemy liczyć na szczęśliwe zakończenie.

        Uśmiechnęłam się delikatnie, łagodnie łapiąc jej dłoń.

        Pewnie nie zdawała sobie sprawy, że wiedziałam o jej zerwaniu z chłopakiem. Wbrew temu, co sądziła, wiele widziałam i może miałam nadzieję, że opowiedzenie jej mojej książki w pewien sposób jej pomoże. Nie ważne jak dziwnie mogło to brzmieć, wierzyłam, że można z niej wyciągnąć wiele mądrych rad.

        – Tak – szepnęła, a przez jej piękne, błękitne oczy na chwilę przepłynął smutek. – Ale właśnie po to czytamy książki, mamo. Żeby oderwać się od rzeczywistości i przeczytać o pięknej miłości i samych szczęśliwych zakończeniach. Po co mamy czytać o rzeczach, które nas smucą, jeśli mamy dość swoich problemów na co dzień?

        – Bo smutne książki poruszają nasze najgłębsze uczucia, skarbie. I nawet jeśli taka książka doprowadzi nas do płaczu, naprawdę warto. Smutne historie mają w sobie coś, czego szczęśliwe nie są w stanie nam zapewnić. Nie umiem tego wyjaśnić, ale smutne historie o wiele dłużej zostają w naszych głowach i sercach – stwierdziłam. – Mam taką propozycję. Weź tę książkę i tym razem sama ją przeczytaj – poprosiłam, kładąc egzemplarz na jej skrzyżowanych kolanach.

        – Po co skoro już znam zakończenie?

        Spojrzała na mnie z powątpiewaniem, gotowa spisać moją propozycję na straty. Była nieco nieufna, ale nie mogłam jej za to winić. W końcu ja przez kilkanaście długich lat nie wiedziałam, czym jest prawdziwe zaufanie.

        W pewien sposób przypominała mi kruchą wersję mnie i nieco mnie to przerażało.

        – Po pierwsze, opowiadając ci książkę, nie byłam w stanie zawrzeć wielu ważnych szczegółów, a po drugie... czasem to nie koniec jest najważniejszy, a wiele ważnych momentów ze środka, a nawet początku. Może też zrozumiesz parę rzeczy, których opowieść nie zdołała ci przekazać.

        Wstała z kanapy i nieufnie zacisnęła szczupłe palce na okładce.

        – Dobrze, i tak nie mam co robić dziś wieczorem – westchnęła, udając obojętność wobec swojej decyzji.

        – Clementine.

        – Tak?

        Odwróciła się, patrząc na mnie uwarzenie.

        – Kocham cię.

        – Też cię kocham, mamo.

        Jej spojrzenie złagodniało, a ten piękny, znajomy uśmiech i dołeczek w policzku rozgrzały moje serce.

        – Dlaczego to zrobiłaś?

        Zapatrzona w kominek i skwierczące w nim polana, nie zauważyłam momentu, gdy obok mnie usiadł mój ukochany.

        Mój mąż.

        Przymknęłam oczy, gdy pocałował mnie w czoło i przytulił, otaczając swoim ciepłem. To niesamowite jak jedna para ramion może sprawić, że poczujesz się komfortowo i bezpiecznie. Zupełnie jakbyś wciąż była zakochaną po uszy nastolatką, która nie widzi wad drugiej osoby.

        Zdradzę wam jednak pewien sekret. O wiele piękniejszy jest czas, gdy zdajecie sobie sprawę ze wszystkich swoich wad, a mimo to kochacie się równie mocno.

        – Co zrobiłam? – zapytałam niewinnie, powstrzymując uśmiech.

        – Już ty dobrze wiesz – zaśmiał się, patrząc mi w oczy. – Nie opowiedziałaś jej epilogu. To nieładnie tak ją zadręczać. Z temperamentem Clem możesz spodziewać się wojny, gdy już skończy czytać.

        – To będzie dla niej dobra lekcja, bo jak wiesz, nie zawsze wszystko wygląda, tak jak myślimy na pierwszy rzut oka. Nie wszystko jest takie oczywiste.

        – W opowieści użyłaś zmienionych imion, w książce są prawdziwe. Myślisz, że się domyśli, jesteś na to gotowa?

        – Myślę, że tak no i ufam, że jest na tyle dojrzała, by zrozumieć. Nie chcę, byśmy zawsze ukrywali przed nią tę brzydką część naszej historii.

        Mocniej zacisnęłam dłoń na jego ramieniu, szukając wsparcia.

        – Wcale nie była brzydka. Uważam ją za najwspanialszą, bo jest właśnie nasza. Kocham cię i nie wiem, co bym zrobił, gdybym stracił cię tamtego dnia.

        Złapał moją twarz w dłonie, opierając o siebie nasze czoła. Mimo upływu kilkunastu lat czasem wciąż widziałam ten strach w jego oczach, jakbym zaraz miała się rozpłynąć niczym zwykły sen. Zawsze bolało mnie wtedy serce, ale z drugiej strony, to właśnie dzięki tej świadomości o kruchości naszego życia, wykorzystywaliśmy je w stu procentach. Gdybym następnego dnia miała umrzeć, wiedziałabym, że miałam wszystko, czego pragnęłam i niczego nie żałowałam, bo każda zła decyzja w pewien sposób doprowadziła mnie do czegoś wspaniałego.

        – Nie pamiętasz, że obiecałam ci wieczność? Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Kocham cię, Archer – wyszeptałam w jego rozchylone wargi.

        Tamtego strasznego dnia Archer był przekonany, że nie żyję. I miał rację.

        Umarłam. Dwa razy.

        Najpierw moje serce zatrzymało się w jego ramionach, a potem w szpitalu. Lekarze wątpili, że przeżyję. Wszyscy byli pewni, że mnie stracą. A ja postanowiłam zrobić im na przekór, a moje serce dało radę, ja dałam radę. Przeżyłam, chociaż przeczyło to wielu prawom logiki.

        Wbrew temu, co sądziłam, wcale nie chciałam umierać. Byłam przerażona, czułam niewyobrażalny ból, ale nie chciałam umierać.

        Pragnęłam żyć.

        A wiecie, kiedy zdałam sobie z tego sprawę? W momencie, gdy ponownie stałam się jedynie rzeczą w rękach mężczyzny.

        Pewnie myślicie, że jestem wariatką, bo jak ponowny gwałt mógł cokolwiek naprawić? Teoretycznie nic nie naprawił, a zniszczył jeszcze więcej, ale praktycznie... ten potwór nie miał racji.

        Nie był w stanie mnie złamać.

        Gdyby to zrobił, oznaczałoby to, że moja ucieczka i trud włożony w odzyskanie normalności były niczym. Oznaczałoby to, że odzyskanie brata i znalezienie drugiej połowy swojego serca było niczym.

        A te rzeczy były zdecydowanie czymś więcej niż „nic". Znaczyły cholernie dużo i gdybym się poddała, straciłabym je. A ja już nikogo więcej nigdy nie chciałam stracić.

        W taki oto sposób przeżyłam mimo wszystko i wiecie co? Potem moje życie było już tylko cholernie niesamowite.

        Pierwsze tygodnie były naprawdę ciężkie. Czas spędzony w szpitalu, leki, które we mnie wmuszano i obawa, że naruszone przez nóż narządy mogą przestać funkcjonować. Wszystkie te elementy połączone z obawą o ponowną zemstę na mnie sprawiły, że wszyscy byliśmy przerażeni.

        Przez pierwszy tydzień Archer nie zgadzał się na opuszczenie mojej sali, przez całą noc monitorując czy nic się ze mną nie dzieje, czy wciąż oddycham i jestem z nim.

        Z jednej strony kochałam go za tą troskę jeszcze bardziej, a z drugiej byłam wściekła, że tak zaniedbywał samego siebie.

        A potem, gdy mój stan zdrowia wreszcie się poprawił i wszyscy trochę odetchnęliśmy, przyszła kolejna burza. Policja znalazła tych ludzi i rozbiła całą grupę handlującą dziećmi.

        Wiele dzieci zarówno tych malutkich, jak i starszych znaleziono martwe, ale jeszcze więcej uratowano. Niestety dzieci, które zostały już sprzedane... ich nie dało odnaleźć się w żaden sposób.

        Część pewnie nie żyła, ale część...

        Właśnie ten fragment całej historii przyprawiał mnie o największy ból serca. Nie mogłam znieść myśli, że gdzieś tam są dzieci, które cierpią tak, jak ja cierpiałam. Nie mogłam znieść faktu, że to mój synek mógłby znaleźć się w takiej sytuacji.

        To właśnie wtedy pierwszy raz w życiu pomyślałam, że być może „wujek" dobrze zrobił, zabijając go. Brzmi okrutnie, a ja wyglądam na najgorszą matkę świata, prawda? Każdy może myśleć, co chce, ja też czasami wciąż bardzo tęskniłam za tym maleństwem, którego nie zdążyłam nawet poznać, ale... jeśli miałby żyć tylko po to, by zostać potraktowany, jak ja. Jeśli miałby skończyć jak ten mały chłopiec z dnia porwania... Takiej opcji zdecydowanie nie mogłabym przeżyć. A byłam w pełni świadoma, że w tamtym okresie moje dziecko nie mogłoby liczyć na dobre życie...

        Niestety życie czasem było okrutne i musieliśmy żyć ze strasznymi rzeczami, których nie dało się zapomnieć.

        A jak zostali odnalezieni? To chyba dość zabawna historia. Odrobina humoru w całej tragedii, jaką napisało mi życie.

        Profesjonalni handlarze dziećmi, zacierający po sobie ślady na każdym kroku byli zupełnie nieuchwytni. Policja nie miała żadnych śladów ani dowodów, więc wciąż byliby na wolności, gdyby nie pewna starsza pani.

         Niezadowolona z hałasu, jaki tamtego dnia spowodował samochód, z którego wyrzucili mnie jako „prezent" dla Archera, postanowiła nagrać całe zdarzenie, by móc zgłosić „szalejącego na drodze wariata" na policję. Nagrała całe zdarzenie, tablice rejestracyjne, a w tym ich twarze.

        Ten jeden raz byli nad wyraz nieostrożni, nie spodziewając się wścibskiej starszej pani.

        I teraz powiedzcie mi, że wścibskie sąsiadki do niczego się nie przydają. Nasza prawdopodobnie uratowała wiele żyć, w tym i moje.

        W każdej złej, strasznej czy smutnej historii jesteśmy w stanie znaleźć coś pozytywnego, jakąś dobrą lekcję. Ja znalazłam panią Collins, która do dnia swojej śmierci była dla mnie iskierką humoru w okrutnej rzeczywistości.

        Nic nie jest tylko czarne lub białe. Istnieje jeszcze milion odcieni szarości, które mają w sobie zarówno dobro, jak i zło.

        Tragiczna historia małej dziewczynki zamieniła się w historię pełną miłości i przyjaźni. Poznałam rzeczy i ludzi, których prawdopodobnie nigdy bym nie poznała. Mój brat wreszcie przestał się obwiniać i znalazł miłość w zimnej, zamkniętej w sobie Phoebe. A tata Archera poznał nową kobietę, która pozwoliła mu zapomnieć o wszystkich spustoszeniach, jakie dokonała matka mojego mężczyzny.

        Pomyślałby ktoś, że z jednej tragicznej historii może powstać tyle dobrego?

        A może było to przeznaczenie? Może mimo wszystko miałam znaleźć się właśnie w tym miejscu? Nie wiedziałam, ale rozumiałam, że dobra nie mogłoby być bez zła, a to, co wydaje się oczywiste, wcale takie nie jest.

        Bo żaden koniec nie jest tak naprawdę końcem, czasem jest zupełnie nowym początkiem.

KONIEC

Hej kochani :*

A więc to już, ostatni rozdział historii Gwen i Archera. Spodziewaliście się takiego obrotu wydarzeń? Ja muszę przyznać, że jestem dumna z tego epilogu i mam nadzieję, że Wy też. Zakończenie miało tak wyglądać od samego początku. Już motto zamieszczone na samym początku do niego nawiązywało. Mam nadzieję, że nikogo z Was nie zawiodłam. Po prostu nie miałam serca jeszcze bardziej skrzywdzić Gwen no i chociaż smutne historie coś w sobie mają, to uwielbiam szczęśliwe zakończenia.

Mam tak wiele myśli, które chciałabym Wam przekazać, ale nie wiem, czy zdołam zawrzeć tu wszystko. Ta historia zajęła w moim sercu szczególne miejsce, do niej jako pierwszej podeszłam z takim staraniem i pewną czułością? Zawsze powtarzam Wam, że pragnę przekazać Wam wiele ważnych rzeczy, poruszać tematy, których nie poruszamy, bo zwyczajnie się boimy.

"Jeden dzień" miał uświadomić Wam jak kruche, okrutne, a zarazem piękne jest życie. Miała uświadomić Wam, że pomijanie trudnego tematu wcale nie sprawi, że on zniknie. Czy mi się udało, sami oceńcie. 

Jestem jednak pewna i podjęłam tę decyzję w momencie, w którym narodziła się w mojej głowie - zamierzam wydać tę książkę. A przynajmniej postaram się zrobić wszystko, by mi się to udało. Zamierzam jeszcze raz do niej przysiąść i poprawić wszystko, co wymaga poprawy. Mam też pomysły na pewne nowe sceny, ale teraz nie o tym. Tutaj mam do Was ogromną prośbę. Bardzo bym chciała, by każda osoba, która dotarła do zakończenia tej historii, zostawiła swoją szczerą opinię. Dajcie znać co Wam się podobało, a co trzeba poprawić. No i oczywiście czy jesteście chętni na wersję papierową. A może macie teraz jakiś lepszy pomysł na tytuł tej książki? Bo jak się może domyślacie to Wy w dużej mierze jesteście moim napędem w tej decyzji. W pewnym stopniu robię to również dla siebie, ale czym byłaby książka bez swoich czytelników? Czym ja bym była bez Was?

Pewnie zastanawiacie się czy będzie kolejna książka. Będzie i to mogę Wam w stu procentach obiecać, ale niestety nie pojawi się wcześniej niż po nowym roku. Teraz chciałam się skupić na korekcie, więc mam nadzieję, że rozumiecie i będziecie cierpliwie czekać. Ogólnie mam dwa pomysły. Pierwszy dotyczy życia w przyszłości. Dobrze czytacie, nie wierzę, że wpadłam na tego typu pomysł, ale jak na razie jest bałaganem w mojej głowie. Na pewno byłoby to dla mnie wyzwaniem. Druga, już wiele lepiej zarysowana przedstawia się następująco:

Jak wyglądało nasze pierwsze spotkanie? Cóż, przez przypadek uprawiał seks nie z tą dziewczyną co trzeba. I to właśnie ja byłam jego pomyłką. Być może największą?

Nigdy nie chciałam spotkać kogoś, kto obudziłby moje serce, zbyt wiele miałam do stracenia. Nie tylko swoje życie ryzykowałam.

Moje życie nie było piękne, było pasmem pomyłek i zakładania masek, a mimo to w jakiś sposób udało mu się zajrzeć pod szereg tych masek. Problem w tym, że nie byłam dziewczyną do kochania, nie dało się wyciągnąć mnie z mrocznej rzeczywistości.

I co sądzicie, czytalibyście?

Dziękuję za Waszą obecność, za każdy komentarz, gwiazdkę i wsparcie. Dziękuję, że nigdy we mnie nie zwątpiliście i zaufaliście mi. Bo rozpoczęcie książki jest pewnego rodzaju zaufaniem wobec autora. W końcu nie wiemy, czy wnętrze nam się spodoba.

Nie potrafię się odwdzięczyć, ale z całego swojego serca wszystkim Wam dziękuję! Aż się wzruszyłam... Kocham Was za to, że tu jesteście ♥

To były piękne miesiące wspaniałej podróży przez moją opowieść. Mam nadzieję, że dla Was też.

Jeśli uważasz, że książka na to zasłużyła, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro