Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

        – We wcześniejszych zeznaniach wspominałaś, że ci mężczyźni, którzy zastrzelili człowieka, podającego się za twojego wujka, gonili cię potem, tak?

        Niepewnie zerknęłam na mężczyznę z brodą, w policyjnym mundurze i grymasie na twarzy, a potem pokiwałam głową.

        Gdy tylko udało mi się trochę uspokoić, Archer zabrał mnie na komisariat, nie chcąc nawet słuchać moich sprzeciwów. Byłam przerażona samą myślą o składaniu zeznań, ale gdy pozwolono mu zostać na przesłuchaniu razem ze mną, trochę się uspokoiłam.

        Co nie zmieniało faktu, że wciąż byłam rozbita po tych wszystkich rzeczach, których się dowiedziałam.

        – Powiedzieli coś o tym, że szybko poszło z szukaniem mnie i myślę, że mnie też chcieli zabić.

        – A czy rozmawiali o czymś, zanim zabili mężczyznę, z którym mieszkałaś? – Dopytał mężczyzna.

        – Tak, oskarżali go, że kogoś zabrał im szefowi i pozbawił wielu pieniędzy. Powiedzieli, że zmienił im się przywódca, a on nie lubi niedokończonych spraw, więc musi zapłacić za to, co zrobił.

        Teraz słowa, które wtedy były dla mnie tak niezrozumiałe, stały się oczywiste. To ja byłam „towarem" za kradzież, którego musiał odpowiedzieć. To trochę ironiczne, bo w pewnym sensie sam ściągnął sobie śmierć na głowę.

        A po tym, czego się dowiedziałam, całe poczucie winy spowodowane tym, że czułam się lepiej z jego śmiercią, zniknęło.

        – Nie będę kłamał Gwen.

        Policjant odłożył trzymany w dłoniach długopis i przyjrzał mi się uważnie. W jego zielonych oczach było coś niepokojącego, coś, co mówiło mi, że to nie koniec problemów.

        – Myśli pan, że oni handlowali dziećmi? – zapytał Archer, nerwowo poruszając się na krzesełku.

        – Niestety tak. Gwen, myślę, że również miałaś zostać sprzedana, ale ten człowiek z jakiegoś powodu postanowił cię zabrać i ukryć. Chciał cię mieć dla siebie, a gdy wreszcie go znaleziono, zapłacił za wykiwanie własnego szefa.

        – Po co to robili? Te wszystkie dzieci, po co je sprzedawali? – zapytałam, czując, jak zaciska mi się gardło.

        Ludzie sprzedawali jedzenie, ubrania i wiele innych rzeczy, ale dzieci... Dlaczego?

        – Najprawdopodobniej dla celów seksualnych.

        Zacisnęłam oczy, czując, jak moje serce na chwilę się zatrzymuję. Więc spotykało je to samo, co mnie, a może nawet coś gorszego. Z taką różnicą, że za mnie nie zapłacono...

        – Możemy je jakoś znaleźć? Postaram się przypomnieć sobie jeszcze więcej. Może jakiś ważny szczegół.

        Z nadzieją popatrzyłam na policjanta. Nie mogłam znieść myśli, że było na świecie więcej takich dziewczynek i chłopców jak ja. Małych dzieci, przestraszonych i płaczących tak jak w tej piwnicy.

        – Gwen. Wszystko, co pamiętasz jest ważne, bo koniecznie musimy znaleźć tych ludzi by już więcej tego nie zrobili.

        – Ale co z tymi dziećmi? – Naciskałam.

        – Przykro mi, ale wątpię by udało nam się je odnaleźć – westchnął ze smutkiem. – Nawet jeśli złapiemy wszystkich, którzy odpowiedzialni są za handel, nawet oni mogą nie wiedzieć gdzie w tym momencie są te dzieci, Gwen. Dzieci, a raczej już dorośli. Nie jesteśmy w stanie ich uratować.

        Zacisnęłam dłonie na brzegu krzesła, a w moich oczach zakręciły się łzy. Ja uciekłam... a oni? Czy w ogóle jeszcze żyli?

        – Co mogę zrobić w takim razie?

        – Wiem, że nie pamiętasz gdzie znajdował się ten dom, ale dobrze by było, gdybyśmy go znaleźli. Może tam zdobylibyśmy więcej informacji. Jedyny sposób, w jaki możesz nam pomóc to poinformowanie nas, gdy tylko coś sobie przypomnisz. I Gwen, musisz na siebie uważać.

        – Dlaczego? – zapytał Archer, zanim zdążyłam zinterpretować słowa mężczyzny.

        Wyprostował się na swoim krzesełku, z obawą patrząc na policjanta.

        – Jesteś prawdopodobnie jedyną osobą, która uciekła, żyje i może pokrzyżować plany tych mężczyzn. Mogą być przekonani, że wiesz o wiele więcej niż w rzeczywistości. Gdybyś kiedykolwiek miała jakieś podejrzenia, że ktoś cię śledzi, albo, że cokolwiek jest nie tak, musisz natychmiast się do nas zgłosić.

        – Więc Gwen grozi niebezpieczeństwo?

        – Nie wiem, mam nadzieję, że nie, ale oni ją tam widzieli. Widzieli jak uciekła i mogą chcieć pozbyć się świadka.

        Może jak na razie nic na to nie wskazywało, ale miałam dziwne przeczucie, że ci mężczyźni w końcu wrócą, że policjant miał rację. Dlaczego tak po prostu mieliby odpuścić skoro wtedy chcieli mnie zabić?

        – A co z... dowiedzieliście się czegoś o mnie? – zapytałam, chcąc zmienić temat rozmowy.

        Nie miałam siły na mówienie o zaginionych dzieciach, śmierci i prawdopodobnym zagrożeniu. Wolałam ten, z pozoru łatwiejszy temat.

        – Niestety nie – pokręcił głową. – Miałem się z tobą skontaktować i poprosić o zgodę na opublikowanie twojego zdjęcia w mediach, ale w tym wypadku to zbyt niebezpieczna opcja.

        – Więc nie zamierzacie nic zrobić? – Oburzył się Archer, patrząc na mężczyznę ze złością. – Usiądziecie sobie i będziecie czekali aż sprawy same się rozwiążą? Aż jej rodzina nagle sama się odnajdzie, aż ci ludzie po nią przyjdą? Właśnie po to tu jesteście?

        – Hej, spokojnie – szepnęłam, łagodnie na niego spoglądając.

        Chciałam chwycić go za rękę i uspokoić, ale za bardzo się bałam. Byłam przerażona jego i swoją rekcją.

        – Tego nie powiedziałem. Roześlemy zdjęcie Gwen do innych komisariatów, które w miarę możliwości postarają się rozesłać tę informację dalej i poszukają czegoś w swoich aktach. Zakładamy, że Gwen była poszukiwana po zaginięciu, ale w pewnym momencie sprawę umorzono. To o wiele wolniejszy sposób, ale umieszczenie zdjęcia w telewizji mogłoby naprowadzić na nią tych mężczyzn. Nie możemy tak ryzykować.

        Spojrzałam w bok, patrząc przez okno na drzewa uginające się pod wpływem silnego wiatru. Trochę przypominały mi mnie samą. Zagubioną, z rozwichrzonymi uczuciami. Miotającą się pomiędzy prawdą i niewiedzą.

        – O ile ktokolwiek kiedykolwiek mnie szukał – szepnęłam.

        Bo kto powiedział, że mam gdzieś jakąś rodzinę, że kiedykolwiek miałam rodzinę? Nie miałam co do tego żadnej pewności. A jeśli nawet ktoś gdzieś tam istniał... czy w ogóle chciałby mieć ze mną coś wspólnego?

        – Nie dowiemy się, dopóki nie postaramy się sprawdzić wszystkich możliwości.

        – Ma pan rację. Nigdy więcej kłamstw. Tylko prawda – szepnęłam podnosząc się z krzesełka. – Do widzenia.

        – Hej, wszystko w porządku? – zapytał Archer, pojawiając się u mojego boku, gdy przystanęłam na korytarzu.

         Zerknęłam na niego, przypominając sobie jak jego dłoń obejmowała mój palec. Popatrzyłam w jego zmartwione oczy i ogarnął mnie pewnego rodzaju spokój.

        – Tak – pokiwałam głową. Naprawdę było w porządku, oczywiście na tyle, na ile to możliwe w mojej sytuacji. – Nie pozwolę by dalej kierował moim życiem. Już nigdy więcej nie dam mu tej kontroli.

        Miałam na myśli „wujka", swój strach i wszystkie potencjalne osoby, które kiedyś mogły mnie zranić lub dopiero zamierzały to zrobić.

        Teraz gdy odzyskałam możliwość prawdziwego życia, nie chciałam tak po prosty tego stracić.

         Koniec z wystraszoną Gwen, która jedynie egzystuje, nie żyjąc tak naprawdę.

~~

        Ostatnie wydarzenia i prawda, którą poznałam, sprawiły, że niemal zapomniałam o tych momentach odprężenia, gdy pozwalałam sobie, by zanurzyć się w wymyślony przeze mnie świat. Świat, w którym istniałam razem z chłopcem ze snów. Świat, w którym nie było tego całego bólu i zdezorientowania.

        Nie było uczuć, które chciały mnie zniszczyć.

        Dlatego, gdy tylko wróciłam z Archerem do domu, powiedziałam mu, że jestem zmęczona i zostawiłam go razem z jego ojcem. Może było to trochę niemiłe z mojej strony, ale naprawdę potrzebowałam na chwilę się oderwać od rzeczywistości.

        Obróciłam kartkę na drugą strony, by kontynuować swoje marzenia przelewane na papier, gdy usłyszałam, jak otwierają się drzwi.

        Uniosłam spojrzenie i przycisnęłam kartki do piersi, widząc przed sobą Archera.

        Chłopak oparł się o ścianę, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

        – Nie jesteś głodna? Tata przygotował właśnie kolację.

        – Wybacz, trochę się zasiedziałam i straciłam poczucie czasu – szepnęłam, chowając włosy za ucho. – Za chwilę przyjdę.

        – Dobrze. I Gwen... mam dla ciebie prezent.

        Niepewnie przestąpił z nogi na nogę i wyciągnął zza pleców prostokątne pudełko, przewiązane czerwoną wstążką. Zagryzł wargę, podchodząc bliżej mnie, a w jego niebieskich oczach pojawiła się niepewność i zakłopotanie.

        – Naprawdę nie był taki drogi, a na pewno ci się przyda.

        Niepewnie ujęłam pudełko w dłonie, odkładając kartki na bok i rozwiązałam wstążkę, zaglądając do środka. Uchyliłam usta ze zdziwienia, gdy ujrzałam w środku telefon komórkowy. Wiedziałam o ich istnieniu i od czasu, gdy mieszkałam z Archerem, nieraz taki widziałam, ale nigdy nie pomyślałam, że mogłabym mieć taki. Podobno były źródłem grzechu... chociaż teraz bardzo w to wątpiłam.

        – Ja... to niesamowity prezent, ale nie mogę go przyjąć – pokręciłam głową, zastanawiając się ile mógł kosztować. – Naprawdę go nie potrzebuję.

        Wyciągnęłam pudełko w jego stronę, ale zatrzymał mnie gestem dłoni.

        – Wcale nie był taki drogi i uwierz, że go potrzebujesz – oznajmił stanowczo. – Po prostu...

        – Po prostu, co?

        Spojrzałam mu w oczy, oczekując szczerości.

        – Chcę żebyś czuła się bezpiecznie, okej? – westchnął. – Nauczę cię go używać, więc w każdej chwili będziesz mogła do mnie zadzwonić, gdyby działo się coś złego. Wiem, że większość czasu spędzasz w domu, ale gdybyś akurat była sama i działoby się coś niepokojącego, albo czegokolwiek byś potrzebowała... będziesz mogła zadzwonić. I zanim cokolwiek powiesz, robię to również dla siebie. Żebym mógł być spokojniejszy i tak się o ciebie nie martwił. Dobrze?

        – Dobrze. – szepnęłam, czując wzruszenie, ściskające mi serce. – Czy później... mogłabym znowu użyć twojej wanny? – dodałam niepewnie.

        – Zawsze – uśmiechnął się. – Od teraz jest też twoja – mrugnął do mnie.

        – Dziękuję za wszystko co dla mnie robisz. Jesteś wspaniałym człowiekiem.

        Przez chwilę się na mnie patrzył, a potem na jego twarzy pojawił się delikatny, ledwo zauważalny uśmiech.

        – To dla mnie przyjemność.

        A potem wyszedł.

        Cóż... albo moje serce się popsuło, albo z jakiegoś powodu biło zdecydowanie zbyt szybko.

Hej kochani :*

Cóż, starałam się jak mogłam, jeśli chodzi o ten rozdział, ale zdaję sobie sprawę, że nie wyszedł zbyt dobrze, a do tego jest krótki. Pewnie nie powinnam go wstawiać w takim stanie, ale jak zwykle wygrała chęć by Was nie zawieść. 

Bardzo przepraszam, ale ten tydzień był dość zakręcony.  W czwartek musiałam zmierzyć się z przeszłością, co trochę rozbiło cały mój tydzień. Dziś niestety dzień też nie ułożył się zbyt dobrze. Jestem zmęczona próbą zadowolenia wszystkich wokół. Zwłaszcza, gdy wiem, że pomagając jednej osobie, nie mogę powiedzieć prawdy drugiej. Szkoda gadać.

W każdym razie chcę Wam życzyć Wesołych Świąt. Niech będą spokojne, rodzinne, pełne uśmiechu oraz ciepła. No i mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie już lepszy.

A co u Was słychać?

Jeśli uważasz, że rozdział na to zasłużył, zostaw po sobie komentarz, gwiazdkę.

Pozdrawiam :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro