Rozdział 21 Walka nad rzeką
- Nie no ludzie dajcie spokój. Nawet spokojnie nie można odpocząć po walce.
Gdy kończę to mówić tamci, zaczynają się śmiać.
- Z czym wy mogliście walczyć? - Pyta się czerwono włosy chłopak.
- Pewnie ze stadem Endriag. Na więcej na pewno ich nie stać. - Odpowiada mu dziewczyna z włosami w kolorze ziemi.
- Oj, żebyście wy się zaraz nie zdziwili, jak dołączycie do Dawida i jego bandy. - Mówi El.
- Słyszeliście co ona powiedziała? Że niby oni pokonali Dawida. - Mówi inny czerwono włosy chłopak.
- Tak. - Odpowiada dziewczyna. - Ale coś nie chce mi się w to wierzyć. Sprawdźmy ich.
Zaczynają już na nas biec. Gdy znajdują się parę metrów od nas, wpadają na ścianę z ziemi. Ciekawe, jakie mają miny.
- El, może, sprawdzimy nowego?
- Dobra, ale jak będzie przegrywać, to ja się dołączę. Jasne. Adrian pokaż nam, co potrafisz. - Mówiąc to, przerzucam go nad murem a siebie i El wznoszę nad niego, byśmy mogły spokojnie sobie popatrzeć.
Adrian szybko zaczyna atakować brązowo włosą. Szybko się z nią rozprawia, gdyż używa ona sztyletu. Zapominając kompletnie o swoim łuku. Chłopacy sprawiają mu więcej problemów, gdyż obaj używają długich mieczy.
- Dobry jesteś. - Mówi Eliza. - dobra chodźmy rozbić obóz. - Mówi, gdy Adrian pokonał ostatniego przeciwnika.
- Ładne miejsce. - Odzywa się Adrian.
Mówiąc szczerze, chłopak miał rację. Jest tutaj dużo wolnego miejsca na rozbicie obozowiska. Są tutaj normalne drzewa, więc ja postanawiam spać w koronie, gdzie z pomocą magii tworzę małą platformę, na której powstaje mały domek z drewna. Z dołu jest zupełnie niewidoczny.
- Julia gdzie jesteś. - Słyszę jak mnie ktoś wolą.
Patrzę w dół i widzę stojącego pod drzewem Adriana. Niedaleko niego widzę Elizę przeszukująca krzaki. Podnoszę oboje, przez co wyglądają na zdziwionych. Szybko wznoszę ich na platformę i widzę w ich oczach ogromne zdziwienie.
- No co jest? - Pytam się.
- Nic, po prostu jesteśmy zdziwieni, że tak szybko to zbudowałaś. - Odpowiada Adrian.
- Pomogła mi w tym magia. - Mówiąc to, zaczynam powiększać dom, byśmy w trójkę się w nim zmieścili i w dodatku wyspali. - Możecie zostawić tu plecaki. Nikt nie znajdzie tego miejsca, choćby tydzień szukał. Ja i Eliza pójdziemy się wykąpać, a ty poszukaj czegoś do jedzenia.
- Zgoda. - Mówi Adrian. Chyba naprawdę się nas boi.
Opuszczam nas wszystkich na dół, razem z Elizą idziemy do rzeki gdzie tworze sześcian z ziemi wielkości średniego domu. Tworze wejście w jednej ze ścian, po czym obie wchodzimy do środka, szybko się myjemy, a za sprawą magi równie szybko suszymy. Kiedy wychodzimy, zauważam, że Adrian złapał dwa króliki i już smaży je nad ogniskiem.
- Szybki jesteś. - Mówię do niego.
- Wcale nie po prostu wy siedziałyście tam dobrą godzinę.
- Dobra idź już się myć, my przypilnujemy mięska.
Adrian zaskakująco szybko się umył, gdyż zajęło mu to dziesięć minut. W tym czasie mięso zdążyło się do końca usmażyć.
- Smacznego powiedział chłopak.
- Tylko się nie udław. - Mówię to, widząc, w jaki sposób zjada całego królika.
Ja z Elizą zjadłyśmy jednego na pół i jesteśmy pełne, a Adrian mówi, że zjadłby jeszcze jednego.
- Dobra ludzie chodźmy już spać, rano trzeba wcześnie wstać.
- Dobrze mamusiu. - Powiedzieli równocześnie Adrian i Eliza.
Wznoszę całą naszą trójkę na szczyt drzewa. Za pomocą magii wody gaszę ognisko i wchodzę do domu. Adrian zdążył już rozłożyć już wszystkie materace i natychmiast poszedł spać. Ja z El pośmiałyśmy się jeszcze chwilę i również kładziemy się spać.
- Miłych snów El.
- Miłych snów Julio.
Obie od razu zasnęłyśmy. Rano obudziły nas krzyki z dołu.
- No rusz się wreszcie. Musimy je znaleźć, zanim jutro przybędzie samorząd.
- Wiem, wtedy będziemy mogli ... - Chłopak nie zdążył dokończyć zdania, bo już zrobiłam z niego sito, jak również z jego kolegi.
- Same nudy. Może dziś sobie tu odpoczniemy? - Pytam się obojga.
- Wiesz co, masz rację, należy nam się odpoczynek. A poza tym zaraz będzie padać. - Mówi Eliza.
- Jak na zawołanie. - Śmieje się Adrian.
- Czyli czy chciał, czy nie siedzimy tutaj. Co będziemy w takim razie robić? - Pyta się Eliza.
- Mam karty. Możemy pograć.
- Dobry pomysł Adrian. - Mówię.
Gram tak już prawie dwie godziny. Jest dziewiąta trzydzieści cztery a deszcz, wciąż pada.
- Wiecie co, idę zapolować. - Mówię do pozostałych.
- Jasne tylko uważaj na siebie.
- Tak wiem. Broń mam zawsze przy sobie. - Mówię, pokazując bransoletkę.
Wychodzę z domku i zlatuje na dół. Szukam już jakieś pół godziny, ale nic nie znalazłam. Słyszę jakiś szelest w krzakach obok i nagle w moim kierunku leci nóż, na szczęście zdążam go odbić.
- Kim jesteś pokaż się.
Po tych słowach z krzaków wychodzi szaro włosa dziewczyna starsza ode mnie. Ubrana jest w oryginalny mundurek szkolny, tylko że w kolorach drugiej klasy. Ma błękitne oczy.
- Nazywam się Anabeth. A ty jak się nazywasz i jak odbiłaś mój nóż, skoro nie miałaś broni w ręce.
- Jestem Julia i jestem magiem. A ta broń jest zrobiona z mojego kostur.
- To wszystko wyjaśnia.
- A ty czego tutaj szukasz?
- Czegoś do jedzenia. Nie jadłam nic od początku testu.
- W takim razie chodź, poszukamy razem. Ale jeżeli okaże się, że wciągnęłaś nas w pułapkę, to gorzko tego pożałujesz. Rozumiemy się?
- Tak. - Odpowiedziała wystraszona.
Po niecałej godzinie poszukiwań udało nam się upolować dwumetrowego dzika. Niestety zabicie go zajęło na sporo czasu, bo nie dojść, że był silny, to jeszcze jego sierść jest tak gruba, że ciężko jest się przez nią przebić.
- No to mamy co jeść przez jakieś dwa dni.
- Jak to dwa dni? Przecież jesteśmy same.
- Wcale, że nie. Ze mną są jeszcze dwie osoby, z czego jedna strasznie dużo je.
- No dobra to prowadź do tej swojej drużyny.
- Tylko w która stronę jest rzeka?
- W tamtą. - Mówi Anabeth wskazując na wschód.
- No to ruszamy. - Mówię, podnosząc dzika za pomocą magii.
Dosyć szybko znajdujemy się koło prowizorycznej bazy.
- O przestało padać. - Mówię, gdy wychodzimy z lasu. - Poczekaj tu chwilę. - Mówię do dziewczyny i wznoszę się w stronę drzewa.
- Gdzieś ty była tak długo? Martwiłam się o ciebie. - Woła Eliza rzucając mi się na szyję.
- Przecież mówiłam, że idę zapolować.
- Masz rację, dopiero sobie przypomniałam. - Mówi Eliza.
- Dobrze puść mnie. Trzeba zająć się mięsem. A i mamy nowego członka drużyny.
- Że co? Daj sobie spokój z przygarnianiem ludzi do naszej drużyny.
- Dobrze, dobrze. To ostatnia osoba.
- A kto to jest? - Pyta się Adrian.
- Przedstawiła się jako Anabeth. - Po wypowiedzeniu imienia dziewczyny Adrian zaczyna się denerwować.
- Dobra chodźmy już ją przywitać. - Wtrąca się Eliza.
Szybko zlecieliśmy na ziemię. Gdy tylko nasze stopy dotykają podłoża, chłopak podbiega do dziewczyny.
- Gdzie twoja drużyna i co się z tobą stało.
- Moja drużyna została pokonana zaraz po wejściu do lasu. Ja ledwo uciekłam, zostawiając wszystkie rzeczy i nic nie jadłam od tamtego momentu.
- Dobrze choć tu. - Mówi, przytulając ja do siebie. - Musisz być strasznie głodna, skoro już drugi dzień nic nie jadłaś. Zaraz się wszystkim zajmę. - Mówi, chwytając za swój nóż myśliwski wetknięty za pas.
Ja szybko zabieram się za rozpalanie ogniska.
Po zaledwie pół godziny obiadokolacja jest gotowa.
- Smacznego. - Mówimy wszyscy równocześnie.
Po zjedzeniu wszyscy zrobiliśmy się strasznie śpiący.
- To, co idziemy spać. Musimy nabrać energii i być wypoczęci, jeśli jutro chcemy walczyć z samorządem. - Mówię, ziewając przeciągle.
- Masz rację. - Odpowiada mi Eliza.
Powiększam odrobinę domek do rozmiarów dla czterech osób i wznoszę nas do wejścia, gdzie każdy wybiera sobie miejsce i idziemy spać.
***************************
Sorki ludzie, że rozdział taki krótki i nijaki, ale cóż, nie nam na niego pomysłu. Skoro że zbliżamy sie do siedmiu tysięcy wyświetleń, odpowiem na pierwsze siedem pytań, które dostane pod tym rozdziałem. A i zaczynam pisać dwa nowe opowiadania. Spokojnie żadnego nie zaniedbam. Oba sa fanfikami. Jedno Naruciaka a drugie Wiedźmina. Pierwsze rozdziały pojawią się jeszcze dzisiaj. Do zobaczenia niedługo z jakimś nowym rozdzialikiem jeszcze nie wiem czego, ale będzie. Do usłyszenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro