Rozdział 19
Dwa miesiące później
**********************
- To jutro ten cały wasz sprawdzian? - Pyta się Derwer.
- Z tego, co wiem to sprawdzian dla całej szkoły. - Odpowiadam mu. - Dobra leć już do jaskini. Zaraz przyjdziemy z El.
Dużo działo się przez te dwa miesiące. Ja dowiedziałam się o jeszcze kilku mocach co zadziwiło nawet Skaya, nauczyłam się panować nad podstawowymi żywiołami w stopniu mistrzowskim, do tego nauczyłam się doskonale walczyć bronią białą czego uczył nas Derwer w formie człowieka. Nie powiem, jak na takiego staruszka, to całkiem nieźle wygląda. Nawet jest w naszym wieku w formie ludzkiej. Ma zielone włosy, oczy również ma tego koloru, jest wyższy ode mnie o głowę, gdzie ja mam jakieś, sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, w dodatku jest bardzo umięśniony. El natomiast udało się dojść do stopnia mistrzowskiego we władaniu każdą bronią białą.
- El zbieraj się. Pamiętasz, chyba że Skay ma dziś nauczyć nas wszystkiego tego, co oni mają się uczyć przez cały rok. - Mówię, wchodząc do jej pokoju.
Właściwie mogłabym je połączyć, ale wtedy Derwer i Śnieżynka nie odchodziliby od siebie. Derwer nauczył ją zmieniać swoje rozmiary, przez co prawie cały czas spędzają razem. Przez te dwa miesiące Śnieżynka strasznie urosła i nauczyła się mówić.
- Już, już. Już prawie jestem gotowa. - Odpowiada mi prawie od razu.
Plus tego wszystkiego jest taki, że nie musiałyśmy ciągle nosić mundurków szkolnych. Choć ja i tak często go nosiłam, tak jak na przykład dziś, by się do niego przyzwyczaić i potem nie mieć problemu z chodzeniem w tych butach, jak i całym tym stroju.
- To choć już. Cale te dwa miesiące udało nam się unikać wychowawczyni, a ty chcesz, by dziś nas złapała? - Pytam się.
- No nie. Dobra już jestem gotowa. Możemy już iść.
- Dobra nie wyczuwam jej nigdzie w pobliżu wejścia do jaskini, jak i naszego pokoju. Możemy spokojnie wyjść. - Mówię.
Zazwyczaj próbowała wejść z nami a skoro że nie znała wzoru, to zawsze wychodziłyśmy o innej godzinie i nigdy jej z nami w jaskini nie było. A gdy stała pod naszymi drzwiami i czekała na nas to korzystałyśmy z wejścia pod wodospadem. Magia żywiołów jest bardzo przydatna, zwłaszcza jak nie trzeba jej inkantować, bo wystarczy tylko myśli i dana rzecz się dzieje. Wychodzimy na korytarz, gdzie nikogo już nie ma, wszyscy są już na zajęciach, gdyż jest już ósma trzydzieści. Idziemy w stronę wejścia do jaskini szybkim krokiem. W końcu nauczyłam biegać w tych butach. Przed wejściem widzimy naszą wychowawczynię.
- Ona aż tak chce dowiedzieć się, czego my się uczymy? - Pytam z irytacją w głosie.
W tym momencie przed nami pojawia się dziura, z której dochodzi szum wody. Skoro idę pierwsza, to szybko wskakuje do tunelu, który stworzyła. Zaraz za mną wskakuje Eliza, za którą zamyka się wejście, obie zjeżdżamy tunelem bardzo szybko. Nagle widzę światło na końcu tunelu. Wylatuje z tunelu i spadam wprost do jeziorka. Po chwili również Eliza jest w stawie.
- Miałyście przyjść, a nie wpaść przez sufit. - Odezwał się zdziwiony Derwer.
- Nauczycielka stała przy wejściu, co miałyśmy zrobić? Wpuścić ją i pokazać jak wygląda nasza nauka? Zresztą i tak widziała wystarczająco. - Mówię do niego spokojnie.
- A co ona widziała?
- Mam nadzieję, że tylko dziurę w podłodze. Byłoby inaczej, gdybyś nauczył mnie wcześniej magii iluzji. Wtedy nic by nie widziała. - Odpowiadam mu, wychodząc wreszcie z wody.
- Musiałaś zafundować nam kąpiel? - Odzywa się Eliza.
- I tak byśmy były mokre nieważne, jak bym opuściła tunel, bo była w nim woda. No dobra, choć tu wysuszę cię. - Mówię, widząc jak, robi swoją obrażoną minę.
Podchodzi na odległość paru kroków. Zaczynam ogrzewać powietrze wokół nas i wprawiam je w szybkie ruchy.
- Jak już się wysuszyłyście to idźcie już do Skaya, bo będzie źle. Nauka długo wam nie zajmie, a będziecie wiedzieć wszystko to, co nauczą się wasi znajomi na lekcjach, do końca szkoły.
- Dobrze Derwer już tam idziemy. - Odpowiadam, uspokajając powietrze.
Idziemy do wielkiej ściany, w której umieszczone są wszystkie kostury poza tym, który należy teraz do mnie. Gdy tylko podchodzimy, kurz podnosi się i kształtuje smoka.
- Proszę dziewczynki, usiądźcie sobie wygodnie, bo zaraz zaczynamy naukę. - Mówi Skay spokojnym głosem.
Gdy tylko siadamy na ziemi, zaczyna on inkantować jakieś zaklęcie. Nie jestem pewna jakie, bo szybko odpływam. Przed oczami przeskakuje mi sporo obrazów, a przez głowę przelatuje mi sporo informacji naraz. Gdy tylko obrazy przestają się pokazywać, a informacje przestają płynąc, otwieram oczy i widzę stojącą nade mną Elizę.
- Która jest godzina? - Pytam zdezorientowana.
- Za pięć minut czternasta. - Odpowiada mi Eliza. - Ja obudziłam się jakoś dwie godziny temu. Skay powiedział, że ty potrzebujesz więcej informacji, więc cię potrzymał dłużej i więcej swojej wiedzy ci przekazał.
- No dobra a gdzie on teraz się podziewa? - Pytam.
- Mówił, że musi porozmawiać z dyrektorką. I że będzie za jakąś godzinę. - Odpowiada.
- Dobra poćwiczmy jeszcze walkę. Chcesz walczyć wręcz czy na miecze? - Pytam się.
- A może połączyły je razem? Będzie ciekawiej.
- Derwer będziesz sędzią? - Pytam się smoka.
- Jasne tylko stwórz arenę nie chcę by Skay się zdenerwował, bo wtedy jest nie ciekawie. - Mówi smok zmieniając się w człowieka.
Szybko zaczynam tworzyć kamienną arenę na jeziorze. Eliza w tym czasie idzie po broń.
- Nie bierz moich broni. Zawalczę inną. - Mówię, gdy jest już przy stole gdzie leży nasza broń.
- Co znowu planujesz? - Mówi Eliza.
- Zobaczysz jak mi się uda, w co bardzo wątpię. Ale zobaczymy. - Mówię z uśmiechem na twarzy.
- Jak uważasz. Tylko potem nie mów, że wygrałam tylko dlatego, że nie wzięłaś broni. - Odpowiada mi.
- No spoko, ale choć już tutaj. Skończyłam już robić arenę.
- Już idę spokojnie.
Wchodzimy w trójkę na stadion i oczom pozostałej dwójki ukazuje się pole pokryte różnymi terenami. Od gór przez las aż do jeziora.
- Postarałaś się z nią. - Mówi Derwer.
- Dzięki nauczyłam się tego i jeszcze kilku rzeczy przed chwilą nauczyłam się od Skaya.
- Pokaż nam to. - Mówią równocześnie.
- Zobaczymy. - Mówię łapiąc kostur.
Zmienił się trochę od ostatniego razu. Zamiast jednego kryształu są cztery, z czego trzy krążą wokół jednego dużego kryształu, który jest teraz umocowany w gałęziach, które go oplatają. Przez co wygląda trochę jak berło. Trzon na szczęście pozostał taki sam. Więc nie mam problemu, by go złapać. Robię tak jak w myślach pokazał mi Skay. W głowie tworze wygląd broni, w która później zmieniam kostur. Są to dwa sztylety. Trzon wygląda tak jak laska od kostura, czyli trzy luźno splecione ze sobą gałęzie a ostrza są zrobione z kryształów, które przybrały pomarańczowy kolor. Broń jest lekka i bardzo wygodna.
- Jak ty to zrobiłaś? - Pyta Eliza.
- Widzę, że Skay postanowił nauczyć cię też magii przemiany. - Odzywa się Derwer.
- Jakiej magii? - Pytam zdziwiona.
- Magii, dzięki której możesz przemieniać rzeczy tak jak chcesz. Niewielu magów to potrafi. Ciekawe czego jeszcze cię nauczył? - zastanawia się smok.
- Zobaczymy jak będzie walczyć ze mną. - Mówi Eliza.
- W takim razie walczycie aż któraś się nie podda. Chcę widzieć uczciwą walkę. Zrozumiano.
- Tak. - Mówimy równocześnie.
- Możecie na spokojnie walczyć i zadawać sobie obrażenia. Zabezpieczyłem arenę odpowiednimi zaklęciami. Zaczynajcie.
Tylko te słowa ucichły a Eliza już na mnie skacze ze swoimi sztyletami. Blokuję jej cios i tnę ja przez brzuch. Z jej ust wydobywa się krzyk, ale na jej brzuchu nie ma śladu po cięciu. Czyli Derwer zablokował rany fizyczne, ale ból pozostał. Trzeba uważać.
- Jesteś coraz lepsza. - Mówi El.
Szybko podbiegam do niej i chcę zadać jej kolejny cios w brzuch. Niestety ona odskakuje w bok i zadaje mi dwa ciosy w ramię. Czuję w tym miejscu potworny ból, ale powstrzymuję się od krzyku. Nagle słyszę kroki za mną i nim zdążam się odwrócić czuję rozrywający ból na plecach. Szybko się odwracam i tnę Elizę po nogach, przez co pada na ziemię a ja mogę spokojnie przystawić jej ostrze do gardła.
- Dobra poddaje się. - Mówi Eliza.
W tym momencie puszczam ją a ona powoli wstaje.
- Derwer mogłeś nam powiedzieć, że każde uderzenie będzie boleć. - skarży się El.
- Wolałem, żebyście same się o tym dowiedziały. - Mówi smok.
- No dobra nie dramatyzuj. Walczymy jeszcze raz? - Mówię do niej.
- No dobra. Tym razem ja wygram nie pozostanę ci długo dłużna.
Stajemy naprzeciw siebie i czekamy na sygnał do rozpoczęcia walki. Nie czekamy długo na sygnał. Od razu skacze do tyłu w las. I przechodzę nim po cichu pod górę. Szybko wspinam się na nią. Na szczycie stoi Derwer rozkładając się po arenie. Podchodzę do niego od tyłu i pod jego stopami tworze wodospad. Spada razem z wodą w dół.
- Julia nie mogłaś się powstrzymać! - Krzyczy z dołu.
- Nie, nie mogłam. - Odpowiadam mu, skacząc za nim w dół. - Lubię ci dokuczać.
Wpadam do wody nie robiąc najmniejszego rozprysku. Szybko podpływam do brzegu pod wodą. I wychodzę na brzeg. Dzięki magii ziemi sprawdzam gdzie jest Eliza. Obecnie wspina się, na której pojawił się wodospad.
- Tam mnie już niema! - Krzyczę do niej.
Będąc w połowie drogi na szczyt odwraca się i skacze na najbliższe drzewo. I skacząc z jednego na drugie dociera do mnie.
- Czemu przestałaś się ukrywać? - Pyta podejrzliwie.
- Mam dość zabawy w chowanego. - Mówię z uśmiechem na twarzy.
- To, czemu postanowiłaś zejść z tamtej góry? Nie mogłyśmy tam zawalczyć? - Pyta się.
- Nie. Chciałam cię jeszcze przeciągnąć przez górę. - Odpowiadam z chytrym uśmiechem.
Po tych słowach Eliza skacze na mnie wymierzając cios prosto w gardło. Widzę, że nie zdążę zrobić uniku postanawiam zasłonić się ścianą ziemi. Chwilę po pojawieniu, rozpada się pod wpływem uderzenia Elizy.
- Silna jesteś. - Mówię szybko.
Zamieniam sztylety w bransoletkę i pokrywam swoje dłonie i ramiona ziemią. Eliza widząc co ja robie próbuje podbiec i mnie zaatakować, niestety nie udaje jej się.
- Julia czy ty czasem nie oszukujesz? - Pyta się, wstając po spadku kilka metrów w dół, do dziury, którą zrobiłam, gdy była już kilka metrów ode mnie.
- Co wszystko jest dozwolone. - Odpowiadam.
- No niech ci będzie. W takim razie szykuj się na porażkę. - Mówi wyskakując z dołu.
Gdy tylko ląduje na ziemi od razu uderzam ją w brzuch. Od razu ląduje ona na ziemi trzymając się za brzuch.
- Musiałaś tak mocno mnie uderzyć.? - Pyta się Eli.
- Przepraszam cię zapomniałam, że okryłam pięści skałą. - Mowie, pochylając się nad nią.
Kiedy jestem tuż nad nią próbuje mnie zaatakować w serce. Automatycznie w tym miejscu pojawia się płytka z kamienia.
- Daj spokój już z tą magią. - Mówi Eliza.
- Nie. Dzięki niej jest łatwiej z tobą wygrywać. - Mówię śmiejąc się. - A teraz możesz się poddać. - Mówiąc to, przemieniam bransoletkę w sztylety i jeden, przykładam jej do gardła.
- No dobra znowu wygrałaś. - Mówi.
- Dobrze dziewczynki odpocznijcie sobie już dziś, jutro czeka na was ciężki dzień. - Mówi Skay pojawiając się za moimi plecami.
- A co będzie na teście. - Pytam wstając z Eli.
- Nie powinienem. - Mówi Derwer. - Ale wiem, że starsi powiedzą młodszym wiec i ja wam powiem. Zostaniecie wpuszczone do lasu i przez tydzień będziecie musiały radzić sobie same, chyba że połączycie siły i utworzycie drużynę. Przeciwko innym uczniom. W tym teście udział biorą wszystkie klasy więc będziecie mogły się popisać umiejętnościami. Spokojnie dziewczyny zgłosiłem was jako drużynę. Tylko nie dajcie się łatwo znaleźć i pokonać. I pamiętajcie, jeśli odpadniecie jako jedne z pierwszych to będzie coraz ciężej z nauką Magii.
- Wiem to dziadku. Postaramy się, obiecuje. - Mówię.
- Dobrze, to wy już idźcie do pokoju, ja tu posprzątam. Idźcie przez wodospad, bo ona dalej tam stoi i czeka na was. A i podczas testu nie można mieć przy sobie smoka.
- Niech będzie i tak sobie poradzimy. - Mówi Eliza.
- Dobrze. Idźcie już. Jutro jest ważny dla was dzień i lepiej, żebyście były wypoczęte.
- No dobrze już idziemy. - Mówię i ruszam w stronę wodospadu a woda się rozstępuje.
- Ej poczekaj na mnie. - Woła El.
- To chodź szybko. - Mówię z uśmiechem na twarzy.
Szybko do mnie podbiega i razem wychodzimy. Łapie ją za rękę i przechodzimy spokojnie po jeziorze z przodu wodospadu.
- Jak myślisz ile ona będzie tam jeszcze czekać? - Pytam się Elizy, stając na brzegu.
- Nie wiem, teraz jest jakoś szesnasta. Obstawiam, że jeszcze jakoś z dwie godziny maksymalnie.
- Dobra chodź tu.
Gdy tylko podchodzi do mnie unoszę ziemię, na której stoimy i powoli wznosimy się w górę. Za pierwszym razem jak tak leciałyśmy to Eliza kurczowo się mnie trzymała. Teraz tylko spokojnie stoi patrząc na mnie. Żeby ja trochę nastraszyć, puszczam trochę zbędnej ziemi. Od razu łapie mnie za rękę a ja zaczynam się śmiać.
- Przestań mnie straszyć. - Mówi spokojne.
- Nie zrobię tego. - Mówię, dalej się śmiejąc. - No dobra przestanę.
Szybko już wlatujemy na szczyt wodospadu, po czym opuszczam nas na ziemię. Idziemy spokojnie w stronę szkoły powoli, bo i tak nie mamy daleko od wodospadu. Pokój mamy na pierwszym piętrze więc znowu muszę posłużyć się magią.
- El teraz będzie ciekawej. Teraz po prostu polatamy bez ziemi pod stopami.
- Ale jak?
- Po prostu. - Mówiąc to, podnoszę ją dzięki magi powietrza.
- Julia co ty robisz? - Pyta się biało włosa.
- Magia powietrza. Zapomniałaś, że opanowałam magię żywiołów do perfekcji?
- No dobra postaw mnie już w pokoju. - Mówi drżącym głosem.
Szybko odstawiam ją na balkon i sama wzbijam się w powietrze.
- Dobra to ja pierwsza idę do łazienki. - Mówię szybko.
- Niech ci będzie. - Odzywa się.
W tym momencie słyszymy pukanie do drzwi. Idę sprawdzić kto to jest. Jak się okazuje jest to nasza wychowawczyni. Otwierając drzwi mówię do Elizy, która jeszcze jest w moim pokoju.
- I jednak nie zbadałaś. Witam panią, w czym mogę pani pomóc. - Mówię takim tonem, jak gdyby nic się nie stało. - Coś się stało, że pani przychodzi do nas do pokoju?
- Tak, stało się. Widziałam was obie na korytarzu, prowadzącym do tajnego wejścia, i nagle zniknęłyście. - Opowiada.
- Po musiało się pani coś przewidzieć. Dziś cały dzień przesiedziałyśmy s pokoju. - Mówię, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Może masz rację Julio. Chyba pójdę jutro do lekarza.
- Jak pani uważa. To do widzenia. - Mówię i zamykam jej drzwi przed nosem.
- Dobra idę już do tej łazienki wziąć kąpiel. - Mówię.
Po godzinie spędzonej w wannie wreszcie wychodzę z łazienki owinięta samym ręcznikiem i na spodku przedpokoju widzę Dawida.
- Czego tu chcesz? - Pytam ze złością w głosie.
- Nic, chciałem tylko cię poinformować, że jutro nie masz ze mną szans. Zwłaszcza po tym, jak przez dwa miesiące byłaś nieobecna na lekcjach. - Mówi chytrze.
- Nie świętuj już zwycięstwa, bo jeszcze nic nie jest przesądzone. To ty odpadniesz na początku. I wynoś się stąd, ale już! - Krzyczę do niego.
- Co tu się dzieje? - Pyta Eliza, wychodząc ze swojego pokoju.
- Już nic, on sobie idzie. - Mówiąc to wskazuję ręką na Dawida. - Jak nie po dobroci to mu pomogę. - Po tych słowach od razu wychodzi. - Dobrze ja się idę ubrać i idę spać.
- To miłych snów. Ja jeszcze chwilę pobawię się ze śnieżynką i też pójdę spać.
- Dobranoc. - Mówię, wchodząc do swojego pokoju.
Podchodzę do szafy i wyciągam z niej piżamę. Tworzę też parawan z ziemi. Szybko ubieram piżamę i opuszczam go.
- Mogłaś go nie stawiać. - Mówi Derwer leżąc przy jeziorku.
- Nie mogłam, dobra Derwer ja nie mam ochoty kłócić się z tobą. Idę spać. A tak w ogóle to, o której zaczyna się test?
- Tak jak lekcje, czyli o ósmej.
- Dzięki. Dobranoc Derwer.
- Dobranoc Julio.
Długi nie mogę zasnąć. Ale koło dwudziestej udaje mi się zasnąć.
***************************
Dobra ludzie koniec przedłużania rozdziału. Mamy tu 2473 słów. Sorki, że tak długo musieliście na niego czekać, ale w końcu jest. Jak myślicie co będzie w następnym rozdziale? Ja się jeszcze zastanawiam więc może mi coś podpowiecie. Do następnego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro