Rozdział 10 Co to za miejsce?
Zaczęłam iść krętymi schodami w dół. W mojej ręce cały czas palił się ogień dzięki któremu, mogliśmy z Derwerem coś zobaczyć, a przy okazji trochę oczyszczę to miejsce z pajęczyn. Derwer całą drogę siedział mi na ramieniu opowiadając o magii.
- Dzięki magii możesz robić wszystko leczyć rany i choroby, możesz zabijać i przywracać do życia i o wiele więcej. Ale wszystko w swoim czasie. - Opowiadał.
- Derwer powiedz mi jedno. - Przerwałam mu. - Magowie i czarodzieje, żeby używać magi muszą mówić w jakimś dziwnym języku, to dlaczego zapłoną w mojej ręce płomień skoro powiedziałam to w normalnej mowie?
- Ponieważ ty na razie potrzebujesz tylko ukierunkować swoją magię, w późniejszym czasie będziesz mogła używać magii tylko myśląc o danym czarze. - Cały czas mi tłumaczył. - Uczyni cię to Mistrzynią magii, każdy będzie się ciebie bać.
- Naprawdę będę tak umiała? - Byłam strasznie podekscytowana.
- Naprawdę. Po co miałbym cię okłamywać? - Mówił znużonym głosem.
- No dobrze a co to za mowa, którą posługują się wszyscy czarodzieje i magowie.
- To stara mowa elfów. Ciężka do opanowania, ale można się jej nauczyć, choć tobie ona nie będzie wcale potrzebna, jak już wcześniej wspominałem.
- No dobrze Mistrzu, chyba zbliżamy się do jaskini. - Mówiłam. - Słyszę już szum spadającej wody.
- Widzę, że masz dobry słuch. - Zaśmiał się Derwer zlatując z mojego barku.
Obeszliśmy wielki marmurowy filar wokół którego, ciągły się marmurowe schody jeszcze dwa razy. Zobaczyliśmy wielkie drewniane drzwi, na których były wyryte jakieś symbole, których nie znałam. Kiedy je otworzyłam zobaczyłam ogromną jaskinie całą pokrytą pajęczynami, na których chodziły ogromne pająki. Gdy jeden z nich przebiegł przede mną przeszły mnie ciarki po plecach.
- Nigdy nie widziałam takich pająków. - Mówiłam z dziwnym spokojem w głosie.
- To są Endriagi boją się ognia. - Wytłumaczył mi Derwer. - Skoncentruj się na ogniu i powiedz wznieś się i oczyść to miejsce.
Zrobiłam tak jak kazał mi smok i się udało. Ogień z mojej ręki wzniósł się i leciał na wysokości moich oczu, zapewne do środka jaskini gdzie wzniósł się jeszcze do góry. Tam przybrał większych rozmiarów, po czym zamienił się w ognistą kule i zaczął szubko zwiększać rozmiary. Był już przymnie, myślałam, że już po mnie, ale ogień mnie ominą. Kiedy objął już całą jaskinie zaczął się cofać, stał się znowu płomykiem i rozpłyną się.
- Ty nie marnuj już Energi, wykorzystałaś jej sporo a po wyjściu czeka cię jeszcze jeden czar. - Powiedział Derwer.
Nagle w całej jaskini zaczęły pojawiać się maleńkie światełka oświetlając ją.
- To jest piękne. - Powiedziałam do smoka, bo wiedziałam, że to on je stworzył.
- Rozejrzyjmy się tutaj, a potem wracajmy na górę. - Powiedział smok.
Jaskinia jest piękna i ogromna mogłaby pomieścić cztery smoki rozmiarów Derwera, w prawdziwej postaci. Wszędzie są malowidła przedstawiające historie powstania smoków. Poza malowidłami było tu też sporo książek jakiś dziwnych lasek i szat.
- Derwer co to jest? - Spytałam pokazując na laski i szaty.
- Te laski to magiczne kostury jednym z nich ty będziesz walczyć. A te szaty jak zauważyłaś mają różne kolory. Będziesz je zmieniać wraz z osiągnięciem kolejnego poziomu nauki. Do każdej z nich dołączona jest peleryna, którą musisz zawsze nosić, nawet na mundurku szkolnym. Zaczynasz od białych szat, które są symbolem czystej kartki, którą teraz jesteś, a kończysz na czarnych szatach, które oznaczają, że posiadłaś całą znaną ludziom wiedzę magiczną. - Gadał bez końca Derwer. - Zazwyczaj ludzie nie dają rady wejść wyżej niż do niebieskich szat, które są w połowie drogi na szczyt. Ty jednak zajdziesz o wiele dalej. Dobrze koniec lekcji na dziś, ubierz białą pelerynę i będziemy wychodzić. Bo robi się późno a jeszcze musimy szczelnie zamknąć wejście ze szkoły.
- Chyba mieliśmy ukrywać w szkole, że jestem magiem? - Spytałam zdziwiona.
- Mieliśmy, ale teraz już nie możemy. - Odparł smok.
- Ale jak to nie możemy? - Spytałam zszokowana.
- Pamiętasz te symbole na drzwiach? - Spytał.
- Te, co nie mogłam przeczytać? Tak. Pamiętam.- Odpowiedziałam.
- To był kontrakt w starej mowie. Każdy mag, który tu wejdzie musi okazać szacunek pierwotnemu, nosząc jego szaty podczas nauki i peleryny poza nią.
- Coo! Czemu mi o tym wcześniej nie powiedziałeś?! - Krzyczałam.
- Nie było jak ty od razu po otwarciu drzwi weszłaś do środka. - Odpowiedział spokojnie. - A i jeszcze jedno.
- Co znowu! - Byłam bardzo zdenerwowana.
- Wybierz sobie kostur. On zwiększy twoją magiczną moc. Skorzystaj z tej szansy. Rzadko który mag ma prawo go używać. Zastanów się dodrze, bo możesz wybrać tylko raz, będzie on posłuszny ci do końca życia. - Powiedział to kiedy kończyłam ubierać pelerynę.
Peleryny nie są zawiązywane na sznurek tak jak się spodziewałam się, kiedy pierwszy raz je zobaczyłam, tylko są zaczepione na złotym łańcuchu o grubości małego palca. Gdy tylko ją uregulowałam tak jak chciałam, opadła ona do podłogi i pojawił się na niej wizerunek pierwszego smoka wraz z jego symbolem. Bardzo mnie to zaskoczyło. Wzięłam się za wybieranie kostura, w jaskini było ich 12 tak jak miesięcy w roku i każdy różnił się od poprzedniego, wyglądem, kształtem i wielkością. Jakoś udało mi się przyporządkować je miesiącą. Wybrałam ten, który odpowiadał szóstemu miesiącowi. Kostur czerwca jest przepiękny zrobiony jest z przeplatających się trzech gałęzi, pomiędzy które mogę włożyć rękę. Jest on mojej wysokości, czyli tak z 170 cm, gałęzie na dole tworzą szpikulec, na szczycie pomiędzy nimi jest umieszczony biały kryształ. Wydaje się jakby w nim była uwięziona róża. Jest przepiękny nigdy czegoś takiego nie widziałam. Gdy go puściłam zmienił się w drewnianą bransoletę, z kryształem przez całą długość a jest ona od nadgarstka aż do łokcia, ale w niczym nie przeszkadza. Gdy tylko wyciągnę rękę i ustawie tak jakbym go trzymała od razu się pojawia.
- Musimy już iść zbliża się wieczór. - Zawołał mnie Derwer będący już pod drzwiami.
Ruszyłam do niego a peleryna powiewała przy każdym kroku. Kiedy do niego doszłam ten wspiął się na mój bark, ruszyliśmy do góry krętymi schodami. Gdy doszliśmy na szczyt schodów otworzyłam sekretne przejście na szczęście korytarz za nimi był pusty. Derwer zeskoczył z mojego barku i wyszedł przez drzwi. Zamkłam przejście i stanęłam koło niego, wyciągnęłam swój kostur.
- Mówiąc pieczętuje cię w imie boga. Nakreśl w powietrzu pieczęć, jaką chcesz.
- Pieczętuje cię w imię boga - Mówiąc to w powietrzu nakreśliłam symbol diamentu.
Po tym czarze byłam tak wykończona, że żeby dojść do pokoju, choć miałam tylko piętnaście metrów do przejścia musiałam je przejść podpierając się kosturem, strasznie przy tym stukając. Kiedy weszłam do nas na przedpokój zasłabłam i upadłam na podłogę całe szczęście, że podłoga zmieniła się w miękką trawę. Ostatnie co pamiętam to Derwer, który biegł po Elizę do jej pokoju.
***************************
Hej ludzie to już 10 rozdział pierwszy raz tyle napisałem w jakimś opowiadaniu. Mam nadzieje, że spodobał wam się rozdział i że zbytnio nie namieszałem. Następny rozdział postaram się napisać w całości w czasie teraźniejszym. Do zobaczenia z kolejnym rozdziałem pa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro