Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Były mistrz i były uczeń wpatrywali się w siebie nawzajem, niezdolni wykrztusić słowa.

Parę sekund — w porządku. Trochę się nie widzieli.

Paręnaście sekund — skoro muszą... ostatecznie rozstali się w dość burzliwy sposób.

Parędziesiąt. Okej, starczy tego dobrego. Zaczynał się czuć niekomfortowo.

Maul chrząknął.

Zgodnie z jego oczekiwaniami, dwójka natychmiast przestała się na siebie gapić. Anakin przeniósł wzrok na Maula. Pod wpływem tego spojrzenia Zabrak zwątpił, czy aby na pewno był to dobry pomysł. Mina Wybrańca nie pozostawiała wiele wątpliwości à propos tego, co myślał o byłym Sithcie.

Ale jedną z jego najważniejszych dewiz, zaczerpniętą od hazardzistów, ale skuteczną niemal w każdym aspekcie życia, było to, by robić dobrą minę do złej gry, oraz blefować tylko wtedy, gdy druga strona nie mogła z całą pewnością ustalić, czy na pewno to robi.

Dlatego Maul dalej stał wyprostowany i pewny siebie, ignorując nieprzyjemne uczucie dyskomfortu, gdy były Jedi wywiercał mu wzrokiem przysłowiową dziurę w brzuchu. Na wszelki wypadek wzmocnił bariery wokół swojego umysłu.

— Być może — zaczął, stawiając dwa kroki naprzód. Cały czas pozostał czujny i skupiony; instynktownie w każdej chwili spodziewał się ataku. — powinniśmy porozmawiać.

— A ten co tutaj robi? — fuknął Skywalker. Zaraz jednak uświadomił sobie, że właściwie podobne pytanie powinien zadać Ahsoce, i że jedno może być połączone z drugim. Poczuł się głupio.
— To znaczy... co ty tutaj robisz? Co robisz z nim? To jest, co on robi z tobą? Tu?

Anakin mentalnie plasnął ręką w czoło, oczami wyobraźni widząc równocześnie Obi-Wana, który kręciłby głową zastanawiając się, czy jest bardziej rozbawiony czy zażenowany zachowaniem swojego padawana.

Dlaczego nie potrafił normalnie z nią porozmawiać? Wyczuwał niewidzialną ścianę, którą obmurowała się Ahsoka, ale podświadomie wiedział, że to nie podniesiona garda dookoła jej umysłu była przyczyną ich nieporozumienia.

W powietrzu wisiało po prostu zbyt wiele niewypowiedzianych słów i oskarżeń. Atmosfera była tak ciężka, że mógł jej niemal dotknąć palcami i właśnie to było źródłem napięcia.

W głębi serca Anakin od lat pragnął, żeby Ahsoka go odwiedziła i bolało go, że ich pierwsze spotkanie musiało wyglądać w ten sposób.

Obi-Wana widywał regularnie. Fakt, Kenobi nie był z początku zachwycony decyzją byłego protegowanego, ale pogodził się z nią i uszanował. Mistrz Jedi odwiedzał jego i Padmé tak często, jak tylko pozwalały mu na to obowiązki. Zawsze przy tym troszczył się o drobne upominki do Luke'a i Leii, za co dzieciaki niewątpliwie go uwielbiały. Chyba i Obi-Wanowi przypadła do gustu rola wujka dobrodzieja, bo nieustannie z uśmiechem słuchał dzieci, Luke'a uczył szermierki, a Leii pozwalał nawet zaplatać sobie warkoczyki na bujnej, rudawej czuprynie.

Dzieciaki nigdy nie poznały Ahsoki. Nie miały okazji. Ostatni raz widział się z nią niespełna dziesięć lat temu, zaledwie parę dni po narodzeniu bliźniaków. Spotkał się z nią równo trzy razy od jej odejścia z Zakonu — przed jej odlotem na Mandalorę, podczas incydentu w biurze Kanclerza oraz... oraz wtedy, kiedy to on zdecydował się odejść.

Anakin nabrał powietrza w usta i głośno je wypuścił. Otworzył szerzej drzwi.

— Wejdź — zaproponował. Tano zmieszała się, niepewna, czy powinna przyjąć ofertę, czy też ją odrzucić.

Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł Maul. Zabrak podszedł do Ahsoki i lekko ją szturchnął. Wbrew oczekiwaniom Skywalkera, nie odwróciła się, nie zagroziła mu, ani nawet nie zareagowała. Ku jego zaskoczeniu nie warknęła nawet czegoś w rodzaju łapy przy sobie, czego mógłby się spodziewać po jej temperamencie.

Po raz drugi, a przecież minęło ledwie parę minut, uderzyła go świadomość, jak bardzo nie znał już swojego padawana. Zabolało.

Wybraniec zdążył jednak w porę się zreflektować. Rzucił kose spojrzenie byłemu Sithowi, jak gdyby próbował dobitnie dać mu do zrozumienia, że jego do domu nikt nie zapraszał. Maul jednak bezczelnie go zignorował, udając, że nic nie zauważył i wkroczył do jego rezydencji. Anakin przewrócił oczami i zamknął drzwi. Jednocześnie zanotował w pamięci, by mieć oko na tego osobnika.

Ledwie drzwi się zasunęły, nozdrza mężczyzny ponownie uderzył aromatyczny zapach kafu i smażonych koreliańskich naleśników. No tak. Przecież właśnie siadał do śniadania...

— Annie? Annie, co się stało? — dobiegł go głos zbliżającej się żony. Zanim zdążył choćby otworzyć usta, by wymyśleć jakąś konstruktywną odpowiedź, już pojawiła się w progu. I zamarła.

Naturalnie, Padmé zdumiała obecność Ahsoki, ale to nie ona głównie przykuła jej uwagę.

Na środku jej korytarza stał silnie umięśniony Zabrak, którego ostatnim razem widziała jeszcze jako młoda królowa Naboo. Jego mrocznej aparycji nie dało się pomylić z niczym innym.

Padmé zadrżała.

Słyszała plotki. Naturalnie, chociaż formalnie nie była już ani królową, ani senatorem, nadal miała dostęp do poufnych informacji i wiedziała, o czym szepczą istoty wysoko postawione w Republice. Doskonale wiedziała, że przez ostatnie lata Jedi wyciskali z siebie siódme poty, by złapać bezkarnego Zabraka, który miał wręcz niesamowity talent do rozpływania się w powietrzu ilekroć ktoś się na niego zaczajał.

Jak przez mgłę pamiętała różne wzmianki o Maulu jeszcze za czasów jej pracy jako senatora. W Senacie nie mówiło się o nim wiele; zrzucano ten problem na karb Zakonu Jedi. W czasie wojny Kanclerz i tak miał nadto roboty.

Poczuła cierpką gorycz na myśl o Palpatine'ie — Lordzie Sthów, który w tak obmierzły i podstępny sposób próbował przejąć kontrolę nad całą Galaktyką. Zdołał oszukać wszystkich, absolutnie wszystkich! Amidala nie chciała nawet myśleć o tym, co mogłoby się zdarzyć, gdyby Ahsoka nie zareagowała w porę i nie zdemaskowała Dartha Sidiousa i jego mrożącego krew w żyłach planu...

Dwoje gości przystanęło na jej widok, ale dopiero teraz kobieta poczuła na sobie ogniste, wypalające spojrzenie. Nie potrzebowała Mocy by wiedzieć, że to czerwonoskóry Zabrak skierował swoje lśniące oczy prosto na jej sylwetkę.

Padmé była bardzo odważna, ale zebranie sił na odwzajemnienie spojrzenia zajęło jej parę sekund. Oczami duszy wciąż wracała do jednego, jedynego momentu w jej życiu, kiedy również miała okazję spojrzeć temu potworowi prosto w oczy.

Doskonale pamiętała moment, kiedy podczas szturmu na pałac w Theed drogę zastąpił im mroczny wojownik, który zaczął ich nękać jeszcze na Tatooine.

My się nim zajmiemy — powiedział wtedy mistrz Qui-Gon: człowiek, któremu zarówno ona, jak i Anakin zawdzięczali więcej, niż byliby w stanie stwierdzić.

To właśnie wtedy widziała go po raz ostatni.

Wtedy też miała okazję na chwilę spojrzeć w złociste, przerażające tęczówki Sitha. Teraz miała to zrobić po raz drugi, tym razem ze świadomością tych wszystkich okropieństw, jakich dokonał w swoim życiu.

I zrobiła to. Spojrzała.

Podświadomie spodziewała się tej makabrycznej żółci i wylewającej się z oczu nienawiści, agresji i gniewu. Dlatego ogromnie się zdziwiła, widząc bursztynowe, intensywne spojrzenie, z którego wyzierała ciekawość i pewien rodzaj rozbawienia.

Nie miała pojęcia, czy ten fakt ją cieszy, czy bardziej niepokoi.

— Wejdźcie — powtórzył Anakin, tym razem pokazując gestem dłoni wejście prowadzące do ich salonu. W pierwszym odruchu Padmé chciała posłać swojemu mężowi spojrzenie z kategorii zgłupiałeś do reszty?! ale widząc zakłopotany, lecz jednocześnie pewny wzrok Skywalkera, zrozumiała, że stało się coś ważnego. Odsunęła się, by zrobić miejsce zdecydowanie niespodziewanym gościom, siadając tuż obok Anakina.

Gdy Zabrak i Togrutanka wchodzili do pokoju gościnnego, Amidala utkwiła mimowolnie wzrok w drugiej z odwiedzających ich postaci.

Było jej strasznie żal Ahsoki i tego, jak z czym musiała się zmagać w ostatnich latach. Razem z Anakinem obserwowali jej pierwsze kroki ku dorosłości i przemianę z dumnego dzieciaka w dojrzałą i mądrą wojowniczkę. Padmé czuła się związana z młodą togrutanką; nie była pewna, czy postrzegała ją jako młodszą siostrę Anakina, czy bardziej jako własną siostrzenicę bądź córkę, ale była pewna, że naprawdę zależało jej na togrutance.

Wiedziała, że decyzja Anakina była dla Ahsoki dużym szokiem. Rozumiała także, że Tano mogła zrzucać część winy na jej barki, ale nie miała dziewczynie tego za złe. Żywiła tylko nadzieję, że wkrótce Ahsoka pogodzi się z sytuacją i będzie chciała na nowo być częścią ich rodziny.

Była pani senator postąpiła za mężem, dopełniając orszaku. Anakin ścisnął ją lekko za rękę w geście otuchy.

Czwórka zajęła miejsca na dwóch przeciwległych kanapach. Zapadła niezręczna cisza.

— Maul miał wizję. — Milczenie jako pierwsza odważyła się przerwać Tano. Nie patrzyła przy tym na nikogo z obecnych; jej oczy zdawały się być wyjątkowo pochłonięte pasjonującym widokiem stolika do kafu, który rozdzielał ją i Maula od małżeństwa Skywalker.

— Wizję... czego konkretnie? — spytała Amidala.

Na nowo nastała cisza. Maul zdawał się kompletnie ignorować toczącą się rozmowę i z fascynacją rozglądał się po pomieszczeniu, prawdopodobnie nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że jest pytany.

Ale tak naprawdę wiedział o tym doskonale. Któraś część jego umysłu zanotowała pytanie, ale umysł Zabraka był zbyt pochłonięty inną kwestią, by zadać sobie trud odzpowiedzenia na pytanie.

To miejsce coś mu przypominało. Nie był pewien co takiego; czuł, że ów szczegół ciągle mu umyka, ale w jakimś sensie ta planeta zdała mu się osobliwie znajoma.

Analizując metodycznie kolejne elementy, błądził wzrokiem po salonie w poszukiwaniu wskazówek. Kolory? Powiódł wzrokiem po drogich rzeźbionych meblach i dyskretnie zdobionych ścianach. Nie, to nie było to. Jakiś obraz lub wizerunek? Skojarzenie?
Zwrócił uwagę na parę niewybitnych dzieł sztuki ozdabiających ściany. Nie, nie chodziło o to.

Nagle jego wzrok skierował się widok za dużym iluminatorem, który zajmował większą część przeciwległej ściany. Przedstawiał malowniczy nabooański krajobraz rozciągający się tuż za domem: ogromną połać żywej zieleni i lśniące w oddali jezioro, o barwie tak czystej i błękitnej, że zdawało się być malunkiem słynnego artysty aniżeli prawdziwym widokiem.

Ten osobliwy obraz poruszył w nim jakąś strunę, ale zanim zdążył uchwycić ową ulotną myśl, oczywiście musiał wtrącić się Skywalker. Świetnie.

Anakin chrząknął.

— Chciałbyś nam coś o niej powiedzieć?

Ah, tak. Wizja.

Maul skierował swoje spojrzenie na Wybrańca, wpatrując się w niego z zagadkową miną.

— Ja... wierzę, że Darth Sidious powrócił.

Nie widział, a już tym bardziej nie czuł potrzeby, żeby zagłębiać się w szczegóły. Na samą myśl o mrocznym obliczu Sidiousa nękającym go w nocnych marach poczuł lodowaty dreszcz przebiegający po plecach.

Tak, zdecydowanie liczył na to, że obejdzie się bez szczegółowego opisu.

Niespodziewanie Moc postanowiła choć raz wysłuchać jego błagań.

— Niezależnie od tego jak bardzo nie chcę tego przyznać, chyba masz rację.

Wszyscy obecni w salonie zwrócili wlepili zdumione spojrzenia w Anakina Skywalkera, który wypowiedział te zaskakujące słowa.

Anakin ciężko westchnął, i, wziąwszy przykład z Ahsoki i zaczął przypatrywać się niskiemu stolikowi.
— Ja też miałem wizje.

Maul przymknął oczy. Co to mogło oznaczać?

Naturalnie, Skywalker miał odegrać jakąś rolę w nadchodzących wydarzeniach. W innym wypadku on i Ahsoka wcale by się tu nie zjawili, prawda? To, że Skywalker sam doświadczył widzenia jedynie potwierdzało tę teorię.

Co łączyło byłego Jedi z Sheevem Palpatine'em?

Niewiarygodnie wręcz dużo. O ile Maul dobrze się orientował (a nie wątpił w wybitne zdolności swojej siatki wywiadowczej), Palpatine trzymał Wybrańca blisko siebie odkąd zaczął stawiać swoje pierwsze, niepewne kroki w Zakonie Jedi.

Odkąd ja sam zostałem porzucony na śmierć, podpowiedział cichutki głosik w jego głowie, ale były Sith zręcznie zepchnął tę myśl do najdalszego zakamarka swojego umysłu. To nie był odpowiedni moment na takie rozmyślania.

Czy Sidious mógł chcieć kontynuować swój wielki plan i teraz, po tych wszystkich latach, zamierzał podjąć drugą próbę przeciągnięcia Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy?

Nie. Na to było już za późno. Zachowanie Skywalkera jednoznacznie wskazywało, że na samej górze swojej hierarchii wartości (jakież to przewidywalne!) stawiał rodzinę i ludzi, których klasyfikował jako bliskich i lojalnych. Skywalker miał wszystko czego chciał: swoją kobietę, swój dom i święty spokój. W mniemaniu Maula był już stracony; nie nadawał się ni to na Jedi, ni to na Sitha, ni to nawet na coś pomiędzy, wybierając jakąś pokraczną drogę bez Mocy, za to pełną przywiązania. Czyż to nie było ironią, że najpotężniejsza żyjąca istota w uniwersum rezygnowała ze swojej siły na rzecz kilku mizernych form życia?

Kilku.

Teraz, gdy Maul odciął się od rzeczywistości i wycofał w głąb własnego umysłu, znacznie wyraźniej wyczuwał Moc buzującą w otoczeniu. Naturalnie pochodziła od dwóch silnych w Mocy istot — Ahsoki oraz Wybrańca — ale dopiero teraz Zabrak dostrzegł, że cała Moc, którą początkowo mechanicznie przyjął za część aury Skywalkera, w rzeczywistości pochodziła od innych organizmów żywych.

Dwie silne Mocą istoty przebywały gdzieś ponad nim; prawdopodobnie na wyższej kondygnacji i ciągle się przemieszczały. Intrygujące.
Jeśli w tym domu przebywało jeszcze więcej drogich Skywalkerowi osób, to zmniejszała się szansa, że zrezygnowałby ze swojego dotychczasowego życia.

A więc co takiego knuł Mroczny Lord Sithów? I, co ważniejsze, jaki związek z tym miał Anakin Skywalker?

Z jakiejś przyczyny Sheevowi musiało zależeć na Wybrańcu. Nie, nie na nim samym — poprawił się szybko w myślach. — Na jego potędze.

Palpatine chciał zmusić Skywalkera, żeby ten pomógł mu zniszczyć Jedi. Co więcej, mógł to uczynić w naprawdę łatwy sposób — zagrozić mu pozbyciem się jego jakże drogiej rodziny.

Jeśli chcieli temu zapobiec, mieli tylko dwa rozwiązania. Po pierwsze — przekonać Wybrańca, żeby poszedł z nimi i wykorzystać jego potęgę przeciw Sidiousowi. Po drugie... upewnić się, że Skywalker nie poprze Lorda Sithów, choćby świat się walił.

Musieli mieć pewność.

Maul powrócił do rzeczywistości, na nowo koncentrując się na otaczających go osobach.

Wszystkie te myśli zajęły mu ledwie parę sekund; jego umysł gnał jak szalony i wyciągał wnioski zanim poprzednia myśl zdążyła przybrać swój ostateczny kształt.

Wystarczyło parę uderzeń serca, a on już wiedział, co ma zrobić.

— Wiem, czego ode mnie oczekujecie, ale nie pomogę wam — oznajmił tymczasem Anakin.

W jego spojrzeniu wyraźnie było widać iskierkę żalu, ale była ona mocno przytłumiona przez determinację i zdecydowanie.
— Obiecałem, że już nigdy ich nie zostawię.

Ahsoka poczuła złość.

Więc nie miał problemu, by zostawić ją, Obi-Wana i cały Zakon, gdy tak bardzo go potrzebowali, ale nie zamierzał ruszyć swojego szacownego tyłka na ratunek Galaktyce, bo powiedział Padmé, że będzie teraz siedział na Naboo?

Choć nie chciała tego przyznać nawet przed samą sobą, w rzeczywistości przez słowa Anakina (a właściwie to, co się za nimi kryło) poczuła się straszliwie samotna i wyobcowana.

Gdy Tano odeszła z Zakonu Jedi, na próżno szukała swojego miejsca we wszechświecie. Ze swoimi umiejętnościami i wartościami znacząco odstawała od zwyczajnych mieszkańców galaktyki. Dlatego po paru żmudnych miesiącach poszukiwań i bezowocnych prób wpasowania się w inne grupy społeczne, ostatecznie wróciła do Zakonu. Najpierw nieoficjalnie, pomagając na Mandalorze w schwytaniu Maula (co właściwie nigdy nie doszło do skutku), a potem jako pełnoprawny Rycerz Jedi, który ze względu na duże naciski ze strony Senatu i opinii publicznej zbyt wcześnie został mianowany Mistrzem.

Togrutanka doskonale wiedziała, że Jedi zgodzili się na tę nominację tylko po to, by nie stracić w oczach ludzi, którzy po krwawej i długiej wojnie zaczynali powątpiewać w skuteczność i oddanie Zakonu. Miała być symbolem reform i zmian, jakie zaszły w Republice, a co ważniejsze, w samym Zakonie Jedi. Dla niektórych nadal była właśnie tym: ikoną, która zdobyła swoją nominację w Wysokiej Radzie tylko dla pogłosu, a nie ze względu na faktyczne umiejętności i wiedzę. Wiedziała doskonale, że Jedi zgodzili się na tę nominację tylko z tego powodu.

Jednak nawet gdy wróciła do Zakonu, ciągle było jej czegoś brak. I nie chodziło tu ani o dziwną rolę związaną z jej wizerunkiem, ani nawet o odejście Anakina (który podjął swoją decyzję w parę miesięcy po powrocie Ahsoki). Chociaż Zakon zmierzał w słusznym kierunku — a przynajmniej próbował, bo obecnie zmiany zaczynały się zacierać, a starsi wiekiem Jedi niemal machinalnie wracali do starych nawyków — Tano czuła, że to nie było już jej miejsce.

Kiedy Anakin odszedł, podświadomie założyła, że poczuje to samo co ona; zobaczy, że dla regeneratów Jedi nie ma miejsca w wielkiej galaktyce.

Lecz stało się coś odwrotnego: Wybraniec doskonale odnalazł się w świecie pozbawionym konfliktów i interesów na galaktyczną skalę, i najwyraźniej był z tego bardzo zadowolony.

Ahsoka czuła żal do losu; dlaczego ona nie potrafiła znaleźć dla siebie takiego miejsca?

Ta frustracja zmieszała się ze zdenerwowaniem na brak bezinteresowności Anakina w imię wyższego dobra. Jej spotęgowany gniew musiał znaleźć jakieś ujście; na nieszczęście Wybrańca, to on był pierwszą osobą, która wpadła jej na myśl.

Ahsoka zerwała się z siedzenia. Nie przyglądała się już dłużej stolikowi, o nie. Wpatrywała się prosto w swojego byłego mistrza.

— Więc zamierzasz zostawić całą Galaktykę na pastwę Lorda Sithów? — zapytała, marszcząc gniewnie brwi. — Chcesz poświęcić biliardy istot tylko po to, by uratować kilka istnień?!

Wytknęła palcem podłogę pomieszczenia. Wreszcie Skywalker podchwycił jej intensywny wzrok. Ich spojrzenia się skrzyżowały.

— Wierzę, że zrobiłabyś to samo — wyszeptał słabo Anakin. — Dla Zakonu, dla Obi-Wana... — zawahał się — ...dla mnie.

Dla Ahsoki tego było już za wiele. Nie wiedziała, czy to nieskończona ignorancja mężczyzny na realne, ogromne niebezpieczeństwo, czy też fakt, że jakaś część jej duszy chciała mu przyznać rację; była natomiast pewna, że dłużej tego nie zniesie.

Popatrzyła z niedowierzaniem na zatopioną w smutku twarz Anakina, po czym wybiegła z pokoju, a zaraz potem z domu.

Skywalker zwiesił głowę, z głośnym sykiem wypuszczając przy tym powietrze.

Dla Maula sytuacja była nader niezręczna. Wciąż nie był pewien, czy Wybraniec nie zechce urwać mu głowy, a aura Mocy wokół jego żony dobitnie świadczyła o tym, co myśli o nim była senatorka. Zabrak musiał jednak przyznać, że po mistrzowsku utrzymywała neutralny wyraz twarzy. Gdyby nie był wrażliwy na Moc, w życiu nie domyśliłby się, że w tej osóbce kotłowało się tyle emocji jednocześnie.

Wstał.

Przelotnie pomyślał, że Ahsoka stanowczo za często stawia go w równie nieprzyjemnych sytuacjach. No cóż. Chyba najlepszym wyjściem było zrobić to co ostatnio, prawda? Udać się za nią.

Lecz kiedy miał już wyjść z salonu, jego drogę zastąpiły dwie niskie kulki w pstrokatych strojach. Żywe kulki.

Dwoje kilkuletnich dzieci patrzyło na niego z pełnym zdumienia spłoszeniem.

Maula olśniło. Już wiedział, dlaczego to miejsce wydało mu się tak znajome!

Trawa... wtedy chodziło mu o trawę. To dlatego przykuła jego uwagę. To była ta sama trawa, którą widział w swojej wizji. Ba! To były te same dzieci, które widział w wizji.

Zadowolony ze swojego odkrycia, przyjrzał się podrostkom z żywym zainteresowaniem, podczas gdy jego umysł pracował na najwyższych obrotach, próbując odgadnąć, co też ów fakt mógł znaczyć.

Zarejestrował mimochodem nagłe przerażenie siedzących na kanapie Skywalkerów.

Ah. Więc to z pewnością ich dzieci.

Chłopczyk patrzył na niego z rozdziawioną buzią, jak zahipnotyzowany wpatrując się w niecodzienną sylwetkę rogatego gościa.

Tymczasem dziewczynka przemówiła.

— Jesteś Zabrakiem, tak? To prawda, że Zabrakowie mają dwa serca?

Maul przekrzywił lekko głowę, podziwiając odwagę małej.

Wyczuł jednocześnie, jak Wybraniec podnosi się z fotela w ostrzegawczym geście. Naturalnie, był gotów bronić swojego stada, gdyby Maul zamierzał mu zagrozić. Były Sith z trudem powstrzymał prychnięcie pełne rozbawienia.

— Zgadza się — odpowiedział, świdrując ją wzrokiem.

Była — tak samo jak jej brat — niezwykle silna Mocą, ale oboje stanowczo wyrośli już z wieku, w którym zostaliby przyjęci do Zakonu Jedi. Fascynujące. Czyżby Wybraniec postanowił szkolić ich sam? A może zamierzał w ogóle nie mówić im o ich potencjale? Uznał tę kwestię za niezwykle interesującą.

Jednak nie tak pilną, jak powstrzymanie Sidiousa przed zrealizowaniem jego planu, na czymkolwiek miałby on polegać. Zagadką nieodkrytych potomków Skywalkera mógł się zająć później... ale był pewien, że do niej wróci. O tak.

Starając się wyglądać najbardziej nonszalancko jak tylko potrafił, zignorował podchodzącego powoli Skywalkera. Skierował swój wzrok na chłopca.

— Czy mogę?

Chłopczyk kiwnął niepewnie głową, wciąż przypatrując się niezwykłemu delikwentowi. Nie wykrztusił z siebie słowa, ale usłużnie odsunął się, by Maul mógł przejść do korytarza, a następnie do wyjścia.

Doprawdy, bardzo interesujące.

★★★

Tano usiadła na niewielkiej plaży nad brzegiem jeziora. Znajdowała się nieopodal rezydencji państwa Skywalkerów; nie na tyle daleko, by mieć kłopot z powrotem, ale też nie na tyle blisko, żeby docierały do niej odgłosy z domu i jego okolicy.

Słońce zalewało plażę intensywnym blaskiem, ogrzewając wodę, piasek, oraz skuloną na nim togrutankę.

Ahsoka lubiła piasek. Szczególnie w takich chwilach jak ta, gdy rozgrzane ziarenka dawały przyjemne poczucie ciepła, a promienie słoneczne odbijały się na spokojnej tafli wody, dając choćby powierzchowne poczucie równowagi i bezpieczeństwa.

Na kilka minut utonęła w tym spokoju, myślami błądząc po labiryncie swojej wyobraźni i pozwalając sobie choć na moment zapomnieć o ciążących na jej barkach problemach galaktyki.

Z tej ulotnej utopii wyrwał ją odgłos czyichś kroków. Przymknęła oczy, by wsłuchać się w aurę zbliżającej się postaci. Rozpoznała ją bez trudu. Maul.

Spojrzała z powrotem na jezioro. Zabrak bez słowa zajął miejsce nieopodal niej i, idąc za jej przykładem, zapatrzył się w horyzont.

— Wciąż obwiniasz go za jego decyzję — zauważył.

Ahsoka wiedziała, że kłócenie się z nim nie miało większego sensu. Miał przecież rację.

Właściwie nigdy o tym nie rozmawiali. Po rozstrzygnięciu losów Galaktyki pamiętnej nocy dziesięć lat temu, widywali się wielokrotnie: były Sith i już-nie-była Jedi. Ich więź nie miała nazwy; w każdym razie żadne z nich jej nie odkryło. Ich kruchy sojusz zawiązany przeciw wspólnemu wrogowi rozwinął się w sposób zdecydowanie niespodziewany, ale w żadnym wypadku nie pejoratywny. Podczas swoich spotkań wymieniali się informacjami, ale także wymieniali poglądy, myśli i gnębiące ich przeczucia. Mistrzyni Tano dopilnowała, by Jedi prędko nie wpadli na ślad mrocznego rycerza, a on sam zapewnił jej immunitet ze strony wszystkich podległych mu syndykatów. Oboje w jakiś sposób się rozumieli i wiedzieli, że druga strona ich wysłucha i zrozumie.

Wszystko skończyło się właśnie wtedy, gdy Anakin Skywalker zrezygnował ze swojego miejsca w Radzie Jedi, zaraz po tak długo przez niego wyczekiwanej promocji na Mistrza Jedi. Wtedy Ahsoka po prostu się odcięła, a Maul uznał, że nie będzie na siłę o sobie przypominać. Nie mieli okazji, by porozmawiać o tej sprawie.

— Kiedy Anakin odszedł — zaczęła po dłuższej chwili — czułam się, jakbym straciła starszego brata.

Starszego brata, który zawsze bronił ją przed światem, a nawet przed nią samą, gdy zaszła taka potrzeba.

Wcześniej, całe lata temu, gdy ją oskarżono i wydano wyrok, czuła, jakby straciła wszystkich innych. Wszystkich poza Anakinem. Anakin cały czas był wtedy przy niej i nie spał całe dnie i noce, niezmordowanie dążąc do dowiedzenia niewinności swojej padawanki.

To uczucie straty nigdy jej nie opuściło.

Gdy więc jej były mistrz także postanowił ją opuścić, pustka poszerzyła się jeszcze bardziej, właściwie nie pozostawiając niczego innego.

To bolało. Bolało bardziej, niż potrafiłaby wyrazić to słowami. Dlatego nie użyła słów; użyła Mocy. Przelała wszystkie kotłujące się w niej uczucia i wątpliwości w jedną falę Mocy, po czym przesłała ją do Maula.

Zabrak nie odzywał się dłuższy czas. Tano nie miała pojęcia, jak powinna tę ciszę interpretować. Gdy upływały kolejne minuty, a jej towarzysz nadal nie pofatygował się z odpowiedzią, Ahsoka speszona spuściła wzrok, żałując, że tak się przed nim otworzyła. Już nie jest tak jak kiedyś, próbowała się przekonać.

Ale właśnie wtedy Maul ją zaskoczył. Odezwał się.

— Straciłem młodszego brata.

Ahsoka jeszcze nigdy nie słyszała, by Maul szeptał coś tak łamiącym się głosem, jak przed chwilą. Rzadko kiedy w ogóle się przed kimś odsłaniał, przedstawiając swój tok myślenia albo opisując swoje emocje. Tano należała do nielicznych (właściwie była chyba jedyną), którym dane było go poznać od tej strony, ale nawet wtedy Maul umyślnie nie wracał do przeszłości i unikał tego tematu jak ognia. Nienawidził do tego wracać.

Ale z jakiejś przyczyny właśnie to robił. Dlaczego? Sam do końca nie wiedział. Czuł, że ta więź, którą zbudowali lata temu, powróciła, a przy tym stała się mocniejsza niż kiedykolwiek przedtem. Czuł, że może to z siebie wyrzucić. Że może uczcić wreszcie pamięć Savage'a, opowiadając o nim komuś. Nigdy dotąd nie poruszył tego tematu; ba! Nie wymówił nawet na głos jego imienia, od kiedy...

...odkąd zginął.

— Co się stało? — spytała cicho Ahsoka.

— Sidious go zamordował — odparł głucho Zabrak, wpatrując się w toń wody. Podświadomie doszukiwał się w niej twarzy zmarłego brata. Nic jednak nie dostrzegł.

Mimowolnie powrócił myślami do tego momentu: do chwili, gdy krwistoczerwone ostrze przebiło pierś Savage'a, momentalnie zabijając tlące się w niej życie. Zabrakowie byli silni: mieli dwa serca, jak wspomniała zresztą tamta mała Skywalkerówna, więc Savage zdołał przetrwać jeszcze parę chwil, zanim jego drugie serce przestało zupełnie bić. Zdołał pożegnać się z Maulem.

Opress zacisnął mocno zęby, a jego twarz wykrzywiła się w grymasie bólu. Wspomnienie tamtej chwili wciąż było dla niego zbyt świeże, zbyt silne. Być może miało takie zostać już na zawsze.
— Jeśli Jedi mieli w czymś rację — rzekł. — to w tym, że rozpamiętywanie straty przynosi jeszcze więcej bólu i nieszczęścia.

Oderwał wzrok od jeziora, by skierować go na Ahsokę. Z lekkim zaskoczeniem zauważył łzy na jej policzkach.
— Jak już zdasz sobie z tego sprawę — dodał cicho — będzie łatwiej. Zobaczysz.

Czując, że togrutanka potrzebuje pewnie chwili prywatności, postanowił udać się z powrotem na statek i przygotować wszystko do odlotu. Z cichym zgrzytem metalowych kończyn podniósł się, rzucając ostatnie, smutne spojrzenie na spokojną wodę.

Odwrócił się i odszedł.

_____

Notka od autorki: W następnym rozdziale wreszcie trochę więcej perspektywy Anakina! :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro