Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27 - Cedr, rękawiczki i barany

— Gdzie ona jest, ciociu? — zapytała słabym głosem zbudzona ze snu Marie Thérèse, próbując wyczuć obecność teściowej, błądząc dłońmi po obu stronach łoża. Starsza kobieta zawsze była tuż obok podczas każdego jej porodu.

Tym razem nie przyszła. Nikt co prawda nie raczył jej tego przekazać, ale Anne d'Autriche chorowała ciężko od kilku dni. Było to jakieś przedziwne schorzenie, które dopadało ją z różną intensywnością przez ostatnie miesiące i nasiliło się akurat, gdy na świat zdecydowała się przybyć jej wnuczka.

Hiszpanka rozejrzała się bezradnie po opustoszałej komnacie, szukając wzrokiem królowej matki lub swojej nowo narodzonej dziewczynki. W kącie gnieździła się służba wraz z doktorem i akuszerkami, zaś w najodleglejszym od niej punkcie łoża siedział jej mąż. W ramionach trzymał swoją córkę i uśmiechał się do niej szczerze. Tak przynajmniej jej się wydawało, gdyż jego pochyloną nad dzieckiem twarz przysłaniały długie rudo brązowe loki.

Ma fille... — szeptał ze łzami w oczach. — Mój kwiatuszku.

Marie Thérèse z trudem podniosła się na łokciach, by móc lepiej się im przyjrzeć. Bała się obudzić, obawiała się bowiem dostrzec zawód w oczach króla. Kiedy ostatnim razem dziecko urodziło się martwe, ten zupełnie się od niej odsunął i polecił chłodnym tonem przygotowywać się do kolejnej ciąży. Nie potrafiła mu wybaczyć takiego postępowania, mimo że zdawała sobie sprawę z jego cierpienia. Gdy usłyszała zatem, że nie doczekali się kolejnego następcy, miała ochotę już więcej nie wstawać.

— Sire... — wydusiła z siebie.

Podniósł na nią wzrok i obdarzył ją pierwszym od wielu miesięcy uśmiechem, który pozbawiony był najmniejszej obłudy. Biło od niego takie ciepło, że miała ochotę zerwać się z miejsca i do niego podbiec. Uniemożliwiało jej to jednak nadludzkie zmęczenie, a także pulsujący ból.

— Pozwól, że zabiorę cię, kochanie, do mamy — odparł cicho do córki, po czym przysiadł tuż obok małżonki. Podał jej ostrożnie dziecko. — Nie płacz, mama już tu jest.

Kiedy noworodek znalazł się w ramionach królowej, monarcha wyprosił wszystkich gestem dłoni. Zostali sami we trójkę, co było miłą odmianą po publicznym porodzie. Marie Thérèse zaczęła płakać, nie wiedząc, co zdołało bardziej ją wzruszyć — uściskanie nowego członka rodziny czy to niespodziewane ciepło ze strony męża. Była pewna, że nie zrozumie każdego słowa po francusku lub w jego niezgrabnym hiszpańskim, lecz wcale się tym nie przejmowała. Najważniejsze pozostawało przecież niewypowiedziane.

Anne Elisabeth, votre fille, Madame — powiedział drżącym głosem, gładząc żonę po policzku. — Uczyniłaś mnie szczęśliwym. Chcę, żebyś to wiedziała.

— Louis... — westchnęła kobieta, czując wreszcie po tylu latach zupełnie inny rodzaj dotyku.

Tak bardzo chciała chwycić jego dłoń i zmusić ją do pozostania jak najdłużej na jej twarzy. Mając jednak zajęte obie ręce, przysunęła do jej wewnętrznej strony swoje wargi i poczęła całować ją z miłością. Była gotowa uwierzyć, że cofnęła się o pięć lat do czasów, kiedy ich małżeństwo zapowiadało się tak pięknie i sielankowo.

Mężczyzna pochylił się nad nią, przytulił ją mocno, a na koniec złożył pocałunek na jej szyi. Spojrzał na nią łagodnie, przesuwając opuszkami palców po jej policzkach i powiedział:

— Moja dzielna Hiszpanka.

Kolejne łzy spadły na jej gładką skórę. Zaśmiała się cichutko, nie potrafiąc uwierzyć, że usłyszała takie słowa z jego ust. Uderzyła ją ogromna fala szczęścia i nadziei. Jej wielkie ciemne oczy zabłyszczały jak dwie gwiazdy na nocnym niebie. Jeśli niedawno doskwierało jej zmęczenie, ulotniło się w powietrzu.

— Naprawdę jestem twoją... dzielną Hiszpanką? — zapytała łamanym francuskim. Kontynuowała jednak w swoim ojczystym języku. — Tak jak wtedy, gdy byliśmy razem po raz pierwszy?

Uniósł kąciki ust, lecz spostrzegła natychmiast, że jej nie zrozumiał. Powtarzała na tyle sposobów, aż w końcu skinął głową na znak potwierdzenia. Przysunął się do niej jeszcze bliżej, spoglądając od czasu do czasu na Anne Elisabeth.

— Trzeba będzie oddać ją mamce. Niech cię to nie stresuje, nikt nie ma zamiaru ci jej odebrać, Madame. Sam nie będę w stanie znieść zbyt długiej rozłąki z moją córeczką. Wszystkie nasze dzieci mają bowiem te ciemne hipnotyzujące oczy, odziedziczone oczywiście po swojej matce.

— To ja ją nakarmię. Nie powierzę jej nikomu, widząc, jak bardzo ją kochasz.

Louis uśmiechnął się szerzej i zbliżył swoją twarz do twarzy żony. Ich nosy zetknęły się ze sobą, a usta dzieliło kilka centymetrów. Król delikatnie musnął wargi Marie Thérèse. Już miał ją pocałować znacznie śmielej, ale nowo narodzona dziewczynka zaczęła płakać.

— Skoro sama chcesz to zrobić, to chyba dobry moment. Pozwól mi zatem...

Kobieta nie potrafiła odszyfrować jego słów, ale szybko pojęła, co miał na myśli. Przytaknęła, czując jego dłoń, która z największą czułością zaczęła zsuwać z jej ramienia koszulę. Przystawiła dziecko do piersi, po czym spojrzała na uważnie przyglądającego się wszystkiemu męża.

— Na pewno czujesz się bardzo zmęczona przez tę noc. Nie spałaś wiele.

— Wręcz przeciwnie. Czuję, że wróciłam do żywych, panie. Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli zdecydujesz się jeszcze ze mną zostać...

Powtórzywszy te kilka zdań z dziesięć razy i przeformułowawszy je trzykrotnie, Hiszpanka zdołała porozumieć się z władcą za pomocą mieszanki obu języków. W ramach odpowiedzi przysunął ponownie swojego wargi do jej warg. Pogładził je delikatnie palcem, zmuszając jednocześnie, by nieco je rozchyliła. Niebawem ich usta łączyły się już w nieśmiałych, czułych pocałunkach.

Zapach francuskiego cedru, który dochodził do jej nozdrzy nie mógł się równać z wonią drzew pomarańczowych. Co więcej perfumy Louisa nie przywodziły na myśl romantycznych spotkań na trawie w Madrycie, lecz raczej długie poranki i noce przepełnione gorączkowymi próbami spłodzenia potomka. Przed tym szczęśliwym dniem, jakim okazał się być dzień narodzin Anne Elisabeth, była to jedyna sytuacja, kiedy mogła poczuć zapach męża i jego gorący oddech na swojej skórze.

Teraz jednak coś zdawało się zmieniać. Może przy odrobinie szczęścia pokocha te nowe zapachowe doznania równie mocno co te pochodzące z jej ojczyzny? A co, jeśli to miejsce stanie się w końcu jej domem?

Przerwała na chwilę pocałunki i spojrzała głęboko w oczy temu, któremu była poślubiona od pięciu lat i z którym miała dwójkę dzieci. Zaledwie sześć miesięcy po wypowiedzeniu przysięgi małżeńskiej, sielanka się skończyła. Po raz pierwszy od tak długiego czasu poczuła, że naprawdę była w domu, a cedr pachniał tak słodko jak drzewko pomarańczowe.

***

— Powiedziałem mojej szwagierce bardzo jasno i dobitnie, że wszystko, co kiedykolwiek się między nami wydarzyło, musi odejść w zapomnienie. Bardzo żałuję krzywdy wyrządzonej mojemu bratu, jak i samej Minette. Teraz, kiedy w końcu doczekali się dzieci i nie stoję im na drodze do szczęścia, na pewno wszystko będzie zmierzać ku dobremu. Obaj bardzo zawiniliśmy... Ja nie potrafiłem opanować swojej żądzy, zaś Philippe traktował ją z wyjątkowym okrucieństwem od samego początku ich związku. Henriette jest temu wszystkiemu najmniej winna, a najbardziej cierpi. Oddałbym wiele, byleby tylko wróciła do zdrowia i cieszyła się szczęściem rodzinnym, na jakie zasłużyła — mówił król, spacerując wśród kwiecistych rabatek.

— Madame bardzo się zmieniła. Kiedyś nie można było zaznać chwili spokoju przez jej zazdrość o ciebie, Sire. Nie wspomnę nawet o kłótniach z mężem, które bez wątpienia przejdą do historii. Stała się jedynie cieniem kobiety, którą niegdyś była. Mimo wszystko doskonale ją rozumiem. Oszalałabym z rozpaczy, gdybym cię straciła, Louis.

Władca spojrzał z czułością na markizę de Montespan. Minęło już ponad dziesięć lat, odkąd zakochał się w niej bez pamięci. Była jego pierwszą miłością, której co prawda nie pozostał wierny, ale do której powracał każdego tygodnia z ogromnym utęsknieniem. To do niej pierwszej poczuł pragnienie, to z nią doczekał się swojego pierwszego potomka, to ona stanowiła dla niego intelektualne wyzwanie, tajemnicę, którą odkrywał ciągle na nowo.

— Nigdy nie potrafiłem być stały w uczuciach. Ale gdy widzę ciebie, Athénaïs... Wiem, że zawsze będziesz zajmować specjalne miejsce w moim sercu — odparł ściszonym głosem.

— Tęsknisz za mną czasem tak, jak oni za sobą? — zapytała nagle markiza, wskazując na kobietę i mężczyznę znajdujących się nieco dalej w ogrodzie. — Któż to taki, panie?

Montespan nie miała wątpliwości, że damą w jasnej sukni była pani d'Aubigné. Nie znała jednak tożsamości bruneta, który leciał do niej jak na skrzydłach wśród wersalskiej zieleni. Guwernantka pisnęła głośno, gdy pochwycił ją w ramiona. Uniósł ją nad ziemię i zakręcił się z nią kilka razy wokół własnej osi.

— Wracaj do Prowansji do żony! A nie uganiasz się za damami w Wersalu! — zaśmiała się, kiedy postawił ją w końcu na ziemi. — Myślisz, że nie widziałam cię z Madelaine?

— To tylko niewinna rozmowa.

— Pewien skrzypek ma na jej punkcie obsesję. Za miesiąc staną przed ołtarzem. Zaklinam cię na wszystko, wstrzymaj się z zalotami choć kilka tygodni. Nie interesuje mnie, czy będziecie mieli romans już po złożeniu przez nią przysięgi małżeńskiej. Najpierw jednak Jean Baptiste Lully musi dostać to, czego chce.

Constantin spojrzał na nią podejrzliwie. Cóż go obchodził jakiś podrzędny grajek? Dlaczego on — szlachetnie urodzony pan, intendent króla w Prowansji, który wspinał się powoli, ale bardzo skutecznie na szczeblach urzędniczej kariery miał sobie odmawiać przyjemnej konwersacji z francuską pięknością, bo ta była zaręczona z Lullym?

— Nie wiem, co znowu kombinujesz, moja najdroższa. Wiedz, że nie musisz mnie więcej prosić, bym porzucił moje uczucie. Nigdy nie zrobiłbym niczego, by pokrzyżować twoje plany. Przecież...

— Realizuję nasz przebiegły plan, zgadza się — przerwała mu od razu.

— Przecież jesteś moją ukochaną siostrą — dokończył zniecierpliwiony zdanie. — Nie ma na tym świecie takiej rzeczy, którą postawiłbym ponad ciebie, twoje dobro, a nawet twoje ambicje. Jeśli ktoś ma być po twojej stronie niezależnie od wszystkiego, będzie to twój starszy brat.

Françoise uściskała z całej siły Constantina, mimo że lipcowe słońce nie zachęcało wcale do przywierania ciałem do kogokolwiek. Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo się za nim stęskniła. Poczęła natychmiast wypytywać go o wszystko, co wydarzyło się przez czas ich rozłąki. Louis przyglądał się im badawczo.

— Julie i dzieci mają się dobrze. Ja kocham jej posag, a ona moje nowe stanowisko na południu Francji. Łagodniejszy klimat zdecydowanie jej odpowiada, stała się nawet mniej nieznośna. Doszło do paru zatargów między mną a ziemskimi panami, ale muszą się ugiąć. Król nie stawia na bogatą i wpływową arystokrację, lecz na burżuazję i drobną szlachtę naszego pokroju. Zdaje sobie sprawę, że łatwiej jest zdobyć nasze oddanie, nie brak mu oleju w głowie. Lud mnie nie znosi, nie będę się jednak dziwił, w końcu zbieram podatki tak wielkie, że nie mogą ich zapłacić nawet w snach. Nigdy wcześniej nie usłyszałem tylu obelg, choć i tak nic nie rozumiem z tego, co ci ludzie do mnie mówią w południowym akcencie. Jean Baptiste Colbert pochwalił w liście moją skuteczność, więc nie mogę na nic narzekać. Jeszcze z rok, może dwa i spłacę długi po twoim mężu. Ta hiszpańska dewotka na pewno nie wynagradza cię tak, jak na to zasługujesz.

— Jestem już wolna od wierzycieli, mój najmilszy, chociaż doceniam twoją troskę.

Constantin chciał coś dodać, ale prędko porzucił ten pomysł, zrozumiawszy, co powiedziała siostra. Zamknął usta i zwolnił kroku. Jakim cudem zdołała sama zdobyć tak pokaźną sumę? Jej twarz rozświetlił przebiegły uśmiech. Poprawiła kapelusz i odparła spokojnym głosem:

— Stój mocno na nogach, bo to, co teraz usłyszysz, może ugiąć ci kolana. Spodziewam się dziecka. Noszę w sobie potomka króla... Z resztą Louis teraz na nas patrzy. Zachowuj się przyzwoicie, to może z podrzędnego intendenta zrobi z ciebie kiedyś hrabiego. O ile nie pozna się na tobie tak dobrze jak ja. Na pewno przypominałbyś mu księcia Philippe'a.

Gdy tylko guwernantka dostrzegła, że mężczyzna chciał odwrócić głowę, wbiła mu łokieć w żebra. Władca nie wiedział przecież, że byli rodzeństwem, a ta nieświadomość mogła pomóc jej wyreżyserować kolejne przedstawienie.

— Przez kolejne pięć minut jestem dla ciebie Madelaine, potem możesz wymiotować do woli.

Zanim Constantin zdążył jakkolwiek zareagować, upuściła na ziemię rękawiczkę i spojrzała zaskoczona w jej stronę, zupełnie jakby siła grawitacji zaistniała po raz pierwszy na świecie właśnie tego lipcowego popołudnia. Brat nie wyglądał wcale na chętnego, by grać z nią w tym spektaklu.

— Masz ją podnieść, baranie — wysyczała poirytowana, uśmiechając się do niego promiennie.

Kiedy niepewnie zakładał ją na jej dłoń, uwiesiła się na jego szyi i zaczęła głaskać jego policzek. Dawniej myślała, że trzydziestolatek miał tyle wspólnego z życiem dworskim co żołnierz w okopach. Tymczasem, od dzisiaj wiedziała już, że przeciętny wojak znacznie szybciej pojąłby jego zasady od szlachetnie urodzonego i wykształconego Constantina.

— Podobają się pani moje lilie, Madame? — Françoise usłyszała za sobą głos Louisa. Ucieszyła się w duchu.

Odwróciła się w jego stronę i skłoniła mu się głęboko. Nic na jego twarzy nie zdradzało gotujących się w nim emocji. Był bowiem tak samo dobrym aktorem jak jego kochanka. Guwernantka dostrzegła jednak niespotykany wcześniej błysk w jego oczach. Jego spojrzenie paliło ją żywym ogniem, tak wielki odczuwał gniew na samą myśl, że jego kobieta mogłaby pomyśleć o kimkolwiek innym. Jednocześnie jego stalowoniebieskie tęczówki były tak chłodne, że mroziły natychmiast krew w żyłach.

— W lipcu prezentują się w pełnej okazałości. Mój brat od razu zwrócił na nie uwagę, Sire — rzekła z największym spokojem, akcentując mocniej drugie słowo ostatniego zdania. — Pozwól, że przedstawię ci Constantina d'Aubigné. Przyjechał dziś do stolicy z południowej prowincji i nie mógł sobie odmówić wstąpienia do Wersalu.

Płomień nienawiści, obecny jeszcze przed chwilą w spojrzeniu zazdrosnego króla, zgasł. Z kolei chłód został ocieplony przez pozostałości tlących się wciąż w nim iskier. Kąciki ust monarchy powędrowały nieznacznie do góry.

— Każdy przynajmniej raz w życiu powinien zobaczyć najpiękniejszy pałac Europy. Nie dziwi mnie taka decyzja. Czym się pan zajmuje, panie d'Aubigné?

— Jestem intendentem w Prowansji, Wasza Wysokość.

Louis zmierzył uważnie od stóp do głów sylwetkę młodego, przystojnego mężczyzny. Constantin stał przed nim pochylony w głębokim ukłonie. Do piersi przyciskał kapelusz, który zdaniem władcy nie był wystarczająco wytworny jak na spacer po wersalskich ogrodach.

— To bardzo daleko. Nie zechciałby się pan przenieść bliżej rodziny? Po tak radosnym powitaniu zgaduję, że musi pan za nią bardzo tęsknić. Czy obecność brata by panią uszczęśliwiła, Madame?

Françoise jedynie skinęła głową, niedowierzając wciąż, z jaką łatwością udało jej się zrealizować swój wymyślony naprędce plan. Monarcha był gotowy zrobić tak wiele, byle tylko sprawić jej przyjemność.

— Znajdę dla pana jakieś zajęcie w Wersalu. Akurat niedawno zwolniło mi się kilka miejsc wśród moich doradców. Będzie pan mógł częściej widywać swoją piękną siostrę.

Po tych słowach niemal od razu skierował się z powrotem w stronę Montespan i przygrywającemu im w trakcie spaceru Lully'emu. Polecił mu, by zagrał jeszcze raz fragment swojego najnowszego utworu. Guwernantka zaśmiała się bezgłośnie, gdy muzyk spojrzał na nią pełen podziwu i puścił do niej oczko.

— Czy ja właśnie zostałem ministrem Króla Słońce tylko dlatego, że podniosłem twoją rękawiczkę? — Constantin nie potrafił otrząsnąć się z szoku.

— Tak robi się karierę na dworze, najdroższy.

Françoise wykonała kilka kroków do przodu, ściskając ramię brata. Lejący się z nieba żar ustąpił na moment przyjemnemu, chłodnemu wiatrowi. Oparła jedną dłoń na brzuchu, nie potrafiąc jeszcze wyczuć obecności dziecka. Uśmiechnęła się triumfalnie, wciągając głęboko świeże powietrze.

— Też czujesz ten zapach?

Mężczyzna uniósł brwi ze zdziwienia.

— Jaki zapach?

Twarz guwernantki rozpromieniała w jakiś przedziwny, niemal diaboliczny sposób. Powoli pochyliła się nad Constantinem. Czuł wyraźnie jej przyspieszony oddech i słyszał łomoczące w klatce piersiowej serce.

— Zemsty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro