6.
Ukarać go czy też miłosierdzie okazać miałam? Nie miałam pewności jaką decyzje mam podjąć, jednak wcześniej jeszcze spojrzeć mu w oczy chciałam. Uniosłam więc dwoma palcami podbrudek jego. Wciąż złość czułam, ale i litość mną szarpała, a zwyciężyć żadne nie mogło. Może przeto w szamaragdach tych właściwą drogę znajdę?
Przymknąłem kurczowo powieki, nie chcąc spojrzeć jej w oczy bo... Co tam zobaczę? Niewolnik, wolnemu w oczy nie może spojrzeć bez konkretnego rozkazu, ale przecież moją brodę w palce ujęła co jakieś znaczenie powinno jednak utrzymać. Co miałem myśleć? Tego nie wiedziałem, ale mimo wszystko niepewnie powieki uchyliłem, jednka uciekałem wzrokiem jak to tylko możliwe było.
Złość mnie całkiem opuściła. Czy tak bardzo bał się mnie, czy też kary że nawet w oczy spojrzeć mi nie umiał? Dzisiaj i świcie jeszcze tak chardo sprzeciwił mi się, teraz spojerzeniem jednym, a pewnym obdarzyć mnie nie umiał.
- Spujrz mi w oczy. - Nakazałam i poczekałam chwilę aż wykona moje polecenie.
- Tym razem ci daruje, lecz miej to na względzie, aby więcej się to nie powturzyło. Drugi raz bowiem miłosierna już nie będę. - Dokończyłam.
Nie byłem w stanie się ruszyć, a jej ciemne oczy przeszywały mnie na wskroś niczym najostrzejsze miecze. Darowała mi... choć sprzeciwiłem się jej rozkazom nadwyraz umyślnie i w zbyt dużym stopniu je ignorowałem.
- Dziękuję Pani. - Jęknąłem, aby ponownie głowę nisko opuścić. Muszę przynać sądziłem, że tym razem już nie będzie znała litości... choć bardzo się pomyliłem. Nigdy nie byłem dobrym człowiekiem, więc i dobrem nikt mi się nie odpłacał, teraz jednak otrzymałem go chyba zbyt wiele...
Nie zrobiłem nic, tylko cicho podziękowałem raz jeszcze aby kobieta nie myślała o mnie jak o niewdzięczniku.
Złamał w prawdzie rozkaz mój, lecz nic złego tak naprawdę nie zrobił. Dotarło to do mnie jednak dopiero kiedy cała złość mnie opuściła.
- Nakryj meble z których płachty zrzuciłeś spowrotem nimi. - Poleciłam głosem już łagodniejszym. Zdawało mi się, iż ten mnie się boi, a strachu bynajmniej nie chciałam w nim wzbudzać.
Skinąłem głową i upewniłem się jednym spojrzeniem, czy już z klęczek wstać mogę. Czarnooka jednak zdążyła już opuścić pomieszczenie, więc uznałem to za niemą, niewypowiedzianą zgodę. Wykonałem polecenie nakrywając wszystkie meble białymi płachtami, które malutkie kurzu drobinki w powietrze wyrzucały. Niepewnie sięgnąłem po księgę, którą mi przyszło czytać przed kilkoma minutami. Czy będzie to kradzież, jeśli zabiorę ją na trochę? Chyba miałem prawo do poznania prawdy o bogu, który lata mnie wychowywał. Prawda? Zabrałem więc księgę i szybko iluzją pokryłem, aby zatuszować niejaką kradzież. Kolejny raz rozkaz łamię, ale co poradzić że mam takie lepkie łapki, niby kleptoman? Powolnym, ślimaczym wręcz tempem wyszedłem z komnaty zamykając za sobą ciężkie drzwi, aby Pani żalu do mnie dłużej nie skrywała. Dziewanny nie było w gabinecie, a przecież miałem dziś odpoczywać, dlatego szybko niczym cień zaszyłem się w smoim pokoju. Karty księgi studiować zacząłem, bo strach miejsce ciekawości zaczynał miejsca ustępować. Miałem tylko nadzieję, że dziewczyna nie dowie się o moim "pokrewieństwie" z jednookim, bo to naprawdę źle by się dla mnie skończyć mogło.
Chciałam dziś jeszcze o krainie tej Lokiemu opowiedzieć tyle abym bez obaw jutro w góry ze sobą go zabrać mogła, lecz na przeszkodzie ku temu stanęły wieści, które orzeł jego przynieść mi wreszcie raczył. Perun zapędził się dalej, niźli w przudy miał zamiar, bo obrona na tych ziemiach słaba była, a też nim Tyr się ruszył wiele czasu minęło i wojska także miał on niewiele. Mój brat wiele łupów zdobył, choć palić, nk mordować mieszkańców nie zbrojnych, czy wreszcie barbarzyńskie metody Złotego Doworu nie stosował. O tych ostatnich jednakże mi doniósł jakoby nowe jeszcze okrucieństwa Asowie wymyślić zdołali. Z tego też powodu
(a więc listu i informacji nowych) zebranie rady na prędce zwołane zostało.
Trudno mi zrozumieć dlaczego Odyn mieszkańców innych kraim swoimi wojskami w wyżyna niczym zwierzęta. Zawsze był głupcem, ale teraz sam siebie przeszedł... W tych uczynkach do których tak rychle zmierzał. Skomplikowana to rzecz muszę przyznać, ale i jego światopogląd powinien być godny władcy, a tym czasem świat jego pełen niepokoju i walk ciągłych. Na nic zdały się nauki, które godzinami mi prawił, choć muszę przyznać że nie na daremno one się zdały. Wroga zawsze należy poznać, aby od przyjaciela go łatwiej odróżnić. Ja starałem się tego upilnować, choć łatwe to bynajmniej nie było...
***
Narada długo trwała, bo i od rady często ostatnio stroniłam. Wszystko w księstwie w dobrą stronę zmierzało i to jeno mnie niepokoiło, czy aby na napaść my, albo li Nawia narażona nie jest. Handel rozwijał się ciągle, stale w górę szedł także dostatek mieszkańców, a więc i ziem naszych. Choć.. to już przecież wiedziałam i tylko wszystko to raz jeszcze powtórzone zostało.
Na koniec biesiadę część towarzystwa urządzić, jednak ja na to się nie zgodziłam, przez co od brata gorszą momentalnie się w ich oczach kniaziówną stałam. Tyle że chwilkę to jeno trwało, rzecz jasna, nim o tej błachostce zapomnieli.
W końcu obrady skończone zostały, a ja przeto prosto do swych komnat wróciłam. Słońce za widnokrąg się kładło dopiero, więc to com chciała tego wieczoru oczunić nadal zdziałać mogę. Weszłam do... gabinetu, jak najpewniej nazwali by to pomieszczenie ludzie, choć... może i miano salonu ona by mieć mogła. Nie znalazłam tu jednak tego, kogo szukałam, lecz... może był w pokoju który mu darowałam?
Niewolnik nie powinien go może i posiadać, ale on nie był tak dokładnie jednym z nich. Dałam niejako słowo, trzy lata, zaś po nich wolność. Słowa zaś zawrzdy dotrzymać się starałam i tak, i teraz będzie. Dlatego też inaczej być może niźli na Panią było trzeba, się zachowywałam. Nie chcąc go pętać, a raczej pod skrzydła schować.
Weszłam do pokoju Lokiemu darowanego chcąc sprawdzić, czy to w nim się on ukrył. Nadal opowiedzieć mu o tej krainie, to co wiedzieć powinien chciałam, lecz przeczuwałam już iż jutro moją opowieść dokończyć mi przyjdzie. Przez co o dzień przełożyć będę musiała wszystko, cóż... wieści od brata szczęściem dobre były, lecz nieszczęście w tym takie iż nie w porę przyszły.
Napawałem się smakiem jedzenia, które mimo specyficznego smaku było zjadliwe, a nawet rzec mogę że jako strawa dla niewolnika naprawdę smaczna była. Jedynym sposobem zachowania zdrowia w moim stanie jest jedzenie tego, czego jeść się nie lubi, picie tego czego pić się nie lubi, i robienie tego, na co nie ma się najmniejszej ochoty. Wzdrygnąłem się mimowolnie słysząc bardzo dobrze mi znane sprzypnięcie otwierających drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę, aby utwierdzić się w przekonaniu, że to moja Pani pojawiła się w pomieszczeniu. Momentalnie odstawiłem swoją niedojedzoną jeszcze kolację na stolik, tak jak wedle prawa nie mogłem sporzywać posiłków w obecności osoby wolnej. Zastanawiałem się przez chwilę czy mam wstać czy raczej uklęknąć, bo siedzieć bynajmniej nie miałem bez wyraźnej zgody prawa. Ostatecznie jednak podniosłem się z łóżka i ukłoniłem się lekko jednak nie był to do końca gest szczery. Byłem księciem, tak więc to Ona powinna kłaniać się mnie. Prawda? Cóż mieszane uczucia co do kobiety miałem, ale przynajmniej mogłem zdać się na jej naiwność i miłosierdzie. Czasami trzeba odróżnić kłamstwo, od wygodniejszej w odbiorze prawdy.
Trudno zrozumieć jest coś co wciąż zmienia kształt, czy barwę. Jak można nazwać to co się z nim przez te cztery dni działo? Nie wiem, jednak za każdym mym uczynkiem w nim następowała jakaś zmiana. Tak było i tym razem.
Przyjrzałam mu się zmianę nie tylko tą widoczną na pierwszy rzut oka czując. Cóż.. być może ma łagodność więcej złego w rezultacie przyniesie, niż gdybym surowa w obec niego była? Okaże się najpewniej już w krótce.
- Kolację dokończ i do mojej sypialni przyjdź. - Poleciłam i wyszłam z pokoju. Od rana jeden w głowie mam zamysł i wciąż odwlekać go muszę.
Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, aby odprowadzić kobietę wzrokiem. Niepewnie sięgnąłem po strawę, którą leniwie i spokojnie sporzyłem, chcąc odwieść w czasie to niedoszłe jeszcze zapewne... nietypowe spotkanie. Czas płynął, a ja nie miałem odwagi wychylić choćby końcówki nosa za drzwi framugę. Mimo wszystko westchnąłem głośno, odkładając naczynia na stolik i wyszedłem z pokoju. Uchyliłem więc drzwi i szybko znalazłem się w sypialni kobiety jak rozkaz wyraźny mi to powiedział. Dziewanna siedziała na skraju łoża oparta o poduszkę czytając jakąś książkę, a przed nią w kominku wesołe iskierki w ogniu trzaskały jakby bawiły się wesoło, beztrosko. Usiadłem na dywanie naprzeciw czarnookiej, która zauważając moje przyjście odłożyła książkę na bok i spojrzała na mnie nieodgadnionym wzrokiem swoich przedziwnych tęczówek.
- Wzywałaś mnie. - Stwierdziłem miękko podnosząc na nią swoje intensywne spojrzenie.
Z czego ta jego pokora, uległość wynikała? Był on niewolnikiem co prawda, lecz w przudy na słowa, czy gesty tak nie uważał. Czyżby bał się mnie? Nie wiedziałam, a i pytać nie zamierzałam. Póki strach ten jeno miejsce jego mu przypomina, a ani nie paraliżuje go, ani nic złego nie czyni, obecny mógł być.
- Wiem że z początku nie wiedziałeś nawet jaką kraina do której trafiłeś nosi nazwę. Teraz już wprawdzie to wiesz, jednak... nie znasz jej ani trochę. A poznać powinieneś, zwłaszcza zaś to co się po lasach i na bezdrożach kryje, abym zabrać cię ze sobą w góry mogła. Bo że na koniu jednak jeździć potrafisz to pewne. - Dokończyłam uważnie mu się przyglądając i jakieś reakcji oczekując.
- Tak potrafię. - Szepnąłem pokornie bawiąc się swoimi palcami. Cóż wydawać się mogło, że innym nieraz człowiekiem byłem choć pozory potrafie stwarzać przeróżne.
- Nie znam tej krainy, to prawda ale znam wiele innych. Czy więc mogę zdać Ci jedno pytanie, które mnie męczy? - Zapytałem już niemal pewien odpowiedzi, która nade mną już teraz praktycznie się pojawiła. Ostrożnie przemyślałem słowa, które mówiłem czarnookiej bo chciałem czegoś więcej o jej stosunku do Odyna się dowiedzieć.
- Czy jakieś bitwy toczycie? Z innymi światami? - Szepnąłem przyglądając się brązowowłosej z zaciekawieniem. Tak... czy miałem w tym swój cel? Rzecz jasna, że tak.
Nic tak niełączy starych nieprzyjaciół jak wspólny wróg, a Odyn przecież teraz się nim miał okazać. A kto wie, może i tron łatwo zdobędę, a później inne światy upadną do mych stóp.
Dziwne pytanie, bo przecież... czegoś się dowiedzieć musiał, lecz w jaki sposób? To narazie pozostawało dla mnie zagadką.
- Raczej niewielkie, lecz tak. Zdarzają się one. Czemu pytasz? - Zakończyłam pytaniem, które raczej może brzmieć powinno: "Co żeś widział? Czytałeś coś gdy w komnatach moich byłeś, czy też może w swej krainie się mówi?" Choć ostatnią część, ostatniego pytania raczej darować sobie mogłam, skoro ten zupełnie Nawii nie znał. W głowie już mi się podejrzenie pojawiło pewne, jednak potwierdzenia dla niego potrzebowałam.
Musiała coś podejrzewać, bo jej pytanie bynajmniej niecodzienne było, a ujawnić się nie miałem najmniejszego zamiaru. Musiałem rozegrać to lepiej, bądz puścić to pytanie mimo uszu co było bardzo niewygodne, wręcz niepotrzebne.
- Każdy toczy walki, dlatego pytam bo bynajmniej przydatnym strategiem jestem jeśli o to chodzi. Co mam Ci rzec jeszcze? Dobradzić mogę wiele, ale nie za darmo rzecz jasna. - Dokończyłem spokojnie bawiąc się palcami. Byłem ciekaw jej reakcji na moje słowa, bo chyba nie były codzienne.
- Pamiętaj, tylko o jednym walcz.
Nie masz nic do stracenia.
Jeśli się poddasz, bitwa na starcie będzie przegrana. Walka zagwarantuje Ci szansę, jednak tylko od Ciebie zależy czy zdołasz ją wykorzystać. Może właśnie Tobie uda się zwyciężyć... - Mruknąłem posyłając dziewczynie delikatny uśmiech.
- Jeśli znasz siebie, a wroga nie na każdą wygraną bitwę przypadnie jedna porażka. Jeśli nie znasz siebie, ni wroga przegrasz każdą bitwę. Jeśli zaś znasz i siebie i wroga możesz spodziewać się wygranej. My nie prowadzimy dziś otwarcie żadnej wojny, ja nie jestem jej boginią. W tych zaś potyczkach, które dziś mają miejsce i wrogich wojsk siły razem z metodami są mi znane i swoich. Sztukę wojny znam dojść dobrze, doradcy do niej jednak mi nie potrzeba. - Dokończyłam, przyglądając mu się uważnie.
- Nie wydaje mi się abyś dla tego jeno pytał. Powody prawdziwe skrywasz. Jakie one są?
- Niczego nie skrywam, nieśmiałbym moja Pani. - Szepnąłem z wykrywalną nutką kpiny w głosie. Zdawało mi się, że ta coraz bardziej rozumie do czego dążę, a to nie wróżyło dobrze dla mego ciała.
- Mogę wiedzieć jeszcze jedną rzecz, dość istotną w prawdzie? Wydaje Ci się że wiesz tak wiele, a tymczasem wiedzą przewyższa Cię nawet niewolnik. Kilka słów za wiele, wiem to doskonale ale czy zdajesz sobie sprawę, że On tak łatwo nie odpuści? Jego chciwość przewyrzsza... - Warknąłm, aby dopiero po chwili zorientować się co tak naprawdę przed chwilą jej powiedziałem. Zgiąłem kolana i objąłem je swoimi rękami kołysząc niejako w letargu. Wystraszyłem się nieco, pod wpływem spojrzenia dziewczyny przeto głowę nisko ku ziemi uchyliłem. Teraz już nigdy nie spojrzy na mnie tak samo...
"Nie wywołuj wilka z lasu". Czy takie trudne zadanie to było? Złość już po pierwszych jego słowach odczułam lecz urosła ona jeszcze w miarę jak je wypowiadał. Od gniewu jedynie momentalny gniew jego mnie powstrzymał, choć nie wydaje mi się abym mu płazem wcześniejsze słowa puścić miała.
- Jego chciwość przewyższa co? Coś widział, czy czytał dzisiaj aby to wiedzieć? Wiesz z kim walki toczymy, ale... skąd o nim wiesz tyle? Ja także go znam, lecz... choć karę za swoje zuchwalstwo poniesiesz, to złagodzić ją mogę jeśli na pytania wcześniejsze odpowiesz szczerze.
Przekląłem w myślach swoją głupotę, jak i krótkowzroczność, która zgubą się moją w każdej chwili okazać mogła. Zacząłem zerwowo drapać swoją zewnętrzną część dłoni, aby ból strach starannie zatuszował, niewielkim grymasem. Przyglądałem się rozszarpanej skórze, która bronić się szans bynajmniej nie miała. Przymrużyłem nerwowo powieki, nie mogąc podnieść wzroku. Kara była pewna, ale prawda była jeszcze gorsza więc milczeć postanowiłem do upadłego... jeśli taka będzie wola niewolnika. Zawsze robiłem niewiele aby niejako udawać, że działam o wiele więcej. Nigdy nie potrafiłem ugryźć się w język i chyba nigdy się to nie zmieni... Byłem zbyt zuchwały, pewny a na takiej głupocie złapać się na gorącym uczynku dałem.
- Niczego Ci nie powiem. - Szepnąłem łamiącym się głosem, który nie powinien pojawić się w tej trudnej sytuacji. Ryzyko było zbyt duże, a i kłamstwo pierwszy raz wydawało się nierozsądne, wręcz niebezpieczne.
- Więc sroga kara cię nie ominie. - Rzekłam, choć serce rozdarte było. Ludzi ponoć anioły na dobrą, zaś diabły na złą ścieżkę widziły. Jeśli to prawda to we mnie i jedno i drugie mieszkanie swe znalazło, jednak zwykle wspólnie dogadać się one umiały. Motyl czarny do strażników poleciał im moją wolę przekazując i po chwili wraz z nimi do komnaty wrócił. Nic mówić już im nie potrzebowałam, ci jeno zaś skłonili się przede mną wiedząc już po co, czy raczej po kogo przyszli i co z nim zrobić mają. Ja sama kary dziś wymierzać nie zamierzałam, zbyt rozchwiana na to będąc.
Skrzywiłem się nieco na widok straży, ale bynajmniej z miejsca swojego ruszyć się nie zamierzałem. Mężczyźni mimo braku współpracy z mojej strony ujęli mnie za ramoina i niemal siłą z pokoju wywlekli. Kara miała być sroga, więc na nic łagodnego napewno nie miałem szans, ale cóż nie zrobiłem nic, aby zmienić swoje stanowisko w tej sprawie. Tak jak ostatnio zaprowadzili mnie do podziemi gdzie ręce okowami skrępowali nad głową, by plecy były wyprostowane, napięte. Spojdziewałem się chłosty, ale... myliłem się bardzo. Nie było uderzenia, świstu a przeszywające, rozdzierające skórę ukłucie. Jęknąłem cicho mimowolnie rozchylają spierzchnięte wargi.
To był sztylet, wbity i ciągnięty przez całą długość pleców moich przez co krzyk przeraźliwy wyrwał się z mojego gardła. Na jednym pociągnięciu się nie skończyło, całe plecy przeorane były i w głębokie krwawiące rany przyozdobione. Myślałem, że to już koniec... bardziej się mylić nie mogłem. Kat przypalił mi rany, aby nie broczyć krwią komnat Kniahini. Dla Jotuna ogień, jest najgorszą torturą, dlatego łez, krzyku powstrzymać nie mogłem przez czas długi. Swąd palonej skóry niszczył moje zmysły do tego stopnia, że na mdłości mi się niemal natychmiast zebrało. Nie trudno mi było domyśleć się do kogo należała, co jeszcze intensywniej na wyobraźnię rozkapryszoną działało.
Nie miałem już sił, a ciało w formie złej było jak i potem niemiałosiernie oblane. Dopiero teraz zakończył pracę, uwalniając moje zbolałe nadgarski w sińce okolone. Wziął mnie pod ramię i do mojej Pani zaprowadził, aby nas samych zostawić. Upadłem do stóp kobiety łzami zalany i cały obolały. Drżałem przestaszony, tym co od niej usłyszeć mogłem.
- Przestań. - Jęknąłem opuszczając głowę.
Stałam kiedy go wprowadzono i kiedy na kolana przede mną się osunął. O krok się jeno odsunęłam, w tedy zaś on na twarz przede mną upadł.
Zakryłam usta dłonią momentalnie plecy jego widząc. Że sumiennie kat się ze swego obowiązku wywiązał to nie jedyna rzecz w tym była, a jeszcze taka iż nawet zbyt wiele uczynił. Cóż... krwi przynajmniej czuć nie było, choć trudno mi to za jakąkolwiek zaletę było uznać. Rany goić długo się będą, a i blizny bynajmniej zostaną, bo wody żywej dać mu nie zamierzałam. Choć wybaczyć, już wybaczyłam i morałów prawić mu nie będę sam dobrze wie gdzie błąd jego leżał.
- Przestanę, jeśli powiesz wreszcie skąd jego znasz? I coś dziś widział, czy czytał? Tylko szczerze mów. - Podkreśliłam.
Jęknąłem podnosząc delikatnie głowę, aby nie dotykała ona więcej drewnianej posadzki. Czułem każdy nawet najmniejszy fragnemt mojego ciała, które przy nawet ruchu niepozornym żywym ogniem raniło jak mieczem. Przekręciłem głowę, aby włosy czarne odgarnąć ze swojej spoconej twarzy.
- Odyn... on. - Jęknąłem nie wiedząc jak słowa odpowiednio do siebie przybrać, bo nie chciałem aby źle mnie zrozumiała. - Był moim ojcem, nie z krwi co prawda, ale wychowywał mnie przez długie lata. - Szepnąłem, momentalnie napinając jeszcze swoje zbolałem mięśnie. Wstrzymałem oddech, oczekując jej reakcji na słowa moje jednak jej buty z miejsca się nie ruszyły. - Księgę czytałem, mam ją w pokoju pod ukrytą, bo przestudiować chciałem ją jak najrychlej. - Mruknąłem niejako tłumiąc syknięcie.
- I powiedzieć mi się tego bałeś? - Spytałam czując jak że złość całkiem już mnie opuściła, a wyrozumiałoś raczej i litość w jej miejsce wkroczyła. Jeśli syna swego tak traktował, iż go okaleczyć kazał, to nie dziw że jego wojska tak barbarzyńskie metody stosowały. Jedna jeszcze rzecz mnie we wszystkim tym uderzyła oto ja go jak i Odyn traktowałam, czego bynajmniej w życiu bym nie przyznała i czego nie chce. Z nim porównywaną gorzej jest bowiem dla mnie niźli z potworem jakim.
- Tak Pani. - Szepnąłem czując pod swoimi nogami delikatny puszysty dywan. Mimo iż chciałem wstać to chyba bez pomocy nie dałbym rady, albo w najlepszym wypadku bym po prostu zwymiotował. Denerwowałem się, bo nie wiedziałem co jeszcze ze mną zrobi. Nie wyglądała na złą, ale czy już całkiem z niej uleciała? Tego wiedzieć bynajmniej nie mogłem. Zrobić niczego nie mogłem, tylko leżeć u stóp kobiety i jęczeć jak ranny szczeniak. Westchnąłem głośno, kiedy Dziewanna postawiła jeden krok w tył, po to aby dokładniej się mi przyjrzeć. Nie było dobrze... a więc ja? To się dopiero okaże.
To że sobie we mnie dwie skrajności mieszkanie znalazły czasem widać nie było, innymi czasy znowu na przemian brały one nad sobą górę, bądź jedna się jeno raz po raz ujawniała, lecz dzisiaj... Nie dziwne już dla mnie było, że nic mi powiedzieć nie chciał, lecz karać go za to skąd był? Odyn również go srogo karał, zaś ja podobna jemu być nie chciałam. Choć czy byłam? On nic o tym co tamten zrobił tu wcześniej nie wiedział, więc... nie. Kara go nie spotka, tym bardziej że teraz już.. Jego plecy były w fatalnym stanie. On sam z resztą w nie lepszym. Słaby, wystraszony i tak bardzo obolały.
- Prawdy przede mną nie ukrywaj, a gdy pytam odpowiadaj szczerze. - Pouczyłam, by zaraz dodać. - Za to coś powiedział nijaka cię kara nie spotka, a księgę zachować możesz. - To mówiąc podeszłam do stolika, aby drugi raz dzisiaj wody nalać do kielicha.
Skinąłem jedynie głową nie do końca pewien, czy właśnie teraz nie wypowiadam niemego kłamstwa przeciwko swej Pani. Syknąłem cicho, nieporadnie podnosząc się na łokciach aby z powrotem uklęknąć na tym puszystym dywanie. Miałem szczęście, że ten tak blisko mnie leżał, bo przynajmniej kolana sine, czy zbolałem nie będą. Kobieta podała mi kielich, który z zdezorientowaniem, ale i niewyobrażalną ulgą przyjąłem.
- Dziękuję. - Jęknąłem, aby drżącymi z nerwów rękami do ust go przysunąć. Wypiłem całą zawartość kielicha, wiedząc że cały ból ustąpi już za kilka chwil a ja będę od niego na jakiś czas nieokreślony uwolniony.
Poczekałam chwilę nim rany jego się zabliźniły. Zmęczony był, a i za oknem noc już w pełni czarną płachtę na firmamencie nieba rozłożyła licznymi gwiazdami ją przyozdobiwszy.
Na skraju łóżka usiadłam uważnie czarnowłosemu się przez chwilę przyglądając. Zbyt ostro zdaje mi się go potraktowałam, lecz... nic już z tym zrobić nie mogę.
- Idź spać już. - Powiedziałam chcąc aby ten wstał i na spoczynek do swego pokoju się udał.
Spojrzałem ukradkiem na ciemnowłosą, która przysiadła na skraju łóżka bacznie mnie obserwując. Może to miał być test na posłuszeństwo, czy jaki inny jeszcze którego nie rozumiem. Odstawiłem kielich na bezpieczną odległość, aby nie zniszczyć własności swej Pani co karą srogą zawsze jest karane.
- Mam wyjść Pani? - Jęknąłem niemal pewien, że ta nie chce mnie widzieć, albo co gorsza mojej obecności na dłuższą metę znieść nie może. Z miejsca swojego się jednak nie ruszyłem, chcąc odpowiedz szczerą bynajmniej odpowiedzieć. Zdawało mi się, że te informacje nie wpłyną na jej spojrzenie w moim kierunku, a tym czasem ona chyba na mnie jak na Odyna teraz zaczyna patrzeć. Właśnie tego się obawiałem, dlatego głowę nisko ku ziemi spuściłem lekko się chwiejąc.
- Widzieć mnie nie chcesz? - Spytałem niemrawo błądząc palcami po miękkim dywanie. Mógłbym nawet tutaj zasnąć, bo ziemia pusta nie jest tak wygodna jak taki delikatny, ciepły dywan. Kobieta też rozkazu nie sformułowała dokładnie, więc gdzie miałem spać? Czy po tym wszystkim pokój mój będzie nadal nim jak wcześniej, czy raczej na posadzkę wrócę przy jej łożu wygodnym? Tego w tej chwili nie wiedziałem, a pytania zadać się już kolejnego nie odważę w najbliższym czasie.
- Chcę żebyś wstał i do swojego pokoju poszedł odpocząć. Noc już późna, a i ty zmęczony jesteś. - Wyjaśniłam łagodnym dojść głosem.
Czemu z nim wszystko było takie trudne? Nie chciałam żeby się mnie bał, lecz gdy przestawał zaraz moje rozkazy łamać zaczynał i gdzie miejsce jego zapominał. Jak więc pierwsze osiągnąć mam, by jednocześnie drugiego za sobą nie pociągnęło?
Obawiałam się jeszcze jednego, mianowicie że do Odyna podobna w jego oczach się stanę.
Podniosłem swoje spojrzenie na teraz wręcz jasnowłosą, której włosy widocznej zmianie uległy.
- Dobrze. - Szepnąłem niemrawo, aby w końcu jej rozkaz bez większych zastrzeżeń wykonać. Liczyłem na wyrozomiałość, ale tak czy inaczej chwiejnym krokiem wróciłem do swojej komnaty. Położyłem się z małym wachaniem na łożu sporym i kocem się okrywając powieki przymknąłem. Sen nie chciał przyjść z początku, ale jak każda żywa istota długo bez niego trwać w stanie nie byłem więc mimo wszystko wreszcie się zjawił.
Moje plany zmieniały się ostatnio niczym w kalejdoskopie. Już po raz któryś jutrzejszy dzień w myślach układałam, lecz jego przebieg znów zmieniony nie zostanie? Nie wiem.
Ja także zaraz jak wyszedł niemal, w łożu się położyłam. Myśleć o czym miałam. Wyprawa, księstwo i Krasna, lecz obok nich on się wyłonił, a co robić z nim za bardzo nie wiedziałam. Pomysł jeden miałam, lecz czy jutro wykonać go zdołam wciąż zagadką pozostawało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro