2.
Przebudziłem się wcześnie niemal o świcie, choć tak naprawdę tylko mi się zdawało. Czułem się troszkę lepiej, w końcu sen to najlepszy lek na wszystkie dolegliwości nikłego ciała. Leżałem spokojnie dość długi czas, ale niekoniecznie miałem ochotę wstawać. Tak więc cieszyłem się chwilą samotności, która jednak nie trwała tak długo jakbym sobie tego ciszył. W pomieszczeniu znalazła się służka, choć z pewnością nie była to ta sama kobieta co wczorajszej nocy. Suknię co prawda miała bardzo podobną, ale jej włosy były nie były tak ciemne. Dziewczyna bez wahania rozwiązała więzy, przez co mimowolnie zmarszczyłem brwi.
Co się działo? To była moja dzisiejsza zagwozdka.
Nie wiedziałem jak się zachować w tak niecodziennej wręcz nietypowej sytuacji. Jasnowłosa zrzuciła ze mnie okrycie i pomogła usiąść przez co skrzywiłem się nieco. Jednak ona nie zwróciła na to uwagi wykonując sumiennie swoje obowiązki.
- Zjedz. - Mruknęła kładąc na moich kolanach niewielką miskę z jakąś zupą i kromką chleba. Zdezorientowany spojrzałem na dziewczynę, ale ona zajęła się czymś zupełnie innym. Bardzo szybko pochłonąłem całą zupę, aby zabrać się za kawałem chleba. Żułem pieczywo z zawziętością mimo, iż chyba miało już kilka dni. Dostałem również trochę o dziwo czystej wody, która po tylu dniach nawilżyła moje zbolałe, wysuszone gardło.
- Przebierz się i umyj, zaraz po Ciebie przyjdę. Rozumiesz? - Zapytała uchylając drzwi.
Jedynie skinąłem głową, a kobieta zniknęła za drzwiami. Osowiale podniosłem się z posłania, odkładając "naczynia" na ziemię.
W rogu pokoju stała niewielka misa z czystą wodą, a obok niej ręcznik i jakieś ubrania. Zdjąłem z siebie poszarpane łachmany i szybciutko przemyłem ciało, na które narzuciłem czyste szaty. Nie wyglądały może najlepiej, ale lepsze to niż nic. Prawda? Już chciałem wrócić na posłanie, ale jak zwykle ktoś pokrzyżował moje plany.
- Idziemy, Kniahini Cię oczekuje.
Ranek. Kolejne dokumenty, dekrety wydane przez radę, które trzeba było, albo zatwierdzić, albo zmienić, czy też całkowicie odrzucić. Kolejna również, burzliwa rozmowa z siostrą. Wiem że jest boginią miłości ale szczęśliwej do stu czartów! Cóż... ona uważa, że jej moc to jedynie kolejna zabawka. Nie wiem jak mogli ją rodzice, a później my tak bardzo rozpieścić, lecz lekarstwa na to już chyba nie znajdziemy. Pozostaje jedynie szybko wydać ją za mąż, a kandydatów rzecz jasna nie brakuje. Choć ona rzecz jasna żadnego nie chce.
Skończyło się to jak zwykle - wyjściem rozgniewanej Krasny z komnaty.
- Powinnaś dać jej szanse kogoś samemu znaleźć. - Wtrącił Elandial, kiedy ja patrzyłam na zamykające się za nią drzwi.
- Wierzysz w cuda? - Spytałam lekko zdziwiona.
- Nie, ale... może Łada pomoże?
- Może. - Odparłam zamyślona. - Idź już, pośle po ciebie później.
- Dobrze moja pani. - Powiedział z uśmiechem kłaniając się lekko, pożegnał się i wyszedł. Pożegnałam go z uśmiechem na ustach. W brew pozorom ten poranek nie był w cale taki zły, choć nie obyło się bez kolejnej kłótni. Dziś rano miałam jeszcze tylko jednego gościa. Pergamin i pióro już gotowe, oby tylko pisać umiał.
Posłusznie wyszedłem za kobietą, towarzysząc jej ramię w ramię, choć głowę miałem spuszczoną nisko ku ziemi, byle przypadkiem nie natknąć nikogo swoim spojrzeniem. Uchyliłem nieznacznie usta napotykając na swej drodze schody. Mimowolnie podniosłem wzrok, aby zobaczyć jak wiele jeszcze ich pozostało. Zdecydowanie zbyt wiele.
Jasnowłosa niewzruszona niczym wspinała się na sam szczyt, a ja ledwo co za nią nadążałem. Na całe szczęście nie było aż tak ciężko, ale i tak się wymęczyłem. Służka skręciła w jeden z bocznych, szerokich korytarzy i zatrzymała się przed jednymi drzwiami. Zapukała.
- Wejść. - Powiedziałam słysząc pukanie i odłożyłam list, który właśnie czytałam na stolik.
Nawojka weszła do komnaty prowadząc za sobą.. czarnowłosego, którego imię miałam nadzieję wreszcie poznać. Ukłoniła się, powiedziała dobrze mi znaną i wyszła z komnaty, zamykając za sobą drzwi.
- Podejdź. - Powiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach. Choć po jego zachowaniu wnioskowałam, że albo nie jest z tej krainy, albo też spędził w niewoli dłużej niż dwa księżyce.
Niepewnie zbliżyłem się do stolika przy którym siedziała brązowowłosa.
- Usiądź. - Mruknęła a ja posłusznie wykonałem polecenie. Stałem się nic nie wartą zabawką, z którą mogła zrobić niemal wszystko. Ta wiedza nie zachęcała bynajmniej do spotkania. Ale co mogłem uczyni Nic. Tak więc zacząłem bawić się swoimi palcami nie mając zamiaru obdarzać jej choćby jednym spojrzeniem. Byłem ciekaw czego ode mnie oczekiwała, ale miałem pewne, zapewne trafne domysły. Czego może chcieć Pani od niewolnika? To proste służby. Prawda? Zdawać by się mogło, że nie miałem ochoty na rozmowę i właśnie tak było.
Wyglądał lepiej niż ostatnio, a przyglądając mu się z bliska mogłam śmiało postawić tezę, że nie pochodził on z Nawii. W takim razie z której z innych, tak wielu przecież wszechświecie krain?
- Umiesz pisać? - Spytałam, w końcu był to jedyny znany mi sposób komunikacji. Z którego można skorzystać, kiedy słowa zawadzą. Choć, ewentualnie można zdać się jeszcze na gesty.
Potwierdziłem. Nie kłamałem, bo litery nie były mi obce tak jak słowa, które zostały wyrwane z mego gardła siłą. Przeżyłem już wiele, ale bynajmniej nie miałem zamiaru spędzić reszty życia na wycieraniu podłogi. Odwagi nigdy mi nie brakowało, tak samo jak zuchwałości. Byłem gotowy na wszystko, choć nie za każdą cenę.
Uniosłem nieznacznie głowę przekręcając ją nieco, aby uśmiechnąć się kpiąco.
Uniosłem jedną brew, wręcz wyzywająco aby sprawdzić jak na to zareaguje.
Prychnęłam lekko, z uśmiechem kręcąc głową. No proszę, a myślałam już że zawsze będzie potulny niczym baranek. Ale to dobrze, widać nie złamali go całkiem.
- Napisz swoje imię. - Rozkazałam podając mu odpowiednie ku temu narzędzia.
Imię? Znałem je, ale czy było jej tak bardzo potrzebne? Nie sądzę... Mimo wszystko leniwie chwyciłem pióro jak i przysunąłem do siebie pergamin po którym pobłądziłem palcami. Jego zapach dotarł do moich nozdrzy bardzo szybko, ale muszę przyznać w Asgardzie miał inną mniej intensywną woń.
"Imię to opis człowieka, masz go przed sobą." Napisałem oddając kobiecie to co do niej należy. Mam nadzieję, że jest cierpliwa.
A więc ten poranek będzie dojść długi. Mężczyzna nie odpowiedział, napisał tylko frazes, który jednak bynajmniej nie był głupi i zdradzał mi to jedno, że ten niewolnik jest całkiem inteligentny. Mimo to jednak policzek mu się należał, jednak dałam mu jeszcze jedną szansę. Nie denerwował mnie, co zważywszy na jego postawę wydawało się wręcz dziwne.
- Skoro mam człowieka, więc teraz chciałabym dostać również jego opis. IMIĘ. - Powiedziałam podając mu z powrotem pergamin.
Uśmiechnąłem się delikatnie i przyjąłem od kobiety pergamin. Ująłem pióro, któremu teraz dopiero miałem okazję się dokładniej przyjrzeć. Czarne ze złotych wyżłobionym wzorem, który był dla mnie tajemnicą. Przejechałem po nim opuszkami palców, ale o dziwo nie wyczułem wzoru. Było to bardzo, bardzo dziwne, ale również fascynujące.
"Imię to nie opis, a jedynie kilka znaków, które identyfikują." napisałem, z tą różnicą że twarz mocniej przycisnąłem stalówkę, aby słowa stały się bardziej rozmyte. Podobała mi się ta zabawa, choć nie wiedziałem do czego czarnooka jest zdolna. Mimo to brnąłem dalej nie zważając na konsekwencje, których skutki nie będą przyjemne. Chciałem jej zagrać tak, aby zaczęła tańczyć wedle mojej melodii. Nie odwrotnie, mimo iż chcąc nie chcąc jestem niewolnikiem. Podsunąłem dziewczynie papier, oczekując jej reakcji, ciekawość zwyciężyła.
Jak zwykle nie mogłem się oprzeć, cóż taka moja przekorna natura.
- Choć jeśli dobrze dobrane może być również opisem charakteru danej osoby. - Mruknęłam oddając mu pergamin. - Ostatnia szansa. IMIĘ.
Nie byłam zła, bo w brew pozorom wiedziałam o nim coraz więcej. Był ciekawski, inteligentny, skryty i troszkę uparty. Wcześniej nie był ziemianinem, czy zwykłym sługą. Teraz zaś toczył ze mną grę. Czy to dziwne że zaczęła mi się ona podobać?
Skrzywiłem się lekko, ale już wiedziałem jak odpowiedzieć. Nie było to proste, bo i ona zaczynała traciła cierpliwość. Tak bardzo jej zależało? Nie byłem pewien, to jednak czas pokaże jak potoczy się nasza rozmowa.
"Charakter posiada wrodzone skazy, imię zaś ich nie posiada, albo co gorsza nie ujawnia." Odpowiedziałem bez chwili wahania, ale niepewność kryła się niemal wszędzie. Kolejny raz zmieniłem pismo, tym razem było proste, ale nie dokładne. Coraz trudniejsze do odczytania.
Na dobrą sprawę powinnam go ukarać za nie subordynacje już dawno, jednak zbyt podobała mi się ta gra, aby postępować wedle niepisanych zasad.
- Twój charakter już powoli poznaje, co do imion, to nie zawsze mówią one o nas pochlebnie. Jednak ich najważniejszą funkcją jest rzeczywiście identyfikacja jednostki. Imię ma każdy człowiek, nie posiadają ich natomiast rzeczy. Nawet niektóre zwierzęta posiadają imiona. Uważasz się więc za rzecz że się go wyrzekasz? - Spytałam z uśmiechem unosząc jedną brew do góry i opierając twarz lekko na dłoni. Wcześniej oczywiście podałam niewolnikowi pergamin. "Niewolnik", a nie jeden kupiec nie umiał by tak grać słowami.
Na te słowa na moje usta wpłynął delikatny uśmiech, choć niemal natychmiast zniknął. Niepewnie podniosłem się z krzesła, aby dokładniej przyjrzeć się krążącej po mojej głowie myśli. Podszedłem do jednego z okien i wyjrzałem poza mury zamku, które okazały się bardzo grube. Trudno byłoby je sforsować, ale nie ma rzeczy niemożliwych. Prawda? Pokręciłem się jeszcze po pomieszczeniu niczym cień, aby wreszcie ponownie zająć swoje miejsce. Wstałem bez pozwolenia, a ona nie zrobiła niczego by mnie zatrzymać. Może najpierw chce dostać to czego tak bardzo pragnie? Nie dowiem się tego, bo nie zapytam.
"Ludzie omijają kłamstwa inaczej.
Ja ich szukam." Napisałem oddając pergamin.
Chciałam imię, dostałam... jego opis? Z tym że nie znałam imienia które oznaczało by kłamce.
- Kłamca. To twoje imię? Ten raz jeszcze będę cierpliwa. Zarówno ty nie znasz tej krainy, jak i ja najpewniej twojej. Nie znam imienia, które to by znaczyło. Więc jeśli teraz go nie napiszesz, zostaniesz bez niego.
"A i dalsza rozmowa nie będzie mieć większego sensu." - Dokończyłam w myślach zastanawiając się już co z nim zrobić. Wydawał się być zbyt przekorny, by dalej marnować na niego czas.
Pokręciłem przecząco głową choć ponownie przejąłem pergamin. Nie przejąłem się zbytnio słowami kobiety, bo tak czy inaczej powinna już nać odpowiedz. Prawda?
"Już je znasz." napisałem oddając papier. Nic nie znaczyłem, tak samo jak ono. Dawało zbyt wiele wspomnień, ale nie mogłem się go wyprzeć. Grałem dalej, ale czy wygram? To już zależy od czarnookiej. Podniosłem na nią wzrok, w których widniał tryumf. Czy właśnie wygrałem starcie? Zobaczymy.
Uderzyłam go, z całej siły spoliczkowałam. Chciałam po dobroci, jednak nic to nie dało, więc należało go zmusić. W końcu był niewolnikiem, a chyba zapomniał gdzie jego miejsce. Na podłodze, u stup swego właściciela.
- Imię. Nie napiszesz go teraz, to każę cię wychłostać. Nie podziała? Więc każe powtórzyć. Aż zadziała, albo się wykrwawisz. To jak?
Wzdrygnąłem się na ten gest, mimowolnie łapiąc się za obolały policzek. Uderzyła mnie, zrobiła to... Uniosłem niepewnie głowę niejako obawiając się kolejnego ciosu, ale on na szczęście nie nadszedł. Nieco wystraszony słowami kobiety ująłem pióro, ale chyba nie miałem zamiaru się jeszcze poddać.
"Moje usta są nieme, a twoje oczy ślepe." Napisałem przełykając nadmiar zgromadzonej w ustach śliny, która z trudem przebrnęła przez przełyk. Spuściłem głowę i zacząłem bawić się swoimi palcami, może one okażą się łagodniejsze? Czy naprawdę chciała to ze mną zrobić? Jeśli tak, nie potrzebnie nadstawiałem karku.
Zmarszczyłam brwi jeszcze raz lustrując słowa, które wcześniej napisał. Jeśli nie kłamał, to jego imię musiało być wśród nich ukryte. Jeśli zaś kłamał spełnię swoją obietnicę.
- Loki? - Spytałam po chwili ciszy.
Niemrawo kiwnąłem głową. Nie miałem siły już walczyć pewien, że i tak nie wygram. Nie podnosiłem jednak na nią wzroku, nie chciałem by widziała jak bardzo przestraszyły mnie jej słowa. Wygrała, a ja? Znowu przegrałem. Cóż teraz przynajmniej uznałem prawdziwe oblicze czarnookiej i chyba będę bardziej uważał na to co robię.
- Nie jesteś stąd, nie jesteś z Nawii, a więc z jakiej krainy jesteś? - Spytałam z nadzieją, że teraz pójdzie już łatwiej, a i ja postanowiłam zwracać większą uwagę na jego słowa. Przy okazji przekonałam się, że naprawdę jest inteligentny. Ciekawe kim był?
Sięgnąłem po pergamin, ale co mogłem napisać?
"Nie jest to ważne, zostałem wygnany. Nie wrócę tam." Odparłem przelewając słowa na papier już kolejny raz z rzędu. Nie chciałem się tak porozumiewać przez całe życie, ale tak chyba już pozostanie.
Przygryzłem dolną wargę siląc się na jeszcze jedno pytanie, tym razem skierowane w zupełnie odwrotnym kierunku. "Co ze mną zrobisz?"
Dobre pytanie. Postanowiłam być z nim szczera, w tej kwestii. Może wpadnie na coś czego ja nie wymyśliłam?
Chciałam go odesłać do jego krainy, lecz skoro został wygnany... jeśli odeślę go na samotną tułaczkę po górach jaka jest szansa, że ani nie zginie, ani nie zostanie złapany? Nikła.
- A na co się nadajesz? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie. Nie potrzebowałam kolejnego sługi, zwłaszcza niemego. Więc... po co mi on?
A na co się nadajesz? Na nic...
Westchnąłem w duchu karcąc się w duchu za to co miałem napisać.
"Piszę, sprzątam, planuję. Nie zawsze byłem niemy, potrafię dobierać słowa tak jak i kłamstwa.
Uwolnij mnie." Zakończyłem nieco zbyt pochopnie, zważając na nikłe szanse powodzenia. Nie urodziłem się w niewoli, więc czy powinienem w niej umrzeć? Spojrzałem na kobietę, a raczej na ostrze, które trzymała przy sobie. Był może nie tak trudno byłoby ją pokonać. Prawda? Ręce miałem wolne, a i w najgorszej formie już się nie trzymałem. Żebra odpłynęły w niepamięć, a dokładniej ich złamania. Szanse nikłe, ale powodzenie mimo wszystko możliwe. Przypatrywałem się rękojeści z błyskiem w szmaragdowych oczach, bardzo mi tego brakowało. Chaos, tego było mi trzeba.
Jak bardzo zależało mu na wolności? Sądząc po tym co najpewniej planował zrobić bardzo, lecz ja to widziałam. Ten zaś o tym najwyraźniej nie wiedział.
- Trzy lata. - Powiedziałam. Kiedyś był taki zwyczaj iż pojmanych w czasie wojny jeńców trzymało się w niewoli taki właśnie okres czasu. Po czym albo zostawali obywatelami krainy, albo też odchodzili do swoim. Można by z nie skorzystać. - Jeśli oczywiście naprawdę się przydasz. - Dokończyłam oczekując jakiejś reakcji.
Trzy lata? Cztery dni to była udręka, a ona żąda aż tak wiele? Nierozsądne, czy logiczne? Jeśli dostanę ciężką pracę, to jaka jest szansa, że fizycznie moje ciało udźwignie taki ciężar? Pewności nie ma tak naprawdę żadnej.
"Wolę umrzeć." Bardziej stwierdziłem niż odpowiedziałem, bo jeśli mam zginąć po trzech latach to nie lepiej już teraz? Podniosłem na nią swój czujny wzrok, ale jej twarz nie wyrażała chyba niczego pożytecznego. Jak bardzo miałem dać jej do zrozumienia, że tak czy inaczej nie zamierzam zostać w zamku? Powoli kończyły mi się pomysły, ale na pewno narodzą się nowe, znacznie ciekawsze. Prawda.
O czym on myślał? O śmierci? Bo że nie rozumiał moich zamiarów, było to bardziej niźli pewne.
- Jako niewolnik, niż przeżyć w niewoli trzy lata i zostać uwolniony. Jedyny warunek jest że przez ten czas naprawdę będę z ciebie miała dobry użytek. Nawet gdybym teraz cię wypuściła i kazała jechać gdzie tylko chcesz przez góry. Zginął byś zapewne pierwszej nocy. Jeśli masz tu przeżyć musisz poznać tą krainę. Potem dostaniesz wybór, albo będziesz mógł zostać, już jako wolny, albo odjechać dokąd tylko będziesz chciał. Teraz już nie wygląda to tak strasznie?
Przytaknąłem na te słowa, ale mimo wszystko zmarszczyłem brwi w ramach niezadowolenia. Przecież nie miałem pewności, że dotrzyma słowa. Chwyciłem pióro i leniwie przyłożyłem sobie je do usta, tak jakbym chciał je ucałować.
"Co jeśli nie będę użyteczny?
Oddasz mnie?" Zapisałem nieco zdezorientowany. Dlaczego chciała zachować mnie przy życiu? Tak niewiele brakowało aby mnie wychłostała, a teraz oaza spokoju.
Uciekłem z nie jednego lochu, celi, więc dlaczego niewola stanowiłaby barierę czy wyjątek? Tak czy inaczej zobaczymy.
Kolejne pytania, a możliwe odpowiedzi jakoś mnie nie satysfakcjonowały. Wołałam go do siebie chcąc go wolnego odesłać do jego krainy. Okazało się to nie możliwe, a więc co mi pozostało? Jeśli bym go wypuściła albo padł by on łupem handlarzy, albo zginął. Był niemy, nie wyglądał na wojownika. Wydawał się wręcz bezużyteczny, choć słowem lawirować umiał, a to mogło być bardziej przydatne wbrew pozorom niż wszystkie inne umiejętności.
Wybrałam z pomiędzy pergaminów leżących na biurku jeden, na który jeszcze nie odpowiedziałam, czy też nie wypełniłam i podałam go mu.
- Umiesz lawirować słowem. Dałbyś sobie z tym radę?
Niepewnie przyjąłem pergamin, przyglądając mu się uważnie. To był z pewnością dekret, tylko jeszcze nie wypisany, niezapieczętowany i z pewnością nie wydany. Być może właśnie tutaj zaczynała się moja rola? Spojrzałem ukradkiem na czarnooką, aby upewnić się co do jej postanowienia. Wyrok sądowy, znałem prawo bardzo dobrze, ale Asgardzkie nie tutejsze. Choć czy muszę je znać by być sprawiedliwy? Chwyciłem pióro i zacząłem wypisywać dokument z dokładnością, jak i starannością. Trzydziestoletni szlacheckiego pochodzenia mężczyzna przywłaszczył sobie dwa konie na własność, choć nie należały one do niego. "Wyrok został już uzgodniony. Przywłaszczenie czyjejś własności jest bardzo poważnym przestępstwem, a jego wynagrodzenie musi być sprawiedliwe. Tak więc zdecydowano, iż oskarżony jest winny zarzucanego mu czynu a kara go nie ominie. Szlachcic zostaje zobowiązany do zwrócenia skradzionych zwierząt jak i publiczną chłostę, w liczbie czternastu wymierzonych w jego plecy batów. W ramach ukarania winnego, jak i z przestrogą dla innych, którzy nie znają morałów.
Kradzież przychodzi z praktyką
Kłamstwo zaś z łatwością
Ale rzadne nie jest szybsze
Niż upadek na kolana. " Teraz pozostała jedynie pieczęć, która ostatecznie zaważy na losie poddanego. Oddałem brązowowłosej dokument i spuściłem głowę, wiedząc że teraz okaże się co ze mną zrobi.
Ładnie i... kim on był? Kim był zanim został zdeklasowany do roli niewolnika?
Wyrok owszem sprawiedliwy, a i styl do pan jak najbardziej pasujący, i tylko ostatnie zdanie szlachtę poruszyć może. Bardziej niźli sam wyrok. Szlachta jest dumna prędzej powstanie, niż da się rzucić na kolana. A wszak takie przypadki już się zdarzały. Z drugiej jednak strony przyda się uspokoić szlachtę, która na wiosnę hulać zaczęła. Jakby żywiołowość natury i im skrzydeł doprawiła. Wyprawa by im się przydała jaka, jednak Perun za granicą, granic Nawii broni, a ja grodu nie zostawię, ni swoich w obce dowództwo nie dam.
Dalej problem taki z ludem się pojawił, że wieść się rozniosła iż kniazia nie ma, a choć lud na początku spokojny był i wierny, to przez moją siostrę, tak swawolnie sobie poczynającą i on zaczął podążać powoli w jej ślady.
Ostatecznie... dekret jest dobry, jeno widać iż praw naszych nie zna, więc poznać je musi, jeśli ma się mi przydać. A widać iż może.
Ostatecznie zapieczętowałam dekret, a niech z nim Elandiel kogoś pewnego wyśle, by wybadał czy większy posłuch, czy też burzę w narodzie nim uzyskam.
- Kim byłeś? - Spytałam odkładając na bok papier. Bo że nie był kimś zwyczajnym, to pewne było. Jak i też to, że jego historia również do takich nie należy.
Oparłem się wygodniej o oparcie obitego skórą krzesła, które wbrew pozorom nie było wcale takie wygodne. Przyjrzałem jej się dokładniej wręcz pewien, że na moim policzku pojawił się sporych rozmiarów siniec, który był chyba już ostatnim ostrzeżeniem. Ja jednak nie miałem zamiaru tak łatwo się poddać, bo skoro płynie w moich żyłach błękitna krew, to chyba nie należy tak łatwo chylić czoła. Prawda? Przejechałem językiem po wysuszonych, spierzchniętych wargach, chcąc dostarczyć im troszkę wilgoci. W naturalnych warunkach najpewniej na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech, ale obawiałem się że kąciki mógłby już nie wytrzymać.
"Czy to tak ważne kim byłem kiedyś? Widzisz mnie dzisiaj i dzisiaj mnie poznajesz. Nie wystarczy?" Zapisałem podając kobiecie papier, który zapełniało coraz więcej fraz.
No tak, znowu. Był tylko niewolnikiem, a wykazywał się odwagą, zuchwałością? Której nie powstydził by się ktoś wolny. Jednak nie denerwował mnie tym, a powoli zaczął mnie obchodzić.
- Bez wczoraj nie było by dzisiaj. To wczoraj cię ukształtowało i to ono ma kształtowało dzisiaj, mając także wpływ na jutro. Kim byłeś?
Delikatnie przechyliłem głowę i spojrzałem na czarnooką niemal ukradkiem. Co jej odpowiedzieć?
Nic prostego, a może jednak wręcz przeciwnie. "Dzieckiem." Napisałem przybierając delikatny uśmiech. Miałem nadzieję, że jednak nie uraziłem kobiety, bo przecież prawdę powiedzieć mi przyszło.
I co ja mam zrobić? Z jednej strony ukaranie go nie przyniesie mi większej satysfakcji, z drugiej zaś ten z premedytacją wciąż nie jest posłuszny mojej woli. Dobrze wiedział co miałam na myśli, jednak wciąż unikał odpowiedzi.
- Dzieckiem kiedyś był każdy, lecz kim byłeś z funkcji, urodzenia? Nie uwierzę że byłeś zwykłym ziemianinem, czy choćby handlarzem. Więc kim byłeś?
Zmarszczyłem brwi pochylając się nieco do przodu. Tak mi się zdawało, że liczbie szczytów które dobiegają do samego nieba, zmieniają, stykają się z niebem jest niewiele. Tylko czy ktoś jest na tym szczycie, by zliczyć inne? Raczej nie, choć wszystko się zdarzyć mogło. Prawda? Teraz czy jutro nie ma znaczenia, lecz świat się nieustannie zmienia...
Rozchyliłem usta by coś powiedzieć, ale te struny nie wykrzesają z siebie żadnej melodii.
"Obywatelem." Zapisałem oddając pergamin. Nie kłamstwo to było lecz prawda dobrze nam znana, choć i ona o tym wiedziała.
- Wiem że nie niewolnikiem, ale do jakiej grupy społecznej należałeś. - Przysięgam że zaraz stracę cierpliwość i naprawdę każe go wychłostać.
Uśmiechnąłem się nieco szerzej słysząc te słowa.
"Niewolnikiem? Nie... nie nim byłem, lecz zdawać by się mogło, że coś jednak z niego miałem. Nie chodzi o krew, a o zadanie zbyt trudne, ale zarazem tak proste do wykonania. Szukaj dalej." jak teraz odpowie? Nic już nie było pewne, to jednak nawet nie chciałem poznać odpowiedzi. Wystarczyło chyba jedno spojrzenie.
- Nie będę szukać, jeśli teraz nie odpowiesz każe cię wychłostać. - Powiedziałam. Moje słowa zaś nie były groźbą, a raczej obietnicą. Do tej pory chyba byłam aż nazbyt cierpliwa.
Uniosłem pewnie jedną brew, bo ta rozmowa coraz bardziej nie dawała mi spokoju. Mówiła spokojnie choć, czaiła się w niej pewna nieznana mi tonacja. " Po co te nerwy. Nie wiem co mam odpowiedzieć. To bardzo skomplikowane." Zapisałem oddają kobiecie pergamin. Zawiesiłem głowę, by nie patrzeć w jej oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro