Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 - Miłość jest śmiercią obowiązku

Ogień. Zewsząd otaczał ją ogień. Ostatnie co pamiętała, to jej imię wykrzyczane z obcym, melodyjnym akcentem. Potem pochłonął ją żywioł. Agrona dryfowała w nieskończonym płomieniu. Nic nie widziała i nic nie słyszała. Jedynie czuła okropny, palący ból. Była święcie przekonana, że umarła i za to, co zrobiła, trafiła do piekła. Bo czym innym mogło być to przeklęte miejsce?

Nie potrafiła stwierdzić, ile czasu spędziła w tym koszmarze. Jej myśli całkowicie wypełniały błagania skierowane do Tennagorze, aby to wszystko się skończyło. Nawet jeśli miałaby obrócić się w nicość, byłoby to lepsze niż nieludzki ból trawiący jej ciało.

Kiedy sądziła, że znajdowała się na skraju szaleństwa, gdy za chwilę miała rozpaść się na tysiące kawałeczków, nadeszło jej zbawienie. Obca moc zaczęła wchłaniać płomienie i odrywać je od jej ciała, przynosząc upragnioną ulgę. Kiedy ogień kompletnie zniknął, dziwna moc dalej wyszarpywała z niej pozostałości energii Wiecznego Źródła oraz Lugos, aż w końcu czarodziejka została sama w ciemnej pustce. Tennagorze najwidoczniej spełniła jej życzenie.

Wszystko wokół niej powoli stygło. Najpierw gorąc zastąpiło przyjemne ciepło, potem nadszedł kojący chłód, lecz niedługo później ogarnął ją szczypiący mróz. Myśli kotłowały się w jej głowie, próbując przypomnieć sobie, jak się poruszać, jak się odezwać, jak czuć. Musiała coś zrobić i choć nie była pewna co, to wiedziała, że ten stan zawieszenia nie był naturalny, nie powinno jej tu być.

Po pewnym czasie składania swojej świadomości do spójnej całości Agronie udało się uchylić powieki. Po przebywaniu w kompletnej pustce fala bodźców, jaka ją zalała, okazała się wręcz bolesna. Obraz przed błękitnymi oczami rozmazał się w pstrokatą plamę, a wszystkie dźwięki zlały się w niezrozumiały szum. Dziewczyna zamrugała parę razy, dzięki czemu na tle szarości i ciemnej zieleni mogła rozpoznać jasne, niby anielskie, włosy, zawieszone nad jej twarzą. Wśród nich dostrzegła znajomy, szmaragdowy błysk.

Jednak wszystko wokół niej zbyt ją przytłaczało. Blond włosy miotały się we wszystkie strony jakby w panice, a łamiący się głos nie składał się w głowie czarodziejki na żadne konkretne słowa. Zbyt zmęczona napierającą na nią rzeczywistością Agrona zamknęła z powrotem oczy i odpłynęła w mroźną ciemność.

Próbowała zebrać siły, lecz pustka sprawiała wrażenie zbyt nienaturalnej, by w niej odpocząć. Bojąc się, że jeśli będzie zwlekać zbyt długo, zostanie w niej na zawsze, zebrała się w sobie i spróbowała ponownie stawić czoła światu.

Tym razem pokój, w którym przebywała, wypełniała błoga cisza. Otworzyła oczy. Po lekkim wytężeniu zmysłów rozpoznała ciemnozielony baldachim swojego łóżka w Czarnej Twierdzy. Ciszę wypełniał jedynie cichy gwizd wiatru za oknem. Dostrzegła ruch przy swoim posłaniu. Obróciła wzrok, lecz rysy twarzy osoby siedzącej przy niej były zbyt zamazane. Dostrzegła jedynie karmazynową czuprynę.

— Śpij. Musisz odzyskać siły.

Głos był spokojny i łagodny. Docierał do jej umysłu niczym delikatna kołysanka.

"Spać? Tak... Chce mi się bardzo spać.", pomyślała wciąż otumaniona Agrona. Zamknęła oczy i ponownie odpłynęła w ciemność, lecz tym razem nie była to lodowata pustka, a leczniczy, spokojny sen.

Długo odpoczywała, lecz gdy się obudziła, wiedziała, że zdołała powrócić do świata żywych na stałe. Spróbowała się przekręcić, ale coś przygniatało jej nogi. Ponownie spróbowała się poruszyć. Ciężar drgnął i zaczął się przemieszczać w górę ciała dziewczyny. Przepełzł po udach, wgniótł brzuch, aż w końcu spoczął na klatce piersiowej Agrony. Czarodziejka otworzyła szybko oczy. Wpatrywała się w nią para dzikich, ciemnych ślepi, a pod nimi lśniły krzywe kły. Królowa Lugos wydała z siebie żałosny jęk, jednak, nie odzyskawszy w pełni władzy nad ciałem, zastygła w przerażeniu.

Do jej uszu dotarł niski chichot, po czym wpatrujący się w nią potwór uniósł się w powietrzu i zniknął z jej pola widzenia. Agrona wzięła parę głębokich wdechów i zamrugała kilkukrotnie. Z jękiem bólu dźwignęła się do pozycji siedzącej i, opierając się o ścianę poduszek za plecami, rozejrzała się po komnacie. Na fotelu obok jej łóżka z jedną nogą przerzuconą przez podłokietnik siedział Xusu. Na jego kolanach cicho pomrukiwała mała zirzi. Pod oczami mężczyzny widniały wyraźne cienie, ale jego ust nie opuszczał typowy uśmieszek. Jednak jedna rzecz nie mogła ujść uwadze Agrony, nieważne jak nieprzytomna by była. Włosy elfa były barwy głębokiej czerwieni, choć kolor wydawał się już wyblaknąć.

— Twoje włosy są czerwone — wypaliła czarodziejka, wybałuszając oczy.

Hangun roześmiał się szczerze. Jeszcze raz podrapał zirzi za uchem, po czym odłożył ją koło nóg dziewczyny i podszedł do przygotowanego dzbanka z wodą.

— Prawie pożegnałaś się z życiem, a pierwsze, na co zwracasz uwagę po przebudzeniu, to moja fryzura?

Podał jej wypełnioną po brzegi szklankę. Królowa Evercore przyjęła ją, nie odrywając wzroku od głowy mężczyzny. Gdy ten skinął wymownie na naczynie, wypiła wodę duszkiem. Dopiero wtedy uświadomiła sobie, jak spragniona była, jak gdyby naprawdę odwiedziła samo piekło. Oddała szklankę Xusu, dając mu znak dłonią, by dolał jej wody, a gdy skończyła pić, zapytała:

— Ale czemu są czerwone?

Elf zachichotał pod nosem i wrócił na swoje miejsce na fotelu.

— Skomplikowana historia, ale ściśle powiązana z tym, dlaczego wymiotowałaś lawą.

W jednej chwili do Agrony wróciły wszystkie wydarzenia sprzed utraty przytomności. Bitwa na Taranisie, morze poległych żołnierzy i ogień wybuchający w jej płucach. Przełknęła ciężko ślinę.

— Jak wygląda aktualna sytuacja? — zapytała czarodziejka. — Czy Cesarstwo wysłało więcej sił?

Xusu pokręcił głową i wplótł dłoń w futro drzemiącej zirzi.

— Jak na razie cisza. Sandar składa Taranisa do kupy, mobilizuje oddziały, ale jak dotąd nie mógł nawiązać kontaktu z Najwą.

— Jak długo byłam nieprzytomna?

— Trzy dni.

— Trzy dni... — Rozszerzyła oczy w nagłym olśnieniu. — Byłeś tu też wczoraj w nocy. Czy ty... Przez ten cały czas...

— Twój złotowłosy książę ślęczał tu całe dnie. Ja przejąłem nocne dyżury. W tym lodowatym grobowcu i tak nie da się spać.

Spojrzała na cienie pod jego oczami.

— Nie spałeś przez trzy dni?

Wzruszył ramionami.

— Trochę? — odparł z parszywym uśmieszkiem.

Agrona pokręciła głową i wzniosła oczy ku niebu. Od razu po tym zasępiła się na chwilę.

— A... A Sandar?

Przez jedno mrugnięcie oka cień przemknął po twarzy elfa.

— On... Bardzo chciał cię odwiedzić, ale teraz ma na głowie inwazję największego imperium w galaktyce. Sama rozumiesz... Ale kazał, by informowano go niezwłocznie o każdej zmianie twojego stanu.

Czarodziejka pokiwała głową na znak zrozumienia i spróbowała zmusić się do lekkiego uśmiechu.

— To dobrze — powiedziała cicho. — W końcu jest królem.

W pokoju nastała niezręczna cisza, podczas której dwójka przyjaciół starała się skupić swój wzrok na czymkolwiek innym niż na sobie nawzajem. W końcu Xusu odchrząknął i podniósł się z fotela.

— Pójdę po jakiegoś lekarza. W końcu prawie pożegnałaś się ze światem. Na pewno potrzebujesz... czegokolwiek wy czarodzieje tam potrzebujecie. Zostawiam cię pod opieką zirzi.

Zwierzątko pisnęło przyjaźnie jakby na potwierdzenie słów mężczyzny. Kiedy elf był już przy wyjściu, Agrona odezwała się:

— Dziękuję! Nie wiem, co zrobiłeś, ale uratowałeś mi życie. Mam u ciebie dług nie do spłacenia.

Hangun wyglądał na ewidentnie spłoszonego. Nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, jedynie skinął głową, po czym wyszedł z komnaty.

...

Inanna stanęła pośrodku pokoju Evandera w Podniebnych Tarasach. Cała podłoga była usłana ubraniami, książkami i wszelkiego rodzaju bronią, a gdzieniegdzie walały się również śmieci. Każdy blat w pomieszczeniu został zastawiony naczyniami, resztkami jedzenia i kielichami, wypełnionymi w różnym stopniu winem. Dziewczyna westchnęła ciężko, lecz tym jednym, wyjątkowym razem cieszyła się, że jej przyjaciel był bałaganiarzem i do tego nie pozwalał służbie dotykać swoich komnat.

Ina próbowała znaleźć jakiś trop, który podpowiedziałby jej, co dokładnie łączyło Evana z rewolucją, gdzie teraz był i jak mogła się z nim skontaktować. Nie zapomniała tajemniczej koperty, którą chłopak spalał w swoim pokoju. Jeśli się nie myliła, otrzymał ją od Najwy Nagendry. Może ona byłaby w stanie pomóc dziewczynie. Jednak zanim wpakuje się w sam środek kłopotów, Aghavni potrzebowała jakiegoś dowodu, że list w istocie wysłała żona Namiestnika Orfeasa.

Blondynka przetrząsnęła wszystkie szafy i szuflady, jedną, która wyglądała, jakby ktoś w pośpiechu wyciągnął coś z jej najdalszego zakamarka, przeszukała ze szczególną starannością. Gdy nie znalazła nic interesującego, zaczęła przekartkowywać książki w nadziei natknięcia się na ukrytą korespondencję. Jednak po godzinie dalej nic wartego uwagi nie wpadło w jej ręce.

Dziewczyna nie miała wiele czasu. Z jakiegoś powodu Aivar zwołał wszystkie wpływowe rodziny w Akash. Ina mogła się wykraść do pokoju Evana tylko dzięki dobremu sercu pani Juturny. I tak oto zbliżała się godzina, w której musiała stawić się w sali wizytacyjnej Podniebnych Tarasów.

Czując, że kończą się jej możliwości, przykucnęła z obrzydzeniem przy kupce śmieci wciśniętej w kąt pokoju. Przerzucała na boki puste, szklane butelki, zgniecione, zapisane kartki i zużyte kamienie energetyczne, które zdecydowanie powinny znaleźć się u krysztmistrza do ponownego napełnienia.

Godząc się powoli z porażką, wzrok Iny spoczął na kolorowym papierku, umorusanym z jednej strony żółtym kremem. Podniosła śmieć i przeczytała etykietę. "Cytrynowy biskwit". Dziewczyna znała tylko jedno miejsce, gdzie ciastko nazywano biskwitem i była to stolica Orfeasa. Skoro papierek znalazł się w pokoju Evana, a resztki kremu nie zdążyły doszczętnie zgnić, znaczyło to, że chłopak musiał niedawno odwiedzić Igeę. "Pojechał do niej na Dwór Szeptów!", pomyślała z ekscytacją Ina. Zgniotła śmieć w ręce i wcisnęła do kieszeni sukni. Znalazła trop, którego tak desperacko potrzebowała. Najwa Nagendra najprawdopodobniej była jej jedyną szansą na skontaktowanie się z Evanderem.

Aghavni wyślizgnęła się cicho z pokoju przyjaciela, po czym puściła się truchtem kamiennym korytarzem. Dotarła do sali wizytacyjnej w idealnym momencie, ponieważ ostatni przybyli goście wchodzili właśnie do środka. Wewnątrz wszyscy zebrani ustawili się po obu stronach komnaty. Na środku stała samotnie Juturna, zwrócona przodem do podwyższenia, na którym zazwyczaj zasiadała wraz z mężem. Ina, przechodząc na przód pomieszczenia, gdzie oczekiwał na nią ojciec, posłała matce Evandera skonfundowane spojrzenie. Ta w odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się smutno, a w jej zielonych oczach mignęła czysta miłość.

Dziewczyna stanęła w pierwszym rzędzie tuż przy ojcu. Zaczęła mieć złe przeczucia co do powodu, dla którego Aivar zebrał rodziny Akash. Nie mogła oderwać wzroku od dziwnie sztywnej sylwetki Juturny i jej boleśnie mocno ściśniętych dłoni pod brzuchem.

Niedługo później do sali wmaszerował Namiestnik Notus. Jego krok był szybki i rytmiczny, jak przystało na żołnierza. Krótko ścięte włosy, sprawiały, że ostre rysy twarzy rzucały się aż zanadto w oczy, a szmaragdowe tęczówki, zazwyczaj pełne ciepłej życzliwości, przypominały zimne klejnoty bez duszy.

Aivar przeszedł przez całą salę, rozsiewając wokół aurę pierwotnej siły. Stanął na podeście i przesunął wzrokiem po wszystkich zebranych. Juturna pozostała na środku komnaty.

— Przyjaciele! — zaczął namiestnik. — Zebrałem was dzisiaj, aby wydać wyrok nad zdrajcami i wrogami naszego Cesarstwa.

Po pomieszczeniu przelała się fala szeptów. Ina ciężko przełknęła ślinę i z trudem próbowała znaleźć naturalną i swobodną pozę. Nie mogła oderwać wzroku od matki Evana.

— Trzy dni temu stojąca przed wami Juturna Ruarinn dopuściła się zdrady naszego narodu! Powołując się na moje imię, zmusiła gwardzistów, by przepuścili przez bramę Podniebnych Tarasów największych wrogów Cesarstwa. Obdartą z tytułu księżniczki Agronę Silverblaze, Aleksandara Silverblaze'a, króla wrogiego państwa, elfickiego księcia i już raz oskarżonego o zdradę Evandera Ruarinna! Teraz te osoby są największymi zagrożeniami w nachodzącej wojnie!

W sali dało się usłyszeć oburzone głosy. Z zielonych oczu arystokracji wyzierała czysta nienawiść do kobiety, którą jako swoją panią jeszcze przed chwilą kochali i uwielbiali. Jednak zdrada wśród Notusyjczyków była zbrodnią nie do zmycia.

— Wzywam teraz świadków, którzy mogliby zaprzeczyć tym oskarżeniom lub podać argumenty łagodzące wyrok!

Ciężki wzrok Aivara spoczął na Inannie. Mężczyzna doskonale wiedział, co czuła do Evandera i jak blisko była z Juturną. Jednak dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nawet jedno słowo mogło sprawić, że podzieliłaby los żony Namiestnika. Poza tym cóż miałaby im powiedzieć? Że z czystej matczynej miłości ratowała swoje dziecko? Dla nikogo w tym pomieszczeniu nie był to wystarczający powód, by wybaczyć zdradę. Dlatego Ina zagryzła wargę i uparcie wpatrywała się drżącym wzrokiem w Juturnę, z całych sił starając się, by był to wzrok nienawiści.

Ruarinn jeszcze przez chwilę lustrował młodą Aghavni. Najprawdopodobniej czekał, aż się złamie i będzie błagała go na kolanach o oszczędzenie swojej ukochanej patronki. Widząc, że wybrała ciszę, odwrócił się z powrotem do zebranych.

— Juturno Ruarinn — odezwał się mrożącym krew w żyłach głosem Aivar — nikt nie stanął w twojej obronie. Nikt nie może usprawiedliwić twoich czynów. Twoja wina jest jasna. Ja, Aivar Ruarinn, Namiestnik Notus, w imieniu Jego Cesarskiej Mości skazuję cię na śmierć.

Inanna z trudem stłamsiła w gardle krzyk przerażenia. Poczucie winy zalało ją niczym bezlitosna fala. Nic nie zrobiła, aby uratować kobietę, która zastąpiła jej matkę. Nie powiedziała ani słowa.

— Wyrok zostanie wykonany jutro w samo południe — dokończył namiestnik.

Aghavni miała wrażenie jakby cały świat rozsypywał się na kawałeczki. Kolejna bliska jej osoba miała zniknąć z jej życia, a ona znowu była bezsilna. Spojrzała na Juturnę, a z jej oczu wylewał się żal. Jednak gdy spotkała wzrok swojej drugiej matki, zobaczyła w nim spokój i zapewnienie, że Ina postąpiła dokładnie tak, jak Juturna chciała.

...

Najwa czuła poirytowanie od samego założenia stroju Szeptacza. Fakt, że musiała do tego siedzieć w sali owalnej w Marmurowym Pałacu i uczestniczyć w cholernym zebraniu namiestników, sprawiał, że miała ochotę rozerwać kogoś na strzępy. Jednak zamiast tego siedziała nieruchomo niczym posąg, skanując wzrokiem ukrytym za maską nowoprzybyłych.

Pomieszczenie zaczęło się powoli wypełniać. Mert Kagan przeparadował przez całą komnatę z parszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Nagendra znała powód jego dobrego samopoczucia i nie mogła się doczekać, aż poznają go pozostali namiestnicy. Shiva Chrysostomos wdreptał do sali, dygocząc ze zdenerwowania, a gdy jego wzrok napotkał wykrzywioną w krzyku maskę Szeptacza, wyglądał, jakby mało nie popuścił pod siebie. Ciekawym widokiem był również Aivar Ruarinn. Mężczyzna sprawiał wrażenie chodzącego trupa, lecz jeśli Żmije Najwy się nie myliły, kilka godzin wcześniej wydał wyrok śmierci na swoją żonę. To z pewnością nie był dla niego dobry dzień.

Wszyscy zajęli miejsca przy owalnym stole, na którego środku została wymalowana mapa Cesarstwa. Pani Orfeasa zawsze uważała, że przekładanie trójwymiarowej przestrzeni kosmicznej na dwuwymiarowe malowidło było absurdalnym pomysłem. Do tego, aby pomieścić kilkudziesięciu namiestników, stół był niepraktycznie duży. Kobieta wątpiła, czy osoby siedzące przy najdalszych stronach owalnego blatu w ogóle się słyszały. Ta przeklęta sala stanowiła dokładną odwrotność tego, czym powinno być Cesarstwo, sensu i harmonii.

Po krótkim oczekiwaniu w pomieszczeniu pojawił się Lukyan. Za nim kroczyli Fintan i widocznie zdenerwowana Arete, która zazwyczaj nie uczestniczyła w tego typu spotkaniach.

Rodzina cesarska zajęła miejsca naprzeciwko wejścia. Druga Księżniczka, przechodząc obok Najwy, rzucała jej spłoszone spojrzenia, po czym odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy usiadła między swoim ojcem i Aivarem Ruarinnem.

Pierwsza część spotkania została poświęcona omówieniu najważniejszych, bieżących spraw Cesarstwa. Sytuacja na Orestesie jak dotąd nie uległa poprawie i nikt ze zgromadzonych nie potrafił zaproponować rozwiązania tego problemu. Bolat Gauhar, nieobecny na posiedzeniu, ufortyfikował się na Argusie i odmawiał współpracy z resztą imperium. Namiestnik Ganymede prowadził z nim negocjacje, które według niego miały szansę zakończyć się zaskakująco pozytywnie. Najwa doskonale wiedziała, że był to jedynie stek kłamstw, którymi chciał kupić sobie więcej czasu. Namiestnik Menelausa wyraził swoją gorycz i złość na wieść, że jeden z jego elitarnych oddziałów został rozgromiony na Lugos. Wedle planu Aleksandar Silverblaze miał wrócić do Evercore o wiele później, przez co jego żołnierze nie byli przygotowani na tak szybką i mocną kontrofensywę. Słysząc to, Aivar Ruarinn zaczął płaszczyć się przed cesarzem niczym żałosny robak i zapewniać wszystkich zgromadzonych, że ostatecznie rozwiązał problemy na swoim dworze.

Nie obyło się również bez pytań skierowanych do Szeptacza o aktualny stan militarny Evercore. Najwa wolała zbytnio nie wyprowadzać w pole namiestników, ponieważ wciąż nie udało jej się ustalić dokładnej tożsamości nowego szpiega Lukyana. Jeśli wiedział więcej, niż zakładała, mogła się łatwo wydać. Ograniczyła się do szczątkowych informacji o wciąż rozbitych i niezorganizowanych oddziałach wrogiego kraju, lecz nie zapomniała wspomnieć o silnych umocnieniach samego Lugos, którego oblężenie mogłoby równie dobrze trwać miesiącami i wymagałoby surowców, których przez sytuację na Orestesie aktualnie im brakowało. Dzięki temu ukróciła wszelkie zapędy szybkiego podboju Evercore i kupiła Sandarowi potrzebny czas na zmobilizowanie sił.

Po kilku godzinach posiedzenia Nagendra czuła się oblepiona potem przez grube szaty swojego przebrania, a tematy do poruszenia wyczerpały się. Pozostał jeden, dla którego Lukyan przyprowadził na zebranie swoją córkę. Druga Księżniczka wbrew założeniom Najwy wyglądała na szczerze zaaferowaną omawianymi problemami i z wielką uwagą słuchała każdego namiestnika. "Ciekawe, jak spodoba ci się to, co teraz usłyszysz, kwiatuszku", pomyślała z drwiną pani Dworu Szeptów.

— Panowie! — zaczął imperator. — Na koniec zostawiłem niezwykle ważną sprawę. Doskonale wiecie, że tylko pracując razem, mamy szansę wybudować lepszą przyszłość. To każdemu z was z osobna zawdzięczam to, że nasze Cesarstwo jest dzisiaj tak silne i stabilne.

Po sali przemknęły pomruki zadowolenia i zgody.

— Jednak przed nami jeszcze jedna przeszkoda do pokonania, a za nią kryje się droga, dzięki której nikt już nie będzie w stanie zachwiać potęgi naszej ojczyzny! Szykuje się krwawa wojna, która zbierze straszliwe żniwo, lecz Enyo, jedna z naszych trzech największych tarcz, które dbają o nasze bezpieczeństwo, zadeklarowała się, że będzie walczyć na samym froncie, jako wyraz oddania i lojalności.

W pomieszczeniu zapanowało małe poruszenie. Kilku namiestników rzuciło podejrzliwe spojrzenia Mertowi Kaganowi, na którego twarzy wciąż gościł triumfalny uśmieszek.

— Jako wynagrodzenie za ten piękny akt samo poświęcenia zdecydowałem, że Arete poślubi przyszłego pretendenta do przewodnictwa Enyo, Serkana Savasa!

Wśród zgromadzonych mężczyzn wybuchła wrzawa. Parę osób poderwało się ze swoich miejsc. Decyzja cesarza o kolejnym złamaniu prawa czystości planet zdecydowanie wstrząsnęła przywódcami. Natomiast Druga Księżniczka wyglądała, jakby ktoś uderzył ją obuchem w tył głowy z siłą stu mężów.

Jedynym śmiałkiem, który odważył się zwrócić bezpośrednio do imperatora, okazał się Steinar Drausus, Namiestnik Menelausa.

— Wasza Cesarska Mość, z całym szacunkiem, lecz gdy byliśmy w stanie zrozumieć sytuację w przypadku byłej Pierwszej Księżniczki Agrony, w przypadku Drugiej Księżniczki Arete będzie to radykalne działanie wbrew prawu i na szkodę Jej Książęcej Wysokości!

— Rozumiem twój sceptycyzm, Steinarze — odparł ze stoickim spokojem Lukyan. — Pewność, że prawo czystości planet jest niezbędne, aby uniknąć zbrukania magii, nie podlega dyskusji. Jednak istnieją od niego wyjątki. Idealnym przykładem jest żona Raza Nagendry. Czyż nie, panie Chrysostomos?

Namiestnik Ismene prawie podskoczył na krześle, słysząc swoje nazwisko. Jednak szybko zebrał myśli do kupy i po odchrząknięciu powiedział:

— T-tak, zgadza się. We-wedle moich kronik pani Najwa Nagendra z domu Manu wywodzi się od przodka z ni-nieczystego związku. Jednak magia tych dwóch czarodziejów była tak czy-czysta i silna, że nie doszło do jej wy-wy-wypaczenia.

Najwa skrzywiła się za zasłoną maski. Wyciąganie brudów jej rodziny na publicznym spotkaniu sprawiło, że krew w jej żyłach zawrzała.

— Bardzo dziękuję, panie Chrysostomos — odparł z błyskiem w oku cesarz. — Jak powszechnie wiadomo, magia Serkana jest niepowtarzalna. Tennagorze pobłogosławiła go nadzwyczajną mocą. Natomiast zdolności Arete uaktywniły się nawet bez odpowiedniego treningu. Odziedziczyła po swojej świętej pamięci matce magię światła, czyli czystą i pierwotną magię ognia, bo czym innym jest płomień w swojej naturze, jeśli nie blaskiem. Moc Arete jest nieskazitelną energią powstałą z połączenia rodu Lunarstormów i rodu Nightflame'ów. Według mnie ta dwójka została stworzona dla siebie przez samą Tennagorze.

Na sali zapanowała cisza. Nikt nie śmiał podważyć słów cesarza, jednak równocześnie zdecydowana większość wyraźnie nie popierała samowolki władcy i jego wybiórczego przestrzegania prawa.

Najwa zaśmiała się w duchu. Rozumiała tok myślenia Lukyana. W nadchodzącej wojnie potrzebował swoich Trzech Tarcz, razem stanowiły blisko osiemdziesiąt procent jego całej armii. Notus w świetle ostatnich wydarzeń w rodzinie Aivara będzie się płaszczyć i przytakiwać każdemu pomysłowi cesarza, byle tylko odpokutować za hańbę, jaką się okryli. Menelaus zawsze trzymał się jednego planu działa. Steinar trochę pomarudzi, po czym zrobi to, co każe mu Lukyan, licząc, że koniec końców wyjdzie na tym na lepsze. Jedyną nieprzewidywalną Tarczą było Enyo. W historii Cesarstwa zdarzały się sytuacje, gdzie Enyoni odmawiali imperatorowi wsparcia. Zwykle kończyło się to przegraną wojną, dlatego pierwsze, czego uczy się przyszły władca, to wiedza, kiedy trzymać Enyo na krótkiej smyczy, a kiedy przekupić ją smakowitym kąskiem.

Według Nagendry Lukyan podjął dobrą decyzję, lecz równocześnie dołożył drewna do płomienia buntu wśród swoich namiestników, pomagając w ten sposób rewolucji czarodziejki. A ona z pewnością wykorzysta tę okazję.

...

Arete pospiesznie opuściła salę owalną, kiedy tylko spotkanie dobiegło końca. Została sprzedana. Ojciec sprzedał ją za armię, która i tak powinna być mu posłuszna. Oczy zapiekły ją od powstrzymywanych łez, a szloch ugrzązł w gardle. Zatrzymała się nagle i przyłożyła czoło do zimnej, marmurowej ściany.

— Arete! Arete, aniele!

Delikatne dłonie Fintana złapały ramię dziewczyny, po czym obróciły powoli w jego stronę. Silne ramiona zamknęły ją w ciepłym uścisku.

— Wszystko będzie dobrze — szeptał Pierwszy Książę, głaszcząc plecy siostry. — Zaufaj mi, wszystko będzie dobrze.

— Nic już nie będzie dobrze! — wychrypiała łamiącym się głosem księżniczka. — Wywiozą mnie na Enyo i już nigdy nie zobaczę domu! Nie zobaczę ciebie!

— Ciii, cichutko! — Brunet odsunął lekko Arete, złapał jej twarz w dłonie i spojrzał głęboko w błękitne oczy. — To tylko na czas wojny. Gdy będzie już po wszystkim, wrócisz do domu. Ojciec mi to obiecał.

Dziewczyna przyjrzała się z konsternacją bratu. Jego szeroki uśmiech nie pasował do sytuacji. Wtedy nagle ją olśniło i otworzyła szeroko oczy. "Ojciec mi to obiecał".

— Wiedziałeś... — wyszeptała w przerażeniu. — Wiedziałeś i mi nie powiedziałeś! Nie ostrzegłeś mnie!

Pierwszy raz w życiu głos Drugiej Księżniczki zabrzmiał ostro. Jej strach stracił na intensywności, został zepchnięty gdzieś głębiej w podświadomość. W tamtej chwili czuła gorącą złość przez to, jak została potraktowana przez swoją rodzinę.

— Nie, nie rozumiesz! — bronił się Fintan. — Nie mogłem ci powiedzieć! Mam być posłuszny ojcu, to był warunek, żebyś mogła wrócić do domu. Po wojnie wrócisz do mnie i wszystko będzie dobrze. Będzie takie jak dawniej!

— Nie! — wysyczała Arete, a z jej oczu sączył się ból. — Po tym nic już nie będzie takie jak dawniej.

Dziewczyna wyszarpnęła się bratu i ruszyła dalej korytarzem.

— Arete! — zawołał żałosnym głosem książę.

— Nie idź za mną!

Szła z nisko spuszczoną głową, próbując ukryć spuchnięte od płaczu oczy przed służbą i mieszkańcami pałacu. W końcu dotarła do drewnianych drzwi, prowadzących do jej ukochanego saloniku i jedynego wiernego przyjaciela, klawesynu.

Nacisnęła klamkę, po czym wślizgnęła się do środka. Zamknęła oczy i oparła się o drzwi, zamykając je. Wciągnęła głęboko powietrze. Uderzył ją zapach książek i świeżych kwiatów, które tu często przynosiła. W końcu została sama ze swoimi myślami.

— Słyszałam, że można cię tu znaleźć, Wasza Książęca Mość.

Na dźwięk nieznajomego głosu Arete podskoczyła. Otworzyła szeroko oczy i omal nie wrzasnęła na widok eleganckiej damy siedzącej przy stoliku pod oknem. Śliskie tkaniny błyszczące jak tafla wody oplatały jej ciało, nie odsłaniając dużo skóry. Księżniczka szybko rozpoznała w kobiecie Najwę Nagendrę.

Dziewczyna czułą ogromną frustrację, że nawet w swojej małej oazie nie miała dla siebie chwili wytchnienia, nie mogła odciąć się od przytłaczającej rzeczywistości. Gdy wymyślała w głowie uprzejmą wymówkę, sięgnęła za siebie w poszukiwaniu klamki, jednak o jej dłoń zamiast zimnego metalu otarło się coś jakby niematerialnego. Arete odwróciła głowę i ze zgrozą zauważyła, że za nią roztaczał się tylko czarny jak smoła mrok. W jego gęstwinach ledwie dostrzegalnie majaczyły twarze młodych dziewczyn, które w większości zakryte były woalkami.

— Spotkała cię dzisiaj wielka niesprawiedliwość, Wasza Książęca Mość. — Najwa wstała, zarzucając pasmo tkaniny za ramię. — Ale równocześnie uzyskałaś klucz do swojej wolności.

Arete patrzyła ze strachem w oczach na kobietę. Ściągnięte brwi dziewczyny stworzyły bruzdę na czole.

— Ja... Ja nie rozumiem.

— Jego Cesarska Mość obiecał, że po wojnie wrócisz do domu, lecz byłabyś naiwna, gdybyś w to uwierzyła po tym, co się dzisiaj stało.

— Skąd ty...

— Ściany mają uszy. — Blondynka rozciągnęła usta w uśmiechu. — Wasza Książęca Mość, chcę po prostu powiedzieć, że nie możesz dłużej liczyć na rodzeństwo, a tym bardziej na ojca. Twój los został oddany w twoje ręce i to ty musisz nim pokierować.

Dolna warga księżniczki zaczęła lekko drżeć, jej oczy zaszkliły się lekko, lecz przełknęła ciężko ślinę, by powstrzymać drżenie głosu.

— Co masz na myśli?

— Światem rządzą potężni mężczyźni. Każdy to wie. Lecz nie ma nic bardziej niebezpiecznego niż kobieta sprawująca władzę nad sercem potężnego mężczyzny — powiedziała niskim, aksamitnym głosem Nagendra. — Serkan jest niebywałym wojownikiem, to fakt, ale równocześnie jest zwykłym młodzieńcem. Bardzo samotnym i wycofanym młodzieńcem.

W oczach Arete zajaśniało zrozumienie, lecz z nim pojawiło się również ogromne przerażenie. Sama myśl, że miałaby uwodzić obcego mężczyznę, pozostawiała ją sparaliżowaną.

— Nie polegaj dłużej na ochronie twego brata, Wasza Książęca Mość — ciągnęła Najwa. — Spraw, abyś sama potrafiła się obronić, bo broń to nie tylko miecze, łuki i zaklęcia. Czasami najlepszą bronią jest uroda i spryt.

Żona namiestnika ruszyła w stronę drzwi. Przystanęła przy księżniczce i rzuciła jej przenikliwe spojrzenie swoich bursztynowych oczu.

— Dopóki nie nauczysz się samodzielności, nie pomożesz Agronie — powiedziała ściszonym głosem, po czym dygnęła z gracją. — Liczę, że jeszcze będziemy miały okazję porozmawiać, Wasza Książęca Mość.

Arete podążyła wzrokiem za Najwą. Gdy kobieta wyciągnęła rękę w stronę, gdzie powinna znajdować się klamka, bezdenna ciemność rozmyła się w ciągu jednego mrugnięcia, odsłaniając drzwi. Chwilę po tym Druga Księżniczka została sama z klawesynem i zapachem świeżych kwiatów, unoszącym się w powietrzu.

...

Cześć! Dzięki za przeczytanie rozdziału, mam nadzieję, że się podobał :> Co myślicie o małżeństwie Arete, co ją w nim czeka? Sądzicie, że Ina nawiąże jakiś kontakt z Najwą, a jeśli tak, to co może z tego wyniknąć? :P Dzięki, że jesteście i do następnego razu!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro